Moi znajomi lubią gry, w których trzeba współzawodniczyć. Współpraca nie leży w ich naturze. Dlatego też wyciągając na stół po praz pierwszy pudełko z grą Fury of Dracula miałem mieszane uczucia. Nie byłem pewien, czy taka forma współzawodnictwa, przemieszana ze współpracą się przyjmie. Na szczęście poszło gładko i Furia chwyciła.
Fury of Dracula to gra o grupie bezwzględnych Łowców, którzy ganiają niewinnego Hrabiego Draculę po Europie, próbując go ukatrupić (jako, że zawsze grałem Draculą, będę w tej recenzji stronniczy). Biedny hrabia szuka schronienia w miasteczkach i miastach, czując na plecach parszywy oddech najlepszych psów gończych Europy.
Jak widać w grze są dwie strony konfliktu. Łowcy i Dracula. Hrabia od początku stoi na straconej pozycji, ponieważ proporcje sił ustawiono na 4:1. Czwórka myśliwych kontra on sam jako zwierzyna. Nie zmienia się to bez względu na ilość graczy biorących udział w zabawie. Fury of Dracula jest przewidziane na od 2 do 5 osób. Wszystkie warianty zawsze zakładają, że jeden gracz wciela się w Draculę, a reszta dzieli między siebie Łowców. Co ciekawe najtrudniej Draculi jest wtedy, gdy grają dwie osoby, czyli ten drugi kontroluje poczynania całej czwórki podłych myśliwych. No ale po kolei.
Gra toczy się w Europie XIX wieku. Plansza przedstawia mapę z miastami połączonymi drogami i torami kolei. Po tej mapie poruszają się Łowcy i pośrednio Dracula. Rozgrywka toczy się według ustalonych tur. Każdy z graczy wykonuje w kolejności pełną swoją turę. Zaczyna Dracula, ruszając się, aby potem wykonać jedną z dostępnych dla niego akcji. Następnie, każdy z Łowców w ustalonej w zasadach kolejności, wykonuje ruch i akcję. Dzięki takiemu układowi, hrabia ma jakiekolwiek szanse na przetrwanie tej bezlitosnej nagonki, choć oczywiście wszystko co wymyślił projektant gry, Stephen Hand, działa przeciw niemu.
Dracula ma jeszcze jedną niewielką przewagę nad Łowcami. On wie, w jakim mieście znajdują się jego prześladowcy, bo widzi ich na planszy. Oni nie wiedzą gdzie ukrył się wampir, ponieważ ruch Hrabiego odbywa się niejako poza planszą, przy pomocy specjalnych kart lokacji, umieszczanych na przygotowanym do tego torze. Tor ma długość sześciu pól. Ma to spore znaczenie, ponieważ jeśli Łowca postawi nogę w mieście, którego karta znajduje się akurat na torze, to musi ona zostać odkryta, co może zdradzić tym niewdzięcznikom miejsce, w którym schronił się Hrabia. Żeby jednak nie było za słodko, Dracula nie może podróżować koleją, ponieważ podobno jako szlachcic się tym brzydzi (a ja wiem, że po prostu boją się, żeby nie zagryzł kontrolera), a i wyprawa przez morze nie dość, że kosztuje go krew, to jeszcze od razu widać, że płynie statkiem, bo karty mórz mają inny kolor grzbietu niż lądowe. Dobrze chociaż, że nie wiadomo na którym morzu się znajduje.
Ruch Draculi, polega na wyłożeniu na torze zakrytej karty lokacji, do której ma zamiar się udać. Oczywiście musi on trzymać się zasad poruszania, czyli tylko po drogach, o jedno pole i bez tajemniczych teleportacji. Następnie musi on wykonać akcję, co sprowadza się do położenia na kartę bieżącej lokacji specjalnego żetonu oznaczającego spotkanie jakie trafi się pierwszemu Łowcy, który trafi do owego miasta. Oprócz spotkań, na które chętnie byśmy Łowcę nadziali, są też takie, które gdy pozostaną do końca toru nie odkryte, dadzą Draculi spore profity, a nawet przybliżą go do zwycięstwa.
Łowcy mają oczywiście łatwiej. Nie dość, że mogą podróżować koleją, co daje im możliwość poruszenia się nawet o trzy pola, to jeszcze mają fory w kartach. Jedną z akcji jaką mogą wykonać jest wyciągnięcie karty przedmiotu, czy też wydarzenia. Dracula został potraktowany jak jakiś gupek, ponieważ uznano, że on przedmiotów używać nie umie i dla niego takowych nie przewidziano. Na szczęście może on dostać karty wydarzeń, ale i tak go na tym wyślizgano. Nie dość, że w talii wydarzeń 2/3 jest dla Łowców, a tylko 1/3 dla Hrabiego, to jeszcze tylko Łowcy mogą ciągnąć karty z tej talii, łaskawie oddając je Draculi, jeśli są one przeznaczone dla niego. I gdzie tu sprawiedliwość?
Kolejnym dowodem na dyskryminację wampira w tej grze jest walka. Pomimo tego, że gra polega na tym, aby Dracula jak najczęściej unikał spotkania z wrednymi sługusami dobra, to jednak czasem dochodzi do konfrontacji. Walka polega na jednoczesnym odkrywaniu przez zaangażowanych w nią graczy kart taktyk, a następnie rzucie kostką, aby sprawdzić czyja karta wygrała i zostanie rozliczona. Tropiciele mogą w walce używać tych swoich przedmiotów, a smutny Dracula tylko swoich pazurków, kiełków lub mało znaczących mocy. A jakich kart walki ma najwięcej? Nie zgadniecie. To karty ucieczek. Na dodatek, gra rozróżnia tury dzienne i tury nocne. W dzień Hrabia jest bezbronny jak niemowlę. W nocy sytuacja nieco się poprawia, ale przy spotkaniu z dobrze wyekwipowanym Łowcą Dracula jest bez szans.
Jednym z ciekawszych elementów rozgrywki są karty wydarzeń, o których już wspominałem. Znajdzie się w nich mnóstwo narzędzi zarówno dla Łowców, jak i Draculi, na osiągnięcie zwycięstwa. Łowcy mogą przy ich pomocy odsłaniać karty znajdujące się na torze Hrabiego, aby poznać trasę jaką się porusza. Wampir, może z kolei kontrować te zdarzenia własnymi, lub łamiąc zasady poruszania się przeskoczyć z jednego końca planszy na drugi, aby ujść spod noża i zachować (nie)życie. Dzięki wydarzeniom gra przestaje być zwykłą zgadywanką, w której główną rolę gra szczęście, a zaczyna być dużo bardziej taktyczna.
Jest też jedna bardzo sympatyczna zasada, zabraniająca graczom prowadzącym Łowców, zmawiania się w sekrecie przed wampirem. Nie wolno im odejść od stołu, aby naradzić się nad następnymi ruchami. Jeśli chcą dyskutować, muszą robić to otwarcie przy stole. Daje to szansę graczowi po drugiej stronie barykady, aby umiejętnymi wtrąceniami odwracać ich uwagę od kluczowych dla niego miejsc. Jest to też powód, dlaczego jak napisałem na początku, w grze jeden na jeden, Dracula ma przechlapane. Po prostu kiedy jeden gracz porusza się wszystkimi Łowcami, nie musi on z nikim uzgadniać swoich ruchów, czy strategii. Dracula jest wtedy odcięty od tej niezwykle ważnej porcji informacji, która pozwala mu na częściowe przewidzenie tego co będzie działo się na planszy.
Kiedy gracze wygrywają? Łowcy zwyciężają, gdy uda im się zabić Draculę. Jak widać to właśnie oni dążyć będą do konfrontacji, ponieważ tylko w ten sposób są w stanie osiągnąć cel. Hrabia natomiast musi zdobyć 6 punktów na swoim liczniku. Punkty zdobywa się za przeżycie całego dnia (jeden dzień w grze, to sześć pełnych kolejek wszystkich graczy), a także za przeprowadzenie przez cały tor lokacji żetonu Nowy Wampir (warte aż dwa punkty). Można też zdobyć punkty za pokonanie Łowcy, ale nie warto tego próbować.
Pod względem wykonania gra jest dla mnie bez zarzutu. Zresztą, czego innego można oczekiwać po grze wydanej przez Fantasy Flight Games. Ciemne pudełko wielkości Warrior Knights, czy Arkham Horror, z klimatyczną grafiką na pokrywce. W środku plansza z grubego kartonu z mapą Europy, stylizowana na staroć. Ładnie wykonane karty postaci, wydarzeń, przedmiotów i lokacji. Do tego pięć plastikowych figurek przedstawiających postacie graczy. Figurki wykonane z dbałością o szczegóły, więc bez zbytniego przyglądania się można rozróżnić kto jest kto i gdzie stoi na planszy. Jest również mała wersja mapy przeznaczona specjalnie dla Hrabiego, aby planując swój ruch nie musiał wpatrywać się w planszę, zdradzając uważnym graczom, w której części Europy się znajduje.
W Fury of Dracula gra się bardzo przyjemnie. Gracz prowadzący Hrabiego wciąż ma wrażenie, że przeciwnicy doskonale wiedzą gdzie jest i tylko podle się z nim bawią. Odczucia Łowców mogę jedynie zgadywać, ponieważ ciągle przypadała mi rola wampira. Jednak znajomi bawili się całkiem dobrze. Trwały ożywione rozmowy, plany, roztrząsali różne warianty moich posunięć i zastanawiali się gdzie do diabła jestem. Choć z powodu tonu jaki przyjąłem w recenzji, można sądzić iż Dracula jest bez szans, to jednak wcale tak nie jest. Jeśli tylko odpowiednio będzie on planował swoje posunięcia i nie będzie szaleńcem rzucającym się na Łowców, to jest w stanie wygrać, choć na pewno nigdy nie będzie to łatwa wygrana. Nie ma co liczyć, że przez całą rozgrywkę Łowcy nie wpadną na jego trop. Jest to niemożliwe, mają zbyt wiele możliwości odkrywania kart z toru. Na szczęście nie jest to równoznaczne z porażką. To tylko dodaje całości smaku i podnosi poziom adrenaliny.
Minusem gry może być cena sięgająca 175 złotych. Dodatkowo nie zanosi się na to, że pojawią się rozszerzenia do tego tytułu, co może spowodować, że po pewnym czasie rozgrywki staną się bardzo schematyczne, zwłaszcza gdy grać będzie ta sama grupa osób. Nie należy się też zrażać, gdy w ciągu kilku pierwszych gier, zwyciężać będzie ciągle ta sama strona i przychodzić jej to będzie niezwykle łatwo. Gra jest zbalansowana i nie należy doszukiwać się problemu w tym aspekcie.
Jeśli jednak ktoś ma ochotę na grę przygodową z elementami współzawodnictwa, rozwiązywania zagadek, przewidywania cudzych posunięć, to Fury of Dracula jest dobrą pozycją. Jako ciekawostkę podam, że jest to niemal ta sama gra, co wydany dawno temu przez Sferę Wampir. Oczywiście, jest dużo lepiej wydany, ładniejszy i nie ma tragicznych błędów w mechanice, które znajdowały się w Wampirze, ale poza tym, dostajemy to samo. Można więc wypróbować sobie na tańszym odpowiedniku, jeśli ktoś ma taką możliwość. Ja mimo wszystko zachęcam do wymiany i zakupu Furii, jeśli komuś Wampir od Sfery przypadł do gustu. Moja ocena końcowa to 8/10.
Plusy:
klimat
adrenalina
jakość wykonania
grafika
balans
Minusy:
cena
małe prawdopodobieństwo wydania rozszerzeń
rozgrywka może po jakimś czasie stać się schematyczna i przewidywalna
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Na pierwszym zdjęciu to jest widok raczej z satelity niż z ptaka.
Pole bitwy = plansza. Plansza jest widziana z lotu ptaka.
Plansza = Europa, Europa = pole bitwy Łowców i Drakuli. Pole bitwy jest widziane z lotu ptaka :)
Pal licho z czyjego lotu widać planszę ;-). Ważne, że recenzja jest dobra. Właśnie to lubię: ogólne informacje o mechanice (nie można przegiąc i zamęczać czytelnika regułami), wrażenia z gry, plusy i minusy oraz podsumowanie.
Wąpierz ze „Sfery” miał swój klimat i grywalność ;) swego czasu był moim totalnym hitem i ulubioną grą. Siermiężne żetoniki, plansza na badziewnym papierze i Władca demonów z Magii i Miecza jako pion wampira, ale to wszystko był pikuś w porównaniu z faktem, jak złożona i rewelacyjna była to gra jak na tamte czasy.
Fajną w Wampirze sprawą, której zdaje się tu brakuje, jest możliwość odgryzania się przeciwnikom poprzez wystawianie swoich sług i lokajów. Wampir mógł miał szansę osłabić swych wrogów i potem samodzielnie zadawać mordercze ciosy. W ” Furii”, sądząc z recenzji, raczej ucieka jak zbity kurczak, bez realnych szans w konfrontacji.
Poza tym sentyment regionalny… ;]
Chętnie się dowiem, Tomku i inni, którzy macie porównanie FoD z Wampirem, gdzie dokładnie leżą różnice, i w czym waszym zdaniem, Fury jest lepsze i inne od rodzimej produkcji (poza oczywiście wykonaniem i projektem graficznym ;) )
z góry dzięki!
W Furii wampir ma mozliwosc pozostawiania na kartach, po ktorych sie poruszal – pułapek, ktore moga oslabiac graczy.
Mam dwa pytanka, odnośnie samej gry:
pierwsze: Czy wampir może zabić Łowcę?
drugie: Czy karty są standardowych wymiarów? To znaczy, czy mieszczą się w protektorach?
A poza tym, muszę przyznać, że recka bardzo fajna.
W pierwszych słowach mojego listu, chciałem podziękować za miłe słowa :) A w drugich kilka odpowiedzi.
Zacznę od odpowiedzi Bartoszowi:
Tak jak napisał Nataniel, a ja sam leciutko napomknąłem w tekście, Dracula zostawia w miastach na torze spotkania. Część jest obliczona na dokopanie łowcom, część na ich spowolnienie, a w przypadku innych Hrabia ma nadzieję, że dotrą niezauważone do końca toru.
Co do różnic między Furią a Wampirem, to polegam na opiniach innych graczy. Sam z Wampirem Sfery nie spotkałem się, ale z tego co mówią inni, to Sfera skopiowała po prostu Furię, bez wykupu licencji. Stąd można stwierdzić, że to ta sama gra.
Teraz Krzysztof:
Wampir może zabić Łowcę, ale nie jest to śmierć permanentna. Łowca wraca osłabiony do gry o ile dobrze pamiętam (nie zdarzyło się nam ubicie łowcy).
Co do rozmiaru kart, nie pomogę, ponieważ nie przymierzałem ich do żadnych koszulek.
Dzięki za odpowiedź. Spróbuję zatłuc Łowcę :D jak tylko się dowiem coś więcej na temat wielkości kart.
Karty są w standardowym rozmiarze. Łowca po zejściu budzi się w Europie Wschodniej w szpitalu, ozdrowiony, ale bez kart. Do tego Dracula jest bliżej zwycięstwa.
Pierwowzór, różniący się przedrostkiem „The” przed nazwą Fury of Dracula, wydany w 1987 r. przez Games Workshop nie miał figurek, a poza tym był nieco inaczej zbilansowany. Nowa wersja jest chyba trochę ciekawsza, choć nie pozbawiona błędów (w moim pudełku jest całkiem obszerna errata). Co nieco można o tym wyczytać w angielskiej Wikipedii http://en.wikipedia.org/wiki/Fury_of_Dracula