Opisy gier ciąg dalszy.
High Society
Zagraliśmy na zakończenie któregoś dnia. Szybka, bardzo prosta karcianka, coś w stylu For Sale. Walczymy o luksusowe przedmioty będące dowodem na to, że należymy do klasy wyższej. Wszystko odbywa się za pośrednictwem licytacji. Występują też karty pomniejszające wartość zdobytego wcześniej dobytku, tak więc czasami trzeba wygrać jakąś aukcje, żeby danej karty nie wziąć. Bez rewelacji, ale można zagrać jako przerywnik. bazik przetestował taktykę typu dummy, czyli kupił najwyższą kartę, a następnie wyłożył cały majątek na kartę x2. Pomimo, że na koniec gry miał najwięcej punktów w dorobku to High Society ma sprytny mechanizm obronny przed tego rodzaju strategiami. Czyli coś w stylu krokodyli w Cleopatra and the Society of Architects. Mianowicie ten kto ma najmniej gotówki na koniec gry odpada i nie bierze udziału w klasyfikacji ze względu na punkty zwycięstwa.
Leonardo da Vinci
Leonardo da Vinci to pozycja trochę cięższa, wagowo pasująca do Caylusa. Bardzo ją jednak lubię i szkoda, że póki co nie jest zbyt znana w Polsce. To dobra pozycja, o wielu sposobach na zwycięstwo i z pomysłową mechaniką. Bez fałszywej skromności muszę przyznać, że byłem w nią naprawdę niezły, niestety minęło zbyt dużo czasu od ostatniej gry i umiejętności uleciały. Graliśmy w składzie: ja, Alicja, bazik i Ola (REMEMBER HERMAGOR!). Już w pierwszej turze popełniłem poważny błąd, zapominając o jednej regule. Nim wyklarowała mi się jakaś sensowna taktyka już było za późno. bazik natomiast dostał skrzydeł i brylował. Wynajdował wynalazki za wynalazkami, do tego miał szczęście (lub zmysł dedukcji) i unikał tych prac, którymi zajmowali się inni. Ostatecznie wygrał z dużą przewagą.
Lightning Reaction Extreme
Jedna z gier, która wzbudziła najwięcej emocji. Nic dziwnego zresztą. Każdy z czterech graczy dostaje w rękę joystick. Pośrodku migocze i głośno wyje czerwony dysk. Jeżeli przestanie wydawać dźwięki i świecić każdy z graczy musi wcisnąć na joysticku przycisk. Ten kto zrobi to ostatni albo zrobi to za wcześnie zostaje lekko kopnięty prądem. Chyba już można sobie wyobrazić jaka to zabawa? :)
Szalone, stresujące, ale niesamowicie wesołe i emocjonujące. Zresztą jak kiedyś pisał Faidutti, jeżeli gra zawiera zastrzeżenie, że nie może być rozgrywana przez osoby z chorobami serca lub epilepsją to już wiadomo, że to musi być dobra pozycja :)
Medici vs Strozzi
Pisałem o niej szczegółowo pewien czas temu. Była rozgrywana cztery razy. Raz zaproponowałem ją dziewczynom. Paulina zmierzyła się z Aciką. Niestety padły o grze jak najmniej pochlebne opinie. Jak kiedyś wspominałem liczba decyzji jaką możemy podejmować w tej grze jest gigantyczna. Nikt nas nie prowadzi za rączkę, wszystkim trzeba pokierować samemu. Tak więc w pierwszej rozgrywce (i tylko niej) gracze bywają zagubieni liczbą możliwości. Nie wszystkim musi się to podobać.
Ja później zagrałem z bazikiem i choć mój rywal nie mógł w pierwszym pojedynku mieć ze mną szansę to docenił możliwości tej gry. Na tyle docenił, że za moment zagrał z Olą i oboje dobrze się bawili. Czwarty raz grałem ja z Browarionem, w poniedziałek rano. Również i jemu się podobało, choć i on był przygnieciony decyzjami jakie musi podjąć i mocno umoczył. Sporo przepłacił za wiele towarów. Tak więc po pierwszej partii dajcie grze drugą szansę. A zauważycie jej elegancje i zalety.
Nottingham
O Nottingham dość szczegółowo napisał ja_n, tylko kilka osobistych wrażeń. Faktycznie nie ma co się oszukiwać i trzeba przyznać, że gra nas zaskoczyła. Fenomenem bym tego nie nazwał bo to już za dużo słowo. Przy pierwszej partii podchodziliśmy do niej jak do jeża. Liczyliśmy z bazikiem, że zobaczymy co to w ogóle jest i przejdziemy do ciekawszych rzeczy. Była to gra prosta i akurat pasowała nam do sześciu chętnych. A tu po połowie gry okazuje się, że jest naprawdę fajnie. Że choć losowość jest spora, wiele rzeczy od ciebie nie zależy, ale frajda jest i mnóstwo śmiechu. Szczególnie przy zastawianiu pułapek na innych graczy. Tak więc od razu zagraliśmy następną partię.
Nottingham później pojawiał się jeszcze na stole wielokrotnie, jednak po kolejnych dwóch rozgrywkach już mi się znudził. Ale inni grali jeszcze długo. Obok Yspahana i Tichu najczęściej grany tytuł wyjazdu. Na pewno świetnie się nadaje jako karcianka imprezowa, gdy mamy 6-7 chętnych. Z jedynym tylko nie mogę się zgodzić w opisie ja_na. Ocena wizualna gry jest w moim przypadku radykalnie inna. Uważam ją za kiczowatą i potwornie infantylną. Ale to już kwestia indywidualnego gustu.
Uknuliśmy też w czasie zabawy maksymę, że Nottingham bez pułapek to jak GoT bez sojuszy :)
Princes of Florence, The
Na pewno dla wielu osób najfajniejsza gra wyjazdu. Ostatnio w nią grałem dobre półtora roku, w zrobioną przez siebie samoróbkę. Już wtedy doceniłem tę grę i zauważyłem jej dużą grywalność. Warto kolejny raz zaznaczyć, że premiera polskiej wersji tej gry to wielkie wydarzenie. Już nie mogę się tego doczekać. Będziemy mieli obok Wysokiego Napięcia czy Osadników z Catanu kolejną świetną produkcję, dzięki której można wciągnąć na całego ludzi nieobytych z nowoczesnymi planszówkami. Takie tytuły nawet najbardziej sceptyczne osoby potrafią wciągnąć w nasze hobby.
Podczas pobytu rozegraliśmy dwie partie. W pierwszej bazik najbardziej na świeżo z zasadami i strategami rozjechał nas strasznie. Zgarnął najwięcej profesji i kart rekrutacji, korzystał z nich masowo, zdobywając mnóstwo punktów. Drugą partię graliśmy już w Nowy Rok, do czwartej rano. Było znacznie lepiej. Moją taktyka opierała się tym razem na tym, aby co chwila publikować jakieś nowe dzieło i do tego największe, aby zgarniać dodatkowy bonus. Przez większość gry mi się to udawało. Niestety do pełni szczęścia zabrakło skorzystania z przynajmniej jednej karty prestiżu, która podniosłaby moje zdobycze punktowe. Bardzo fajnie zagrał bazik, który tym razem nie miał zbyt wielu dzieł, ale za to dostał bardzo dużo punktów za karty prestiżu. Niestety i tak zabrakło mu dwóch punktów do zwyciężczyni – Aciki.
Railroad Tycoon
Bez dwóch zdań Railroad Tycoon bardzo dobry jest. Początkowo zawsze wzbudza wrażenie takiej wielkiej i ciężkiej pozycji, a jak zaczyna się rozgrywka to mamy powiew lekkości oraz elegancji. Grywalność jest duża i potrafi naprawdę wciągnąć.
Obecnie widzę takie dwie ogólne strategie, które nakłada się na różne decyzje i kroki podczas gry. Mianowicie oszczędzamy i staramy się brać jak najmniej pożyczek. Wtedy zawsze mamy dość obfite zyski, ale musimy mocno się ograniczać w zakupach. Albo idziemy na całość, bierzemy pożyczek ile wlezie i zamieniamy to w spore inwestycje, licząc, że przyniosą jeszcze większe zyski. Przy obu podejściach można wygrać, ale bardziej preferuję tą drugą. Nawet jak przegram to chociaż sobie pograłem, kupowałem co chciałem, walczyłem. Jak przy tej pierwszej przegram to czuję się okropnie. Nie dość, że cały czas dziadowałem, oszczędzałem i nie mogłem sobie na wiele pozwolić to i tak nie udało się zwyciężyć.
Graliśmy w czwórkę. Ja znalazłem się na wschodnim wybrzeżu, na północy wylądował Cieślik, a na południu Alicja. Głównie z nimi rywalizowałem w wyścigu o dostęp do towarów i jak najszybszym ich utylizowaniu. Nie bawiłem się w oszczędzanie i ostro parłem do przodu. Szczególnie w rozwijaniu technologicznym swoich kolei. Ostatecznie popełniłem parę błędów, których uniknięcie mogło polepszyć moją punktacj
ę, ale i tak nie było tragicznie. Choć nawet jakbym ich nie zrobił to Oli bym nie dogonił. Zdominowała rozgrywkę. REMEMBER HERMAGOR & RAILROAD TYCOON!
Space Dealer
Choć Space Dealer zajmuje tylko 30 minut, ciężko mi się znajduje do niego graczy. Ma on kilku nieprzejednanych przeciwników, których za nic do gry nie zmusisz. Szkoda, bo bardzo go lubię. W końcu udało się jednak zmajstrować grupę chętnych. Zagraliśmy w składzie: Browarion, Acika, bazik i ja, w wersję dla początkujących. Acika grała po raz pierwszy i ostrzegaliśmy ją przed tym, że może być baaardzo dynamicznie. Nie odstraszyła jej szybkość gry i radziła sobie bardzo dobrze, a po rozgrywce miała o niej pozytywną opinię.
Partia była bardzo ciekawa, bo po raz pierwszy zakończyła się nie upływem czasu, a pozbyciem się przez jednego z graczy wszystkich kostek zwycięstwa. Mianowicie około półtorej minuty przed końcem gry bazik pozbył się ostatniej kostki i został zwycięzcą. Tak więc już wiadomo, że i ten wariant można zrealizować.
Yspahan
Yspahan cieszył się dużym powodzeniem, a ja sam proponuję go bez żadnego wstrętu. Gra jest szybka, lekka i pomysłowa, dzięki czemu sprawia mi dużo przyjemności. Szczególnie przypadła do gustu parze Acika i Cieślik, którzy chcieli grać partia po partii.
Głównie preferowane były strategie oparte o budynki, karawany nie cieszyły się popularnością, na co bazik narzekał. Raz też zostały zbudowane wszystkie konstrukcje. Była też ciekawa (i wkurzająca dla mnie) rozgrywka gdy Cieślik wysłał mi do karawany kostkę z budynku za 12 punktów, w ostatniej turze gry, a ja nie miałem wielbłąda, żeby się obronić.
Reasumując Yspahan jest dobrą Eurogrą i nie ma swoich wrogów. Każdego łatwo do niego namówić.
To wszystkie gry, przy których bawiłem się ja. Na pewno grano w jeszcze inne tytuły. Z tego co widziałem sporą popularnością cieszyło się Tichu, widziałem partię Caylusa i Ursuppe. Innych gier już nie pamiętam.
Pojawiały się też pytania do zabawy sylwestrowej. Jako, że było to spotkanie planszówkowe i wszyscy preferowali właśnie ten rodzaj rozgrywki skupiliśmy się na nim. Oczywiście o północy korki od szampanów poszybowały w stronę sufitów, złożyliśmy sobie życzenia i poszliśmy oglądać sztuczne ognie w okolicy. Zresztą razem z Cieślikiem odpaliliśmy mój prywatny zasób, który przywiozłem ze sobą. Niestety był pewien niedosyt, bo pomimo pozornie dużej wyrzutni, aż tak wiele rakiet z niego nie wyleciało. Ale były chociaż cholernie głośne :) Później rzuciliśmy się na sałatki i wyżerkę. O pierwszej wróciliśmy do grania. Największym przegranym wyjazdu jest niestety Browarion, którego przed samym Nowym Rokiem napadł gigantyczny ból głowy. Nie mógł sobie pograć, popić i musiał się położyć.
Tyle jeżeli chodzi o te kilka magicznych dni, które długo będę jeszcze wspominał.
Mam nadzieję, że w Nowym Roku uda mi się w końcu zagrać w Railroad Tycoon i w Princes of Florence. A do Space Dealera zawsze chętnie usiąde.
A co do Sylwka – rzeczywiście oryginalny sposób jego spędzenia :-). Ale przynajmniej szampan był ;-).
A zdradzisz coś o kosztach wyprawy i jak się prezentuje samo miejsce na ewentualne przyszłe wypady – niekoniecznie growe? Jest tam co robić?
link do osrodka i ceny sylwestrowe byly na forum, na stronie osrodka sa ceny poza sylwestrowe…
ogolnie poza sylwestrem spanie 30 obiad 20 z tego co pamietam
A pozostałe pytanie dotyczące ośrodka?
no i obiecane parę słów w tym topicu:
Lightning Reaction Extreme – tak funowej gierki dawno nie widziałem. LOL, pomysł genialny, ale jeszcze lepszy przy wykorzystaniu pomysłu bazika (modyfikacje Browarion): bierzemy pudełeczko LRE i zbędny kabelek do gniazdka, kocówkę do pudełka przylepiamy „gdzie bądź”, ale wyczkę w gniazdko włączamy. No i teraz zapraszamy do zabawy ;)
ROTFL – świat nalezy do odważnych
Medici vs Strozzi – super, najlepsza chyba gra (tylko) dla dwóch osób jaką znam (choć dopiero poznałem). Jedna z pierwszych pozycji na liście zakupów.
Niestety nie udało się zapoznać z Railroad Tycoon ani w Książąt Florencji… ale mam nadzieję jeszcze mieć okazję zasiąść przy planszy
Słowo sprostowania – mimo głupoty i „przegranego” Sylwestra osobiście wcale (małe oburzenie ;) ) nie uważam się za przegranego wyjazdu.
To był super pomysł, super wyjazd i super spędzony czas.
Naprawdę wielkie brawko dla bazika za inicjatywę i organizację, dla wszyskich którzy przybyli za r-e-w-e-l-a-c-y-j-n-e towarzystwo.
Oby wiecej okazji do takiego spędzania czasu (więcej niż parę godzin + towarzystwo i gry).
HOWGH
;)
Kto kupił space Dealera?