Kończy się kolejny miesiąc, czas więc znów na podsumowanie. W tym miesiącu na stół trafiło 35 różnych gier, i to co się rzuca w oczy najbardziej to olbrzymia rotacyjność tytułów z miesiąca na miesiąc. Z lipcowych finalistów (Thurn und Taxis, Hazienda, 6nimmt!, Glik) tylko ten ostatni został zagrany w sierpniu więcej niż raz.
Kategoria „głupia karcianka”: Coloretto (6 gier). Widać że mam regularnie potrzebę pograć w coś mało wymagającego, i po okresie królowania 6nimmt i Saboteur-a chwilowo testujemy właśnie Coloretto. Dość przyjemne, dosyć losowe zbieranie kompletów kart w tych samych kolorach. Raczej tylko dla wielbicieli głupich karcianek.
finalista: Liar’s Dice/Blef (13 gier). Tę grę pokazał nam jakiś czas temu Michał Stajszczak w klubie Alibi. Na początku reakcja dość negatywna – plansza dosyć zbędna, właściwa zawartość gry to 30 kości i po kubeczku na gracza. Turlanie kośćmi? Nie wyglądało zachęcająco. Pierwsza pozytywna reakcja już na etapie tłumaczenia zasad to zorientowanie się że to właśnie w tę grę grali piraci na Latającym Holendrze w Piratach z Karaibów 2. Pierwsza rozgrywka i oczy mi się otworzyły ze zdumienia bardzo szeroko… to nie jest gra w kości w takim sensie w jakim się ten termin większości ludzi kojarzy. Cała gra jak można się domyślić z nazwy to blefowanie, z olbrzymim napięciem towarzyszącym niepewności czy nas sprawdzą, czy łykną haczyk. Co prawda przegrani odpadają i muszą czekać na koniec, ale w grze która trwa 10-15 minut to nie jest poważna wada. Dodatkowy plus że jedyne co tak naprawde jest potrzebne to po kilka kostek na gracza (kto nie ma?) i pare kubków (no naprawde jestem ciekaw kto nie ma :-) ). Aktualnie najwięcej grana gra na spotkaniach firmowych – wciągnęła się co prawda tylko nieco ponad połowa towarzystwa, ale za to zupełnie nie chcą już grać w nic innego. Ciekawe tylko jak długo :-).
zwycięzca: Neuroshima Hex (17 gier). Dopiero teraz miałem okazje poznać tę grę, i zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Jeszcze zanim zagrałem pierwszy raz w pożyczony od Pancha egzemplarz zamówiłem własny – wystarczyło same przeczytanie zasad i pomacanie planszy z armiami :-). Szybka, dobra dla dwóch (nawet Ola ze mną w to chce grać w 2), doskonałe w 4, niezłe w 3, różnorodne armie sprawiają że każdy z graczy naprawdę musi grać inaczej, jest o czym myśleć ale losowość na tyle duża że każda gra jest całkiem inna. Rewelacja. Gdyby nie jakość wykonania (jak dostałem pobiegłem z płaczem do rebela że doszło jakieś używane pudełko, okazało się że tak wygląda gra nieużywana) ciężko by było uwierzyć że gra jest polska. W mojej 'firmowej’ grupie spotkała się z aprobatą prawie wszystkich – do tego stopnia że jedno spotkanie graliśmy praktycznie tylko w to. 2 razy na stole były na raz nawet 2 plansze, obie w pełnym składzie. Tym razem zdecydowanie nie spodziewam się żeby gra sierpnia znikła z radaru we wrześniu. Bardzo gorąco polecam!
Sierpień się kończy, zaczyna się sezon planszówkowy. Długie jesienne wieczory (o zimowych nie wspominając) zachęcają do ślęczenia nad planszą. Jak zwykle w okolicach końca miesiąca wybieramy grę miesiąca, tym razem każdy współautor tego bloga wybierze własną. Ponieważ robię to pierwszy raz, mam możliwość ustanowić formułę w jakiej będę wybierał swoje gry miesiąca. I będzie to formuła nieco inna niż te proponowane dotąd przez Pancha i bazika. Mianowicie co miesiąc będę się starał przedstawić aż trzy gry, w trzech kategoriach. Jakie to kategorie i jakie gry w tym miesiącu wybrałem? Zapraszam do lektury.
Gra miesiąca
Ta kategoria, to gra która zrobiła na mnie największe wrażenie. Dostarczyła najwięcej satysfakcji, była moim odkryciem (choć być może chodzi o grę szeroko i od dawna znaną, tak jak w tym miesiącu). Sierpień 2006 upłynął dla mnie pod znakiem gry Railroad Tycoon. Na początku (gdy ją zapowiadano i gdy się ukazała) podchodziłem do niej sceptycznie, jak do wszystkich gier zawierających krocie plastikowych figurek/domków/armii/czegokolwiek. Wszyscy twierdzili że gra posiada wspaniałą formę. Dla mnie to oznacza tyle, że posiada też wspaniałą cenę, a o treści trudno wnioskować, ponieważ nawet gdy ktoś sie grą zachwyca, nie potrafię ocenić jaką rolę w tych zachwytach gra zabawa tymi figurkami, a jaką rzeczywista wartość gry. Po sceptycznej recenzji w portalu Gry-planszowe.pl, z której zapamiętałem głównie wielką planszę, która nie zdaje egzaminu, już kompletnie nie miałem ochoty poznawać tej gry. Ziarno wątpliwości zasiał bazik. Bardzo się zdziwiłem, że bazik kupił tę grę. Gdy dotarła do mnie jego pochlebna opinia na temat Railroad Tycoona, postanowiłem kiedyś się grze przyjrzeć. Okazja była właśnie w tym miesiącu – na pamiętnym Mazurkonie pożyczyłem grę od Nataniela i zacząłem w nią grywać. Pierwsza rozgrywka – 6 graczy, gramy bez kart akcji (żeby uprościć rozgrywkę). Gra wydaje się ciekawa, mechanika bardzo fajna, rywalizacja o dobre miejsca na planszy, podkradanie towarów, spora dawka emocji, krótki stosunkowo czas gry (2h). Niestety wszyscy mamy wrażenie, że gra się kończy jak ucięta nożem. W połowie zabawy, właśnie się rozkręcamy, a tu koniec. Druga rozgrywka – 4 graczy, gramy z kartami specjalnymi. Tym razem grało się pięknie. Gra znowu trwała 2h, wszystkie zalety poprzedniej rozgrywki pojawiły się i tutaj. Wszyscy gracze mieli odczucie wielkiej satysfakcji z gry – skończyła się we właściwym momencie, wygrali właściwi gracze ( :-) ), pełnia szczęścia. Kolejne dwie rozgrywki (5 i 4 graczy) utwierdziły mnie w przekonaniu – gra miesiąca. Rewelacja.
Żaba miesiąca
W tej kategorii będę chciał wyróżnić grę, która w dany
m miesiącu wykonała największy skok w moim prywatnym rankingu. Grę, którą kiedyś bardzo ceniłem, z czasem mój entuzjazm nieco się schłodził i właśnie w tym miesiącu odkryłem grę na nowo. W sierpniu wyróżnienie Żaba miesiąca chciałbym przyznać RoboRally. RoboRally to gra, która spędzała mi sen z powiek od lat. Dowiedziałem się o niej z przypadkowo odnalezionej strony internetowej, była jedną z pierwszych poznanych przeze mnie nowoczesnych gier planszowych. Mechanika polegająca na programowaniu robocików ścigających się w bardzo niebezpiecznym środowisku od razu mnie przekonała. Gdy pojawiła się okazja kupienia nowej edycji tej gry, bez namysłu i nie zważając na sporą cenę zamówiłem RoboRally. Początki były wspaniałe, gra spełniła moje wszystkie nadzieje. Z czasem jednak zacząłem dostrzegać jej wady. Sporo chaosu i przypadkowości stawia ją w rzędzie ciekawych „party games”. RoboRally zrobiło wielką karierę wśród moich kolegów z pracy – wyścig na ciasnej i trudnej planszy w 8 robocików zawsze był przebojem (mimo że trwał 2-3 godziny). Jednak z czasem taka gra męczy. Znacznie lepiej było gdy na Mazurkonie spróbowaliśmy wariantu Capture the Flag. Jednak dopiero wariant Domination (zaproponowany przeze mnie) sprawił, że gra błysnęła jak nigdy dotąd. Zagrałem wprawdzie dopiero raz, ale była to bezsprzecznie najfajniejsza partia RoboRally jaką dotąd rozegrałem. Najfajniejsza też partia planszówkowa w tym miesiącu. Było tak ciekawie, że RoboRally o mały włos nie zdetronizowałoby Railroad Tycoona w poprzedniej kategorii. Pełny opis wariantu Domination opublikuję wkrótce w tym blogu – zachęcam do spróbowania.
Ślimak miesiąca
Ślimak miesiąca, to jedyna kategoria negatywna. Będę tu wybierał gry, które były hitem swego czasu. Bardzo lubiłem w nie grać, ceniłem wysoko. Ale się zużyły. Już nie chcę w nie grać, znudziły mi się, muszą wrócić na półkę. Zawiodły mnie. Może kiedyś wrócą do łask, zostaną żabami miesiąca, ale na razie mam ich dość. Dzisiaj w tej kategorii chciałem wspomnieć o grze, która została ślimakiem już dawno temu, bynajmniej nie w tym miesiącu. Grze, którą uważałem za najlepszą grę kiedykolwiek wymyśloną, grę doskonałą, idealną, wspaniałą, grę absolutną. Ta gra, to oczywiście Bohnanza. Niestety, z czasem Bohanza się ograła. Już nie mam ochoty wydzierać się, namawiać, przekonywać, prosić, błagać, zaprzedawać duszę i przyszłe zyski za tę kartę ze śmierdzielem (Saubohne) albo bokserem (Augenbohne), która leży na stole. A przecież wszyscy gracze w Bohnanzę wiedzą to świetnie – kto kart nie wyrywa, ten w fasolki przegrywa. Teraz należy się jeszcze słowo wyjaśnienia – nie zrozumcie tego co wyżej napisałem jako zniechęcania Was do zagrania w Bohnanzę. Nadal przyznaję tej grze 10 punktów w rankingu BGG (czyli Outstanding. Always want to play and expect this will never change). Wprawdzie wiem już, że mój zapał do gry w Bohnanzę się zmienił, jednak ta niepozorna karcianka dała mi tyle emocji i wrażeń, co żadna inna gra. Być może Wam też kiedyś się znudzi, ale tego co przeżyjecie przedtem nikt Wam już nie odbierze.
Pancho
Dobra a teraz trzeba podać argumenty dlaczego ta, a nie inna. Nie ma problemu. Przyzwyczajony jestem, że mistrz Knizia wypuszcza trochę cięższe tytuły. Sądziłem, że Samurai jest wariantem Tigris & Euphrates. A tu niespodzianka. Leciutka, trywialna gra. Do tego ten czas rozgrywki. Gracze, którzy znają zasady mogą spokojnie zmieścić się w trzydziestominutowej partii. Grywalność taka, że od razu chce się zagrać kolejny raz. Mechanika banalna, a jednocześnie wciągająca i mająca swoje niuanse. Interakcja między graczami niby niewielka, ale jednocześnie znacząca. Bo można innym dość brutalnie psuć plany. I rewelacyjnie klimatyczne wykonanie. Japonia w pigułce. Co się będę produkował. Bardzo dobra i tyle.
Nie gralem w gry miesiaca Pancho ani bazika, natomiast z ja_n’em trudno mi sie zgodzic :). RRT jest niezle, jednak dla mnie szybko wady tej gry przebily jej zalety. Co jakis czas nadal lubie zagrac, jednak zwykle nie mam tak wielkiego stolu, aby rozlozyc plansze. Wole juz wtedy odpalic Funkenschlaga (Power Grid).
Co do Bohnanzy… Ha! Ciekawe, kiedy ja sie znudze tym tytulem. Na razie jest to dla mnie wciaz nr 1 wsrod karcianek, uwielbiam gry, gdzie trzeba sie przekrzykiwac z innymi graczami, handlowac, gdzie interakcja jest podstawa – dlatego nadal uwielbiam Osadnikow. Ale coz, moze i na mnie przyjdzie kiedys czas :).
Nataniel w Neuroshime Hex nie grałeś? Coś ściemniasz :) A w Samurai’a też mówiłeś, że kiedyś grałeś, z Szeptem.
hmm jestem prawie pewien ze zagrales w neuroshime raz czy dwa, naprawde nie?
a jesli chodzi o RT to jedyna tak naprawde wada tejgry jest wielkosc planszy, poza tym faktycznie jest naprawde naprawde dobra. zwlaszcza w mniej niz 6 osob (pech chcial ze pierwsze 3 gry zagralem w 6, i poszla na jakis czas w odstawke). w 6 osob tez by pewnie niezle zadzialala jakby wydluzyc czas gry o 2-4 puste miasta… tak czy inaczej RT jest jak dla mnie najblizszą gatunkowo do PG z gier ktore znam
Nataniel musiał grać w Neuroshime :)
Aj, oczywiscie, ze gralem! Jakos tak piszac komentarz spojrzalem na 2 pierwsze bazikowe gry. W Samuraia gralem raz, z Szeptem, chyba nawet nie do konca – gdzies w przerwie gamesroomowej, wiec trudno to uznac za sensowna rozgrywke.
W planszy RRT nie podoba mi sie nie tylko jej wielkosc, ale takze budowanie tras z zetonow – mozna by to rownie dobrze rozwiazac liniami z kosztem.
No nie mogę się zgodzić. Budowanie tras z żetonów fajnie podnosi klimat gry. Poza tym nie wszystkie kluczowe połączenia da się zbudować w jednym ruchu. Np. premia za połączenie Baltimore – Toledo – trzeba się przebić przez góry. Można to zrobić torem przez 5 pól (czyli w dwie rundy) albo torem przez 4 pola, ale przechodząc przez 3 uskoki, czyli sporo drożej. Z kolei tor tańszy jest obciążony ryzykiem zablokowania (gdy już zaczniemy go budować, ktoś może poświęcić 4 tysiące żeby zająć nam wyjście z miasta do którego dążymy). Tych niuansów, które bardzo podnoszą adrenalinę w czasie gry nie da się zastąpić liniami z kosztem. Budowanie torów z żetonów to część frajdy w tej grze.
Hex jest genialny na 2 i 4 osoby. U mnie zupełnie się nie sprawdził w trójkę – mimo, że chciałem tego uniknąć zostałem uwikłany w walkę z jednym graczem, drugi się spokojnie okopywał i bez problemu wygrał całą grę. Niemniej nie dziwie się tytułowi Gry Miesiąca. Gdyby nie ostra konkurencja Lacerty to Hex mógłby zostać Grą Roku.
A ja w mojego Samurai, kupionego zaraz po przeczytaniu recenzji na gracg-planszowych, prawie nie grałem… Natomiast w wersję komputerową do upadu i do rzygu :) Ponieważ komputer potrafił mnie czasem ograć, wieczorami siedziałem nad planszą tak długo, aż nie odniosłem druzgoczącego zwycięstwa. Dlatego uważam, że gra ta ma niesłychane 'replayability’ :)
Do Railroad Tycoon początkowo nie podchodziłem ze specjalnym zainteresowaniem. Bardziej ciekawił mnie Age of Steam. Jednak gdy pierwszy raz zagrałem, był niedosyt, ale gra mi się podobała. W drugiej rozgrywce, gdy już graliśmy z kartami, było bardzo ciekawie i zgadzam się z ja_nem i bazikiem, że to fajna pozycja.
A ja nie jestem blogerem, ale napiszę swój typ:
zdecydowanie RoboRally – dziękuję Jackowi za przyniesienie i pokazanie tytułu. Świetna zabawa, a typ Domination w kształcie, który wyklarowaliśmy podczas pamiętnej rozgrywki (z zaskakującą i emocjonującą końcówką) powinien być umieszczony na BGG ku chwale ojczyzny :-).
Choć przyznam, że RoboRally miał farta. Gdybym w Twilight Struggle zagrał dzień wcześniej (zamiat 01.09) musiałbym tę grę nominować…
A inne siewrpniowe tytuły warte zainteresowania to: Samurai i Goa. Oba warte kupienia i zagrania.
Pozdrawiam
Szymon