Listopad się skończył, a zimy jak nie ma tak nie ma. Płakać z tego powodu nie będę, choć ciekawe czy w tym roku stwierdzenie „granie w mroźne grudniowe wieczory” stanie się faktem. Wracając jednak do meritum. Tradycyjnie cała grupa Games Fanatic przechodzi do wyboru swojej zdaniem najlepszej gry miesiąca. Zapraszam do poczytania, co się tym razem bardziej podobało, a co nie.
bazik
W tym miesiącu nie mam żadnych wątpliwości – grą miesiąca zdecydowanie zostaje Go. Po roku przerwy w graniu, po poznaniu około 200 planszówek i karcianek, po 700 rozgrywkach w różne Eurogry znów wróciłem do korzeni. Pierwszą połowę miesiąca jak już się chwaliłem poświęciłem Go prawie całkowicie. Pozostała część miesiąca to już mniej gry, ale ciągle prawie godzinę dziennie na analizy i rozwiązywanie problemów poświęcam.
Eurogry są fantastyczne od strony socjalnej, na moje planszówkoprezki mogę zapraszać wszystkich znajomych, goprezki miały dużo bardziej okrojoną listę chętnych. Eurogry dużo bardziej kładą nacisk na wspólnie miło spędzony czas, nie na bezpośrednią rywalizację. Eurogry pozwalają się bawić większymi grupami, nie rozbijając wszystkich na pary. Ale tak naprawdę która konkretnie Eurogra trafi na stół znaczenie ma drugorzędne – nie ma takiej z której bym nie mógł całkiem zrezygnować. Go w swej klasie jest jedyne.
Folko
Wybór gry miesiąca nie zawsze jest przyjemny. Zdarza się, że tytuł jest pewniakiem od pierwszej rozgrywki, czasami walka trwa do ostatniego dnia… W tym miesiącu mam do czynienia z sytuacją bliższą pierwszemu opisowi. Grę po raz pierwszy przedstawił mi Bazik. Oczywiście słyszałem o niej dużo wcześniej, kilkukrotnie zamierzałem ją kupić, obawiałem się jednak, czy nie będzie za trudna do rozgrywki z dziećmi (a dokładnie ze starszą z córek). W końcu, gdy zdecydowałem się na jej zakup, okazało się że ma wyjść po polsku. Uważni czytelnicy wiedzą już o jaki tytuł chodzi – Wysokie Napięcie.
Jak już napisałem, po raz pierwszy grałem w nią min. z Bazikiem. Mechanika bardzo mi się spodobała, sama rozgrywka trochę mniej. Było zbyt spokojnie. Oczywiście z Michałem przegrałem, ale od razu chciałem zagrać w WN po raz drugi. Uwielbiam takie sytuacje. Jeśli po rozgrywce chcę grać w tytuł po raz kolejny, wiem że jest on dla mnie.
Michał odwiedzając nas, pożyczył nam grę. Ku mojej radości Wysokie Napięcie spodobało się moim dziewczynom :) Obecnie mamy własny egzemplarz, a gra trafia na stolik bardzo często… i ciągle jest mi jej mało :)
ja_n
Listopad wypada nędznie w statystykach. Tylko 47 rozegranych gier w porównaniu z wrześniowymi 65 czy nawet październikowymi 55 to nie jest dobry wynik. Gdy spojrzałem na te statystyki, zdziwiłem się. Nie miałem poczucia, że był to jakiś kiepski miesiąc. Być może dlatego, że wśród tych 47 gier były gry naprawdę satysfakcjonujące. Długie i skomplikowane, naprawdę pełnokrwiste planszówki. I one właśnie będą kandydatami do gry listopada w moim rankingu.
Gra miesiąca
Do finałowej puli gier, które brałem pod uwagę jako najważniejsze dla mnie gry w listopadzie wybrałem Flix Mix, Schotten Totten, Wysokie Napięcie, Feudo i La Citta. Karcianki z góry odrzucam. Wprawdzie Flix Mix to najwięcej rozegranych gier w listopadzie, w dodatku wygrałem je wszystkie (tak, tak!). Jednak to zbyt lekka karcianka, żeby mogła aspirować do takich zaszczytów ;-). Schotten Totten – znowu karcianka, w dodatku nie grana tak często. Choć świetna – wyróżnię ją w innej kategorii. Wysokie Napięcie – mocny kandydat jak zawsze. Ale grałem w listopadzie w gry równie świetne, a w dodatku świeżo poznane. Miałem kłopot żeby wybrać między Feudo i La Citta. Ostatecznie zdecydowało to, że nie grałem jeszcze w Feudo z ludźmi, którzy docenili by tę grę na równi ze mną. Dla mnie to strategia idealna, wszyscy moi współgracze kręcili nosem na jakieś elementy gry. Dlatego La Citta. Aż 5 rozgrywek w tę bardzo długą przecież grę, wszystkie na poziomie. Mocna gra. Pełnokrwista, ciężka, mózgożerna, bardzo, bardzo przyjemna. Satysfakcja ze zwycięstwa jest zawsze ogromna. Wprawdzie jeszcze muszę pograć żeby mieć okazję ją poczuć, ale mogę sobie wyobrazić, jakie to uczucie ;-).
Żaba miesiąca
… czyli gra, którą znałem już od dawna i w tym miesiącu do niej wróciłem i ponownie mnie urzekła. Tutaj kandydowały Wysokie Napięcie i Schotten Totten. Ponieważ jednak Wysokie Napięcie rządziło w tej kategorii w październiku, teraz kolej na Schotten Totten. Świetny kandydat na następcę Zaginionych Miast, jeśli Wam się znudziły. Lub jeśli uważacie, że Zaginione Miasta są zbyt bezmyślne.
Ślimak miesiąca
… czyli gra, która jeszcze niedawno rządziła w moim prywatnym rankingu, a teraz jej atrakcyjność jakby spadła, przejadła się. W tym miesiącu niestety nie potrafię wytypować takiej gry. Nie zauważyłem, żebym miał opory przed sięganiem po jakąś do niedawna ulubioną grę. Wprawdzie dawno nie grałem w Ursuppe, Amun-Re, Taj Mahal, Samurai’a, RoboRally itd, ale w każdą z tych gier bardzo chciałbym zagrać choćby w tej chwili. Po prostu nie starczy czasu.
Pancho
Bawiłem się przy kolejnych grach, które jeszcze niedawno leżały na stoiskach Essen 2006. Space Dealer, Taluva, Yspahan i Genesis trafił do moich rąk. Wreszcie nadrobiłem Louisa XIV oraz Wallensteina, pobawiłem się miło przy Schotten Totten, Parthenon, Feudo i La Citta. Dużo różnorodnych tytułów, choć mniej wielokrotnie powtarzanych rozgrywek przy pojedynczej pozycji. Stąd w Parthenon, Feudo, La Citta, Yspahan czy Wallenstein były tylko rozgrywki wprowadzające, nie umiałem jeszcze dobrze grać taktycznie i nie kontrolowałem przebiegu rozgrywki. Żeby wyrobić sobie o nich zdanie trzeba co najmniej jeszcze raz zagrać. W Shoguna (jako remake’a Wallensteina) co prawda mi się udało, ale dopiero w grudniu. Lećmy dalej. Schotten Totten, Taluva i Genesis to tylko gry dobre. Ale nie aż tak dobre, żebym je dodatkowo honorował jakimś wyróżnieniami.
Pozostaje więc finałowa dwójka: Louis XIV oraz Space Dealer. Pierwsza to niesamowita gra, pięknie wydana, z wielką grywalnością. Jednak pomimo tych niepodważalnych zalet nie wygra rywalizacji ze swoim konkurentem. Z prostego powodu. Mam słabość do rewolucyjnych mechanik. Wiemy jak rynek planszówkowy jest obecnie pełen gier do siebie podobnych. Przeważająca liczba wydawanych tytułów wykorzystują kilka najpopularniejszych mechanik: territorial control (a la El Grande), tile placement (a la Carcassonne), card drafting (a la Ticket to Ride). Świeża mechanika, nowe spojrzenie na rozgrywkę to coś czego Eurogry potrzebują najbardziej. Tylko dzięki temu mogą nadal dynamicznie się rozwijać i nie popaść w stagnacje. Space Dealer to właśnie nowatorstwo jak
iego potrzeba. Już nie mówiąc o tym, że gra jest fajna i za każdym razem mam sporo frajdy przy niej się bawić to jeszcze czuję jej potencjał. Widzę te gry jakie mogą w przyszłości powstać, które korzystają z pomysłu rozgrywki w czasie rzeczywistym, z wykorzystaniem klepsydr. W tym miesiącu nie mam wątpliwości. Space Dealer to moja Gra Listopad 2006.