Skończył się 2006 rok i zarazem miesiąc grudzień. Nie uchylamy od naszych obowiązków i jak zwykle każdy z redakcji przedstawia gry, które wybiły się ponad inne. Co wcale nie jest takie proste, bo gier wciąż nie ubywa a wprost przeciwnie jest co ich coraz więcej, a do tego trzymają naprawdę wysoką jakość.
bazik
Wyjątkowo nie mam żadnych wątpliwości jaka gra powinna zostać moją grą grudnia. Wątpliwości mam tylko czy przyznawać się ile radości mam z grania w coś tak głupiego… :-) Co tam, niekwestionowanym królem ostatniego miesiąca niniejszym ogłaszam Lightning Reaction Extreme (u nas do kupienia pod nazwą Błyskawiczna Reakcja lub Szok Reakcja).
Na grę natknąłem się przeglądając z kolegami w pracy sklep z różnymi śmiesznymi gadżetami USB (typu wyrzutnia rakiet na USB, czy ogrzewane (przez USB) kapcie)). Pozwolę sobie zacytować część opisu gry ze strony 2future.pl:
„W grze mogą uczestniczyć 2-4 graczy. Chodzi o to, aby po zapaleniu się lampki, nacisnąć jak najszybciej przycisk znajdujący się na uchwycie, który trzymasz w ręce. Kto zrobi to najwolniej, czeka niespodzianka w postaci porażenia elektrycznego. Do tego oczywiście osoba porażona poczuje na sobie śmiechy jakie pozostali uczestnicy gry będą kierować w jej stronę. Ból nie musi być taki straszny, gdy następnym razem zobaczysz minę innej porażonej osoby.
(…)
Do wyboru są dwie opcje – porażona zostaje tylko osoba, która jako ostatnia wciśnie guzik lub nie porażona zostaje tylkoSzok Reakcja pierwsza osoba. Do tego jest do wyboru – silny, albo słaby „kopniak”. Jeśli myślisz o oszukiwaniu – możesz zapomnieć, jeśli wciśniesz przycisk przed czasem, znaczy to tylko tyle, że zostaniesz porażony wcześniej.”
Na początku po prostu śmialiśmy się z opisu, po jakimś czasie niektórzy zaczęli nieśmiało mówić że może fajnie by było pograć, a po dwóch dniach było nas skłonnych uznać że dla samego żartu można się zrzucić sześciu, i kupiliśmy.
I jak? Zdecydowanie nikt nie żałował tego wydatku. Od kopania prądem zaczynaliśmy „dla obudzenia” praktycznie każdy dzień pracy, prawie każdy facet w firmie odwiedził w grudniu nasze pięterko samemu zaznać tej przyjemności, nawet po rozegraniu 30 gier każda nowa była pełna śmiechu. Genialny sposób na szybką chwilę rozluźnienia. Nic dodać nic ująć.
Tak, gra jest głupia, tak, zachowujemy się trochę jak bohaterowie MTV-owego Jackass-a, ale jakie to ma znaczenie jeśli pozwala zacząć każdy dzień pracy z głośnym śmiechem na ustach? Ogromnie polecam.
Folko
Kolejny miesiąc za nami, czas na kolejny wybór gry miesiąca.
Grudzień był dla mnie miesiącem bardzo obfitym, poznałem dużo nowych gier, ale co ciekawe, wybór był dla mnie bardzo trudny. Powodem nie była ich ilość, tylko fakt, że większość niczym mnie nie zachwyciła. Były tytuły ciekawe, np. Flix Mix, Um Reifenbreite, Verflixxt! Ave Cesar… ale na tyle by nadać im tytuł Gry miesiąca?
Ostatniego grudnia, wszystko wskazywało na to, że miano te uzyska jednak Um Reifenbreite, do momentu, gdy po raz drugi zasiadłem do Giganten. Pierwszy raz spotkałem się z tą grą około miesiąca wcześniej, na jednym z naszych planszówkowych spotkań. Już wtedy gra mi się spodobała, niestety grę musieliśmy skończyć wcześniej. Czekałem na kolejną rozgrywkę, ale okazja nie nadarzyła się… aż do momentu, gdy żona sprawiła mi świąteczny prezent.
Autorem gry jest Wilko Manz, bardzo mało znany twórca. Giganten w 1999 roku przegrał z Tikalem walkę o Spiel des Jahres. Akcja toczy się na polach roponośnych, gracze budują rafinerie, wydobywają ropę, transportują ją do trzech spółek naftowych a następnie sprzedają. Jest tu miejsce na licytację, ekonomię, blef… gra jest bardzo interesująca. Na tyle, że właściwie po niecałych 2 partiach (żadnej nie wygrałem ;) ) postanowiłem jej przyznać tytuł gry miesiąca. Gdy znajdę trochę więcej czasu, postaram się napisać o niej dłuższą recenzję.
A co najważniejsze, czekam na kolejną partię !!
ja_n
Grudzień i nieodłącznie z nim związany gorący okres przedświąteczny źle się odbił na liczbie rozegranych przeze mnie gier. Miałem znacznie mniej wolnego czasu i to było widać. Na szczęście wszystko się odmieniło dzięki Świętom i okresowi między Bożym Narodzeniem a Sylwestrem. Do tytułu gry grudnia pretendowało więc aż pięć tytułów. Wszystkie te gry poznałem w grudniu lub nieco wcześniej i wszystkie zrobiły na mnie wielkie wrażenie.
Na początku grudnia królował Elasund. Pożyczyłem grę od Pancha po Planszówkonie (rozgrywka w Paradoxie mnie zachwyciła) i rozegrałem kilka partyjek ze znajomymi w różnych konfiguracjach. Nabrałem niezbitego przekonania, że muszę tę grę kupić i oddałem pudełko właścicielowi. No i czekałem na własną kopię gry – dostałem ją dopiero parę dni temu. Tak więc gra bardzo mnie przekonała, ale grałem w nią w sumie w grudniu niewiele. Mimo to Elasund na tytuł gry grudnia całkowicie zasługuje.
Jednak nie tylko on. Druga gra, którą rozważałem to Taluva. Pisałem już na blogu jak świetne wrażenie na mnie zrobiła i kolejne rozgrywki to wrażenie podtrzymują. Pięknie wykonana, ciekawa gra. Może nie ma tak interesującej mechaniki jak Elasund, ale zawsze chętnie do niej siądę i siadałem całkiem często w tym miesiącu. W dodatku ostatnio na Smolnej widziałem partyjkę w tę grę, w której gracze stosowali kompletnie inne taktyki niż ja w swoich grach. Jak najszybciej starali się pozbyć sporej liczby najmniejszych domków, a dopiero potem szukali sposobu na budowę świątyń lub wież. W moich partiach zazwyczaj staramy się jak najszybciej pozbyć dużych budynków, a potem jest wyścig na małe domki (dlatego zawsze gdy ktoś zbuduje grupę z trzech pól, taka grupa jest niszczona o ile tylko jest taka możliwość – czasem dzięki współpracy dwóch przeciwników). Bardzo ciekawa byłaby konfrontacja tych dwóch sposobów grania. Z tej dwójki postawiłbym jednak na Elasund.
Następna w kolejce jest Seerauber aka Buccaneer. To leciutka i prosta gra, jednak pełno w niej emocji i ostrej rywalizacji. Zawsze do niej chętnie sięgam, używam jej jako gry pomostowej, dla wciągania nowych graczy lub graczy okazjonalnych. Pewnie Seerauber zdobyłby ten tytuł, gdyby nie….
Gdyby nie szał prezentów pod choinkę. Dla mojego bratanka, 4-letniego Dominika kupiliśmy Loopin’ Louie. Wiedziałem, że ta gra to mnóstwo dobrej zabawy również dla dorosłych, ale nie wiedziałem że aż tyle. Słowo o grze – na końcach ramion plastikowego krzyża gracze mają swoje grzędy i małe katapulty. Na grżędach umieszczamy trzy żetony z wizerunkami szalonych kurczaków. Nad tym wszystki lata Louie w małym samolocie (na długim ramieniu z przeciwwagą, napędzany elektrycznym silniczkiem). Ten wariat celuje prosto w nasze kurczaki i strąca je z grzędy (uwielbia to). Musimy w niego przycelować naszymi katapultami tak, aby przeskoczył naszą grzędę i trafił w grzędę następnego gracza. Przy odrobinie wprawy uda nam się ocalić naszego kurczaka. Przy sporym doświadczeniu uda nam się przeskoczyć też kat
apultę kolejnego gracza i trafić prosto w jego grzędę. Trafienie w grzędę gracza naprzeciwko, to już spora sztuka, ale też możliwe. Można nawet tak wywinąć samolotem, że trafi bezpośrednio w grzędę gracza po naszej lewej ręce, ale to już prawdziwy wyczyn. Krótko mówiąc, mnóstwo zabawy, 14 rozegranych gier i… tytuł? Otóż nie.
Gra grudnia
W grudniu poznałem grę, która przebiła wszystkie powyższe skarby. Grę absolutnie wyjątkową, kapitalną, fantastyczną. Wciągnęła Paulinę, wciągnęła mnie, wciągnęła znajomych z którymi graliśmy. Ta gra to Tichu. Siedem rozegranych partyjek. Wśród nich były partie nieciekawe, wysoko przegrane i wysoko wygrane. Były wśród nich partie wyrównane i zacięte. Była partia absolutnie kapitalna, rewelacyjna, doskonała. W której przegrywałem razem z moim partnerem różnicą ponad 800 punktów, po to by wyjść na prowadzenie w końcówce i ostatecznie jednak przegrać 45 punktami (w Tichu gra się do 1000 punktów). Tichu przyćmiło wszystkie powyższe tytuły. Wszystkie.
Żaba grudnia
Cóż, kolejny raz ta dziwaczna kategoria i kolejny raz mam obowiązek przypomnieć co ten tytuł oznacza (lekko mnie to już męczy). Chodzi o grę, która niegdyś była jedną z moich ulubionych, potem odeszła nieco w zapomnienie i w tym właśnie miesiącu sięgnąłem po nią ponownie i gra przypomniała się ze swojej najlepszej strony. Wykonała skok na liście moich ulubionych gier. Bez przekonania ten tytuł rezerwuję dla gry TransAmerica. To lekka i ciekawa gra, dobra dla nowych graczy. Bardzo dobrze gra się w 6 osób i to duża zaleta. Jednak jakoś zawsze mam po niej niedosyt. Jednak zbyt przypadkowa. Zbyt małą mamy kontrolę nad rozgrywką. Mimo to lepszego kandydata w tej kategorii nie widzę.
Ślimak grudnia
To z kolei gra, która była jedną z moich ulubionych, jednak w grudniu zauważyłem, że już do niej nie sięgam tak chętnie. Przejadła się, ograła, zaczyna już nudzić. W grudniu ten tytuł przyznaję… cóż, chyba jednak Feudo. Jednak nie z powodu własnej do tej gry niechęci. O nie, ja zawsze w Feudo zagram chętnie. Problem jednak w tym, że trudno znaleźć chętnych współgraczy. Muszę zacząć ją prezentować szerzej na Smolnej, może gra się spodoba. Jej niewątpliwą wadą są bardzo skomplikowane zasady, pełne kruczków, wyjątków, niejasności. W każdej grze dwóch graczy uwikła się w konflikt na śmierć i życie, bitwę o wszystko (choć to raczej błąd) i potem kończy grę niezadowolonych bo podobno nie mieli szans – inni mogli rozwijać się bez przeszkód. Czasem w kogoś trafi zaraza na początku i od tego momentu uważa się już za kompletnie przegranego, zapominając o tym, że zaraza umożliwia również wejście do klasztoru i atak w dowolną stronę, tam gdzie można upolować nieprzygotowanych na to przeciwników. Tak więc Feudo wydaje się grą, w której trudno w pierwszej partii dojrzeć wszystkie możliwości, a na drugą partię rzadko gracze mają ochotę. Dam jej pewnie odpocząć i spróbuję reaktywować wśród graczy przychylniej nastawionych do gier wojennych.
Pancho
Rzut okiem na BGG, w co to ja grałem w grudniu… aha i to i to i to… Dobra, ale co zrobiło wrażenie, co może powalczyć o tytuł gry grudnia. O jest Yspahan. Tak to dobra gra, nawet bardzo dobra. Muszę przyznać, że długo ją poznawałem. Wciąż nie wiedziałem czy jest wyjątkowa. Ale ma jednak jakiś urok, coś niepowtarzalnego. A to dlatego, że za każdym razem siadałem do niej bardzo chętnie, nigdy nie odmawiałem – ba! – sam ją wciąż proponowałem. To taka klasa Samurai’a, szybka, pomysłowa gra, przy której nigdy się nie nudzę.
Co tam dalej jest ciekawego? Imperial. Oooo gra narobiła szumu. Głównie wielką polemiką czy to tytuł popsuty czy jednak bardzo dobry. Wrzało do ukropu, atmosfera była rozgrzana do czerwoności, jedni mówi swoje, drudzy swoje. Dochodziło do zupełnie skrajnych opinii. W końcu wyszło, że źle graliśmy i jednak gra ma coś w sobie i jest diabelsko warta uwagi. Nowatorska pozycja o ciekawej mechanice. Die Säulen der Erde (Pillars of the Earth) – choroba, że ta gra pojawiła się w tym miesiącu… psuje mi wszystko, utrudnia podjęcie ostatecznej decyzji. Fantastyczna gra, świetnie, leciutko się przy niej bawię. Zupełnie nie dostrzegam tych wad, które kilku osobom przeszkadzają. Jak nie chcę losowości to gram w Caylusa i jest super. Chcę mieć frajdę i niczym się nie przejmować Pillars of the Earth pasuje jak ulał. I do tego to wykonanie. Prześliczne. Medici vs Strozzi też warte uwagi. Fajna dwuosobówka. A to wciąż nie koniec. The Princes of Florence zrobił po półtora roku wielki come back i pokazał, że nadal się liczy. A tu jeszcze Shogun – świetny remake Wallensteina. Też bardzo dobra gra. Skomplikowała się sytuacja…
Dobra, nie przedłużajmy. Ktoś musi wygrać, ktoś musi obejść się ze smakiem. Do ścisłego finału przechodzą trzy gry: Imperial, Shogun i Pillars of the Earth. Wszystkie są bardzo dobre i sprawiły mi mnóstwo przyjemności. Ale grą grudnia zostaje Imperial. Właśnie za emocje, za nowatorskie podejście do tematu. Takie tytuły pokazują, że można znakomicie połączyć strategię z Eurogrą. Należy mu się.
Po przeczytaniu, co zostało grą grudnia wg Bazika aż się włosy na głowie jeżą…
Niezła ta gra bazika tylko czy nie brakuje wam trzeciej opcji obok słabego i silnego kopniaka ? Nazwałbym to opcją dwieście dwadzieścia. Można wtedy rozgrywać partie w systemie sudden death.
ty sie smiejesz, a my juz po zakupie oczekujac na przesylke zwrocilismy uwage ze wszystkie tego typu zabawki maja w opisie cos o bateriach, a ta jedna o bateriach nic nie mowi… NIE mielismy pewnej minki otwierajac pudelko
Ja_nie – ja chętnie zasiądę do drugiej partii Feudo. Myślę, że ktoś sie jeszcze znajdzie.
coś musiałem pokręcić przy tym wyniku w Tichu. Nie da się wygrać 45 punktami w tę grę. Zawsze to co tracimy zdobywa przeciwnik, a najmniej można zdobyć 5 punktów – stąd różnica nie może wynosić nieparzystej wielokrotności 5. Przypuszczam że zgubiliśmy te 5 punktów przy dodawaniu wyniku kolejnych rozdań.
Co do Feudo – jak pisałem, spróbuję ją reaktywować. Za jakiś czas (niezbyt długi).
Gra Latajacy Louie jest w spisie gier wydanych w 2006 roku. Widzę, że eksperci zajęli się pracą w ekspresowym tempie. Jacku, czy ta gra posiada na tyle swojej oryginalności, aby pozostali eksperci mieli się z nią zapoznać?
Zdecydowanie pozostali eksperci powinni zapoznać się z tą grą i będę im ją rekomendował. Może to być trudne, bo nie jest ona tania a chyba nikt z ekspertów nie ma dostępu do egzemplarza tej gry.
Gra w końcu zdobyła SdJ w kategorii gier dziecięcych :) w 1994 roku
Latajacy Louie jest w sklepach, chyba nawet w Smyku.
Folko, czy wiesz, gdzie można dostać grę Giganten? Tematyka jak znalazł do tego czym się w życiu zajmuję.
Oczywiście, że LL jest w Smyku. Ale co z tego? Sugerujesz, że eksperci powinni zrobić zrzutę albo wylosować tego, kto ma to kupić? Może ktoś kupi z chęci posiadania (to fajna gra), ale jeśli nie – może być mały kłopot z zapoznaniem się z grą.
Może w głównym Smyku mają otwarty jeden egzemplarz?
Nataniel pisze do wydawnictw o udostępnienie po jednym egzemplarzu każdej gry.
Giganten dostałem od żony pod choinkę, ale oczywiście wiem skąd do niej dotarł. Winowajcą jest Alek, więc jego pytajcie. Gra z tego co wiem dostępna jest tylko w drugim obiegu. Grałem kolejny raz i znowu polecam ;)