Mijały tygodnie, mijały dni, a wyczerpana załoga wciąż była na morzu. W poszukiwaniu ziemi obiecanej zapuścili się w najgłębsze rejony oceanu, ale nigdzie nie zagościli na dłużej, gdyż warunki nie spełniały ich oczekiwań. Żywiąc się tylko resztkami sucharów, w obszarpanych ubraniach wytężali wzrok szukając bezpiecznego portu. I choć w oczach dostrzec można było tęsknotę za Smolną, w sercu wciąż trwała nadzieja, że znajdą nowe miejsca do zamieszkania. Wreszcie ich modlitwy zostały wysłuchane gdy z bocianiego gniazda ktoś krzyknął: LĄĄĄĄD…
Tym optymistycznym akcentem pozostaje rozpocząć opowieść o tym jak to znaleźliśmy nową, piątkową siedzibę dla spotkań warszawskich miłośników planszówek. Co prawda na dzień dzisiejszy ma to być miejsce tylko na okres wakacyjny, ale nóż widelec coś się jeszcze w tej materii zmieni. Miejscem tym jest Ośrodek Kultury Ochoty, w skrócie OKO, który spełnia wszystkie stawiane przez nas warunki na miejsce gdzie można bezkarnie sobie pograć.
Zanim jednak o samym miejscu warto oddać cześć i chwałę osobie, której udało się ten przybytek zorganizować dla nas. Mowa oczywiście o draco. Do tej pory w moich relacjach poznaliście tylko marudę i cwaniaka, negatywnego bohatera draco, wręcz szwarccharaktera (zgodnie ze schematem z Bollywoodu nosił czarny kapelusz i brzydko śpiewał). Jakże miło mi przedstawić wam dzisiaj jego alter ego – pozytywnego draco (czyli ubierającego się na biało i śpiewającego bardzo ładnie). Właśnie to on we własnej osobie wziął udział w poszukiwaniu nowego miejsca, przekonał osoby kierujące domem kultury i koniec końcem otworzył dla nas jego wrota. Piknie.
A miejsce jest nie byle jakie. Dostaliśmy dużą salę, pełną swobodę, całkiem sporo stołów, ba nawet fortepian nam wstawili gdyby nas przycisnęło i chcielibyśmy pośpiewać. Kilkadziesiąt metrów obok znajduję się sklepik monopolowy, solidnie wyposażony, a obsługuje w nim bardzo zacna blondyneczka. Jednym słowem wino, kobiety i śpiew. Eeeelegancko! Jeżeli chodzi o położenie samego ośrodka to jest ono generalnie dobre, gdyby nie remont Al. Jerozolimskich. Część osób zaraz po przybyciu na miejsce zamiast grzecznego „Cześć” waliła serenadę złożoną z kolokwializmów i wyrazów powszechnie uważanych za obraźliwe. Dla mnie osobiście natomiast ideał, z pracy mam niedaleko, a na Ochocie mieszkam. Jeszcze raz powtórzę, żeby chłopaka odstresować – draco spisał się na medal!
Przybyłem więc na miejsce około godziny 17:00. Był już draco, który czynił honory gospodarza domu i oprowadził mnie po przybytku. Szybko zorganizowała się grupa do Tide of Iron i nie tracąc czasu zaczęła go rozkładać, natomiast ja i draco błyskawicznie zakaptowaliśmy Sztefana oraz jaxa i rozpoczęliśmy rozgrywkę w:
Guatemala Cafe
Dałem grze kolejną szansę, bo póki co nie spełniła moich oczekiwań. Niestety dawanie szansy nie zmieniło specjalnie stosunku jaki mam do tej produkcji. Wciąż wydaję się tytułem bardzo przeciętnym. Mam przy niej wrażenia jak w przypadku Hermagora, niby wszystko działa, mechanika solidna, nie można złego słowa powiedzieć, ale z drugiej strony zero emocji, po prostu nic ciekawego. Eggertspiele po Antike, Imperialu i Space Dealer dał ciała. Podobne wrażenia mieli pozostali współgracze. Choć nie jest to opinia wszystkich, z tego co czytałem, na krakowskich spotkaniach Guatemala Cafe cieszyła się popularnością.
Rozgrywka głównie przebiegała pod dyktando draco i mojego, choć jax stopniowo szykował gigantyczne zbiory jasnobrązowej kawy wspierane przez dwa czy trzy statki. Sztefan siedział bardziej dla towarzystwa, wciąż się uśmiechał i zasiewał jakieś ugory :) W końcu draco skoncentrował się na czarnych jak smoła robotnicach, zbudował czarną jak smołę szopę i zaczął uprawiać czarny jak smoła gatunek kawy. Co więcej wrzucił jeszcze mnóstwo worków tego rodzaju kawy na planszę i nie dało się go powstrzymać. Punktował i punktował, aż wygrał.
Później oczywiście odbyły się mistrzostwach w Pitchcara, o których pisałem w innym wątku i musiałem się po nich niestety zmywać. Żona patrzy na mnie złowrogim wzrokiem jeżeli dwa razy w tygodniu urządzam sobie wypady dla planszówki. Co za brak zrozumienia. A przecież mógłbym codziennie przychodzić pijany, z pustym portfelem i szukać zwady :) Kobiety miłośników planszówek nie zdają sobie nawet sprawy jakie mają szczęście!
Tradycyjnie już krótka, filmowa relacja:
Racja z tymi kobietami. Proponuję rozpocząć strajk okupacyjny. Okupujemy salę w OKO i w ramach prostestu bez przerwy gramy w planszówki i karcianki. Aż uzyskamy zagwarantowaną możliwość trzech spotkań tygodniowo od zaraz :D
Jak już zaczniecie ten strajk… to przyjadę jako grupa wsparcia ze śląska :D
Od dzisiaj przyjmujemy tylko płyny :)
Sam od dawna to samo tłumacze Izie. pancho – proszę, wyślij jej linka do tego materiału :-D… głupio by było gdyby nie udało jej się z nim zapoznać ;-)
Wiwat OKO
Ja już wysłałem linka Paulinie. A OKO przebadam w tym tygodniu osobiście. Nic mnie nie powstrzyma.
Też wysłałem linka żonie. Od planszówek mnie nie odciągnie, bo przecież na nich będę zarabiał.
A ja chcialem sie dowiedziec czegos wiecej o sklepiku z zacna blondyneczka – nikt mi o nim nie powiedzial ;-).
Miejsce rzeczywiscie bardzo dobre – ludzie z wdziecznosci dawali nawet Robertowi wygrac, a ja go przepuscilem w wyscigu…;-)
Jeszcze w kwestii wyscigu – Pancho oszukuje! Przed kazdym pstryknieciem pcha samochodzik dobre 2 centymetry, co jest oczywiscie niedozwolone. Wprawdzie nie bez kozery otrzymal trafny pseudonim „Parkinson”, tym niemniej nie mozna wszystkich jego zagran zlozyc na karb trzesacych sie rak (moze to nie choroba, a wizyta w monopolowym u zacnej blondyneczki?). Ostrzegam wszystkich, bo nie zawsze moge stac na strazy :-). Na szczescie jest na tyle kiepskim kierowca, ze za wiele to w jego wyniku nie zmienia. Mam nadzieje, ze przy nastepnym wyscigu uda sie jego szachrajstwa zlapac na kamere…
:-)
I zgodnie z propozycja Geko, do ksiegi zlotych cytatow:
„Ostrzegam wszystkich, bo nie zawsze moge stac na strazy :-).”
Apropo Guatemala Cafe w krakowie. Na spotkaniach rozegrane byly ledwo 2 partie: 3 osoby wypowiedzialy sie pozytywnie, 1 stwierdzila ze gra jest bez sensu (konczac na ostatnim miejscu) i 1 nie wyrazila swojego zdania (wygrywajac). Przeczytalem opis waszej rozgrywki i wyglada jakby kazdy koncentrowal sie na pojedynczym kolorze kawy. Ja teraz zwykle bawie sie w podkradanie punktow przy okazji punktowania innych… jakas wspolna droga i posiadanie plantacji w kolorach juz wystepujacych na planszy. Do tego mozna komuś przyblokowac rozwoj plantacji pojedynczym robotnikiem. Poprostu, przy przynajmniej jednej kooperacji miedzy graczami pozostali monoagralni monopolisci zostaja w tyle… o ile ktos moze ich zablokowac.
Khaox nie do końca tak było, po prostu może mało dokładnie opisałem rozgrywkę. Oczywiście system zasiewania tych samych gatunków kaw był stosowany. Każdy sobie podkradał punkty. To jest taktyka która się od razu nasuwa w tej grze. Po prostu w pewnym momencie draco zdominował (oprócz innych gatunków) kolor czarny, a do tego jeszcze wcześniej wrzucił na planszę sporo worków w tym kolorze. To mu się ostatecznie opłaciło.