Przedstawiając sam zjazd należy stwierdzić, że ma on charakter bardziej integracyjny niż czysto rozrywkowy. Wymiana poglądów i otwarta dyskusja oczyszczają często gorącą atmosferę, która momentami buzuje na forach gier wojennych. Rozmowy w takim gronie nie obfitują tylko i wyłącznie popadaniem w samouwielbienie. Dzięki nim rozszerza się nasza wiedza o nowych grach i systemach bitewnych. Tym razem do głosu doszły także opinie, które nabrały charakteru miażdżącej krytyki wobec uprawianej „polityki forumowej” przez jedną z osób w tego środowiska.
Same Manewry rozpoczęły się w piątek po godzinie 18:00. Cześć osób nieco wcześniej udała się na zwiedzanie Przemyśla. Miasto niewątpliwie ma duży urok, choć wymaga gruntownego remontu. Po powrocie większość skoncentrowała się przy omawianiu planu działań w mającej się rozpocząć Bitwie Jutlandzkiej. Równolegle toczyły się rozgrywki w systemie B35 (Bitwy II Wojny Światowej) dotyczące walk pod Falaise. Te dwie czasożerne rozgrywki taktyczne bez małą trwały całe trzy dni. Cześć osób wybrała mniej hardcorowe tytuły. Grano w dużo lżejsze: Fryderyka, Hammer of the Scots oraz nową miłość strategów – Mare Nostrum. Walki na planszach toczyły się bez mała do około 3:00 w nocy.
W międzyczasie w dość dużej sali przez nas okupowanej pojawili się nie zapowiedziani goście. Nudzący się mieszkańcy pobliskiej bursy postanowili wpaść i zobaczyć czym zajmuje się podejrzana grupa maniaków. Nie ukrywam, że lubię takie sytuacje i czym prędzej przegarnąłem co bardziej chętnych do gry. Wybrałem Turn und Taxis, aby nie przerazić ich skalą wojennej tematyki zalegającej obok. Zasady nowej dla nich gry pojęli w mig i samodzielnie, acz pod moim okiem, rzucili się w nurt rozgrywki. Wcześniej mieli kontakt tylko z Monopoly itp., o planszówkach nie słyszeli prawie nic. Turn und Taxis przypadło im do gustu. Jak napisał później organizator imprezy: „Pędrak chyba minął się z powołaniem. Nauczanie młodzieży szło mu lepiej niż księdzu katecheza”.
Sobota zaczęła się późno dla większości uczestników. Zarwaną noc należało choć w części odespać. Ledwo coś zjedliśmy i zasiedliśmy do naszych wojen, gdy już trzeba było zbierać się na obiad oraz część turystyczną imprezy. Chłopaki poupychali się w kilka samochodów i ruszyliśmy kawalkadą w stronę centrum miasta. Następnie po smacznym posiłku, organizatorzy w osobach Łukasza Rybaka oraz Tomka Hanasa poprowadzili eskapadę w dalsze okolice Przemyśla. Zwiedzaliśmy liczne dzieła fortyfikacyjne sztuki wojennej monarchii Austro-Węgierskiej. Typy padły w tym roku na dwa obiekty: fort XI „Duńkowiczki” i XIII „San Rideau”. Pierwszy z nich zachował się do naszych czasów w dość dobrym stanie. Zwiedziliśmy wały i betonowe ciemne tunele. Całość prezentowała się zacnie. Drugi obiekt dużo bardziej zniszczony ukazywał przekrój zabudowy wewnętrznej. Stało się tak z racji niszczenia budowli przez samą załogę. Przy nim zdecydowaliśmy się rozpalić ognisko i upiec kiełbaski. Zaczęła się prawdziwie integracyjna część Manewrów. O samym forcie muszę jeszcze wspomnieć z racji ciekawej ale i tragicznej historii. W 1915 roku poddający się Austriacy postanowili zniszczyć twierdzę. W trakcie wysadzania ładunków zapomniano o dwóch rosyjskich jeńcach zamkniętych w Forcie XIII. Fort stał się ich więzieniem. Nie mogąc wytrzymać w beznadziejnej sytuacji jeden z nich popełnił samobójstwo. Przy życiu pozostał drugi. Ponieważ przebywał obok magazynu żywności, miał zatem dużo pożywienia i wody wpływającej przez szczeliny. Po pewnym czasie skończyły się świece i zapadła ciemność. Potem zaczynało brakować jedzenia, więc żywił się tym, co złapał, przebywając w całkowitych ciemnościach. Dopiero w 1923 roku robotnicy zajmujący się odzyskiem złomu znaleźli pod zwałami betonu zawalone tunele a w nich człowieka w plątaninie włosów bełkocącego niezrozumiałe wyrazy.Podobno gdy wyszedł z tych czeluści już nic nie widział. Promienie światła były dla niego nie do wytrzymania. Niedługo potem zmarłnie wracając już nigdy do ojczyzny – jak się bowiem okazało ze znalezionych zapisków, był to jeden z owych dwóch rosyjskich żołnierzy.
Po powrocie z wycieczki wróciliśmy sprawnie do gier. W oczekiwaniu na wykonanie etapów przeciwników część osób gromadziła się przy TV oglądając skoki narciarskie i kolejne zwycięstwo oraz Kryształową Kulę Adama Małysza. Tego dnia rozpoczęły się dwie rozgrywki w zupełnie nowe testowane systemy bitewne. Pierwsza z nich to symulacja okresu Wojen Napoleońskich autorstwa Jacka Czapli, podobna w ogólności do Empires in Arms, jednak posługująca się zupełnie innymi zasadami. O ile gra Bonaparte poprzez swoją epickość nie oddaje całkowicie klimatu czasów, o tyle ten nowy pomysł plasuje się zupełnie dobrze w tą lukę. Nie chcę wypowiadać się bardziej szczegółowo na temat samych mechanizmów sterujących rozgrywką. Kolejny pokaz gry ma nastąpić na warszawskim Armagedonie w kwietniu br. Druga gra to kolejne dziecko Zulu. Tym razem autor zajął się walkami z 1914 roku w rejonie Kraśnika. Zupełnie nowe podejście do walk szczebla taktycznego. Wysoka autentyczność i klimatutrzymany na przyzwoitym poziomie. W grze kryje się jeszcze nieukształtowany do końca potencjał i cała masa możliwości dla gracza. Warunek dla udanej zabawy jesttylko jeden – trzeba kochać taktykę.
Kolejnym zacnym tytułem była gra Europe Engulfed. Wykonanie i oprawa bardzo podobne jak w Hammer of the Scots oraz Crusader Rex. Tytuł w opiniach wielu rewelacyjny. Całość II Wojny Światowej na europejskim i północnoafrykańskim teatrze działań. Możliwość przedniej zabawy dla trzech osób. Jednak jak nic potrzeba około 10h czasu wyjętego z życiorysu aby rozegrać całość. Choć taka perspektywa nie przeraża żadnego z nas miłośników historii wojskowości.
Trzeciego dnia dogasały już rozgrywki. Dawało odczuć się zmęczenie zarwanych dwóch nocy pod rząd. Swój czas miały lekkie gry wojenne i hybrydy takową tematykę udające. Już koło 13:00 koleżeństwo pożegnało się i zaczynało się rozje
żdżać. Wyjeżdżając z Przemyśla zabrakło mi w zbiorniku gazu, a benzyny samochód wogóle nie poczuł mimo połowy baku. Aby było jeszcze gorzej stało się to w tragicznym miejscu gdy podjeżdżałem pod górę. Stoczyłem się i zatrzymałem między dwoma wzgórzami na trasie międzynarodowej prowadzącej do Medyki. W tym momencie zadzwonił Browarion:) Chyba z Warszawy wyczuł problemy. Na szczęście inni uczestnicy imprezy byli jeszcze blisko. Pomoc nadeszła wkrótce. Na odsiecz zawrócił z trasy Zulu. Dzięki linie holowniczej ciągnącego mnie Lanosa i oparach gazu pokonałem Mazdą dwa wzgórza. Po nabraniu LPG znowu auto działało jak ta lala. Jeszcze raz dzięki Zulu za pomoc.
Na końcu chciałem podziękować i pogratulować organizatorom udanej imprezki. Było jak zwykle miło znowu Was zobaczyć i pogadać.
Do zobaczenia Małopolanie w lipcu w Muszynie.
Games Fanatic |
Powyżej mała fotorelacja udostępniona ze zbiorów Precla i Raja (z niewiadomych przyczyn otwiera się tylko przy używaniu przeglądarki Mozilla)
pedrak,
ladna realcja..
jak tam wrazenia z Europe Engulfed?
Europe Engulfed prezentuje się naprawdę zacnie. Zasady dość proste i dla osób grających w systemy „klockowe” powinni być wyczuwalne intuicyjnie. To prawdziwa strategia wojenna. Panuje się nad zasobami i na ich podstawie kreuje się własne siły.