W niedzielę zakończył się Wizkon – konwent RPG odbywający się w niewielkim Międzyrzecu Podlaskim na wschodzie Polski.
Ekipa Gry-Planszowe.pl i REBEL.pl została zaproszona na konwent przez Marcina „Wizarda” Sobiczewskiego, który przez ostatnie kilka miesięcy jeździł na krajowe konwenty reklamując Wizkon jako największą imprezę na Podlasiu. Jako że faktycznie w tej części Polski nie odbywa się zbyt wiele konwentów (w przeciwieństwie np. do Krakowa), postanowiliśmy jechać i zorganizować na miejscu Games Room z planszówkami.
Po kilkugodzinnej podróży trafiliśmy bez problemu na teren szkoły, w której odbywał się Wizkon. Tutaj spotkało nas pierwsze rozczarowanie – chociaż sam budynek był czysty i schludny, to jednak dosyć wiekowy i nie przewidziano w nim takich luksusów jak prysznice. Jedyny kran z ciepłą wodą znajdował się w stale okupowanej łazience na pierwszym piętrze. Te niedogodności dało się odczuć (dosłownie) przez cały czas trwania konwentu.
Już w piątek otwarliśmy podwoje Games Roomu, od 18 do 22 zapraszając uczestników do grania w całą masę różnorodnych planszówek. Odczuliśmy szybko, że w tej części Polski faktycznie nie bywamy zbyt często – na początku zainteresowanie było marne, wiele osób wchodziło i nie bardzo wiedziało o co chodzi, po czym szybko umykało – nawet nasze zaproszenia niewiele dawały.
Tym bardziej mogliśmy sobie pozwolić na wyskoczenie na Pokazywanki, czyli popularne kalambury. W silnej ekipie – ja, Sasannka i Seji – stawiliśmy twardo czoła przeciwnym drużynom. Zabawa była przednia a finałowa dogrywka (którą zakończyliśmy na drugiej pozycji), bardzo emocjonująca. Jedynym minusem był chaos panujący na sali, którego prowadzący nie potrafili w żaden sposób opanować.
Fakt niewielkiej stanowczości organizatorów przewijał się zresztą później przez cały konwent. Słyszałem, że jedyne konkursy, na których prowadzący potrafili opanować publiczność, były prowadzone przez Ignacego Trzewiczka i Marcina Blachę z Wydawnictwa Portal.
Odniosłem wrażenie, że wiele osób z obsługi było po prostu bardzo młodych i nie do końca wiedziało jak zareagować np. na osoby palące na korytarzu czy w sali prelekcyjnej. Zamiast ostro skarcić czy chociażby zwrócić uwagę – przymykano więc oko, co na pewno nie wszystkim uczestnikom się podobało. Na przyszłość radzę postarać się o roślejszą i bardziej zdecydowaną ekipę niźli jeden niewidoczny ochroniarz (podobno ktoś taką rolę pełnił).
Wracając jednak do planszówek – w piątek wieczorem odbył się też turniej Game of Thrones, na który zapisało się 18 osób. Potwierdza to, że gra staje się powoli kultowa – dość wspomnieć, że w tym samym czasie odbywał się turniej Magii i Miecza.
W tym samym czasie, jakoś w środku nocy – pokazałem kilku nieświadomym konwentowiczom Jungle Speeda… Graliśmy do 7 nad ranem, po czym w sobotę gra opanowała już całą imprezę, szczególnie wieczorem będąc obecna na wszystkich piętrach i w Games Roomie.
Drugą pod względem popularności grą stały się Zombiaki, których nowa edycja miała swoją premierę kilka dni przed Wizkonem. Ignacy Trzewiczek prowadził naukę zasad i wyjaśniał zawiłości gry. Wiele osób, które grało w Zombiaki wcześniej – chwaliło nowy, mniejszy rozmiar kart oraz ikonki przypominające o działaniu.
Poza tym w grze prawie cały czas był WarCraft, Carcassonne i Drakon, trochę rzadziej Osadnicy i Ticket to Ride. Prawdziwe tłumy pojawiły się w Games Roomie w sobotę wieczorem, okupując wszystkie stoliki i wypożyczając kilka gier na zewnątrz.
W sobotę odbyła się też jedyna chyba stricte planszówkowa prelekcja – pod intrygującym tytułem „Planszówki rozpieprzą branże gier”, prowadzona przez Ignacego Trzewiczka. Roztaczał on apokaliptyczne wizje bankructwa polskich wydawców, którzy nagle rzucili się na planszówki. Starał się udowodnić, że mimo wszystko planszówki planszówkami, ale gracze nadal potrzebują RPG a rynek nie jest jeszcze wystarczająco chłonny by kupić wszystko co zostanie wydane.
Szkoda, że na prelekcji zabrakło naprawdę zainteresowanych osób (zjawiło się ledwie 10 konwentowiczów), przez co dyskusja nie mogła się sensownie rozwinąć. Mam nadzieję, że będzie kontynuowana na następnych konwentach.
Ignacy mówił też trochę o planach wydawniczych Portalu w zakresie planszówek. Najważniejszymi projektami są NS Hex (gra strategiczna w świecie Neuroshimy) oraz polski Falling, czyli Spadamy. Szczególnie o pierwszym tytule można było usłyszeć wiele entuzjastycznych słów – ze słów Ignacego wynika, że gra przeszła wiele pomyślnych testów tak w firmie jak i na Dracoolu i późniejszym konwencie Tornado. Ma być ładnie wydana, bardzo grywalna, skalowalna (możliwość grania w 2-4 osoby) i co ważne – kosztować do 50 zł. Czekam z niecierpliwością na ten tytuł i żałuję, że nie dane mi było zagrać w wersję beta na Dracoolu. Mam nadzieję, że niedługo w Gry-Planszowe.pl ukaże się trochę więcej informacji o tej produkcji.
Warto wspomnieć także o turnieju Wiochmen Rejsera, który odbył się w sobotę wieczorem. Rozgrywany był przez 8 osób z użyciem dwóch talii do gry (tak kart Szosy jak i Wozaka).
Po sobotnim dniu, późnym wieczorem zamknęliśmy Games Room aby w doborowym towarzystwie zagrać w nową grę ze stajni Days of Wonder – Shadows over Camelot. Udział wzięła mieszana ekipa REBEL.pl i Gry-Planszowe.pl oraz Przemek „Draker” Prekurat z Polter.pl i Tomek „Alchemique” Budzyński z Mythos.pl. Żadne z nas nie grało wcześniej w ten tytuł, jednak zasady dało się wyjaśnić w ciągu około 10 minut – są naprawdę przejrzyste i bardzo intuicyjne. W grze każdy z graczy musi najpierw wybrać jedną z metod postępowania zła (odkryć złą kartę, dostawić machinę oblężniczą do zamku lub stracić punkt życia) a następnie wykonać jeden heroiczny czyn (wziąć udział w przygodzie, walczyć z oblężeniem, itp.).
Gra jest o tyle nowatorska, że gracze nie współzawodniczą ze sobą a muszą wspólnie pokonać grę. Aby to osiągnąć trzeba ze sobą współpracować, rozmawiać, wspierać się wzajemnie. Tutaj jednak tkwi mały haczyk – jeden z graczy może być zdrajcą i działać przeciwko pozostałym. Ten element dodaje grze emocji i sprawia, że już na początku sypią się podejrzenia.
Graliśmy około 2 godzin i w zasadzie bez problemu sobie poradziliśmy. Wszyscy bawili się znakomicie – głównie dzięki świetnej atmosferze gry. Mimo dosyć abstrakcyjnej mechaniki, gra doskonale oddaje realia i ducha legend arturiańskich – co jest jej potężną zaletą w stosunku do typowych gier german-style czy nawet poprzedniego hitu Days of Wonder – Ticket to Ride.
Do Shadows over Camelot na pewno niebawem wrócimy – napiszę wtedy obszerną jej recenzję. Póki co zapraszam do przeczytania opinii w serwisie BoardGameGeek.
Konwent zakończył się dla nas w niedzielę rano, kiedy to musieliśmy wyruszyć z powrotem do Gdańska. Myślę, że pojawimy się na Wizkonie za rok, mam też nadzieję, że organizatorzy poradzą sobie z drobnymi problemami organizacyjnymi, które wystąpiły tym razem. Mimo to, większość uczestników wracała z imprezy zadowolona a na forach dyskusyjnych pojawiają się bardzo pochwalne komentarze. A my tymczasem przygotowujemy się już do wrześniowego konwentu U-bot w Łodzi…
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.