Rozpoczął się właśnie marzec. Każdy już biegnie myślami raczej ku zbliżającej się wiośnie niż patrzy w stronę minionym roku. Czas podsumowań minął i prawdopodobnie czekacie już na tegoroczne premiery. Ja jednak cofnę się jeszcze do roku 2016, żeby zerknąć na polskie gry, które były wówczas wydane. Mimo, że podsumowań w różnych serwisach było już aż nadto, zachęcam Was do przyjrzenia się jeszcze temu jednemu. Nie dlatego, że akurat ja je napisałem, ale z tego powodu, że polscy autorzy ponownie mają się czym pochwalić i warto poświęcić chwilę, żeby przyjrzeć się ich dziełom.
Przypomnę tylko, że do tego zestawienia zakwalifikowałem gry polskich autorów wydane jednocześnie przez nasze rodzime wydawnictwa. Zaznaczam też, że nie jest to przegląd wszystkich polskich tytułów i naturalnie mogą się znaleźć gry, których tu nie ująłem. Jeżeli znacie taką grę to oczywiście napiszcie jej tytuł w komentarzu. A jeszcze, jakbyście do tego dodali kilka słów o niej to bez wątpienia wzbogaciło by to moje zestawienie.
Ps. kolejność tytułów, jakie opisałem jest przypadkowa.
Absolutny hit minionego roku na polskim rynku wydawniczym i zarazem debiut nowego autora Klemensa Kalickiego. Najlepszy gateway, w jaki kiedykolwiek grałem. Domek w moim osobistym rankingu gier wprowadzających zepchnął na dalszy plan takie hity jak Splendor czy Wsiąść do Pociągu. Gra ma przeurocze wręcz grafiki, proste zasady, nie jest banalna, można w niej pokombinować, a przy tym wszystko trwa 20 minut. Jak mam kogoś sceptycznie nastawionego do planszówek przekonać do rozegrania partii, to nie wyobrażam sobie lepszego sposobu.
Podczas rozgrywki gracze projektują swój wymarzony domek wybierając z toru karty pomieszczeń i ulepszeń. Pomieszczenia budujemy na naszej planszetce starając się to robić w ten sposób, żeby nasze mieszkanko było jak najbardziej funkcjonalne. Wśród ulepszeń znajdziemy wyposażenie i dachy, które dadzą nam dodatkowe punkty na koniec, narzędzie, które pomogą nam w trakcie rozgrywki, a także pomocników, dzięki którym będziemy mogli naginać niektóre zasady lub których cechy przydadzą nam się na koniec partii.
Podobno gra została już przetłumaczona na 11 języków. I nic w tym dziwnego, bo to naprawdę świetny tytuł, który w mojej opinii ma szansę w bieżącym roku zdobyć niejedno prestiżowe wyróżnienie (już jest nominowany do Golden Geek Award w kategorii gier familijnych).
Jedyna gra draftowa jaką znam, która chodzi wyśmienicie na dwie osoby :). W Capital, autorstwa Filipa Miłuńskiego gracze budują dzielnice Warszawy prowadząc ją przez 6 er, od momentu jej powstania do czasów współczesnych. Gra jest typowym citybuildingiem jednak z kilkoma oryginalnymi i bardzo ciekawymi rozwiązaniami. Po pierwsze obszar budowy dzielnicy mamy istotnie zawężony, przez co prędzej czy później będziemy musieli stosować nadbudówki i stracimy możliwość korzystania ze zdolności zabudowanych kafelków, po drugie co erę jeden z graczy otrzyma kamień milowy więc poza budowaniem mamy też wyścig o zdobycie rzeczonych kafelków, po trzecie w trakcie rozgrywki czekają nas wojny, które zniszczą nam część dzielnicy i zmuszą do jej ponownego zabudowywania. Gra jest krótka, dynamiczna i, mimo prostych zasad, bardzo satysfakcjonująca, jeżeli chodzi o poziom umysłowego zaangażowania. Do tego trzeba dodać świetne wykonanie.
Warto zaznaczyć, że Capital zyskał tez uznanie wśród światowych recenzentów i został wymieniony w toplistach 2016 roku między innymi przez Toma Vasela, Zee Garcije czy Rahdo.
Capital nie jest jednak jedynym dziełem Filipa Miłuńskiego, które w zeszłym roku miało swoją premierę, bo poza nią wyszły jeszcze King Runner (o którym nie wiem niestety nic) i jedna z najlepszych gier edukacyjnych jakie znam – ale Historia. Gra ta została stworzona i wydana z okazji przypadającej na ubiegły rok 1050 rocznicy chrztu Państwa Polskiego. Jest to w zasadzie gra quizowi, ale opatrzona jednak bardzo fajną mechaniką, w której gracz wybierający kartę musi ją przypasować do odpowiedniego regionu naszego kraju, natomiast pozostali grający wybierają ciężar adresowanych do nich pytań, za które mogą zdobyć od 1 do 3 groszy. W grze zbieramy też sety i wykorzystujemy żetony specjalne pozwalające nam np. podwoić zdobycz punktową, uchronić się przed karą za błąd, lub podmienić karty z innym graczem. Bardzo fajny i pomysłowy sposób na realne przyswojenie wiedzy o historii naszego kraju.
Mimo wydanie nieco bardziej zaawansowanego Capital i edukacyjnej ale Historii, firma Granna w dalszym ciągu pozostała jednak wydawnictwem produkującym głównie gry przeznaczone dla najmłodszych. Przykładem na to jest właśnie zręcznościowa gra Spaghetti, autorstwa Michała Gołębiowskiego.
Spaghetti jest grą opartą na pomyśle wykorzystanym w klasycznych bierkach. Mamy tekturowy talerz, na którym umieszczamy przypominające nitki makaronu różnokolorowe sznurówki. Na nich kładziemy z kolei pomalowane na brązowo piłeczki pingpongowe, przypominające klopsiki. Gracze wyciągają na czas makaron z talerza uważając przy tym, żeby nie nabrudzić, to znaczy, żeby żaden makaron ani żaden klopsik nie wypadł na obrus. Na koniec rozgrywki gracze podliczając punkty przyznawane za wyciągnięty makaron (różne kolory nitek mają różną długość, a co za tym idzie dają różną ilość punktów), zdobyte klopsiki, a w wersji zaawansowanej również za przygotowane dania (czyli uzbierane zestawy odpowiednich elementów). Gra jest szybka i prosta, a daje mnóstwo śmiechu i radości nie tylko w gronie najmłodszych.
Nie wiem jak gotuje Ignacy Trzewiczek, ale muszę przyznać, że 6-letnie dania odgrzewa i doprawia wyśmienicie. Z ciężkiej, brzydkiej i nieprzyjaznej dla nowych graczy serii udało mu się zrobić ładny, przystępny lecz wciąż wymagający tytuł w postaci Master Seta. Ba, udało mu się poprawić nawet błędy i tak już bardzo dobrych Osadników: Narodziny Imperium, którzy zdobyli nagrodę Zaawansowanej Gry Roku 2015 (mamy więcej rodzajów akcji, trudniej jest splądrować przeciwnika). Obecnie jest to prawdopodobnie jedna z najlepszych karcianych o budowaniu silniczka, jakie dostępne są na rynku.
Gra została nominowana do nagrody Golden Geek Award 2016 w kategorii gier karcianych oraz zdobyła – również w tej kategorii – nagrodę Złotej Gry Roku 2016 przyznawaną przez videocast Gry Planszowe u Wookiego.
Podobnie jak Filip Miłuński, tak i Ignacy Trzewiczek nie poprzestał na jednej grze w ubiegłym roku, gdyż jeszcze w styczniu ukazały się na rynku inna gra jego autorstwa, mianowicie…
Statki, łupy, kościotrupy jest to gra, w której walczymy statkami symbolizowanymi przez kostki, na morzu zrobionym z denka pudełka po planszy, uczestniczymy w przygodach, zdobywamy łupy, rekrutujemy załogę i rozwijamy nasze statki ulepszając im działa, maszty czy ładownie. Ja nie grałem, ale za rekomendację służą mi słowa Inka, który tak pisał o grze w swojej recenzji:
„Siadając do Statków z realnymi oczekiwaniami dostosowanymi do rodzaju gry, „na przekór wszelkiemu prawdopodobieństwu i wbrew własnej naturze – przetrwałem”*. Co więcej, podobało mi się. Bardziej, niż można by przypuszczać, znając profil gier, które najlepiej do mnie trafiają. Choć Statki nie znajdą się na mojej liście gier wszechczasów, to dały mi więcej zabawy i przyjemności, niż się spodziewałem. Warto spróbować, może spodobają się również wam.”
Sporym rozczarowaniem okazało się dla mnie niestety wyczekiwane Byle do pierwszego autorstwa Piotra Krzystka i Łukasza Wrony – workerplacementowa gra familijna, w której biegamy naszymi meeplami po osiedlu, żeby opłacić rodzinne rachunki. Nie była to jednak na szczęście jedyna gra autorstwa tych panów, jaką w zeszłym roku poznałem. Stworzyli oni bowiem do spółki z Danielem Budaczem grę Kacper Ryx i Król Żebraków. Jest to gra o wojnie gangów w średniowiecznym Krakowie. W zasadzie Kacper Ryx jest grą euro, ale też jednym z najbardziej klimatycznych euro, jakie kiedykolwiek widziałem. W grze mamy bardzo dużo negatywnej interakcji, ale też zobaczymy kilka oryginalnych i ciekawych rozwiązań, jak chociażby tor inwestygacji czy dwustronne karty akcji, blokujące nam dostęp do akcji „zakrytych”. Dobry tytuł, który polecam głównie graczom lubiącym podczas rozgrywki wpić szpilę (albo nóż pod żebra… ;P) przeciwnikowi (warto wspomnieć też o świetnym trybie dwuosobowym występującym w grze).
Podobnie jak w przypadku Jamy, która wydała Kacpra Ryxa, bardzo udanym debiutem wydawniczym byli też Zaklinacze wydani przez firmę Gindie.
Zaklinacze to gra karciana dla 2-4 graczy, z około 30-minutowym czasem partii. Mechanika w nich jest prosta, rozgrywka losowa, nie ma tam w sumie nic nowatorskiego, a jednak trudno znaleźć w Polsce recenzenta, któremu ta gra się nie podoba. Dlaczego? Bo jest płynna, szybka, przyjemna i bardzo regrywalna, a karty są opatrzone pięknymi grafikami i zrobione z dużym jajem.
W grze wcielamy się w bohaterów broniących jednej z 11 wiosek przed atakami potworów. Przy okazji zbieramy artefakty i uczymy się zaklęć, dzięki czemu rozwijamy nasz arsenał fizyczno-magicznej destrukcji, aby móc polować na coraz to silniejsze poczwary, za które zdobywamy punkty zwycięstwa. Szukać artefaktów, zaklęć i przygód możemy w pobliżu wioski i wówczas koszt naszych wędrówek będzie niewielki lub nawet żaden, albo możemy się wypuścić na dalsza wyprawę, lecz wtedy musimy zapłacić za to nieraz pokaźną sumę w kryształach. W wiosce możemy się najczęściej leczyć albo zatrudnić najemników, którzy dadzą nam dodatkową siłę w boju. Niekiedy też możemy zyskać kryształy.
Autorem Zaklinaczy jest Rafał Cywicki znany najbardziej chyba z gry Alcatraz: Kozioł Ofiarny, ale też współautor takich tytułów jak Kingpin czy 1984: Animal Farm.
Wiosną zeszłego roku swoją premierę miała też długo wyczekiwana Odbudowa Warszawy wydana przez Fabrykę Gier Historycznych. Gra swoją niezwykle uroczystą premierę miała podczas Nocy Muzeów na Zamku Królewskim w Warszawie. Po oficjalnej konferencji z udziałem autorów oraz wydawców odbyła się prezentacja, na której można było zagrać w wielkoformatową wersję gry.
Sama Odbudowa Warszawy jest grą citybuildingową z mechaniką worker placement, w której będziemy wysyłać naszych inżynierów po surowce i fundusze, a także odgruzowywać stolicę zajmując jednocześnie miejsca pod budowę nowych budynków.
Poza trybem zaawansowanym wykorzystującym mechanikę zarządzania naszymi robotnikami, gra posiada też nieco okrojony tryb podstawowy, służący za swoisty tutorial i dobrze sprawdzający się w rozgrywkach z młodszymi członkami planszówkowej społeczności.
Mimo sporej konkurencji wśród gier citybuildigowych (w tym roku wyszły również w Polsce wspomniane wcześniej Capital i rewelacyjne Quadropolis), Odbudowa Warszawy przebija się oryginalną, jak na tego typu grę, mechaniką oraz świetnym wykonaniem i szatą graficzną. Jest to gra zdecydowanie inna od dwóch wyżej wymienionych tytułów i fanom budowy miast polecam mieć wszystkie te trzy pozycje w kolekcji.
Warto zauważyć, że w minionym roku Galakta wydała aż dwa tytuły, które zdobyły nagrody w organizowanym przez nich konkursie dla autorów gier – Zombie Terror i Wiek Złodziei.
Zombie Terror jest to dwuosobowa asymetryczna pozycja, w której jeden z graczy wciela się w ludzi chcących uciec przez nacierającą na nich hordą zombie, a drugi gracz kontroluje nieumarłych mających na celu zrobienie sobie uczty z ludzkich mózgów. Ludzie są szybsi, bardziej mobilni, mają specjalne zdolności, ale jest ich mało. Zombie z kolei są powolne i bezmyślne, za to jest ich znacznie więcej, a podczas partii przybywają nowe, rozgrywka więc jest wyrównana, a strony dobrze się balansują. W grze mamy dwustronną planszę, a każda ze stron zapewnia nieco inny rodzaj rozgrywki (przeszkody na jednej ze stron są ruchome i możemy ich położenie określić indywidualnie na początku każdej partii. Partie są krótkie, za to mocno emocjonujące, więc jak ktoś lubi dwuosobowe fillerki oraz klimat zombie-apokalipsy to może brać ten tytuł w ciemno.
Wiek złodziei
Wiek złodziei, czyli gra autorstwa Sławomira Stępnia jest z kolei próbą przeniesienia na planszę komputerowego Thiefa. I to próbą całkiem udaną, bo zarówno klimatem jak i mechaniką gra przypomina swoją elektroniczną poprzedniczkę.
Gracze wcielają się tutaj w złodziei, którzy pragną przywłaszczyć królewski klejnot znajdujący się w twierdzy w centrum miasta. Ten jest jednak strzeżony przez sporą liczbę strażników, którzy jak nas zobaczą próbują nas złapać, a jeśli im się to uda wtrącają nas do lochów i zabierają część łupu. My jednak mamy swoje sposoby, żeby umknąć straży, lub przejść obok niej niezauważeni, a w drodze po klejnot uwolnić jeszcze od kilku kosztowności miejscową burżuazję.
Mechanicznie w grze mamy rozdzielanie punktów inicjatywy pomiędzy nasze akcje, co determinuje kolejność ich wykonywania, która nieraz ma kluczowe znaczenie dla powodzenia misji. Mamy też sporo negatywnej interakcji pomiędzy graczami wynikającej z działania niektórych akcji specjalnych, Po mieście są też porozrzucane losowo zakryte żetony, które podnosimy stając lub przechodząc przez pole, na których są umieszczone. Ich działanie nieraz może okazać się dla nas bardzo przydatne, ale niekiedy niestety może też mocno pokrzyżować nam plany.
Watro wspomnieć, że mimo aż 20 stron instrukcji, zasady gry są proste i dają się wytłumaczyć w około 10 minut, co czyni tytuł przystępnym również w gronie familijnym.
Gdybym miał sobie wybrać grę, która jest fabularnym prequelem do Pandemii, to byłoby to właśnie Chromosome. Wybuch w laboratorium, wszyscy ludzie zginęli mikroby wydostały się na zewnątrz i zaczęły mutować. Tylko, że tym razem my, gracze mamy za zadanie pomóc im uciec z laboratorium i rozprzestrzenić się po świecie. Co ciekawe mikroby są bardzo agresywne również w stosunku do siebie.
W grze pokierujemy właśnie grupą takich mikrobów, która chce uciec z laboratorium zanim to ulegnie autodestrukcji. Na planszetce graczy będziemy mutować nasze żyjątka, zarządzając pulą dostępnych genów i dodając coraz to nowe. Na składającej się z heksów planszy głównej będziemy natomiast walczyć z innymi graczami, rozmnażać się, czy pozyskiwać i wykorzystywać energię.
Ja grałem w Chromosome raz. Ogólny feeling przyrównałbym do tego, czym raczy nas np. Neuroshima Hex, Altaria czy Termity. Trzeba dobrze wyliczyć nasze możliwości i odpowiednio się ustawić, żeby zadać bolesny cios przeciwnikowi. Ja tego typu gier nie lubię, ale fanom naparzanek taktycznych rozgrywających się na heksagonalnych planszach gra może się spodobać.
Leśna draka, Komisarz Wiktor, Karczemne opowieści
Przed wakacjami swoją obecność na rynku mocno zaznaczyło wydawnictwo Tailor Games wydając trzy nowe gry Krzysztofa Matusika (Urban City, Craftsman), czyli Leśną drakę, Komisarza Wiktora i Karczemne opowieści. Dwa pierwsze tytuły to lekkie logiczne gry rodzinne, trzeci to nieco cięższa gra deckbuildingowa.
W Leśnej drace gracze kierują wiewiórkami starając się zdobyć jak największą ilość żołędzie. W tym celu skaczą po rozłożony w kwadracie kafelkach taki sposób, żeby każdy kolejny kafel, na którym staną zawierał coraz to mniejszą liczbę żołędzie. Kiedy już nie są w stanie poruszyć się według tej zasady, ich tura się kończy, płytki są obracane i do swojej kolejki przystępuje następny gracz. Po 6 rundach gra się kończy a gracze podliczają swoje zapasy.
Komisarz Wiktor jest grą, w której mamy odnaleźć złodzieja zaginionego obrazu. W trakcie rozgrywki staramy się ułożyć portrety pamięciowe podejrzanych tak, żeby na końcu doprowadzić do sytuacji, w którym podobizna osoby, która została nam na ręce odpowiadała jak największej liczbie ułożony na stole w kolejności sprawców. Gra jest może mało tematyczna i zupełnie pozbawiona elementu dedukcji (którego przecież należałoby się spodziewać), ale daje całkiem sporo frajdy z rozgrywki.
Ostatnia z gier, czyli Karczemne opowieści to karcianka, w której rekrutujemy w pobliskiej karczmie drużynę śmiałków, by następnie wyprawić się z nią na coraz to nowe przygody. Nasi łowcy przygód poza standardowym kosztem zakupu oraz informacją o rodzaju wyprawy, na jaką możesz ich zabrać, mają specjalne zdolności wpływające na sposób naszej rozgrywki. Im bardziej różnorodna jest nasza epika tym więcej punktów dostaniemy za nią na koniec partii. Do nich doliczamy chwałę zdobytą na wyprawach i wyłaniamy zwycięzcę. Choć gra mi osobiście nie przypadła do gustu, w Redakcji znalazła swoich fanów. Dlatego też, jeżeli – podobnie jak Joasia – lubicie deck buliding, zachęcam do przeczytanie jej recenzji.
Na koniec odnotuję jeszcze wydanie kilku gier, o których niestety wiem niewiele, a jedyne informacje, jakie o nich posiadam można znaleźć na stronach i profilach wydawnictw lub w bazie BGG.
I tak Galakta wydała jeszcze Ragers: Mistrzowie Areny – dwuosobową grę karcianą autorstwa Rafała Bogusza, nakładem wydawnictwa Red Imp ukazała się gra Martians: A Story of Civilization Grzegorza Oklińskiego i Krzysztofa Wolickiego, Tailor Games poza trzema wymienionymi tytułami wydało jeszcze pod koniec roku gry Pora na kameleona i Morfeusza – obie autorstwa Krzyśka Matusika (który tym samym z 5 grami na koncie zostawił daleko w tyle konkurencję), a debiutujące na rynku wydawnictwo Quantum Games uraczyło nas grą Top Kitchen (autor Mariusz Milewski), z takim ciekawym gadżetem znajdującym się w pudełku, jak patelnia :). Warto też wspomnieć, że dzięki wydawnictwu Games Factory Publishing pojawiła się też polska wersja gry przygodowej Mistfall, wydana pierwotnie w 2015 r. przez rumuńską firmę NSKN Games.
Polacy mieli też swój znaczący udział w tworzeniu takich zeszłorocznych hitów, jak Cry Havoc (współautorem gry jest Michał Oracz) oraz Scythe (uniwersum, w którym osadzona jest gra zostało stworzone przez Jakuba Różalskiego).
Kroniki Archeo. Dookoła świata – lekka, przyjemna przygodówka od Zielonej Sowy (co ciekawe, i raczej nietypowe, autorem jest kobieta – Anna Sobich-Kamińska). Plansza przypominała mi trochę Pandemię (mapa świata), a rozwiazywanie zadań – pojedynki w Talismanie. Gra nie jest skomplikowana, trzeba trochę pogłówkować, ale bez przesady. To rodzinna gra, bez negatywnych interakcji, jest kostka, ale tylko przy pojedynkach i wyznaczaniu miejsca, w którym ma się pojawić zadanie. Można pograć ze znajomymi, jeśli lubią lekkie tytuły w stylu Wsiąść do pociągu. Ja grałem z synami w wieku 9 i 11 lat i byli zachwyceni. Znalazłem trzy minusy: kiepska czcionka na kartach, brak grafik w instrukcji (instrukcja nie jest długa, ale z odpowiednimi grafikami czytałabym ją znacznie szybciej) i brzydkie plastikowe pionki ala grzybobranie.
Oo, nie słyszałem o tym tytule. Dzięki za cynk, będzie trzeba nadrobić zaległość ;)