Weekendowe przemyślenia pod koniec tygodnia? W sumie, dlaczego nie? Ostatni okres wiązał się z dużą ilością wrażeń. Święta, odwiedziny rodziny (folko rymuje ;) ), znajomych, sylwestra. Jak spędzili ten okres pozostali blogowicze, wszyscy wiedzą, pozwólcie, że również ja się pochwalę. Samo Boże Narodzenie jest dla mnie okresem szczególnym, z powodów religijnych i rodzinnych spotkań. Odwiedziła mnie siostra z Niemiec wraz ze szwagrem i dwójką dzieci. Starszy siostrzeniec (17 lat) okazał się świetnym kompanem do grania. Zaraz po świętach miałem wolne i zgodnie z trzyletnią tradycją ;) w środę zaprosiłem znajomych, siostrzeńca, na koniec dołączył również szwagier i… graliśmy. Dobre kilka (prawie naście) godzin. Na stole wylądowały Finstere Flure, FlixMix, LOTR Knizi, Ave Cesar, a na koniec Wysokie Napięcie. Emocji było sporo, było bardzo miło. Z pewnym rozrzewnieniem wspominam spotkanie trzy lata temu, gdy graliśmy w Drakona i Arenę Maximus. Wracając do gier.
FlixMix jest dla mnie idealną grą zręcznościową. Wszystkie Jungle Speedy, Jengi, Spadające krowy mogą się chować. Gra równie lekka i równie szalona jak inna karcianka – 6nimmt!
Finstere Flure pożyczył mi Bazik. O grze czytałem dużo wcześniej, spodobała mi się recenzja Jacka i postanowiłem sobie, że kiedyś w tą grę zagram. Dzięki Michałowi udało się. Cóż mogę napisać. Gra jest bardzo radosna, tyle pozytywnych emocji nie widziałem już dawno. Być może okres międzyświąteczny, zaokrąglone brzuchy spotęgowały tą radość. Było naprawdę świetnie. Gra w pewnym sensie przypomina mi wspomnianego Drakona. I tu i tu należy grać przeciwko liderowi, wtedy gra jest wesoła. Należy podstawiać się, tak kierować poczynaniami monstrum by zawędrował w tereny współgraczy. Wtedy radość jest olbrzymia… a jeśli przy okazji pożre naszego bohatera, cóż, ofiary muszą być. Gdy lider się zmieni, wszyscy muszą pracować przeciwko niemu… a gdy Ty zostajesz liderem, cóż wtedy to jest już inna sprawa :D Przegrałem z kretesem, ale widok twarzy Alka, gdy potwór spałaszował mu wszystkich bohaterów… bezcenny :D
LOTR Knizi. Rok wcześniej mieliśmy na tapecie Shadows over Camelot. Świetną grę zespołową. Byliśmy bardzo Ciekawi co pokaże pan Knizia. Czy będzie nastrój wyprawy, czy gra będzie równie ciekawa co Rycerze Króla Artura. Knizia jak Knizia, zrobił ciekawą mechanikę, grało się przyjemnie, a nastrój… gdzieś poszybował. Na pewno była to wina niemieckiego wydania, barbarzyńskie napisy na planszy… to jednak nie jest to. Dodatkowo gra jest nieładnie wydana. Śliczne plansze i ohydne żetony, średnie karty i paskudne piony Hobbitów. Szkoda, bardzo dużo obiecywałem sobie po tej grze. Podsumowując nie jest ona zła, powstało kilka dodatków, które powodują, że gra będzie się wolniej nudzić w porównaniu do Shadows, tylko ten klimat.
Kolejną grę z plecaka wyciągnął Wojtek. To miłośnik wyścigów, powoli zbiera wszystkie gry jakie wyszły z tej dziedziny. Na stół powędrował Ave Cesar. Gra prosta, ba, banalna. Zasady są do opanowania przez czterolatka. Bierzemy udział w wyścigach rydwanów. Trzy okrążenia na jednej z dwu sławnych aren. Każdy z graczy ma do dyspozycji trzy karty, które dociąga ze swojego stosu kart. Zagrywa jedną. Nie może ominąć powozu przeciwnika, jeśli ten stoi przed nim i nie ma innej drogi, jesteśmy zablokowani. Na tym właśnie polega mechanika – na ogromnej interakcji. Raz po raz ktoś kogoś blokuje, kart ubywa, a trzy okrążenia to nie mało. Jest jeszcze jeden element potęgujący bardzo interesującą rozgrywkę. Zgodnie ze słowami „Oddaj Cezarowi co do Cezara należy” musimy raz w trakcie całej gry zatrzymać się przed jego polem i oddać mu monetę. A tam oczywiście jest ogromny tłok :) Grę bardzo polecam, jeśli lubicie wyścigi, na 99% gra się spodoba. Jedyne czego się obawiam, to jak gra sprawdzi się przy mniejszej liczbie graczy. My graliśmy w pełnym składzie (6 osób).
No i ostatnia gra tego dnia. Wysokie Napięcie. Tyle napisano o tej grze, że nie chcę powtarzać tych peanów zachwytu. Dla mnie jak wiecie, gra jest wybitna. Nie bez przyczyny znajduje się tak wysoko na liście BGG. Tym razem znów pokazała pazurki, przegrałem 2 elektro !! Było super.
Oczywiście na tym nie kończy się świąteczno-noworoczne spotkanie z g-p, ale o tym co było dalej w następnym odcinku ;)
PS. Z premedytacją omijam wątek nowego magazynu. GF mimo wszystko to coś innego od SGP i tak zostanie :)
Do LOTRa trzeba sobie wypracować odpowiednie podejście. Jest na to bardziej wrażliwy niż Shadows. Moim zdaniem nie powinno się wymieniać informacji jakich kart potrzebujemy itp. Gdy gracze mają wyłożyć określoną liczbę kart aby uniknąć nieszczęścia, można wykładać po jednej (albo pasować) aż do zebrania wymaganego zestawu albo spasowania przez wszystkich. Należy jak ognia unikać dyktowania przez jednego gracza innym, co mają robić albo wyczytywania na głos jakie są kolejne groźne wydarzenia na liście. Można rzucić komentarz „Myślę, że powinniśmy stąd spieprzać, bo za chwilę będziemy ugotowani” albo coś w tym stylu jeśli widzimy, że następne wydarzenie jest dla drużyny miażdżące. Generalnie trzeba się bardzo pilnować żeby właśnie nie stracić klimatu i nie zamienić gry w mechaniczne dokładanie kart. Spróbujcie jeszcze raz i zastanówcie się wcześniej co robić żeby nie stracić klimatu. Gra jest naprawdę świetna i warto tę jakość w niej odnaleźć. No i trzeba docenić, że była to pierwsza tak znana gra kooperacyjna – to był wówczas zupełnie nowy, niesłychanie odkrywczy pomysł.
A ja bym zagrał z dodatkiem z Sauronem. To mogłoby się dobrze sprawdzić.
Dla mnie LOTR bije SoC na głowę. Znacznie wyższy poziom trudności, więcej strategii i konieczność ścisłej współpracy. Nie ma zjawiska pasjansa. Grałem raz na Falkonie i myślę o zakupie swojej kopii.
Irytują mnie tylko „serie” złych zdarzeń potrafiących losowo zniszczyć rozgrywkę.
Folko – co to za jaskinia na fotce ;> ?
Kryształowa :)