Przejdźmy jednak do tego, w co mi się udało zagrać. Wziąłem na Smolną dwie moje perełki z ostatnich zakupów. W obie zagraliśmy.
Elasund: The First City of Catan
Gra dziejąca się w świecie znanym z Osadników, czyli w Catanie. Prócz linii fabularnej i nielicznych podobieństw gra jest zupełnie inna od swojego słynnego poprzednika. Brak w niej bezpośredniej, pozytywnej interakcji, takiej jak handel w przypadku Osadników. Tutaj wszystko skupione jest na negatywnej interakcji, czyli przeszkadzamy sobie ile tylko wlezie.
A co chodzi w grze? Każdy z graczy odpowiada za rozbudowę tytułowego miasta Elasund. Stawiamy różne budynki, poszerzamy mur okalający miasto, rozstawiamy elementy świątyni. Przy okazji rzucamy kostką, umieszczamy okręt na odpowiednim rzędzie i zbieramy ewentualne zyski z naszych budowli. Najfajniejsze jest jednak rozwalanie przeciwnikom ich budynków. Odbywa się to albo przez zabudowę większego domku mniejszym albo równego równym, ale wtedy dodatkowo trzeba zapłacić haracz w kartach wpływu.
Rozgrywkę toczyliśmy w składzie ja, Don Simon, draco i Browarion. Była ona dość emocjonująca, występowały konflikty w pozwoleniach na budowę, trwał wyścig kto zbuduje najwięcej elementów muru. Draco krzyczał, że nie ma szans, Browarion rabował piratem ile się da z moich przychodów, Don Simon po cichu gromadził jak najwięcej punktów zwycięstwa. Ostatecznie udało mi się wygrać całą grę, o włos przed Browarionem.
Gra jest dobra i ciekawa, podobała mi się. Jedna z nielicznych wad to może długość rozgrywki. Graliśmy około dwóch godzin, choć muszę przyznać, że nie czułem zupełnie upływu czasu.
Zdjęcia
Rebel: 114.95 zł |
Evo
Już po wypakowaniu z pudełka Evo od razu wywołało spore zainteresowanie na sali. Barwne karty dinozaurów, kolorowa plansza, każdy z uśmiechem na twarzy pytał się o co w tej grze będzie chodzić? A co chodzi? Mianowicie o ostrą walkę o przetrwanie i ewolucję. Bo Evo to nic innego jak gra, która w bardzo ogólnej formie symuluje walkę prehistorycznych zwierząt o przestrzeń życiową.
Jak to wszystko się odbywa? Każdy z graczy dostaje swoją kartę dinozaura i żetony dinozaurów. Następnie zajmuje miejsce na planszy jednym ze swoich podopiecznych i rozpoczyna bój o rozwój. Początkowo sprawdza się jaki obecnie panuje klimat. Niektóre rejony planszy stają się wtedy zabójcze, inne wymagają od dinozaura posiadania odpowiednich warunków fizycznych, jeszcze inne są naturalne i nie sprawiają żadnych problemów. Wtedy gracz stara się poruszać swoje dinozaury z miejsca miejsce, aby przetrwać. Czasami odbędzie się to bezboleśnie, a czasami będzie musiało dość do krwawej walki o teren. Później odbywa się etap narodzin i przychodzą młode. Wreszcie sprawdzamy kto przetrwał kto nie i odbywa się licytacja o geny. Co to jest w ogóle? Mianowicie każdy z graczy ma pewną pule punktów, które może wydać na zakupy. Geny są różne. Dodają nam jedną nogę (zwiększają ruchliwość), pozwalają zamontować na ciele róg (bonus do walki), dostarczają nowych jaj (więcej młodych może się rodzić) i jeszcze kilka innych.
Gra jest świetna. Było przy niej tyle śmiechu i zabawy co przy Pitchcarze w Alibi. A teksty jakie wypowiadają gracze po prostu rządzą: „Draco, przecież Ty masz tylko jedno jajo”, „HEJ!!! Kto ma najdłuższy ogon?”, „Michale, rozmnażasz się?”, „No, ja jestem już dwujajowy” itd. itd. Niewybredne dowcipy, idiotyczne teksty lecą przez całą grę, ale w jak najbardziej pozytywnej formie. Nasza rozgrywka odbywała się w składzie ja, Browarion, draco, Don Simon i Michał Stajszczak. Bitwa o przestrzeń życiową nie uznaje kompromisów tak było i w naszej grze. Początkowo mocno mnie pociachał Browarion i Don Simon. Nie miałem rogów i byłem łatwym kąskiem dla nich. Jedyne co mnie ratowało to duża płodność i rozmnażanie się na potęgę. Niestety na niewiele się to zdawało, bo młode nie przeżywały w nieprzychylnym klimacie. W pewnym momencie byłem już zagrożonym gatunkiem. Później widać było, że najlepiej się zaadaptowali draco i Michał. Mieli najwięcej punktów. Browarion, więc uderzył na gatunki draco, a Don Simon zaczął pożerać dinozaury Michała. Niestety na wiele się to nie zdało, bo w końcu meteoryt uderzył w ziemie i Michał z największą liczbą punktów został zwycięzcą.
Najciekawsze było to, ze każdy w coś innego inwestował. Ja szybko zacząłem się rozmnażać, Michał poszedł w długie ogony i parasolki (odporność na gorące klimaty), Don Simon był najgroźniejszym drapieżnikiem i z dwoma rogami zabijał wszystko co stanęło mu na drodze, Browarion miał mnóstwo nóg i był dość mobilny, Draco posiadał zmutowane geny co pozwalało kupować nowe geny po niższej cenie.
Jakie wady? Trochę długa – dwie godziny graliśmy. Ale wydaje mi się, że gracze, którzy znają Evo spokojnie skrócą ją do godziny, półtorej. Druga wada to karty wydarzeń, które są po niemiecku. Można tłumaczenie ściągnąć z BGG, a ich opisy nie są długie.
Reasumując super klimatyczna gra. Świetna zabawa, bardzo oryginalny tytuł. Szczerze wszystkim polecam.
Zdjęcia
Milan-Spiele: EUR 13,90 |
Cóż więcej powiedzieć – z przyjemnością ogromną zagałem w obie gry – oba to tytułu które już po pierwszej rozgrywce dowodzą swego uroku.
Naprawdę polecam.
Elasund – strategiczny i taktyczny, daje sporo przyjemności intelektualnej, bowiem dróg do zwycięstwa jest wiele, a konieczność dostosowywania się do sytuacji jest kluczowym czynnikiem do sukcesu na koniec.
Evo – znakomita gra towarzyska o lekkim zabarwieniu strategicznym – świetna i dla mniej wymagającej grupy „przy piwie”, jak i osób chcących odpocząc do DUŻYCH tytułów. Kombinowanie i zawieranie „chwilowych” sojuszy jest tym, czego można oczekiwać w radosnej atmosferze. Po zapoznaniu się z kartami „specjalnymi” i mechaniką to lekka gra tak dla rodziny, jak i wytrawnych planszówkowców.
Panch – dzięki – oba tytuły to strzał w 10.