Oczywiście tłumaczy nas ignorancja. To, że po raz pierwszy cokolwiek testowaliśmy. To, że nie byliśmy oficjalnym zespołem testującym, a wersje do testowania dostałem w pewnym sensie po znajomości. I parę innych pewnie lepszych lub gorszych tłumaczeń. Co by jednak nie mówić pierwszą, nową inicjatywę trochę spieprzyliśmy (czy ja osobiście spieprzyłem, kwestia szukania kozła ofiarnego nadal jest otwarta :)) Miejmy jednak nadzieję, że kolejne przedsięwzięcia wyjdą nam lepiej. Nie wiem czy nadal producenci będą chcieli prowadzić z nami konsultacje po tym co się stało i szukać pomocy przy testowaniu… cóż trudno. Pomysłów na przyszłość naszych spotkań na szczęście mamy kilka.
Wracając jednak do spotkania. Oprócz Piratów toczyły się oczywiście rozgrywki również w inne gry. Najpierw była gra zrobiona przez Folko – Glik. Ciekawa, szybka pozycja. Godna polecenia i bardzo ładnie wykonana przez bazika. Bez mojego udziału grano w Palazzo, Wilki i Owce oraz Manhattan. Szczególnie ten ostatni wyglądał bardzo ciekawie. Jak ktoś nie wie jest to produkcja autora Puerto Rico i Thurn und Taxis – Andreasa Seyfartha. Gra za którą został wyróżniony Spiel des Jahres 1994. Czyli nie byle co. Z jednej strony wygląda przestarzale, ponieważ kolorystyka i grafika odbiegają od współczesnych produkcji. Z drugiej strony pojawiające się na planszy drapacze chmur są bardzo intrygujące. Uczestnicy chwalili bardzo grę i muszę konieczne ją w przyszłości osobiście sprawdzić.
Co do moich gier. Jak przystało na fanatyka zakochanego w Thurn und Taxis oczywiście zaproponowałem go pozostałym trzem graczom. Grała w niego kolejna nowa osoba – dasilwa i był zadowolony z rozgrywki, a grę chwalił. Czyli jak zwykle TuT odniósł sukces, a ja razem z nim, bo nie dałem sobie odebrać zwycięstwa w grze :)
Na koniec czwartkowego wieczoru sięgnęliśmy po HinduWindu. Grę już znałem z widzenia od czasów Planszówkonu, ale nie miałem jeszcze czasu się nią pobawić. Wreszcie nadarzyła się okazja. Gra okazała się sympatyczna. Po pierwsze jej wykonanie jest zadawalające. Są kolorowe rysunki, część z nich naprawdę ładnie narysowana. Są śmieszne teksty i nazwy (np. postać gracza Madafakir). Gra się bardzo leciutko, dużo jest rzucania w siebie czarami (za pomocą odpowiednich kart) i w ogóle atmosfera jest wesoła. Na pewno HinduWindu ma trochę słabości i wad, ale jak na polską produkcję (z ciężkim sercem mi się pisze to „jak na polską produkcję”) została wykonana nad wyraz solidnie. Rozgrywkę wygrał Don Simon, wpadając na metę o włos przed jaxem.
Tyle o czwartku. W piątek natomiast kolejne spotkanie. Tym razem „Na Smolnej”. Sezon urlopowy, graczy więc nie było zbyt wielu. Głównie miłośnicy strategii. Jednak nie zabrakło i nas fanów Eurogier.
Zaczęliśmy od… Thurn und Taxis. Nie będę organizował konkursu na odgadnięcie kto zaproponował tą grę, ponieważ odpowiedź jest trywialna. W partii wzięli udział dwaj nowi gracze, tak więc nie było możliwości i tym razem pozbawienia mnie zwycięstwa. Z ich pierwszych opinii świadczyło, że gra im się podobała, tak więc Kolejny Zadowolony Klient.
Kolejna gra to Palazzo. Do tej pory nie miałem okazji, więc dobrze się stało, że wreszcie nadszedł moment jej przetestowania. Palazzo w naszym środowisko rozsławił funky_kamyk, rewelacyjną recenzją w serwisie gry-planszowe.pl. Gra rzeczywiście okazała się tak sympatyczna jak o niej pisano. Ładnie wykonana, z ciekawą mechaniką i dość szybka. Skupiłem się jedynie na dwóch domach i okazało to się bezpieczną strategią. Konkurenci mieli zbyt dużo ujemnych punktów, nie mogli mi zagrozić i udało się wygrać. Muszę się zastanowić czy w najbliższym czasie się o nią nie zaopatrzyć. Szczególnie, że można ją w Polsce kupić za sensowną cenę.
Następnie potrzebowaliśmy czegoś na sześciu graczy. Tutaj z pomocą nadszedł Fist of Dragonstones. Gra wydana przez Days of Wonder (zaliczana do mniejszych gier tej firmy, ale i tak bardzo ładnie wykonana) utrzymana w świecie fantasy i oparta o licytacje. Sama mechanika całkiem zmyślna i rozgrywka przyjemna. Trzeba dobrze wyczaić co planują przeciwnicy, zmylić ich do swoich działań, ryzykować. W pewnym momencie udało mi się uśpić czujność współgraczy na tyle, że niespodziewanie znowu udało się znowu wygrać. Nie ma co mówić, udane spotkanie :)
Na koniec na ogień poszła Cleopatra, rozegrana w cztery osoby. Sama rozgrywka trwała dość długo, bo równocześnie rozmawialiśmy na różne tematy. Gra jest na tyle lekka, że niewiele to jednak przeszkadza. Warto jednak zaznaczyć, że rozgrywka zakończyła się niesamowitym finałem. Dwóch graczy: jax i mysterio mieli tyle samo amuletów korupcji i obaj zostali wrzuceni do krokodyli. Pozostałem tylko ja i Alicja (która zastąpiła w połowie gry Don Simona). Obliczamy nasze zyski. Ja mam 44 talenty, Alicja… 45. Masakra. Nie spodziewałem się po tej grze takich emocji i tak minimalnych różnic
Na tym zakończyliśmy zabawę z planszówkami i wróciliśmy do domów. Do kolejnego spotkania!
Thurn und Taxis rządzi, nieprawdaż? Też w mojej małej mieścinie powoli nawracam kolegów i koleżanki za pomocą TuT’ka który jest grą wyśmienitą – widać rękę mistrza. Cleopatra nabiera tępa kiedy zbliża się do końca gry – każdy zaczyna wtedy myśleć „o cholera, czy nie mam za dużo korupcji?”… ale zagrajcie sobie w 5 osób – cały luz rozgrwki znika, a pojawia się zażarta walka o punkty.
BTW, ale macie fajnie… u mnie w Tarnowskim zadupiu nie ma ani jednego klubu a o graczy muszę się starać jak jasna cholewa.
polecamy studia w warszawie :-)
Mała uwaga, nie GLICK tylko GLIK ;)
GLIK i GLAK to skróty :-)
Musisz zmienić na Glick. Jest bardziej drapieżna i ma powiew egzotyczności :P Poprawione :)
Wobec utarczki na grach-planszowych, nie ma problemu. Wydawnictwo nie ma ani żalu, ani pretensji, a uwagi były rozsądne i wartościowe.
Jeśli Wasza grupa będzie zainteresowana, to przy następnej produkcji wypracujemy bardziej cywilizowane kanały komunikacyjne. :-)
pozdrowienia!
Miło to słyszeć Majkosz :)
W Manhattan gralismy tez w Puerto. Wyglad ma troche odrzucajacy (kolory to absolutna porazka), niemniej kryje sie pod nim bardzo sympatyczna gierka – chociaz niestety na dzisiejsze czasy troche zbyt old-style’owa (u mnie z trudem przezywa konkurencje z nowoczesniejszymi tytulami). Ma jednak swoje olbrzymie plusy – gra sie szybko, bardzo fajnie buduje sie te wiezowce. Spiel des Jahres jak najbardziej zasluzone.
draco na fotce wyglada jak zdjety z krzyza :-))
czy ten glik naprawde tak wyczerpuje ??
nataniel ma rację — „Manhattan” wygląda… jak wygląda. Kolorki są ohdyne. Ale mimo, że gra się zestarzała, na naszym rynku to wciąż może być dobra gra do nawracania ludzi na planszówki.