Ostatnio Poznań daje się we znaki fascynującą frekwencją, więc zmusiłem się do policzenia liczby osób jakie pojawiły się na Smolnej. Doliczyłem się 35 facjat, w tym bodajże pięciu kobiet. Czyli tradycyjnie, bo w piątki obecnie bywa regularnie około czterdziestu osób. Fajnie, że stolica Wielkopolski walczy o prym najliczniejszych spotkań planszówkowych. To tylko oznacza, że planszówkowe hobby jak epidemia szerzy się w całej Polsce.
Na Smolnej widziałem, że grano w Razzia!, Mare Nostrum, Wysokie Napięcie, Ticket to Ride: Europe, Mykerinosa, sporym powiedzeniem cieszył się Space Dealer. To oczywiście nie wszystko, lecz tylko tyle zapamiętałem. Pobyt okazał się bardzo obwity w nowe wrażenia, ponieważ udało mi się sprawdzić dwa nowe tytuły: Feudo i Louis XIV. Trochę o nich…
Feudo
Szczegóły zasad podał pewien czas temu ja_n. Krótko o swoich wrażeniach i przebiegu partii. Zagraliśmy w czwórkę: ja, ja_n, Don Simon i Sztefan. Feudo podobnie jak inna produkcja Mario Papiniego – Siena, wywołuje w głowie duże zamieszania i ciężko wyciągnąć jednoznaczne wnioski po jednej partii. Na pewno nie jest tak bardzo nowatorska jak Siena, kieruje się w stronę gier wojennych, choć ma kilka patentów, których ze świecą szukać pośród wszystkich opublikowanych pozycji.
To co trzeba jednoznacznie podkreślić to fakt, że w głównym przebiegu rozgrywki gra przypomina po prostu szachy. Każdy z graczy ma takie same wojska, dzielące się na różny typy, posiadające różną ruchliwość i zdolności. Plansza to zakręcona wersja szachownicy, po której gracze poruszają się, aby „zbić” żetony przeciwnika. Jednak samo przewidywanie ruchów przeciwnika i rozpatrywanie różnych wariantów zostaje mocno zaburzone przez zjawisko zarazy, która jest elementem losowym w rozgrywce. Nawet najlepszy plan może się nie udać, jeżeli w okolicy naszych wsi pojawi się mór. Dodatkową, bardzo ciekawą figurą jest Milady. Może paraliżować całą armię przeciwnika, czego konsekwencje bywają czasami straszne. Milady działa jak taki system antyrakietowy umieszczony wokół naszego zamku. Spróbuj podejść baronem w okolice dwóch pól od siedziby przeciwnika, a najczęściej skończy się to dla ciebie nieszczęśliwie.
Feudo, jak przystało na nowatorskie produkcje Mario Papiniego, nie jest bez wad. Po pierwsze jest to pozycja niełatwa w rozgrywce. Występuje sporo reguł, wiele niuansów. Może jak się rozegra parę partii pod rząd to nie będzie problemu z ich opanowaniem. Jeżeli jednak poszczególnie rozgrywki będzie oddzielał długi czas to ciągle się o czymś zapomni. To samo zresztą jest w Sienie. Dalej. Zaraza potrafi być bolesna. To może być szczególnie frustrujące jeżeli nastawisz się, że mechanika jest w pełni szachopodobna. Dobrze opracujesz plan pokonania wroga, będziesz cwańszy od niego, a tu pochód morowy spali twoje działania na panewce. To może wkurzyć co poniektórych. Kolejny bolesny element to początkowe ustawienie zamków. Może zdarzyć się tak, że będziesz miał graczy obok siebie. Jeżeli tylko będą chcieli to łatwo mogą cię zmiażdżyć (to mój najpoważniejszy zarzut do gry). Pamiętajmy, o ile nie wystąpi zaraza to mamy szachy. Tak więc pozostając przy nomenklaturze szachowej na każdą twoją królową będą mieli dwie królowe, na każdą twoją wieżę dwie wieże itd. Nie muszę chyba mówić czym to się może skończyć. Dosyć denerwujący dla mnie był początkowo też mechanizm tchórzostwa. To znaczy, że jeżeli nie wyjdziemy jakimś żetonami wojsk z zamku to później tracimy przez to punkty zwycięstwa. Ale zmieniłem zdanie. Zauważyłem jednak, że wszyscy coś tam z tego powodu tracą, mniej lub więcej, a do tego w przyszłych partiach będę już zdawał sobie sprawę jakie to niebezpieczne i będę więcej wojsk wyprowadzał w pole. Czyli da się to opanować.
Natomiast to co mi się niezwykle podoba to fakt, że gra zarówno promuje grę pasywną, jak i agresywną. Oba rozwiązania przynoszą korzyści. Jeżeli będziemy zajmować puste miasta i nie będziemy angażować się w konflikt z graczami to nie ryzykujemy strat, ale z drugiej strony zarabiamy niewiele i mniej pewne punkty (można je utracić). Co innego jeżeli będziemy niszczyć żetony przeciwnika. Wtedy możemy zdobyć więcej pewnych punktów (nie stracimy ich), ale też jest ryzyko, że poniesiemy uszczerbek w swoich wojskach. Jaką sobie wybierzesz metodę na grę zależy tylko od ciebie.
Ogólnie nasza rozgrywka zaczęła się od ostrego konfliktu między mną a Don Simonem. Obaj mieliśmy blisko miasto do zajęcia, tak więc tam skoncentrowały się nasze siły. Dość długo się szachowaliśmy i od czasu do czasu wybijaliśmy sobie jednostki. Najpierw ja pozbawiłem Don Simona Pierwszego Rycerza, najsilniejszej jednostki, ale długo nie cieszyłem się swoją przewagą. Wkrótce pod toporami padł mój odpowiednik. Generalnie oddawaliśmy sobie wet za wet. Ja_n dosyć spokojnie rozwijał się, niepokojony jedynie przez zarazę. W pewnym momencie pojawiło się wielkie dla mnie niebezpieczeństwo. Wojska Sztefana zaczęły zachodzić moje siły od tyłu. Podjąłem krótką wojnę na dwa fronty, ale skończyło się to poważnymi stratami. Od tej pory mogłem zostać szybko zmiażdżony przez obu współgraczy, z jednej strony przez Don Simona, z drugiej przez Sztefana. Trochę mnie pobili, ale mi odpuścili. Albo z litości, albo z obawy, że ja_n zbytnio potężnieje. I obaj skierowali się na niego. Ja to wykorzystałem i rzuciłem się na Don Simona. Ranne, doprowadzone do ostateczności zwierzę jest dwa razy groźniejsze od normalnego. Stąd Don Simon poniósł na mnie potężne straty. Ale tylko dzięki temu, że wcześniej zrezygnował ze zniszczenia moich sił, inaczej już bym był trupem. Ostatecznie Sztefan i ja_n mieli najwięcej punktów, ja o jeden mniej (atak zarazy pozbawił mnie sił na ostateczne uderzenie i próbę wygrania rzutem na taśmę), a Don Simon o kilka mniej.
Co mogę powiedzieć na zakończenie. Feudo to interesująca i dobra pozycja. Wymagająca dużego wysiłku intelektualnego. Jednocześnie wymaga od nas posiadania dystansu do losowo i diametralnie zmieniającej się sytuacji na planszy z powodu ataku mgły lub zarazy. Nie ma co ukrywać, że Feudo nie jest bez skazy, ale można się z tym pogodzić. W przyszłości z chęcią jeszcze ją spróbuję.
ZdjęciaMilan Spiele: EUR 38.40 PlayMe: EUR 39.95 |
Louis XIV
Wszyscy na Smolnej znają już tę grę , ja nie znałem. Wreszcie można było nadrobić zaległości. Rozgrywka okazała się dobrze wykorzystanym czasem. Więcej! Był to znakomicie wykorzystany czas. Poznałem rewelacyjną grę, którą obecnie jestem wprost zachwycony.
Louis XIV powstał dzięki Rüdigerowi Dornowi, twórcy, który już wyprodukował nie lada dzieło – Goa. W grze przenosimy się na dwór tytułowego króla. Jako jeden z dworzan będziemy starali się zdobywać wpływy wśród rządzących Francją. Jeżeli chodzi o ogólną mechanikę gra przypomina bardzo Mykerinosa. Głównym mechanizmem jest zdobywanie przewag wśród poszczególnych możnych. Też tak jak w produkcji Ystari Games zdobywaliśmy mecenasów dających różne bonusy, tak tutaj zdobywamy misje. Oczywiście w szczegółach same gry się różnią między sobą, natomiast Louis XIV bije na głowę Mykerinosa wykonaniem graficznym. Poszczególne karty przedstawiające arystokrację są małymi dziełami sztuki. Estetyka i wygląd
gry budzą podziw.
Graliśmy w składzie: Don Simon, Alicja, ja i jax. Początkowo zasady wydały mi skomplikowane i nielogiczne. Ale wystarczyła jedna tura, żeby wszystko opanować. Aż wstyd przyznać, że wcześniej rozgrywka mogła wydawać mi się trudna. W poszczególnych turach z dostępnych kart wybieramy osobę, o której wpływy będziemy walczyć. Następnie umieszczamy na niej swoje znaczniki lub przeskakujemy na osoby z nią sąsiadujące. Każdy arystokrata ma różne wymagania co do tego jak zdobyć jego zaufanie. U jednego trzeba mieć przewagę w kostkach wpływu, u drugiego można nie mieć przewagi, ale trzeba zapłacić gotówką za skorzystanie z jego usług itp. Różnią się też przywilejami jakie dają. Jeden dostarczy nam pieniądze, drugi żeton do zrealizowania misji, inny specjalne karty intrygi. Jest wiele rzeczy, które można zdobyć.
Źródeł punktacji też jest sporo. Można realizować misje, zbierać herby i zdobywać w danym typie przewagę, kolekcjonować pieniądze, pozostawiać kostki wpływu na kartach arystokratów na koniec gry. Wszystko daje zyski i świetnie się sprawdza.
Nasza rozgrywka przebiegła bardzo interesująco. Don Simon skoncentrował się na misjach, ja na herbach (choć misje też realizowałem). Przez większość etapów wychodziłem z dużymi zyskami, ponieważ nie biłem się w miejscach, o które wszyscy walczyli. Nie angażowałem sił na zbyt trudne w wygraniu pojedynki. Stąd zgarniałem pewne korzyści oraz oszczędzałem kostki wpływów. Dzięki czemu zawsze miałem ich sporo. Wszystko to dało ostatecznie dość zdecydowane zwycięstwo.
Louis XIV po pierwszej partii to dla mnie must-have, szczególnie, że podobno równie dobrze gra się w dwójkę jak i w czwórkę. Zmartwieniem jest tylko wysoka cena wersji angielskojęzycznej. Wersja niemiecka jest znacznie tańsza, niestety na kartach jest sporo tekstu i raczej nie zaryzykuje takiego egzemplarza. Ogólnie bardzo polecam i mam nadzieję, że po następnych rozgrywkach moje zdanie nie ulegnie zmianie, a wręcz utwierdzę się w przekonaniu, że mam do czynienia ze świetną grą.
Zdjęcia
Gry planszowe: 144,00 zł |
co do Feudo – strasznie wyrownana punktacje mieliscie. Czy to moze byc sytuacja charakterystyczna dla tej gry?
punktacja nie była szczególnie wyrównana. Sztefan zdobył w ostatniej rundzie 7 punktów przez moje gapiostwo i mnie dogonił – stąd remis. Gdybyśmy grali jeszcze jedną rundę (czyli po to aby rozstrzygnąć remis – tak każe instrukcja), z pewnością bym poległ.
Co do miażdżenia w Feudo – nie wolno zapominać o sile desperacji. Baron, któremu zostały już tylko dwie armie do pomocy (nie licząc Milady) wzmacnia się o 50% i staje się niezwykle groźną figurą, może kosić przeciwników jak zboże. To może być ciekawa taktyka na finisz – dać się wykrwawić i potem odbić sobie punkty polując na wrogów.
Cieszę się pancho, że ludwiczek Ci się spodobał. dla mnie to jedna z najlepszych gier jakie znam. A z tymi tekstami na kartach to przesadziłeś. Jest go wprawdzie sporo, ale każda rzecz jest również narysowana :-) Więc tak naprawdę czytać nie trzeba nic z wyjątkiem nazwy fazy :-)
Poza tym jakby co – jest tłumaczenie kart ;-)
jeszcze jedna ciekawa rzecz
faktycznie cena ludwiczka jest porażająca. tak naprawdę nie wiem skąd to się bierze, bo gra została wydana przez alea w tej samej serii i cenie co… palazzo!!
a palazzo da się kupić za 70zł :-)
Gryf ma Ludwiczka za ok 90 zl.