Najlepsza Gra Styczeń 2007 trafia do:
W styczniu poznałem Age of Steam – grę która wygląda że stanie się moją zdecydowanie ulubioną eurogrą, choć póki co muszę zagrać więcej żeby pozwolić sobie na tak duże wyróżnienie. W każdym razie w styczniu spędziłem przy tej grze ponad 10 godzin, i jak na razie jestem zachwycony. Jedyny problem to że widzę że poza Olą trudno mi będzie znaleźć regularnych przeciwników – jakoś mało kto lubi tytuły naprawdę ciężkie :-(
Drugi kandydat – rewelacyjna gra imprezowa Wits and Wagers. Niby gra na wiedzę, trzeba podawać bliskie poprawnym odpowiedzi na przeróżne pytania. Tak naprawdę jednak jak dobrze znamy odpowiedzi nie ma dużego znaczenia, bo główne źródło punktów/pieniędzy to poprawne obstawianie która odpowiedź innych grających jest prawdziwa. Ciężko opisem oddać wrażenia z gry, jakąś wskazówką może być podanie przykładowych pytań: 'Ile razy w piosence Beatlesów „She loves you” występuje słowo „yeah”?’, czy 'Ile procent gospodarstw domowych w Stanach posiada kota?’. Ostatnie pytanie pokazuje drobny problem z grą – duża część pytań jest bardzo amerykańska, gra nie pozwala zapomnieć że to nie jest wydanie na rynek polski/europejski. Ponieważ jednak nie chodzi o to żeby ktokolwiek znał dobrą odpowiedź, nie jest to poważna wada. Zagrałem w to w styczniu 15 razy, podobała się absolutnie wszystkim, to pierwsza gra po osadnikach w którą z przyjemnością grali moi rodzice. Dość powiedzieć że gra ma „tylko” 100 zestawów pytań, i już wiele osób się martwi że za szybko się skończą – a przez poprzedni rok nie poznałem ani jednej gry która ma poważne szanse trafić na stół tyle razy. W każdym innym miesiącu tytuł gry miesiąca byłby murowany. W tym jednak…
… na drodze stanął finalista konkrusu „gra miesiąca” z sierpnia – Blef. Pokazałem go w pracy po tym jak ktoś przyniósł Wyprawę – chciałem udowodnić że gra z kośćmi może być fajna i emocjonująca. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – styczeń w firmie stał pod zdecydowanym znakiem Blefa. Kilka razy zostawaliśmy po pracy na godzinkę pograć. Jeden kolega szybko napisał programik na komórki wyświetlający kostki na ekranie, trzeba było ten programik potem dobrze przetestować :-) Na obiedzie, podczas pracy, po pracy – w każdej chwili. Po tygodniu-dwóch szaleństwo zaczęło ustępować, ale wczoraj znów nie było najmniejszych problemów żeby znaleźć 5ciu chętnych na wyciągnięcie telefonów. Grą roku Blef pewnie nie zostanie, ale styczeń wygrywa jednak zdecydowanie.
Folko
Spoglądam na gry w jakie grałem w styczniu, a szczególnie na te z którymi spotkałem się po raz pierwszy i mam problem. Mógłbym grą miesiąca nazwać jedną z wielu, w które grałem wcześniej, ale osobiście tym mianem określam grę, z którą spotkałem się po raz pierwszy w danym miesiącu. Mam problem, ponieważ żadna z tych gier nie zasługuje w moim przekonaniu na taki tytuł. W ostatnim okresie bliżej przyglądam się pozycjom które zdobyły nagrodę Spiel des Jahres. W styczniu zagrałem min. w Hase und Igel, Drunter & Drüber, Blef, najciekawszą mechanikę ma gra roku 1979 – Zając i jeż, ale najbardziej grywalny i najmilszy dla mnie był Blef. Czy jednak przyznać mu miano Gry miesiąca? Czy jest wystarczająco dobry?
Może to śmieszny dylemat, ale nie lubię rozdzielać nagród za nic. „Za nic” to może zbyt ostre określenie, chodzi mi jednak o fakt, że gra miesiąca powinna zwalać z nóg. Blef jest świetny, ma element nieprzewidywalności, daje grającym sporo radości z gry. Mechanika jest prosta, ale odkrywcza. Ta gra ma już 14 lat i z punktu widzenia czasu na pewno była świetna. Czy jednak dzisiaj się broni na tyle by dostała miano gry miesiąca? Chyba jednak tak. Zostaje moją grą miesiąca, tak na pograniczu.
Zabawna historia, właśnie przeczytałem jaką grę wybrał Bazik. Jesteśmy od siebie oddaleni o kilkaset kilometrów, zdarzyło nam się do siebie pisać na temat Blefa, ale nie spodziewałem się takiego wyboru po nim… chociaż z drugiej strony Michał często wybiera gry, które najczęściej „trafiają u niego na stolik”. A więc Blef zostaje grą miesiąca u Bazika w Warszawie i Folka na Śląsku ;)
ja_n
Nowy rok, nowa formuła wybierania gry miesiąca. Postanowiłem zrezygnować z nominowania co miesiąc aż trzech gier w trzech kategoriach. Skupię się – podobnie jak koledzy – na jednej. Wynika to również z braku czasu, spowodowanego pracami nad magazynem Świat Gier Planszowych oraz zbliżającymi się narodzinami naszej dzidzi. Jak widać, blog zmienił się od momentu podjęcia decyzji o ŚGP. Artykułów jest mniej (wcale ich prawie nie ma). Ukazują się później. Mam nadzieję, że przeczekacie ten okres, po wydaniu pierwszego numeru pisma powinno się nieco poprawić. Gdy przyzwyczaimy się do nowej sytuacji (Pancho jest w podobnym okresie jak ja), poprawi się jeszcze bardziej. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Wracając do tematu. W tym miesiącu grałem bardzo mało. Naprawdę bardzo mało. Patrząc na liczbę rozgrywek faworyt może być tylko jeden – Traumfabrik. Chociaż gra mi się bardzo podoba, to jednak nie jej przyznam ten tytuł. Wynika to z faktu, że mając do wyboru partyjkę w Traumfabrik albo partyjkę w Tichu, nie zastanawiałbym się ani sekundy. Tytuł gry miesiąca obroniło (pierwszy raz chyba w historii bloga) Tichu.
Pancho
Oj cieniutki miesiąc jeżeli chodzi o granie. Resztki wolnego czasu trzeba było wykorzystać na prace nad pierwszym numerem Świata Gier Planszowych. Stąd liczba rozegranych partii w miesiącu spadła mi o połowę w porównaniu do poprzednich. Z nowych ciekawszych gier poznałem Set, Urland, Wits & Wagers, Nacht der Magier oraz the Great Dalmuti. Zabawne produkcje, ale też nie aż takie, żeby je wyjątkowo wyróżnić. Stąd cały wybór sprowadza się w tym miesiącu tylko do jednej opcji – Traumfabrik. Jedyna gra, która zrobiła na mnie piorunującego wrażenie i podoba mi się w niej wszystko. Od mechaniki po niezwykle klimatyczną tematykę. Jakże zaskakujące jest dodatkowo to, że mamy w niej najzwyklejszą na świecie licytacje, a w ogóle nie czuje się wtórności. Reiner Knizia tradycyjnie dostarcza niesamowicie grywalną pozycje. Dodatkową zaletą gry jest konfiguracja graczy, od dwóch do pięciu. Przy czym nawet w dwie osoby gra się emocjonująco i bardzo fajnie. Szczerze polecam. W tym miesiącu to Traumfabrik zgarnia prestiżowy tytuł Gry Stycznia 2007.
Mi się Wits&Wagers nie podobało. Zbyt nużące jak dla mnie i zawiera błędy merytoryczne. Ciężko się gra mając głowę wypchaną wiedzą, nie tak jak amerykanie. Do tego ostatnie pytanie o wagę ludzi na księżycu było za proste i nie pozwoliło zmienić zwycięzcy. Emocje skończyły się dla większości przed nim.
Za to polecam gorąco Blef, bo zawsze wypadają czwórki. ;-)
Draco, nie wiem czy do Twojej wypchanej wiedzą głowy coś jeszcze się zmieści, ale słowo „Amerykanie” należy pisać z dużej litery.
Nie z dużej a z wielkiej. ;-P
głupi Amerykanie, madrzy Polacy, wielkie litery, jestesmy super:) prawda?