Można grać w gry dla kilku powodów… jedni grają, bo szukają rozrywki intelektualnej, inni wyzwania, poznania nowych mechanik, jeszcze inni z powodu kontaktu z ludźmi. Wydaje mi się, że z czasem ten ostatni element jest dla mnie coraz ważniejszy.
Wczoraj odbyło się III Gliwickie spotkanie z planszówkami – Pionek. Oczywiście byłem tam i ja ;-). Na imprezie pojawiliśmy się dość późno. Pojawiliśmy się, bo jak zwykle nie byłem sam. Razem z moją rodzinką do Gliwic pojechał syn szwagra oraz połowa rodziny naszych przyjaciół w postaci Roberta i jego młodszej córki. Tu na chwilę się zatrzymam. W gry gram od lat, jak już kiedyś pisałem – to z kim gramy jest bardzo ważne. Często ważniejsze od tego w co gramy. Robert i jego rodzina, to nasi najlepsi partnerzy do gry. Nie przypominam sobie rozgrywki, która by się nam nie udała. Nawet jeśli gra kompletnie im się nie podoba, to i tak zabawa jest przednia. Idealni partnerzy, takich wszystkim życzę.
Każdy kolejny pionek to więcej znajomych, więcej ludzi z którymi witam się na „dzień dobry”. To bardzo miłe.
Pierwsza gra to Key Largo… gra lekka i przyjemna. Spora losowość, ale to nie tak ważne, istotne jest to, że było bardzo miło. Grę przedstawił nam Marcin (Korzeń), którego imienia nie potrafiliśmy zapamiętać. Miał identyfikator z samym Nickiem, a to nie jest dobre rozwiązanie. Na przyszłość proponuję by oprócz nicka mieć wypisane imię. Graliśmy w piątkę, Iza, wspomniany Marcin, Michał (syn szwagra), Robert i ja. Świetna zabawa to to, co zapamiętaliśmy… jak zwykle gdy gram z Robertem, pomiędzy nami leciały docinki, ale nie złośliwe, tylko żartobliwe. Więcej takich partii.
Zaraz po KL, ruszyłem do Michała – Uika. Znam go już od kilku lat, młody, posiadający sporą wiedzę na temat gier chłopak… ostatnio zapuszczający brodę. W sumie ta broda i wiedza powoli stają się podobne – tzn. równie duże :D Na drugim Pionku z Michałem zagrałem w wiele gier logicznych, tym razem nie udało nam się… zagraliśmy jedynie w moją Wagę – wersję mini. Z Uikiem gra mi się dobrze, nigdy nie unikam rozgrywki z nim, a wręcz przeciwnie. Chcieliśmy zagrać jeszcze w Traxa… nie zdążyliśmy :(
W tzw. Międzyczasie zauważyłem dwójkę dzieci, które grały w moje Żabki. Co ciekawe, żabki były pomysłowo zrobione. Liście – to były liście powycinane z papieru, żabki – również. Niestety nie zrobiłem zdjęcia :-(. Pomyślałem, że pewnie Mery z Ignacym zrobili taki model… chociaż trochę mnie to dziwiło, bo Ignacy nie jest zwolennikiem Żabek. Do tego wątku jeszcze wrócę…
Po Wadze ruszyłem tłumaczyć Colosseum. Lubię tą grę, ale chciałem zagrać w coś innego. W Colosseum miałem grać z Bogasem, on do drużyny wystawił jednak swoją żonę – Dagmarę. Bardzo miłą młodą kobietę, z którą świetnie się rozmawiało i z tego co wiem od mojej żony, równie świetnie grało. Poznałem też przyszłego gracza… na razie jest malutki, siedzi cichutko u mamy pod brzuszkiem ;-) Sam Bogas, zaproponował mi Tichu. Czytałem o tej grze sporo, niestety nie miałem okazji zagrać… a ponieważ nadarzyła się sytuacja…
Do Tichu zasiedliśmy we czwórkę. Oprócz nas dwu – tworzyliśmy zespół, grali z nami – Kwiatosz – który tłumaczył zasady i jego partnerka w grze… niestety nie pamiętam imienia :(
Czy Tichu spełnił moje oczekiwania? Częściowo. Gra jest ciekawa, każda kolejna partia to nie tylko większa wiedza, ale i większa wizja jak grać… z tym, że za bardzo kojarzy mi się z Brydżem i Skatem, które średnio lubię. Przegraliśmy z Bogasem z kretesem :-) Ale było przyjemnie :-) Najważniejsze, to to że poznałem Kwiatosza i …. nie pamiętam :D Po trzech czy czterech rozdaniach, musieliśmy się na chwilę zwinąć, ponieważ rozpoczął się konkurs…
… konkurs czyli gra Ignacego. Żeby było jasne, Ignacy nie zrobił gry na potrzeby konkursu, on sam grał wraz z uczestnikami. Grał swoim tłumaczeniem, zadawaniem pytań, całym sobą. Wykorzystywał swoje zalety i wady, by zabawa była jak najlepsza. Postanowiłem nie brać udziału w tym elemencie programu. Podobnie jak Pancho z konkursem na Smolnej, chciałem dać szanse innym ;-) Prawda jest taka, że przy kilku pytaniach bym się spocił… związanych z Neuroshimą, w którą gram rzadko. Miałem dzięki temu czas na obserwację ludzi biorących udział w zabawie, oraz kibiców. Ich podejście było rewelacyjne. Nikt ni podchodził do konkursu specjalnie poważnie, mimo że były fajne nagrody… panowała radosna atmosfera. Często drużyny (bo w konkursie z powodu nadmiaru chętnych brały udział drużyny) pomagały sobie. Kto wygrał? Chyba pamiętam, ale wolę nie mieszać :D Mam też nadzieję, że Ignacy wrzuci gdzieś tekst – opowiadanie, w którym uczestnicy musieli wynotować jak najwięcej tytułów. Wg. Ignacego miało być ich 10, jedna z drużyn znalazła 11 :-)
Po konkursie nie wróciłem już do Tichu, powróciłem za to do wspomnianych wyżej Żabek. Okazało się, że nie były dziełem Mery i Ignacego, więc postanowiłem znaleźć sprawcę ;-) Znalazłem wspaniałą rodzinę, która wykonuje wszystkie moje gry jakie umieszczam na stronie. To było więcej niż miłe, to było BARDZO MIŁE. Nie wiem ile ludzi gra w moje gierki, nie wiem jakie się podobają bardziej, jakie mniej… te spotkanie pokazało mi jednak, że to co robię ma swój sens.
Ba, z tego co wiem, rodzina ta grała wczoraj w dwa moje prototypy – Paintball i Qubixa, którego mam nadzieję wytłumaczyłem im dobrze :-)
Jeszcze przed Pionkiem umówiłem się z Bogasem na Tygrysa i Eufrada. Specjalnie z nim, ponieważ bardzo dobrze mi się z nim grało na drugim Pionku. Czułem, że jest to jedna z tych osób, z którymi mogę śmiało siadać do stołu, zabawa będzie dobra. Rozgrywka w Tichu potwierdziła to. W TiE grałem po raz pierwszy, tłumaczył Bogas. Przeważnie lubię gry Knizi, nie jestem jednak jakimś jego specjalnym miłośnikiem. Kilka tytułów lubię bardziej, kilka mniej. Tygrys jest tak sławny, że wstydem było go nie znać, tym bardziej że został u nas wydany. Pierwsze wrażenie było takie sobie. Grałem w wydanie Angielskie… graficznie gra podoba mi się średnio. Pomysł na żetony królów według mnie jest zły. Kolory i grafiki przy pierwszej partii strasznie się mylą… może z czasem jest lepiej. Zastanawiam się, czy nie ciekawszym rozwiązaniem byłoby dodanie do gry figurek oznaczających danego gracza, w różnych kolorach – odpowiadających dziedzinom… jednak, nie ja byłem wydawcą ;-) Mechanika w Tygrysie jest naj
ważniejsza. Konflikty wewnętrzne i zewnętrzne to bardzo ciekawe rozwiązanie… jednak po grze czułem niedosyt. Zero klimatu, jak na Knizię, to niezbyt przejrzyste zasady, dodatkowo wykonanie… W grze czuć możliwości, jest mózgożerna, jest ciekawa… teraz grałbym całkiem inaczej… ale nie jestem przekonany, czy chciałoby mi się w nią grać więcej razy… gdy będzie okazja, to pewnie skorzystam… niestety to nie jest tytuł, który kupię. Tym bardziej że sporo kosztuje. Co ciekawe, po kilku ruchach stwierdziłem że gram źle, byłem poblokowany. Najsensowniejszą politykę prowadził według mnie Bogas… który… przegrał. Ja byłem drugi, wygrał Michał. Jak to mówi mój kumpel Wojtek, gra jest bez sensu ;-) Mimo to dzięki ekipie grało się bardzo przyjemnie.
To była ostatnia gra w jaką grałem. Ignacemu pokazałem jeszcze Huaqueross… chociaż nie wiem czy załapał, był kompletnie wykończony :D i wróciliśmy do domu.
Pionek to spotkanie z ludźmi. To możliwość grania, ale dla mnie coraz milsze są właśnie te kontakty. Chciałbym tu wszystkim podziękować za to że byli, najlepiej z imienia, czy też nicka, ale wiem że wielu bym pominął… dlatego ogólnie dziękuję Wam wszystkim. Parafrazując słowa Mallorego na temat wspinaczki… dlaczego gram? Bo Wy jesteście… do zobaczenia na Pionku nr IV.
Galeria
Bardzo fajny tekst, milo bylo Cie znowu spotkac – szkoda, ze jakos nigdy nie potrafimy ze soba zagrac ;) Moze kiedys jednak nadarzy sie okazja.
Pozdrawiam
Bardzo ciekawa relacja i swietne zdjecia. Prosimy o jeszcze.
Super tekst, super fotki! Dzięki Adamie i do zobaczenia wkrótce :) …