Kto kocha planszówki, kto ceni wypoczynek przy grach nie-elektronicznych, kto chciałby mieć okazję zagrać w gry, w które normalnie nie ma okazji i nie był na właśnie zakończonym Mazurconie to stracił jedną z najlepszych rodzinnych imprez w tym roku. Odważna teza, ale mam śmiałość trzymać się jej twardo.
A co to w ogóle jest Mazurcon? Już wyjaśniam. Impreza powstała zupełnie nagle, bez wielkich przygotowań, bez hucznych zapowiedzi. Nataniel zaproponował na forum gry-planszowe.pl wyjazd na Mazury połączony z graniem w ulubione przez nas gry. Znalazł prawie trzydziestu chętnych. Wyszukaliśmy ośrodek wczasowy położony w znanej żeglarzom miejscowości Ryn na Mazurach. Domówiliśmy szczegóły i pojechaliśmy. Szybko, konkretnie, bez zbędnych szczegółów.
Jak było? Fajnie! MAŁO! Świetnie! MAAAAŁO! Fenomenalnie! Rewelacyjnie! Genialnie! Ok, teraz lepiej.
Impreza, która trwała od 12 do 15 sierpnia (część osób przyjechała już 11 w piątek) udała się znakomicie. Pogoda dopisała wybornie. W planszówkowym sensie oczywiście. To znaczy większość dni lało :) Co prawda był mały niedosyt, że przez to nie udało się ani planowane ognisko, ani zapowiadany mecz w siatkówkę Gdańsk vs Warszawa. Nie mniej wielkiego zmartwienia nie było. Dzięki temu można było bez żadnych wyrzutów sumienia koncentrować się na tym co lubimy najbardziej – na graniu.
Mazurcon można nazwać imprezą gdańsko-warszawską. Bo większą część uczestników reprezentowały osoby, które przyjechały z tych dwóch miast. Inne miejscowości były reprezentowane w śladowych ilościach. Szkoda. Co by jednak nie mówić, środowiska obu części Polski zintegrowały się świetnie. Początkowo ludzie grali wśród własnych znajomych, ale w krótkim czasie to się zmieniło. Sporo gier rozgrywanych było w mieszanych składach. Choćby Siena, Amun-Re, Beowulf czy Keythedral. Dosyć ciekawą sprawą była obserwacja, że oba środowiska preferują trochę inny styl gier. W Gdańsku rządzą gry luźne, szybkie i krótkie. Jungle Speed czy Bohnanza były rozgrywane bez przerwy. Co nie oznacza, że tamtejsi gracze nie stronią też od tytułów bardziej skomplikowanych. Widać to było po dobrze przyjętej Industrii czy Sienie. Natomiast jeżeli chodzi o gry długie to bardziej przypadają im do gustu pozycje przygodowe np. Descent. Środowisko warszawskie odwrotnie. Preferuje pozycje bardziej złożone i dłuższe. Byzantium, Santiago, Torres czy Himalaya, rozgrywane było głównie przez warszawiaków. Choć i to nie jest do końca prawda, bo taki luźny Bang! cieszył się u mieszkańców „stolycy” też wielkim powodzeniem. Może cały ten wniosek jest trochę uproszczony, ale zauważyłem powyższe zjawisko. Zresztą nie ja jeden.
Mazurcon to też impreza w pełni rodzinna. Były rodziny z dziećmi, byli młodsi i starsi. Żadnych problemów w komunikacji. Wszyscy rozumieli się świetnie. Bez większych problemów udawało się dogadywać od najprostszych kwestii czyli w co gramy i w jakim składzie, po bardziej skomplikowane: co jemy, czy robimy ognisko i kto z kim mieszka. Nie zauważyłem żadnych konfliktów, sporów, kłótni. Mnóstwo życzliwości, serdeczności i humoru. Brzmi cukierkowo, ale tak było. Idylla pod względem stosunków międzyludzkich. Warto dodać, że maskotką zjazdu był Pancho. Nie ja oczywiście, ale nasz labrador, który nieszczęśliwie wabi się jak ja. Pod koniec imprezy miał konkurenta, bo przybłąkał się do nas dziwaczny pies pokroju zmutowanego wilczura z jamnikiem.
Położenie ośrodka było bardzo dobre. Nad samym jeziorem, w malowniczym miejscu. Domki generalnie fajne, jedyną wadą był brak ściany pomiędzy dwoma pokojami. Symboliczną ścianę tworzyła szafa ze sporym otworem pod sufitem. Przez co brakowało trochę intymności. Ale też pokoje wykorzystywane były tylko do niezbyt długich noclegów, tak więc nie było to wyjątkowo bolesne. Większość czasu i tak spędzaliśmy grając w domkach lub na gankach.
Oprócz gier planszowych popularnością cieszyło się też przywiezione przeze mnie Playstation 2. Głównie używane przez kuzyna Pędraka o imieniu Adrian. Męczył Burnout 3 i Star Wars III. Poźniej miał konkurencję. Aristos bił rekordy w Guitar Hero.
Oczywiście najważniejszym programem zjazdu były gry planszowe. I poniżej napiszę o kilku, w które miałem okazje pograć i jednocześnie miałem po raz pierwszy z nimi styczność.
Bang!
Bardzo dobra gra imprezowa. Wtedy gdy masz kupę gości, pragniecie luźnej, niewymagającej i wesołej gry, Bang! będzie znakomitym wyborem. Dobry klimat, bardzo fajne wykonane, sporo blefowania, oszukiwania, żartowania. Cieszył się niezwykłym powodzeniem na Mazurconie. Grano w niego nawet w ponad dziesięć osób. Kto jest bandytą? Kto renegatem? Kto vice-szeryfem? Kto pierwszy pociągnie za spust? Na te pytania odpowiedź znajdziecie tylko w tej grze. Klimat Dzikiego Zachodu w kapsułce.
Beowulf
Ciężko znaleźć było chętnych do tej gry. Wszyscy obawiali się tego tytułu. A to mówili, że nie lubią przygodówek, a to, że odstrasza ich licytacja. Niesłusznie! Gra nie ma nic a nic wspólnego z przygodówkami. Co więcej licytacji jest sporo, ale sprawdza się bardzo dobrze. Przede wszystkim gra polega na dozowaniu ryzyka. Na przewidywaniu pewnych pozytywnych sytuacji, na umiejętności podejmowania decyzji. Można ją nazwać w pewnym stopniu grą hazardową. Klimat legendy o Beowulfu jest tylko otoczką i nie ma wielkiego wpływu na samą rozgrywkę. Grało mi się bardzo sympatycznie. Dużo emocji, napięcia. Adrenalina co chwila uderzała w organizmie gdy ryzykowało się odkrywając karty do licytacji. Trochę dziwne było, że osoba, która do połowy gry miała przerąbane i wyglądało, że nie ma szans na zwycięstwo, ostatecznie wygrała z dużą przewagą punktów. Głównie dlatego, że wygrała dwie ostatnie licytacje. Nie mniej gra była ciekawa i z chęcią jeszcze powtórzę rozgrywkę.
Mu und Mehr
W czasie pobytu wyszedłem trochę na osobę, której ta gra się nie podobała. Bo po jednej grze nie chciałem w nią grać ponownie. Ale jest to mylny wniosek. Nie miałem po prostu ochoty grać w luźną wariację brydża na zjeździe gdzie było mnóstwo planszówek, które chciałem spróbować. Natomiast w najbliższej przyszłości z chęcią jeszcze podejmę walkę o zdobycie wymaganej ilości punktów. Bo gra jest ciekawa, to trzeba jej przyznać. Krótko mówiąc interesująca, luźna wariacja brydża.
Robo Rally
Bardzo fajna gra. Wesoła, zabawna, wymaga błyskotliwości, zmysłu dedukcji i szybkiego myślenia. Sympatyczny klimat walk robotów. Graliśmy w trybie Capture the Flag, czyli dwie drużyny, które muszą zdobyć flagę i przyprowadzić ją do swojej bazy. Najbardziej zabawne jest przepychanie robotów oraz najróżniejsze wypadki: strzelenie laserem w swojego kolegę z zespołu czy samobójcze śmierci przez błędy w sterowaniu. Trochę rozgrywka w pewnym momencie traci na dynamice, ale jest to ciekawa pozycja i muszę się zastanowić czy w nią się kiedyś nie zaopatrzyć.
Samurai
W moim rankingu najlepsza gra Mazurconu. Bardzo cenię obecnie pozycje umiarkowane pod względem długości rozgrywki i zasad. Nie za proste i nie za złożone, nie za krótkie i nie za długie. W sam raz. Tego wszystkiego dostarcza Samurai. Do tego jeszcze znakomite wykonanie i dobrze oddany klimat Japonii (głównie dzięki stronie wizualnej). Szybkie tury, duża grywalność. Muszę to mieć!
<br
/>Santiago
Druga pozycja w rankingu najlepszych gier Mazurconu. Bardzo oryginalna pozycja o prowadzeniu upraw i nawadnianiu ich. Dużo kombinowania, interakcji z graczami, przekonywania ich do swoich racji. Niemniej wymaga świeżego umysłu, granie w niego późnym wieczorem to niezbyt rozsądne podejście (przynajmniej dla mnie). Wymaga bowiem rozsądnego planu na grę i umiejętności znajdowania sobie na bieżąco sojuszników. Bierna postawa doprowadza do łatwej przegranej.
Torres
Torres nie rzucił mnie na kolana. Ciekawa gra, oryginalna, nie powiem. Tytuł Gry Roku w Niemczech na pewno jej się należał. Ale teraz nie mam zbytnio ochoty na takie pozycje. Zbyt abstrakcyjna, zbyt ciężka, zbyt wymagająca umysłowo. Coś pokroju Reef Encountera jeżeli chodzi o ciężar mechaniki. Choć jeżeli przyjdzie mi w przyszłości ochota na coś bardziej mózgożernego to chyba ją kupię. Bo ma to coś.
Weinhaendler
Jan proponował mi wielokrotnie już tą grę w przeszłości, ale za każdym razem udawało mi się wykręcić. Wreszcie zdecydowałem się spróbować i muszę przyznać, że była to dobra decyzja. Gra karciana, licytacyjna oparta o klimat handlu winami. Szybka, ciekawa pozycja. A do tego tania. Też leci na listę zakupów.
Poniżej staram się zorganizować listę tego co było grane. Proszę o wasze podpowiedzi, które będę na bieżąco dopisywał. Chodzi tylko o gry, w które ktoś grał, a nie te, które zostały przywiezione.
6 nimmt!
Amun-Re
Arkham Horror
Attika
Bang!
Bang! – Dodge City
Bang! – Ghost Town
Bang! – High Noon
Beowulf
Blue Moon
Bohnanza
Brawl
Coloretto
Descent
Finstere Flure
Formula De Mini
GLIK
Hacienda
Himalaya
Industria
Jungle Speed
Keythedral
Manila
Mu und Mehr
Mykerinos
Na sygnale
Niagara
Osadnicy
Osadnicy – Żeglarze
Piraci – Córka Gubernatora
Robo Rally
Samurai
Santiago
Siena
Tigris & Euphrates
Torres
Wallenstein
Weinhaendler
Poniżej trochę zdjęć z tego niezapomnianego wyjazdu.
Moja szafka na Mazurconie
Im Schatten des Kaisers
Osadnicy – Żeglarze
Bazik ze swoim synem i maskotka wyjazdu – Pancho :)
Siena
Bohnanza
Siena
Siena
Piraci – Córka Gubernatora
Gra Irka – własna produkcja
Gra Irka – własna produkcja
Manila
Manila
Himalaya
Himalaya
Grany był jeszcze Bang! – High Noon. Może jeszcze coś zauważę jak spiszę swoje wrażenia :D
Nic tylko żałować, że się nie było…
Może w przyszłości…
jeszcze byl Skarb Kapitana Haka (folko) i Zaginione Skarby (made by Inka, moj prezent urodzinowy)
Grany był jeszcze Modern Art i Arkham Horror
Gratuluje udanego wyjazdu. Szkoda ze nie moglem byc :-(
Widze ze duzo dziewczyn bylo – fajnie :-)
Grane byly jeszcze:
– Vortex (Maelstrom)
– Blue Moon
– Light Speed
– Brawl
– Hacienda
Dzieki wielkie ja_n i Pancho za poleczke ciekawych gier, w ktore wczesniej nie gralem!
Musze powiedzieć, ze Wojny Peloponeskie są całkiem fotogeniczne (na zdjeciach nie widac, że klocki są hand-made) :-]. Choć był to zaledwie kolejny beta-test, to grało się całkiem przyjemnie. Symptomatyczne pozostaje jednak stwierdzenie Oli: „wadą gry jest to, że choć wygrałam, naprawdę nie potrafię powiedzieć jak tego dokonałam” :-D.
Nataniel napisał:
Dzieki wielkie ja_n i Pancho za poleczke ciekawych gier, w ktore wczesniej nie gralem!
Żałuję tylko, że nie dałeś się namówić na Beowulfa. Miałbyś kolejną ciekawą grę na tę półeczkę…
Czy Thurn und Taxis tak szybko się nudzi, że nikt jej nawet na weekend z planszówkami nie wziął?
Thurn und Taxis był na Mazurconie, ale nikt w niego w końcu nie grał. Cóż zrobić. Thurn und Taxis cieszył się przez ostatni miesiąc/dwa wielką popularnością i grano w niego ciągle. Nawet od najlepszych tytułów trzeba na pewien czas odpocząć.
Warto zauważyć, że Mazurcon pobił rekord Planszówkonu II. Grano w 49 różne gry. Na Planszówkonie tylko w 44 :)