Nie odkryję Ameryki, jeśli stwierdzę, że Rebel wydaje rewelacyjne gry imprezowe! Moja szafa pełna jest rebelowych imprezówek, a jedna lepsza od drugiej. Dobble, Dixit, Imago, Tajniacy… przykłady można mnożyć. A zatem nic dziwnego, że kiedy dowiedziałam się o nowości Nie do pary, wzięłam to za pewnik. Pomyślałam sobie, że to będzie kolejna świetna gra i niestety po raz pierwszy się zawiodłam… Ale od początku.
W grze Nie do pary naszym zadaniem jest szukanie skojarzeń między obrazkami. Gra przeznaczona jest dla 3–8 osób. W pudełku znajdziemy sporo, bo aż 156 dwustronnych kart ze zdjęciami, co daje aż 312 ilustracji, czyli całą masę możliwości gwarantującą regrywalność. Poza tym każdy gracz otrzyma swój zestaw kart z numerami od 1 do 11. Na stole rozkładamy planszę do gry, która wyznacza nam miejsca na obrazki i numeruje je również od 1 do 11 (podobnie jak w Dixit Odysey). W pudełku znajdziemy też notes do zapisywania punktów i klepsydrę, która odmierza 1,5 minuty.
Zacznę od wrażeń estetycznych, bo te są w większości na plus, choć troszkę ponarzekać też muszę ;). Gra jest wydana solidnie i porządnie, ale Rebel już raczej zdążył nas przyzwyczaić do dobrej jakości. Oprawa graficzna jest w porządku. Nie do pary to gra na skojarzenia, więc początkowo spodziewałam się jakichś abstrakcyjnych rysunków, a tu na kartach mamy fotografie różnych przedmiotów, zwierząt, roślin, krajobrazów, sytuacji… no po prostu przeróżnych rzeczy. Wygląda to ładnie. Natomiast moją bolączką jest duże pudełko. Ok, przyznam, że jest solidne i z grubej tektury, ale po co takie duże i pełne powietrza? Gra spokojnie zmieściłaby się do pudła co najmniej połowę mniejszego. Tak, ja wiem, że duże pudełka lepiej się sprzedają, ale to nie zmienia faktu, że są irytujące. Zwłaszcza przy grze imprezowej, którą chciałoby się ze sobą zabierać wszędzie. Im mniejsze pudło, tym lepiej. Ja nigdy Nie do pary nie wzięłam ze sobą razem z tym nieszczęsnym kartonem… Zawsze przekładałam elementy do jakiegoś worka i tak transportowałam. Przypuszczam, że gdyby notes na punkty był mniejszy (a spokojnie mógłby być), to gra zmieściłaby się do woreczka podobnego do tego w Time’s up. To naprawdę byłoby dużo lepsze rozwiązanie…
Tyle o wykonaniu, teraz co nieco o zasadach. A te są bardzo proste i przystępne, jak to na imprezówkę przystało. Na początku rozkładamy wokół planszy 11 zdjęć. Naszym zadaniem jest dobrać je w pary zanim skończy się czas wyznaczany przez klepsydrę. Możemy to robić na zasadzie dowolnych skojarzeń. Każdy gracz ma swój zestaw kart ponumerowanych od 1 do 11 i za ich pomocą zaznacza pary. Na razie kładzie je przed sobą zakryte, aby nie ujawniać swoich wyborów pozostałym. Kiedy wszyscy mają już swoje pary (lub czas się skończył), odsłaniamy swoje karty. Po kolei każdy gracz ogłasza, jakie zdjęcia dobrał w pary. Jeśli tylko on posiada taką parę, nie otrzymuje za nią punktów. Ale jeśli inni gracze też taką mają, zgłaszają się i wszyscy otrzymują tyle punktów, ile osób się zgłosiło. Wyniki zapisujemy od razu na karteczkach do notowania punktów. Kiedy ogłosimy już 5 par, pozostaje nam ostatnia karta. Zdjęć mamy 11, a więc zawsze jeden obrazek pozostaje bez pary. Jest to tzw. zepsute jabłko. Jest ono bardzo cenne, bo jeśli kilku graczy ma tę samą kartę bez pary, otrzymują oni za nią punkty w liczbie ilość graczy razy dwa. A więc można się odkuć ;). Gramy tak 4 rundy, a potem podliczamy punkty i wyłaniamy zwycięzcę.
Tyle o zasadach, a teraz o wrażeniach z rozgrywki. A te niestety w moim przypadku nie są pozytywne. Gra kompletnie nie trafiła w moje gusta i niestety widzę w niej więcej wad niż zalet. Zacznę od tego, że ja generalnie bardzo lubię gry na skojarzenia. Dixit czy Imago to tytuły, które wręcz uwielbiam. Więc teoretycznie Nie do pary powinno mi się podobać… ale tak nie jest. Z kilku powodów. Przede wszystkim założenie gry jest takie, żeby szukać jak najbliższych powiązań między zdjęciami, nie kombinować. Ale ja nie potrafię znaleźć w tym ani krzty frajdy. To jak stwierdzanie rzeczy oczywistych – te dwie karty są żółte, więc pasują. Gdzie tu zabawa? Obrazki w grze są dla mnie zbyt dosłowne. Mamy np. kartę, na której widzimy sztućce – łyżkę i widelec. I nic poza tym. Żadnych szczegółów, detali… Ta dosłowność nie zaprasza do kreatywności. Mi brakuje wieloznaczności! Nie bawi mnie szukanie skojarzeń prostych i oczywistych. Np. połączę w parę ślimaka i biedronkę, bo to zwierzęta. Połączę dwie karty, bo np. obie mają niebieskie tło… Po prostu moja wyobraźnia nie otwiera się na bardziej wysublimowane skojarzenia. A jeśli ktoś chciał się wybić i próbował szukać dalekosiężnych powiązań, niestety kończył bez punktów. A najgorzej było, kiedy udało się dobrać jakieś dwie lub trzy pary, a potem pozostawało kilka kart, które nijak z niczym mi się nie kojarzyły! Po prostu oczywistych skojarzeń nie było, a bardziej ciekawe się przy tej grze nie rodzą. Często ostatnie dwie pary dobieraliśmy losowo… Jak się domyślacie, ta gra wtedy zupełnie traciła sens. W instrukcji zasugerowano, żeby spróbować wyjaśniać, dlaczego dobraliśmy takie a nie inne pary. Miało to sprawić kupę frajdy. Ale co za frajda z tego, kiedy pytam mojego przeciwnika, czemu połączył mikrofon z zapałkami, a on mi na to, że tak wyszło, bo nie miał pomysłu… Poza tym dość upierdliwe jest przydzielanie punktów na końcu rundy. Teoretycznie powinno to przebiegać sprawnie, ale u mnie nigdy tak nie było. Robił się z tego chaos i rozgardiasz. Ludzie zapominali zapisać jakąś parę, ciągle ktoś się dopytywał, czy taka już była… No po prostu psuło to trochę zabawę, a poza tym trwało zbyt długo.
No cóż, gra kompletnie nie przypadła do gustu ani mi, ani moim znajomym. Ale chciałam wierzyć, że ona ma w sobie jakiś potencjał, którego my nie umiemy dostrzec. No przecież to gra Rebela, nie może być taka kompletnie zła! A więc wpadłam na pomysł, żeby przetestować ją w towarzystwie dzieci. A nuż odkryję w niej jakieś walory edukacyjne… Na pudełku mamy 10+, więc zabrałam ją do zagrania z 11-latką. I tu była już totalna klapa… Niestety mała ani odrobinę nie załapała o co chodzi i dobieranie kart w pary szło jej jeszcze gorzej niż nam, dorosłym… Nie wiem, może akurat trafiłam na takie dziecko, które nie przepada za grami na skojarzenia i wyobraźnię, może znajdą się dzieci, które tę grę bardziej polubią… Ale ja już niestety nie mam siły dłużej jej testować. Muszę przyznać, że tym razem między mną a grą Nie do pary nie zaiskrzyło. Chyba nadajemy na innych falach.
Podsumowując, nie chcę stwierdzić, że Nie do pary to klapa, niewypał i w ogóle totalne badziewie. Mam wrażenie, że jest w niej coś, co może zaskoczyć w odpowiednim towarzystwie. Wśród moich znajomych niestety nie zaskoczyło kompletnie. Nie mam ochoty tej gry wyciągać na stół, kiedy w szafie leżą sobie Dixit, Tajniacy i Imago – genialne gry na skojarzenia. Naprawdę niewiele jest gier, które źle oceniam, ale ta wybitnie u nas nie działa. Natomiast nie chcę, żebyście się zrażali do niej całkowicie. Oceniam ją nisko, ale to moje subiektywne odczucie. Pamiętajcie, że każdy ma inne gusta i wierzę, że są gdzieś ludzie, którzy Nie do pary mogą bardzo polubić. A zatem gry nie spalę na stosie ;). Trafi do klubu planszówkowego i będzie czekać na kogoś, kto ją przygarnie i się nią zachwyci ;). Mam szczerą nadzieję, że ktoś taki się znajdzie, bo nie ma nic gorszego niż samotna i odrzucona planszówka…
Złożoność gry
(2/10):
Oprawa wizualna
(6/10):
Ogólna ocena
(3,5/10):
Co znaczy ta ocena według Games Fanatic?
Da sie grać, ale nie bardzo jest powód, żeby to robić. Nie polecilibyśmy jej nikomu, bo potężne wady przesłaniają kompletnie nieliczne, drobne plusiki, które gdzieś tam próbują się nieśmiało wyłonić. Raczej dla desperatów.
Nie musisz się aż tak tłumaczyć (zwłaszcza w ostatnim akapicie), kiepsko to kiepsko. Ostatnie zdanie mnie ujęło.
Rebel chyba się nie obrazi ;)
Chciałam podkreślić, że nie chodzi o to, że gra jest zepsuta, tylko że zwyczajnie mi się nie podoba. Nie chciałam być źle zrozumiana :).
Ja mam zgoła inne wrażenia po rozgrywce w „Nie do pary”. Owszem, nie jest to tytuł idealny, nie jest nawet bardzo dobry, ale dobry już tak. Większość minusów, które zostały przytoczone w tej recenzji w ogóle mi nie przeszkadzała. To, że ostatnią parę często ciężko wykoncypować bo nic nie pasuje? Odrobina absurdu nie zaszkodzi, czasem wychodziły z tego śmieszne połączenia. To, że gra wymaga od nas szukania oczywistych skojarzeń, nie jest jej wadą, ale cechą jej mechaniki. Owszem, na pewno nie przypadnie do gustu wszystkim, ale są też ludzie, którzy nie lubią szczególnie kreatywnego myślenia i wyszukiwania wysublimowanych skojarzeń. Swoją drogą w Dixit Odyssey jest alternatywny wariant zasad gry (Dixit Party), w którym punktowanie jest trochę podobne do tego, które mamy w „Nie do pary”, czyli punktujemy tylko to, na co inni głosowali, a skrajnie indywidualne pomysły nie są nagradzane. Kompletnie też nie odczułem chaosu przy liczeniu punktów. Robiliśmy to zgodnie z instrukcją i trzeba przyznać, że te liczenie dosyć długo trwa jak na grę imprezową, ale szło sprawnie i bez zamieszania. Może potrzeba odpowiedniego podejścia graczy? Reasumując napiszę taką refleksję: to nie jest rasowa gra imprezowa. To jest gra familijna, z lekkim zacięciem imprezowym i tak bym ją traktował. I raczej nie jest to gra dla indywidualistów, ale tylko raczej, bo ja bym sam siebie do indywidualistów zaliczył, a mimo wszystko gra mi się podobała. Moi współgracze chcieli w to grać nawet kilka dni pod rząd, więc stwierdzam, że gra ma w sobie jednak „to coś”, może jedynie musi trafić na odpowiedni grunt…
A jeszcze jedna kwestia: ocena 3,5 na 10? Mi osobiście taka ocena kojarzy się z grą, która jest bardzo słaba albo zepsuta, dlatego też sądzę, że to krzywdząca ocena w przypadku „Nie do pary”. Każdy ma prawo do własnej opinii, dlatego nie zamierzam się o to kłócić, ale chciałem swoją wypowiedzią pokazać, że ta gra może jednak się podobać. Ja bym dał jej 6 lub 7 na 10, w zależności od nastroju w danej chwili ;-)
Dzięki za opinię! Bardzo się cieszę, że gra może się podobać, jeśli trafi na odpowiednie towarzystwo. Moja ocena jest niska, ale proszę mnie zrozumieć. Nikomu z osób, z którymi grałam gra się nie podobała. Większości nie podobała się bardzo i nie chcieli grać drugi raz. Więc oceniłam zgodnie z tym, co zaobserwowałam w swoim towarzystwie. Trudno było oceniać tylko na podstawie spekulacji, że może innym się podoba bardziej i oceniliby wyżej. Nie uważam, że gra jest zepsuta, jest tylko specyficzna i pewnie nie dla każdego. Starałam się, żeby to wybrzmiało w tej recenzji, mimo wszelkich moich negatywnych uwag.