Planszówkon, jednocześnie czwarta i zimowa edycja, już zakończony. Cała impreza miała trwać od piątku do niedzieli. Niestety z powodu braku czasu udało mi się być tylko w sobotę. Zresztą co do niedzieli podejrzewam, że i tak nie było zbyt dużej frekwencji. Głównie z powodu finału Mistrzostw Świata w siatkówce. Wracając jednak do soboty.
Pojawiłem się tym razem ostrożnie o godzinie dwunastej. Doświadczony poprzednimi edycjami podejrzewałem, że przychodzić wcześniej nie ma sensu. Nie pomyliłem się. Część osób przyszła już około 11 i niestety pocałowali klamkę. Dopiero parę minut po południu otwarto Paradox na oścież. Gracze szybko się rozgościli, podzielili na grupy i zaczęli rozkładać gry. Podczas mojego około siedmiogodzinnego pobytu udało mi się zagrać w trzy pozycje: Shoguna, Yspahana i Elasunda. O szczegółach rozgrywki za chwilę.
Powiedzmy jednak coś o atmosferze jaka panowała w sobotę. Jak wiele osób pamięta największe obawy jakie były to czy można w Paradoxie poradzić sobie z niepaleniem. Jak się okazało można. Osoby, które musiały sobie przypalić najczęściej opuszczały pub i wychodziły na chwilę na zewnątrz. Dzięki temu udało się zachować dobry przepływ powietrza w środku. Czyli Planszówkon podołał nawet zimowej edycji.
Pod względem frekwencji było mniej osób niż poprzednio, ale i tak całkiem sporo. W sobotę cały czas zajęte były wszystkie stoły. Widziałem, że kilka osób przyjechało z poza Warszawy, choćby Szept jako stały bywalec tego minikonwentu nie omieszkał go odwiedzić. Podsumowując nie wiem jak było w piątek i niedziele, ale jeżeli chodzi o sobotę to było wybornie.
Shogun
Shogun to remake Wallensteina, którego dość szczegółowo już opisywałem. Tak więc tylko o tym co się zmieniło. Oczywiście wygląd i rys historyczny. Przenosimy się do szesnastowiecznej Japonii i cała oprawa graficzna jest wykonana w odpowiednim do tego stylu. Muszę przyznać, że o wiele bardziej pasuje mi ten klimat niż pierwotnej wersji.
Kolejna sprawa to dwustronna plansza. Co prawda wielkich różnic między obydwiema stronami nie ma. Mapa ta sama, jest tylko trochę inny układ podziału na prowincje. Natomiast jest jedna dość znacząca nowinka – karty specjalne. Co sezon odbywa się licytacja o nie i w ustalonej kolejności gracze mogą wybrać sobie jedną z pięciu. Co dają te karty? Większe plony oraz dochody z podatków, bonus do obrony oraz ataku i możliwość zakupu większej armii. Co więcej wybrana karta determinuje kolejność podczas wykonywania swoich akcji. Ogólnie pomysł bardzo dobry, dostarczający następnych możliwości taktycznych. I to w gruncie rzeczy wszystko co mamy nowego.
Do rozgrywki usiedliśmy w piątkę: ja, RAJ, pędrak, Matador i Orzech. Tylko dwaj ostatni nie mieli jeszcze styczności ani z Wallensteinem, ani z Shogunem. Ja grałem drugi raz tak więc miałem już pewien pomysł na rozgrywkę, wiedziałem czego należy się obawiać i co należy pilnować. Bardzo mi się udał początkowy rozkład prowincji. Prawie wszystkie obszary były dość blisko siebie i tworzyły w miarę skonsolidowane państwo. Wyjątkiem była jedna prowincja, ale dzięki połączeniu morskiemu mogłem się z nią szybko kontaktować.
Tutaj mała dygresja związana z przygotowaniem do gry. Na początku do wieży wrzuca się równą liczbę kostek każdego z graczy. Te co wypadną wracają do puli uczestnika. Osobiście uważam to za beznadziejny pomysł i specjalnie nie rozumiem po co go się robi. Dzięki temu część graczy zaczyna z pewnym handicapem, a inni mają osłabione pozycje startowe. Zamiast rozpoczynać z równym startem, wprowadza się zupełnie bez sensu podział na mocniejszych i słabszych. Nawołuje do zrezygnowania z tej zasady, chyba, że ktoś mnie przekona, że stoją za tym jakieś pozytywy.
Wracając do rozgrywki. Moim bezpośrednim sąsiadem był RAJ. Sporo naszych prowincji wzajemnie ze sobą sąsiadowało. Było jasne, że jak rozpoczniemy ze sobą konflikt to już na całą grę. I bez perspektywy zwycięstwa, raczej wzajemne wyniszczanie się. Stąd najlepszym pomysłem było zawarcie na początku rozgrywki sojuszu, który jak czas pokazał trwał do końca i przyniósł nam tylko zyski. Gdy już miałem jasność co do intencji mojego największego sąsiada musiałem zadbać o los mojej prowincji – przyczółka. Tutaj najbliższym sąsiadem był Matador. Udało mi się zając obok prowincję – buforową (i neutralną), po czym umieścić tam dużo wojska. A następnie zawarłem porozumienie pokojowe z Matadorem. I w tamtym miejscu mieliśmy nie toczyć ze sobą konfliktu.
Partia szła mi jak po sznurku, większość planów udało się zrealizować z sukcesem. Wygoniłem Matadora z zachodu, tam gdzie żadnych umów nie zawieraliśmy. Zresztą nie miał tam swoich celów strategicznych, więc oddał je bez zbędnych walk. W zdobytych terytoriach oddalonych bezpośrednio od granic stawiałem zamki, świątynie i teatry. Pierwszy rok skończył się podwójnym sukcesem: udało się wszystko wyżywić i zdobyć najwięcej punktów. Czas teraz było przetrwać drugi, decydujący rok. Plan był prosty na papierze jednak trudny w realizacji. Mniej atakować, okopać się w prowincjach z dużą ilością budynków, tak aby obronić się gdyby któryś z sojuszników zadał cios w plecy. Przy czym równocześnie jak najwięcej budować i zbierać plony. Było to dość trudne ponieważ podatki najczęściej pojawiały się po zakupach. W pewnym momencie było już jasne, że nie wyżywię większości prowincji i zacząłem nawet wywoływać specjalnie bunty chłopskie, żeby stracić te słabsze ziemie. Niestety jak na złość moje wojska obroniły się przed chamstwem. W tym czasie pozostali gracze szczególnie Pędrak, Orzech i Matador toczyli ostre walki. Mieli niezbyt dużo prowincji, tak więc wykorzystywali ten czas, aby jak najbardziej nadrobić w punktacji.
Nadeszła zima. Było już jasne, że po zwycięstwo sięgnę ja albo RAJ. RAJ jednak wszystko wyżywił i miał już spokój. Mnie czekały jeszcze bunty w dwóch prowincjach. Wszystko jednak dobrze się skończyło, bo choć ich nie obroniłem to miały miejsce tam gdzie mi najmniej na tym zależało i nie miałem tam budynków. Ostatecznie wygrałem różnicą bodajże 3 czy 4 punktów nad RAJem. Dobry plan plus szczęście przy początkowym rozstawieniu prowincji i końcowych buntach dało rezultaty.
Ogólnie Shogun podobał mi się bardzo. Już Wallenstein był fajny, dostarczał dużo frajdy. Ale Shogun jest jeszcze lepszy. Dzięki temu rośnie jego ocena ogólna o jeden stopień i wygląd też o jeden.
Ogólna ocena:
Złożoność gry:
Oprawa wizualna:
Zdjęcia
Gildia: 165,00 zł |
Yspahan
Dużo o nim nie napiszę, bo będzie recenzja na www.gry-planszowe.pl. Najlżejsza gra Ystari Games jaka się do tej pory pojawiła. Przyzwyczaili nas do cięższych pozycji typu Caylus czy Ys. A tu o wiele prostsze zasady, szybsza rozgrywka i też większa losowość. Ogólnie jednak jest to sympatyczna gra, z dużą liczbą strategii i ciekawą mechaniką.
Graliśmy w składzie: ja, Browarion, Alicja i Valmont. Ten ostatni zdominował grę. Miał dobry pomysł na całą rozgrywkę, zbudował wszystkie 6 budynków, umieszczał dużo klocków na sklepach i karawanach, co dało mu niczym niezagrożoną wygraną.
Zdjęcia
Gry planszowe: 131,00 zł |
Elasund: The First City of Catan
Specjalnie wziąłem grę na prośbę ja_na. Póki co ciągle nie mogliśmy się zgrać i ja_n nie miał okazji jeszcze się z nią zapoznać. Wreszcie to nadrobił. Graliśmy w składzie: ja, ja_n, Valmont i starlift. Muszę przyznać, że nasza rozgrywka była dość pokojowa, mało było zabudowań, niewiele sobie przeszkadzano. Każdy działał na własną rękę, niezależnie od innych. Jak i w Yspahanie ostatecznie wygrał Valmont. Wykorzystał ładnie możliwość zdobycia finałowych trzech punktów, a my mu w tym nie przeszkodziliśmy i zostaliśmy za to ukarani. Mam nadzieję, że Jackowi debiut w Elasunda się podobał, pomimo, że potyczka była mniej konfliktowa niż zwykle to bywa.
Zdjęcia
Rebel: 114.95 zł |
I jak zwykle lista tego w co grano. Byłem tylko w jednej dzień i specjalnie nie śledziłem co było na stołach, tak więc zauważyłem jedynie małą część gier. Proszę jak zwykle o pomoc w sporządzeniu tego co było rozgrywane w czasie Planszówkonu.
Anachronism
Cytadela
Elasund : First City of Catan
Euphrates & Tigris
Fjorde
A Game of Thrones
Hive
Jungle Speed
La Citta
Legenda – Czas Bohaterów
Lord of the Rings
Machina 2
Manhattan
Memoir ’44
Mystery of the Abbey
Neuroshima Hex
Oltre Mare
San Marco
Shogun
Taluva
Tantrix
Tempus
Thurn und Taxis
Um Reifenbreite
US Patent No.1
Wilki i Owce
Witch Trial
Wyprawa
Wysokie Napięcie
Yspahan
Razem: 30
Co do papierosów, to zazgrzytało w sobotę wieczorem. Jedna czy dwie niegrające osoby sobie zapaliły i nie chciały wyjść. W efekcie parę osób też sobie za jakiś czas zapaliło. Nie było zadymione, niemniej jednak zrobiło się trochę papierosowo, co czułem na obraniach po powrocie z imprezy. Cóż, siła nałogu. Tak więc dla osób nie cierpiących dymu idealnie nie było.
Na Planszówkonie byłem tylko w sobotę od 12 do około 18, ale nie widziałem by w ogóle ktoś palił. Panowała bardzo miła atmosfera i do tego bez „dymka”. Wielki puls dla zimowego Planszówkonu.
P.S. Na zdjęciu-zagadce najprawdopodobniej grają w Anachronism.
Taluva byla grana jeszcze.
W niedzielę zaraz po meczu pojawiliśmy się w Paradoxie. Jednak pobieżne zlustrowanie sali kazało nam natychmiast się wynosić. Sala już była lekko zadymiona, jeden ze stołów był obsadzony osobami niegrającymi, za to każda miała piwo przed sobą i przynajmniej dwie miały zapalone papierosy. Zapowiadało się na dłuższe pogaduchy przy piwku i przy dymku. Czyli kiepskie miejsce na planszówkowanie. Wychodząc spotkaliśmy bazika z Olą i namówiliśmy ich na planszówkowanie u nas w mieszkaniu. Graliśmy w Africę, Transamerica, Cartagena, Coloretto Amazonas i Coloretto, ale to już chyba do programu Planszówkonu się nie zalicza niestety.
Sobota dla nas, choc krótka ze względu na obowiązki, była super udana. Nie wspominając o tym, że koło 23., juz u nas w mieszkanku, była jeszcze mała dogrywka ;-) z Jaxem i Pędrakiem
Zagadka… karty o ile pamiętam były z Zombiaków, choć sposób gry w żaden sposób (na „krótki” rzut oka nie przypominał zasad a’la Trzewik made)
;P
zagadka to na 100% Anachronism, dam sobie uciąć łeb.
Uzupełnię listę gier, w które grało się na tym Planszówkonie:
Legenda – Czas Bohaterów
Cytadela
Hive
Fjorde
US Patent No.1
Witch Trial
Machina 2
Wysokie Napięcie
Pozdrawiam!
Gregg
spadamy, wilki i owce, superfarmer, san marco
tyle na razie pamietam, ale cos pewnie przegapilem :)
Ano, anachronism :)
Podrzucam kolejną pominiętą grę: Tempus.
Pozdrawiam,
Jarek
Ciekawe, że w zasadzie Planszówkon skurczył się do soboty. W piątek część osób zawitała jak co tydzień na Smolną (to dość oczywiste). Natomiast od III Planszówkonu zauważyłem znaczny spadek zaangażowania w niedziele.
Uważam sobotę za owocną. Spotkałem po długiej przerwie przy grach Matadora i Orzecha. Poznałem Kapustkę i jeszcze jednego początkującego kolegę (nie pamiętam imienia), którego gorąco zachęcałem do spróbowania swoich sił w grach. Później Starlift zaopiekował się nim.
Dzieki Stalker oraz Tsar za rozmowę i grę w Neuroshima Hex. Szkoda tylko, że nie udało się zagrać w Manhattan.
Końcówka soboty należała do Browariona i jego Izy. To u nich z Jaxem zakończyliśmy przygodę z planszówkami przy Osadnikach Żeglarzach. Było jak zwykle słodko i gadatliwie :) Heh, a 80% rum pięknie pachniał.
Grany był jeszcze Memoir ’44 z dodatkami.
Pozdrawiam
Tym razem niedziela byla strasznie pusta. W poludnie mecz – wszyscy ogladali, a od 18 paradox mial byc zamykany wiec nie oplacalo sie jechac. :)
Przyszly planujemy na polowe lutego, musze to jeszcze ze studentami uzgodnic i zobaczyc jak ja mam sesje. :)
Podejme dalsze kroki na rzecz nie palenia oraz chcialbym zeby w sobote otwierano o 10. Zawsze to 2 godziny wiecej grania.
moja prosba do organizatorow – nie mowcie ze impreza jest w niedziele jesli nie planujecie nic w tym kierunku robic poza ludzeniem sie ze ludzie sami przyjda (nie przyjda). mam wrazenie ze niedziela tylko raz na planszowkonach nie byla total porazka, i ze tylko raz bylo wogole jakies zainteresowanie niedziela ze strony organizatorow. lepiej chyba sie nie wyglupiac z podawaniem ze impreza trwa 3 dni… nie trwa.
Bazik
To dziwne. Ja byłem całe 3 dni na Planszówkownie, od godziny otwarcia do zamkniecia. Jedynie w „krytyczna niedziele” pojawiłem się ok. 14tej i siedziałem przy Hive do 18tej (gdy zaczynal sie Larp). To 4 godziny grania. Może nie cały dzień, ale jednak było. Dla upartego mozna bylo zostac w salce przy barze takze podczas larpa i grac dalej.
Gregg