Evo obecnie święci triumfy. Wciąga wszystkich i na całość. No bo któż by nie chciał rywalizować w liczbie jaj, długości ogonów czy owłosieniu na ciele? No powiedzcie szczerze? Wiadomo każdy chce :) Stąd zagraliśmy w grupie: Magda („cały tydzień czekałam na tę grę, grajmy w końcu!”), dasilwa, Grzech, ja_n i ja. Z wyjątkiem mnie wszyscy grali po raz pierwszy. Stąd podczas rozgrywki robili typowy błąd z wydawaniem zbyt dużych funduszy na geny. Jeden, jedyny Grzech powstrzymywał się w tej materii. Tak więc w krótkim czasie zaczęliśmy w dwójkę wysforowywać się do przodu.
Rozgrywka była jak zwykle wyjątkowo wesoła i pełna głupawych dowcipów. Ja_n wydawał najwięcej na ewolucję, ale też był najbardziej agresywny. Zżerał co popadnie, najczęściej tym co popadnie był dasilwa. Ten jednak był dość płodny i w krótkim czasie starał się odbudowywać swoją liczebność. Ja skoncentrowałem się na warunkach atmosferycznych i inwestowałem w futerka i parasolki. Co pozwalało wychodzić bez szwanku z nagłych zmian klimatu. Miałem też jeden róg, który jasno mówił: „Nie podchodź bo oberwiesz!”.
Rozgrywka przebiegała dość dynamicznie, jedynym problemem było ciągle zaglądanie do rozpiski kart. Niestety ich treść w oryginale jest po niemiecku. Ale kolejny raz mówię, że to załatwię i będzie po polsku. Jak znajdę czas to w weekend się tym zajmę.
W ostatnich turach Grzech użył na mnie karty „Wypadek” i zabił mi mojego dino, co dało mu jeden punkt przewagi nade mną. Szykowałem zemstę z nagłym pozbywaniem zwierząt futra, ale źle wyliczyłem koniec gry i meteoryt trzasnął o ziemię zanim zdążyłem użyć karty. Ostatecznie wygrał więc partię Grzech.
Zdjęcia
Milan-Spiele: EUR 13,90 |
Primordial Soup (Ursuppe)
Często na BGG gra porównywana do Evo. Faktycznie zawiera kilka podobnych elementów rozgrywki. O czym dokładnie jest? Pomysł jest niezwykle oryginalny to trzeba przyznać. Każdy z graczy wciela się w kolonię ameb, które poruszają się po pierwotnej zupie. Na planszy rozrzucony jest pokarm, w kilku różnych kolorach. Żeby się najeść ameba musi wchłonąć po jednej kostce każdego koloru, innego niż ona sama. Po posiłku wydala natomiast dwie kostki własnego koloru. Ten nawóz staje się często później pokarmem dla kolejnych ameb.
Ameby poruszają się bezwładnie, w zależności jaki zostanie wylosowany kierunek prądu wewnątrz pierwotnej zupy. Oczywiście można na niego delikatnie wpływać, ale wymaga zainwestowania to punktów biologicznych i szczęśliwego rzutu kostką. Później odbywa się ewolucja naszych ameb i możemy kupować kolejne geny.
Wprowadzone geny są najlepszym i najgorszym elementem całej gry. Najlepszym bo są bardzo dowcipnie skonstruowane, różnorodne i ciekawe. A to możemy sobie kupić gen, który pozwoli zjadać inne ameby jeżeli nie będziemy mieli pokarmu. Albo wykształcić macki, które pozwolą zabierać ze sobą trochę pokarm podczas ruchu. Śmieszna jest inteligencja, która – jak to opisuje karta – jest zupełnie bezużyteczna. A dlaczego geny są też najgorsze? Zakupy genów to najnudniejszy i najdłuższy element gry. Ten kto kupuje bierze talię i zaczyna przeglądać kartę po karcie, a w tym czasie reszta osób siedzi i dłubie w nosie z nudów. Dynamika siada na całego. Może dałoby się to jakoś rozwiązać jakby wszystkie karty były odkryte i równocześnie każdy mógłby się im przyglądać. Bo inaczej jest katastrofa jeżeli chodzi o tempo rozgrywki.
Większa liczba genów daje nam więcej punktów na koniec tury, ale zmniejsza naszą odporność na promieniowanie. Warstwa ozonowa staje się cieńsza. Stąd też często osoby dobrze rozwinięte muszą wydawać dodatkowe punkty biologiczne na przeżycie. No i oczywiście jest jeszcze jedna faza, gdzie ameby się rozmnażają.
Sama rozgrywka trwała około dwóch godzin, ale zauważyłem dziwną zależność, która może się powtarzać w kolejnych partiach. Mianowicie gracz, który do połowy partii wysforuje się zbytnio do przodu jest na straconej pozycji. To największy błąd jaki można zrobić (właśnie ja tak grałem). Od tej pory jesteś gnojony przez resztę uczestników. Jako, że kilka ważnych faz odbywa się w odwrotnej kolejności to nim będziesz coś mógł zrobić zostaniesz albo ograbiony z pokarmu albo zeżarty w całości przez bardziej agresywne osobniki. Osoba natomiast, która do połowy nie starała się zbytnio dominować (choć nie była też ostatnia), od tej pory zaczyna przyśpieszać i kosztem lepiej punktowanych lecieć do przodu, na łeb na szyję. W naszej partii (ja_n, Magda, ja i draco) właśnie tak zagrał draco i wygrał. Ja_n który był na końcu do połowy gry, ostatecznie stał się drugi.
Podsumowując gra niezwykle oryginalna i ciekawa. Wymyślenie czegoś takiego, z taką fabułą, wymaga jednak iskierki geniuszu. Geny są bardzo fajnie wymyślone i dają duże możliwości. Niemniej jakość rozgrywki bardzo traci na występujących w grach przestojach. To największa bolączka Ursuppe. Jest wiele gier, które często zajmują dwie godziny, jak na przykład ostatnio rozgrywany przeze mnie Elasund. Ale tam nie czuje się tego upływu czasu. Po prostu tura każdego gracza mija w miarę szybko. A w Ursuppe uczestnicy każde spowolnienie dobrze pamiętają i się przy nim męczą. Zresztą zanim zacząłem grać moją partię to każda z osób, które już miały z Primordial Soup styczność najpierw mówiły: „O to baaardzo długa gra… ale fajna”. Tak to z nią jest.
A i jest jeszcze jeden wyjątkowo debilny szczegół. Karty są dwustronne, z jednej strony po angielsku, z drugiej po niemiecku. Świetny pomysł, tylko dlaczego strona niemiecka jest kolorowa, a angielska czarnobiała? O by mniej w życiu spotykać takich geniuszy…
Zdjęcia
Rebel: 199.95 zł |
Zmartwiłeś mnie trochę tymi przestojami w Ursuppe. O ile rzeczywiście nie da się zbyt zmodyfikować sposobu kupna – np. wybór z 5 losowych genów, to dopiero z upływem czasu i rozegraniem wielu gier może spaść czas wyboru genów. Ale znając nasze tempo grania w różne tytuły o to będzie ciężko.
Jak współgracze w Evo oceniają ten tytuł?
Przestoje można opanować do pewnego stopnia. Po pierwsze – mam już wydrukowany help z opisem genów na dwóch stronach A4 – wszytko pod ręką i opisane jasno. Po drugie – gdyby był większy stół to spokojnie można rozłożyć geny wzdłuż planszy i każdy może się wcześniej zastanowić na jakie geny zbierać punkty. Po trzecie – jak poznamy geny, to będziemy dużo łatwiej się w nich poruszać. Na przestoje w zakupie genów nie ma co narzekać. Po omacku, na małym stole i do tego w pierwszej rozgrywce każda gra może nie podejść.
A może „powolność gry” jest celowa? W końcu zmiana genów w procesie ewolucji jest baaardzo powolna :)
Michał Stajszczak
To boję się gry, której tematem będzie powstawanie wszechświata :)