Autor: Adam Waśkiewicz (Adam_Waskiewicz)
W kosmosie nikt nie usłyszy jak krzyczysz – mogliśmy się dowiedzieć z reklam jednego z filmów z serii opowiadającej o zmaganiach dzielnej Hellen R. ze straszliwymi ksenomorfami; wedle hasła z innej serii, kosmos miałby być ostateczną granicą – jednak ani potworni obcy, ani czarne dziury i roje meteorytów, ani inne niebezpieczeństwa nie mogą równać się z największym zagrożeniem, na jakie natknąć się mogą śmiałkowie przemierzający międzygwiezdne szlaki…
Munchkin – to słowo budzi grozę w sercach najtwardszych twardzieli, najmądrzejszych mędrców i najsprytniejszych spryciarzy. Dawniej przedstawicieli owego gatunku można było spotkać tylko w zatęchłych podziemiach, jednak wraz z rozwojem międzyplanetarnych podróży ta straszliwa zaraza rozpleniła się po niezliczonych galaktykach, zabierając ze sobą do odległych światów swoje potworne zwyczaje, praktyki budzące odrazę u wszystkich cywilizowanych ras.
O serii karcianych gier z cyklu Munchkin obszerny tekst napisał już Pancho, przedstawiając Star Munchkina nie będę więc powtarzał podstawowych założeń gry, pozwolę sobie skupić się na tych elementach, które odróżniają tę wersję od wcześniejszego „podstawowego” Munchkina i dodatków do niego przeznaczonych.
Tak jak Munchkin i przeznaczone do niego dodatki utrzymane były w realiach gatunku fantasy i wyśmiewały elementy znane z takich systemów jak D&D czy Warhammer, tak Star Munchkin odwołuje się do kanonu gatunku space-opera, bezpardonowo przerabiając motywy znane nam z takiej klasyki jak Gwiezdne Wojny, Star Trek czy Bliskie Spotkania Trzeciego Stopnia.
Oczywiście nie znajdziemy tu ras czy klas postaci znanych nam z pierwotnej wersji gry, zamiast nich twórcy gra dają nam możliwość zdobycia w czasie gry rasy Cyborga, Mutanta, Człowieka-Kota (Feline) oraz takich klas jak Łowca Nagród (Bounty Hunter), Psionik (Psychic), Handlarz (Trader) i Gadżeciarz (Gadgeteer) – każda z nich daje nowe możliwości i odznacza się unikalnymi zdolnościami, niestety nie wszystkie one są tak zbalansowane, jak możnaby sobie tego życzyć, ale z drugiej strony – kto powiedział, że gra z munchkinami musi toczyć się według uczciwych reguł?
Oprócz rasy i klasy postaci możemy także wyposażyć naszego bohatera (o ile takie określenie można zastosować do osoby pragnącej jedynie zdobyć potęgę i nie przebierającej przy tym w środkach) w rozmaite sprzęty – tutaj twórcy wprowadzili kilka ciekawych innowacji w porównaniu do tego, co gracze znać mogą z oryginalnych zasad Munchkina.
Pierwszą ciekawą innowacją jest możliwość łączenia kilku broni w jedną, sumującą dawane przez nie bonusy. Wprawdzie taki manewr można wykonać tylko i wyłącznie z broniami laserowymi, jednak zawiść malująca się na twarzach współgraczy, gdy patrzą na nasz laser-raser-smasher-bananafananafofaser jest wystarczającą nagrodą, niemal przyćmiewającą premię +12, którą daje nam takie cudeńko.
Druga innowacja to przedmioty Złożone (Complex) – każda postać może w danym momencie używać tylko jednego elementu wyposażenia oznaczonego tą cechą, niezależnie, czy jest to broń, pancerz, czy hełm lub obuwie – jedynie Gadżeciarz może posługiwać się dowolną ich ilością.
Ostatni nowy składnik wyposażenia (że tak to ujmę), o którym wspomnieć należy, to Towarzysze (Sidekick), którzy w trakcie gry mogą dołączyć do naszego bohatera – oprócz obdarzania go konkretnymi premiami lub udostępniania jakichś specjalnych zdolności każdy z nich może przydać się także, gdy nasza postać będzie uciekać przed wyjątkowo potężnym potworem – zamiast wykonywać rzut kostką, określający czy udało się nam ujść cało, można po prostu rzucić swego kompana na pożarcie bestii, samemu bezpiecznie uchodząc z życiem. Podłe, prawda? Nikczemne i odrażające. Ale skuteczne, a dla munchkina przecież to jest najważniejsze – przyjaciół można zawsze znaleźć sobie nowych.
Jeśli chodzi o grywalność, to muszę przyznać, że do Star Munchkina zasiadałem z mieszanymi uczuciami – moje wcześniejsze doświadczenia z grami z tej serii były bardzo różne – Munchkin Fu zachwycił mnie od razu, natomiast wszystkie rozgrywki Super Munchkina, w jakich miałem okazję uczestniczyć, ciągnęły się niemożebnie. Star Munchkin wypada tu zdecydowanie na plus i chociaż kilka razy zdarzały mi się gorsze rozgrywki, to generalnie grę oceniam bardzo dobrze. Ogólną jej ocenę obniża nieco oprawa graficzna – niektóre z ozdabiających poszczególne karty ilustracji, utrzymanych w charakterystycznym dla Johna Kovalica stylu, sprawiają wrażenie wykonanych jakby w pośpiechu, niezbyt starannie, i choć w najmniejszym stopniu nie umniejsza to miodności samej gry, to niemniej jednak w jakiś sposób wpływa na całokształt.
Na koniec dodać należy, iż Star Munchkin zdobył sobie na tyle duże grono miłośników, że doczekał się już pierwszego dodatku – Star Munchkin 2: The Clown Wars to oczywiście parodia sagi George’a Lucasa. Ponieważ jednak nie miałem okazji zetknąć się z tym rozszerzeniem, nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć na jego temat, jednak nawet wersja podstawowa Gwiezdnego Munchkina w zupełności wystarczy na wiele udanych wieczorów spędzonych w gronie znajomych na przyjaznej rywalizacji mającej wyłonić największego munchkina spośród nich – uważajcie tylko, by któryś z kolegów nie rzucił Was na pożarcie napotkanemu potworowi.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Skleroza nie boli, ale lepiej późnio niż wcale – seredecznie dziękuję Petrze Bootmann za cenne uwagi, korektę tekstu i wykonanie fotografii kart. Ta recenzja to w znacznej części także jej dzieło.