Muszę napisać, bo mnie nosi, a dokładnie napawa. Napawa mnie optymizmem, a nawet więcej – napawa mnie zadowoleniem. Z czego? Z tego co się dzieje w naszym skromnym, rodzimym planszówkowym światku. W ostatnim okresie pojawiło się tyle ciekawych informacji związanych z polskimi wydawnictwami i polskimi grami, że nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Nie może się obejść bez komentarza czy krótkiego felietonu.
Boom
Pierwsza niezwykle ważna sprawa to fakt, że na naszym rodzimym rynku zakotłowało się. Można to nazywać na różne sposoby, słowo boom pasuje tutaj jak każde inne opisujące zjawisko gwałtownego wzrostu. Liczba produkcji, które w ostatnim okresie pojawiła się wzbudza szacunek. Nie jest to jednak tylko ilość, ale także jakość, bo wydane zostały takie produkcje jak Blue Moon City, Eufrat i Tygrys czy Książęta Florencji. Co więcej nie jest to tylko jakość, ale też „nowość”, bowiem mamy do czynienia z mnóstwem najnowszych gier jak Kragmortha, Filary Ziemi czy Condottiere. A i tu nie można jeszcze skończyć, bo mamy do czynienia nie tylko z „nowość”, ale też z „polskość”, bo na rynku pojawiły się lub lada moment pojawią się, takie tytuły jak Pola Naftowe, Grand Prix, Historia Świata, Inwigilacja i inne. Rynek wydawniczy żyje i ma się tak dobrze jak dawno się nie miał.
Nowe sklepy
Sklepy internetowe pomimo dużej konkurencji wciąż prężą muskuły, wciąż się rozwijają, wciąż poszerzają asortyment i żonglują cenami. Wargamer już od pewnego czasu ma pełną wersję swojego sklepu po angielsku, aby móc gościć klientów z zagranicy. Rebel zaczyna wchodzić na zachodnie rynki i na ich stronie internetowej widać zakusy do stworzenia angielskojęzycznej wersji serwisu. Sądzę, że jeszcze kilku sklepom chodzi to po głowie.
W Warszawie rośnie też liczba sklepów stacjonarnych zajmujących się planszówkami. Niedawno powstał nowy w metrze Centrum, a lada moment ma uderzyć jak grom z jasnego nieba informacja o sklepie w Blue City. Arcykompetenta obsługa, wielki asortyment, wojna cenowa, co tu się rozwodzić – zapowiada się uczta dla klientów.
Neuroshima Hex
Światową karierę zaczyna robić też nasza rodzima Neuroshima Hex. Może słowo kariera to jeszcze za wiele, ale mamy do czynienia, jak to Amerykanie nazywają z „buzz-em”. Czyli zaczyna się stopniowo o danej grze mówić coraz więcej, nakręcać popularność, pobudzać entuzjazm i sprawiać, że coraz większa liczba amerykańskich, niemieckich i innych graczy nie może się doczekać Essen i położenia ręki na właśnie zakupionej grze Michała Oracza. Wszystko zaczęło się oczywiście od recenzji w najważniejszym planszówkowym serwisie boardgamenews, a recenzja Faiduttiego w Ideal Game Library tylko podkręciła jeszcze atmosferę.
W rękach Ignacego Trzewiczka jest teraz wielka szansa wypromowania swojego tytułu, ale też wielka odpowiedzialność. W przypadku sukcesu zyski (nie tylko finansowe, ale zdobycie marki, zapamiętanie nazwy wydawnictwa czy nazwiska autora) mogą być niesamowite, nawet dla całego rodzimego rynku. I przeciwnie w przypadku porażki straty mogą być trudne w oszacowaniu. Ważne jest, że Polska jako kraj pojawiła się na planszówkowej mapie świata. Zbliżający się Essen rozstrzygnie jak będzie to silna pozycja.
Mały może więcej
A cały te refleksje dopełniła ciekawa wiadomość jaka wczoraj wpłynęła na moją skrzynkę na BGG. Otóż napisał do mnie nikt inny jak autor HysteriCoach Walter Obert. Najpierw zastanowiłem się skąd w ogóle do mnie trafił, bo z braku czasu nie angażuję się w ogóle w życie serwisu BGG. Jednak testowo wpisałem sobie tytuł jego gry w google i okazuje się, że recenzja HysteriCoacha na Games Fanatic znajduje się na drugiej pozycji. Tak, więc prawie każdy, który szuka coś o tej grze wejdzie na GF i choć nic nie zrozumie to może stwierdzi: „O! W Polsce grają w takie gry (oczywiście pojawia się tutaj ryzykowne założenie, że rozpozna, że ma do czynienia z polską stroną). Ciekawe.
Tak to właśnie postąpił sam autor, znalazł, że umieszczony na blogu jest filmik z jego sesji HysteriCoacha, ucieszył się i zaczął zadawać pytania. Jak mi się gra podoba, czy się podoba znajomym, czy mam jakieś pytania/sugestie do gry itd. Różne takie, nic nie wiążące. Jednak ostatnie pytanie było najciekawsze, bo zostałem poproszony o namiary na polskie wydawnictwa, które chciałyby wydać jego grę w Polsce. I proszę jak to mały, niby nic nie znaczący blog może znaleźć się przypadkiem w punkcie między zachodnim projektantem a polskim wydawcą. Podawałem w pierwszej kolejności Galaktę, Lacertę i Portal i trzymam kciuki, że z tej mało ważnej rozmowy powstanie jakaś zorganizowana akcja, a przy okazji nasz rynek będzie puchnął w siłę :)
Wszystko zaczęło się oczywiście od recenzji w najważniejszym planszówkowym serwisie boardgamegeek
oczywiscie boardgamenews :-) a wszystko zaczelo sie od wyslania do naczelnego BGN informacji o Grze Roku 2007, przy okazji wywiazala sie rozmowa o Neuroshimie i o tym, ze jeden z redaktorow serwisu gral kiedys w gre RPG Portalu – De Profundis (pierwsza i chyba jedyna polska RPG wydana na Zachodzie). Wyslalem mu wiec Hexa i dalej potoczylo sie samo.
Reasumujac – Gra Roku w pewnym sensie zadzialala – medialne zainteresowanie nagroda przelozylo sie na medialne zainteresowanie jednym ze zwycieskich tytulow. I zadne narzekania, darcie szaty i flame’y na temat tegorocznej Nagrody nie umniejsza tego sukcesu. Amen.
Ponieważ Nataniel nie zna się na RPG spieszę sprostować, że pierwszą polską grą RPG wydaną na zachodzie była Frankenstain Faktoria (mojego skromnego współautorstwa), drugą De Profundis. Obie gry z Portalu. FF ukazała się w Hiszpanii, a w tym roku powinna się ukazać w UK i USA, zaś De Profundis ukazało się w USA, UK, Hiszpanii i Niemczech.
Amen :)
No to już jak tak poprawiacie się, to chciałem przypomnieć, że Trzewik 2 lata temu szlajał się po targach w Essen z Neuroshimą (wtedy jeszcze z prototypem) i Zombiakami. Kilka rozmów niby poważniejszych było, ale to już sam Ignacy musi powiedzieć co i jak.
Jak było rok temu to nie wiem, ale domyślam się, że wtedy także próbował szczęścia. O szczegóły pytajcie Trzewika.