Troszkę wyczerpała się nasza cierpliwość. W Alibi było zimno, duszno, napalone. Gdy jest ciepło jest to fajne miejsce, ale w chłodne jesienne wieczory nie grało się tam przyjemnie. Postanowiliśmy przetestować nowe miejsce do grania. Ostatni czwartek spędziliśmy w Stoney Point Java, niedaleko metra Politechnika. Miejscówka dla mnie dość atrakcyjna, bo mieści się na parterze biurowca, w którym pracuje. Wystarczy, że zjadę windą i mogę oddać się planszówkom :) Generalnie knajpka bardzo komfortowa, ale nic w tym dziwnego bo lokal nie należy do tanich. Są wygodne kanapy, krzesła, stoły. Póki co nikt tam nie palił, było ciepło i przytulnie. I bardzo dobre oświetlenie. Z tym zawsze był problem i oprócz Smolnej stale na to narzekaliśmy. Prawdopodobnie SPJ stanie się nowym miejscem na czwartkowe spotkania.
Graliśmy w dość kameralnej grupie, było nas ośmiu. Grano w Haciende, Hornochsen i Alaskę. Ja bawiłem się przy poniższych tytułach:
Genesis
Zagraliśmy w trzy osoby. Była to bardzo bolesna potyczka. W trójkę grało się dość ciężko. Każdy podgryza twoje miejsca i dość trudno zdobyć przewagę. Przegrałem w największych obszarach i skończyło się sromotną klęską. Wygrał bodajże Dasilwa.
Space Dealer
Pełny opis samej gry poniżej. Była to moja pierwsza rozgrywka i początkowo szła nam topornie, bo nie zdążyłem wcześniej przeczytać dokładnie instrukcji. W końcu po opanowaniu mniej więcej reguł rozpoczęliśmy partię w składzie: Pędrak, Dasilwa, Grzech i ja. Było zabawnie, choć nie ustrzegliśmy się paru błędów. Czasami trochę nieporadnie nam wychodziły ruchy i przewracaliśmy sobie nawzajem klepsydry albo wysypywaliśmy surowce ze statków. Nie mniej ogólnie wszystkim gra się podobała. No i znów wygrał Dasilwa.
Leonardo da Vinci
Dasilwa się zmył, tak więc wreszcie można było powalczyć o zwycięstwo. Do gry zasiadłem ja, Pędrak, Don Simon i Grzech. Wybraliśmy zasady dla zaawansowanych i najpierw każdy wybrał sobie z czym chce zaczynać: z jakimi surowcami, pracownika, laboratoriami. Pierwsza połowa gry to moja zdecydowana przewaga. Szybko pobrałem ludzi z Akademii, rozbudowałem laboratoria i wprowadziłem do pracy mechanicznych ludzi. Zdobywałem dużo surowców. Niestety zbyt komfortowa rozgrywka uśpiła moją czujność. Nie trafiałem kompletnie z wynalazkami. Albo mnie wyprzedzała konkurencja, albo wynajdowali to samo i trzeba było ostro walczyć o kartę. Ostatecznie grę wygrał miażdżącą przewagą Pędrak. Zdobył ponad 70 punktów. Pozostała trójka miała pomiędzy 30 a 40 punktami. Cóż nie mój dzień.
Po Leonardo da Vinci opuściliśmy z Pędrakiem lokal zostawiając grających jeszcze w Alaskę planszówkowiczów.
Na Smolnej
Tradycyjnie mnóstwo graczy i przyjemna atmosfera. Grano w wiele gier: Manila, Antike, La Citta, Wings of War, History of War, Doom i inne. Spotkanie na Smolnej rozpocząłem od krótkiej partyjki w Shotten Totten razem z Dasilwą. W oczekiwaniu na resztę graczy do dłuższej gry chcieliśmy rozegrać coś szybkiego. Niestety trochę nam się zasady pomyliły i chowaliśmy karty, które trzeba było zostawić. Przez to będę musiał jeszcze raz w to zagrać, aby w pełni stwierdzić czy mi się podoba czy nie. Na pierwszy rzut oka fajne, bardzo podobne do Zaginionych Miast. Nie ma tak atrakcyjnej mechaniki jak Baloon Cup, ale również brak w niej irytującej losowości tamtej.
Genesis
Dwie partie udało się zagrać w czterosobowej grupie. Jedną znowu sromotnie przegrałem, w drugiej przegrałem jednym punktem z jan_em zajmując ostatecznie drugą pozycję. Muszę przyznać, że znacznie lepiej wychodzi mi kierowanie ssakami niż człowiekiem. Ten ostatni zawsze przynosi mi pecha.
Space Dealer
Kolejni gracze wciągnięci w rozgrywkę i kolejni zarażeni nowatorskim tytułem. No może poza Valmontem, który odszedł w 3/4 gry, twierdząc, że nie ma już szans na zwycięstwo i nie chce już grać. Trochę miał racji. Niestety w wersji dla początkujących mogą pojawić się problemy z brakiem zleceń. Co innego jest w trybie dla zaawansowanych. Przyszły pobyt na Smolnej będzie należał na pewno do rozgrywek tym ostatnim sposobem.
Heart of Africa
Pierwsze wrażenie pozytywne. Śliczna plansza, elementy. Nic dziwnego to produkcja – Phalanx Games. Niestety nie udało nam się rozegrać całej partii. Irek nie znał zbyt dokładnie zasad, a reguły nie były wcale takie proste. Zaczęło się podobnie jak w czwartek przy Space Dealerze gdy musiałem w czasie rzeczywistym zapoznawać się z regułami. Jednak Space Dealer był znacznie prostszy i szybciej to poszło. Tutaj po 30 minutach mieliśmy już wszystkiego dość i każdy z nas tylko czekał kto pierwszy zaproponuje coś nowego. Wreszcie po kilku turach ciągłego odwoływania się do instrukcji Irek zaproponował zakończenie partii. Wszyscy przyjęli to z radością jak koło ratunkowe na środku oceanu.
Trudno powiedzieć jaka jest sama gra. Troszkę odpycha zbyt dużą liczbą zasad. Mechanika w stylu territorial control, ale występuje sporo opisanych jedynie w instrukcji szczegółowych reguł i niuansów. Więcej nie wiem.
Geschenkt
Na koniec dwie partie w baaardzo prościutką karciankę, którą kiedyś opisywałem w recenzji na http://www.gamesfanatic.pl/2005/08/07/geschenkt/. Miła, szybka, sympatyczna gierka. Jedną partię wygrała Paulina tuż przede mną, druga rozgrywka już należała absolutnie do mnie. Na zakończenie wieczoru pozytywny akcent.