Nastaje dzień gdy Pan Bóg w niebiesiach ma dość grzechów swoich owieczek. Dość wstecznictwa, dość cudzołóstwa, dość oszustwa i bałwochwalstwa. Wtedy nie mogąc już patrzeć z obrzydzenia na ziemski padołek, kieruje wzrok w inną stronę. Na to tylko czeka mistrz podstępu i zbrodni, Książe Ciemności – Lucyfer. Nadchodzą wtedy nad ziemie ciemne chmury, pada grad wielkości kukułczych jaj, do wsi nie boją się podchodzić wilki porywając owce, trzodę, a nawet ludzi. Zbliżają się mroczne czasy. Tak było roku pańskiego 1143.
Wtedy właśnie zmarł ukochany przez wszystkich, miłościwie panujący król Henryk Mądry. Pozostawiając swoich poddanych bez swej opieki, bez swojej wspaniałomyślności, wreszcie bez najważniejszego – potomka. Jego najbliżsi doradcy i generałowie na pogrzebie go opłakiwali, wspominali salomońskie decyzje, obiecywali spokój i wybranie nowego władcy metodą pokojową. Ale już po pogrzebie zapomnieli o swych słowach. Każdy ruszył do własnej twierdzy, pilnować własnych interesów i przygotowując się do wojny. Niech ich Pan Bóg pokarze.
Było ich sześciu. Każdy mściwy, podstępny i pożądający władzy. Na południowym wschodzie wśród nieprzebranych borów i kniei stała twierdza barona Grzecha Otto Zobela. Na północ od niej, pomiędzy Wielką Rzeką a Wschodnimi Szczytami leżała ponura twierdza Zahariena da Viola. Jeszcze na północ, u stóp Wielkiego Morza, wśród bagien i wylewisk, wśród jałowej ziemi znajdowała się forteca Pędraka de Limon. Po przeciwnej stronie, na północnym zachodzie, między fiordami i przepaściami znajdowała się cytadela Pancha Niebieskiego. Na południe za Wielką Rzeką, przy Górach Zachodnich stała warownia, w której niepodzielnie rządził Safari Edmund Madder. Ostatni zamek leżał w samym środku królestwa, pomiędzy Wielką Rzeką, a górami zwanymi Dwiema Koronami. W tej twierdzy panował MacDante d’Emerande.
Długo się nie zastanawiając każdy z wielkich panów wyruszył ze swoimi wojskami w okolice swoich twierdz. Uderzając na sąsiednie miasta, wciąż wierne zmarłemu królowi. Odważni łyczkowie nie mogli jednak długo opierać się zaprawionym w boju rycerzom i szybko padali albo otwierali miejskie bramy gdy zawitała świadomość głodu. Pokornych oszczędzano, ale kto choć słowem się sprzeciwił kończył żywot na szubienicy. Ciężka też walka nastała na polu wiary i polityki. Baronowie nie oszczędzali złota, aby poszerzać wpływy w Kościele i szlacheckich frakcjach. Nastały mroczne i krwawe czasy.
Wreszcie nawet w tych pełnych żądzy władzy barońskich głowach obudziła się racjonalna myśl. Spotkać się na Wielkim Zgromadzeniu i debatować o sytuacji upadłego królestwa. Jednak w błędzie był ten, który myślał, że skończy się to spokojem i ugodą.
W mrocznej, przeżartej złem i zdradą cytadeli Pancha Niebieskiego już od dawna spiskowano i snuto plany ataku przeciwko sąsiadowi – MacDante d’Emerande. Wojska Niebieskiego pozorowały stacjonowane w miastach, ale uważne oko mogło zauważyć gromadzenie taborów, ciągłe szkolenia, przyjazdy i wyjazdy gońców.
Okazja do zdrady i wyjawienia swoich prawdziwych planów pojawiła się na Zgromadzeniu. Pancho Niebieski udawał świętobliwego, spokojnego męża, godnego zaufania i współpracy. Tym właśnie skusił MacDante D’Emerande do kupienia własnych głosów. Gdy już zbliżał się moment głosowania o niezwykle ważne stanowisko Lorda Commandera podstępny Pancho, odmówił poparcia i sam zagarnął omawiany tytuł. W tym momencie jego wojska opuściły trzy obozy i klinem kierowały się na miasto zwane Froli.
Zgromadzenie się skończyło, wściekły, przeklinający nam czym świat stoi baron MacDante D’Emerande wracał do twierdzy, gdy przybyły do niego następne mroczne wieści. Jego armia została zdziesiątkowana, jeńcy wymordowani, a śmierć poniósł jego najstarszy syn i liczni kuzyni. Za wszystkim stały wojska Pancha Niebieskiego. Wtedy MacDante padł na kolana, wyciągnął w górę miecz. Na zimną stał padały promienie słoneczne, rozświetlając ją na wiele mil. I wtedy przysiągł, że zabije własnoręcznie każdego, kto brał udział w tej krwawej łaźni. Słowa miały stać się po latach prorocze.
Baron Pancho jednak nie próżnował w knuciu i podstępach. Aby uniemożliwić MacDante kontratak wysłał najgorszych złoczyńców i sodomitów. Ci chorobami i truciznami wywołali wielką epidemię w mieście Vecht. Zmarł kolejny podwładny MacDante, a jego wojska przetrzebione, poszły w rozsypkę. Problemy w mieście wykorzystał Safari Edmund Madder. Pod płaszczykiem pomocy i leczenia z zarazy przejął władze na miastem i ogłosił się panem tych ziem.
Baron Niebieski kontynuował polityczną walkę wchodząc w sojusz, ze swym wschodnim sąsiadem – Pędrakiem de Limonem. A następnie przyśpieszył opłaty żołdów co spowodowało, że MacDante utracił kolejnych zaciężnych i musiał zamknąć się w twierdzy. Przez te lata modlił się o zemstę i przygotowywał do odpowiedzi.
Pędrak de Limon, najbardziej pokojowy z władców, choć nie będący wcale łagodnym dla swoich poddanych, rozpoczął zamorską wyprawę. I walki w krainach niewiernych. Zdobywając przy tym nowe miasto.
Jeszcze gorsze bitwy i zbrodnie działy się na wschodzie. Zaharien da Viola i Grzech Otto Zobel oddawali sobie wet za wet. Toczyli boje, zdobywali miasta, palili wsie, gwałcili kobiety. Największej zbrodni dopuścił się Zaharien da Viola. Szturmem zdobył wielkie miasto Lenz. Mieszkańcy przywitali go z radością i darami. Nie spodziewali się co czai się w głowie tego szaleńca. Nie patrząc na nikogo i na nic wydał słynny rozkaz „Zabijcie wszystkich, Bóg rozpozna naszych”. Jego wojska oddały się gwałtom i mordom. Nie oszczędzono nikogo – nawet starców, kobiety i dzieci. Miasto zrównano z ziemią, nie pozostał kamień na kamieniu. Niech go piekło pochłonie. Grzech Otto Zobel nie pozostawał mu dłużny i dochodziło do wielkich bitew między tymi baronami.
Minęły lata, a MacDante D’Emerande nie zapomniał o zemście. Każdy zarobiony grosz oddawał na odbudowę armii. Wreszcie posiadając wystarczające siły, ruszył na północ, na spotkanie armii Pancha Niebieskiego. Ten widząc zbliżające się gigantyczne wojska swego przeciwnika zgromadził w mieście Froli całą armię. Gdy przybył MacDante armia Pancha znajdowała się w dobrze bronionej fortecy. Czując swoją przewagę Pancho opuścił miasto i uderzył z impetem. Doszło do gigantycznej bitwy. Obie armie starły się w zażartym pojedynku niczym Hektor z Achillesem. W końcu MacDante musiał ustąpić i wycofać się. Straty jednak nie były zbyt duże po obu stronach, co przepowiadało, że była to tylko pierwsza cześć pojedynku.
Zbliżało się ostateczne Zgromadzenie, na którym miano wybrać króla. Największe wpływy w królestwie zdobyli: Pędrak de Limon i Safari Edmund Madder. Pancho wrócił do twierdzy knując i planując kolejne polityczne posunięcia, aby jeszcze powalczyć o królewski tron. Szlachtę i wojska pozostawił w mieście Froli. MacDante szybko jednak podreperował straty, a wręcz powiększył dotychczasowe siły i jeszcze raz uderzył na miasto Froli. Generałowie Pancha, którzy dowodzili jego armią to byli wszyscy, którzy kiedyś brali udział w bitwie, w której wymordowano rodzinę MacDante. Pewni swojej przewagi, żądni krwi, nie konsultując się ze swym seniorem opuścili bezpieczne mury miasta. I uderzyli na armie MacDante, którą ten osobiście dowodził.
Co to była za bitwa. Największe starcie ówczesnych czasów. Walczyli dzień i noc, i jeszcze jeden dzień i jeszcze jedną noc. Rosła liczba sierot i wdów. Bóg jednak był tego dnia po stronie mściciela. MacDante niczym lodowaty miecz sprawiedliwości karał i oddawał oko za oko, ząb za ząb. W konnym pojedynku pokonał Rogera of Bice, prawą rękę Pancha Niebieskiego. Toporem rozbił głowę Amerigo Caerulesa, tego który wcześniej zabił jego syna. Własnoręcznie wbił sztylet w gardło Louisa de Cyana, najodważniejszego z odważnych rycerzy Niebieskiego. Wreszcie pozbawił głowy Otto von Prussena. Tego, który dowodził całą armią. Siły Pancha poszły w rozsypkę, armia została rozbita, a zemsta dopełniona. MacDante mógł uspokoić skołatane serce.
Wynik bitwy jednak nie miał wpływy na losy królestwa. Na wielkim zgromadzeniu baronowie musieli ugiąć karki i wybrać na nowego władcę Pędraka de Limon. Tak zakończyły się te krwawe i mroczne lata. Poddani mogli wreszcie odetchnąć i rozpocząć nowe, spokojne życie. Nastąpił rok pański 1151.
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Pysznie się czyta tą mroczną opowieść. Na usprawiedliwienie Pancha Niebieskiego przemawia jednak fakt, iż dotrzymał ze mną wszytskich umów, mimo, że moja wielka armia bawiła pod murami Konstantynopola. Ja baron Pędrak de Limon stale sybsydiowałem Pancha Niebieskiego. Jak widać po wyniku wybór sojuszu był trafny. Za to inwestycje w wyprawy zamorskie okazały się jedną wielka porażką – wszytko ginęło w głębiach oceanu. Mimo tego mój skarbiec miał się jak zwykle dobrze, co zauważył po raz kolejny baron Grzech.
Brakuje tylko zdjec :) Bardzo fajny, klimatyczny tekst.
Pancho, czy ty przypadkiem nie jesteś jednym z tych słynnych autorów fantasy, tylko publikujesz pod pseudonimem?
Bardzo fajny tekst :)
Muszę się powstrzymać przed wstawieniem pozytywnej opinii do czasu uzupełnienia recenzji o fotografie! Bez nich recenzja tak dużej i oczekiwanej gry jest niczym łysa klacz barona Pancha! :P
Hehe, to nie recenzja tylko raport z sesji. Wprawdzie nadal łysy bez tych fotek, ale tego się już nie naprawi. Fotki z wizji lokalnej w trakcie której gracze odtwarzaliby ponownie raz przeżytą rozgrywkę w celu jej uwiecznienia, to już nie to samo – nie oddają tamtych emocji. A skoro podczas rzeczywistej gry fotek nikt nie robił, to już się raczej nie ukażą :)
Geko – lata spędzone jako Mistrz Gry w RPGach procentują umiejętnością bajdurzenia :)
Co do zdjęć to nie będzie. Niestety w tych czasach nie było jeszcze aparatów fotograficznych ;)