„Give me the Brain!”, czyli „Daj mi Mózg!” to jedna z kilku karcianek firmy Cheapass kręcących się wokół fast-foodowego klimatu. Edycja, którą miałam w ręku, była wydana w pełnym kolorze, a karty zapakowane w porządne pudełko.
Po karciankę sięgnęłam skuszona oczywiście jej uroczym tytułem. Osobiście lubię czarny humor, a gry Cheepassa słyną z humoru i szybkiej, przyjemnej rozgrywki… oraz kilku totalnych niewypałów.
Ze słodkiego, różowego opakowania „Give me the Brain!” spoziera na nas z szerokim uśmiechem zielony zombi z świecący fałdami (różowego) mózgu. Wewnątrz znajduje się 112 kolorowych kart (z czego tylko 1/3 zawiera jakieś rysunki, pozostałe mają tylko tekst) i krótka instrukcja (jak na Cheapassa przystało). Zasady są oczywiście bardzo proste, choć w przypadku tej gry opanowanie ich wymaga trochę czasu – głównie dlatego, że w trakcie rozgrywki konieczne jest ciągłe zapoznawanie się z opisami poszczególnych kart.
Cel gry
Gracze wcielają się w pracujących w fast-foodzie zombich, na których zwala się masa prac do wykonania, a które trzeba jak najszybciej wykonać. Wygrywa oczywiście ten, kto pierwszy wykona wszystkie swoje prace, czyli pozbędzie się kart z ręki. Problem w tym, że część z tych prac wymaga mózgu, a ten jest tylko jeden na wszystkich pracowników! I dosłownie trzeba go sobie wydzierać… z głowy.
Mechanika
W grze mamy do czynienia z kartami licytacji oraz z kartami pracy, przy czym niektóre prace wymagają mózgu, a niektóre nie. Dodatkowo do gry trzeba zorganizować sobie sześciościenną kostkę, którą się rzuca i która jednocześnie reprezentuje wspomniany wcześniej mózg.
Na początku każdy z graczy dostaje po 7 losowych kart, a mózg leży na podłodze. Gra zaczyna się od licytacji na mózg – każdy, kto ma karty licytacji w ręku, może je rzucić aby wygrać licytację i otrzymać mózg. Zwycięzca licytacji zaczyna kolejkę, czyli jako pierwszy zagrywa karty (wykonuje prace), po nim kolejna osoba i tak dalej. Osoba posiadająca mózg może jako jedyna wykonywać prace wymagające tego organu, ale za każdym razem musi sprawdzić (rzut kostką), czy przypadkiem nie upuściła mózgu. Jeśli mózg spadł na podłogę (lub został perfidnie wytrącony przez złośliwego współgracza), od razu zaczyna się licytacja na mózg.
Jeśli ktoś nie ma mózgu i na ręce ma tylko karty tego organu wymagające, musi dociągnąć kartę lub wymienić wszystkie karty z ręki na nowe i dołożyć sobie jeszcze jedną kartę. Jak widać jeśli nie pozbywamy się karty z ręki, dostajemy kolejną.
Prace, które wykonujemy, zazwyczaj mają wpływ na stan posiadania prac przez innych graczy (lub przez nas) lub po prostu szkodzą nam lub innym. Jest kilka kart wspomagających, ale niewiele.
Zupełnie jak w życiu…
Jak widać pozbycie się kart z ręki nie jest proste – pracy wymagających mózgu jest tyle samo co prac mózgu nie wymagających, a do tego niemal każde zagranie karty grozi otrzymaniem kolejnych kart. Z czasem gracza ogarnia straszliwe uczucie, że nigdy nie wykona wszystkich prac, zwłaszcza jak ma na ręku same różowe (wymagające mózgu), a mózg jest daleko poza jego zasięgiem.
Zrzucanie prac na innych, podstępne wręczanie im kart uniemożliwiających wygranie lub zdobycie mózgu jest tutaj rzeczą powszednią. Zupełnie jak w życiu…
… ale gdzie ta zabawa?
Po pierwsze w „Give me the Brain!” trzeba zagrać kilka razy by grę zrozumieć, by wiedzieć jak manipulować kartami by w ogóle mieć szansę na wygraną. Czytanie każdej karty po jej otrzymaniu dodatkowo wydłuża rozgrywkę i w tej sytuacji trudno określić tę grę jako „zabawną karciankę do piwa”. Niewykluczone, że taką się staje po opanowaniu zasad i kart i po wypiciu rzeczonych kilku piw… niestety myśmy z niej zrezygnowali.
Problemem też jest to, że zarówno na 3 jak i 8 graczy ciągle mamy tylko jeden mózg do dyspozycji. Łatwo więc się domyślić, że kilku graczy może przez całą grę nigdy tego mózgu nie dostać, czyli praktycznie nie mają szansy na zwycięstwo.
Dla zagorzałych miłośników
Podejrzewam że gra może spodobać się osobom które lubią pograć sobie w takie gry jak „Unexploded Cow”, „Brain Robbery” czy „Get Out”. Jednak miłośników szybkich karcianek w rodzaju „Light Speed”, „Bohnanaza” czy „Brawl” raczej gra nie wciągnie. Początkowe trudności z opanowaniem mechaniki gry, czyli właściwie samych kart, mogą skutecznie zniechęcić, a satysfakcja z gry, którą otrzymujemy po jej opanowaniu, nie wydaje mi się wystarczająca.
W temacie fast-food + zombie + bezmózgie prace aż się prosi o przepełnione czarnym humorem rysunki, ale tutaj jest ich jak na lekarstwo. Jedynie karty zakładów posiadają grafiki i do tego mało które są zabawne.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.