Tegoroczne wakacje spędziłem w kraju gier, w odwiedzinach u siostry. Nie byłem tam już od dobrych paru lat, więc z dużym zainteresowaniem i nadzieją jechałem do kraju Kramera i Knizii. Byłem ciekawy jak wyglądają sklepy zabawkowe w zwykłych małych miasteczkach, jaki jest asortyment i ceny w większych supermarketach. Zastanawiałem się również, jak wygląda te hobby wśród zwykłych mieszkańców Niemiec. Na kilka pytań znalazłem odpowiedzi, na niektóre niestety nie… poniżej kilka moich spostrzeżeń.
Miejsce akcji
Na początku muszę wyjaśnić w jakim rejonie i jakie miejscowości odwiedziłem. Siostra mieszka w Baden-Württembergi, dokładnie w Jungingen, w małej miejscowości (1500 mieszkańców) niedaleko Hechingen i Tübingen. W sumie co drugie (a nawet częściej) miasto kończy się tam na ingen. Jungingen to jak wspomniałem bardzo mała miejscowość, znana z tego, że urodzili się tam znani w Polsce bracia Ulrich i Konrad. Z wiadomych powodów największy kontakt miałem tam z Polonią Niemiecką, więc nie była to zdecydowanie reprezentatywna grupa ludzi.
Sklepy
Najważniejsze pytanie dotyczyło sklepów. Co w nich można zastać. W Jungingen w sumie były z 3 sklepy, spożywczy, piekarnia i jeden mieszany (oczywiście trochę żartuję, ale było tego bardzo mało… to taka większa wioska). W tym ostatnim można było co nieco przez witrynę zauważyć. Przez witrynę, nie dlatego, że nie wpuszczali tam Polaków ;-) tylko z powodu urlopu. W miarę normalna miejscowość w pobliżu to Hechingen – około 20 tyś mieszkańców. Były tam oczywiście supermarkety i zwykły sklep z zabawkami. Podobny odnalazłem w Albstad (46 tyś mieszkańców). Nie będę się rozwodził nad zabawkami, ważne są przecież gry. Było ich sporo. Kilkadziesiąt karcianek i podobna ilość planszówek. Najwięcej z Ravensburgera, Kosmosu i sporo mniej znanych wydawców. Właściwie w każdym ze sklepów (tych mniejszych i potem w większych) można znaleźć klasyki. Ryzyko, Monopoly, Rummikub, Osadnicy, Carcassonne… Widać kilka nowszych tytułów, np. Ubongo, Filary Ziemi, Thurn und Taxis. Bardzo dużo gier dla dzieci. Ogólnie wybór jest spory, ale nie przytłacza… chociaż z drugiej strony, chciałbym by w Polsce w tak małych miasteczkach był tak duży wybór. Tylko w jednym sklepie spotkałem Zooloretto… być może w innych zostało wykupione. Ciekawostką są klasyczne gry w wielu wydaniach. Rummikuba można było kupić chyba w 5-6 rodzajach, podobnie trójkątne domino. Dzięki temu można tą samą grę kupić w różnej cenie, w różnej jakości wydaniu. Co do cen, to są na pewno trochę wyższe niż w supermarketach (do tego jeszcze wrócę), często porównywalne lub niższe do Polskich. Gry duże pudełkowe np. z Kosmosu to cena w granicach 30E. Małe karcianki od 6 (Amigo) do 10 (Ravensburger) euro.
Dużo większy wybór był w Supermarketach. Właściwie w każdym coś było. W porównywalnych do Polskich Realach można znaleźć całe ściany w z grami. Był tam mniejszy wybór gier dziecięcych w porównaniu do ww sklepów zabawkowych, za to większy wybór gier dla osób starszych. np. sporo gier z Queen Games (Alhambra itp.). Ceny porównywalne, ale… w Niemczech są przecież przeceny. W jednym ze sklepów np. zauważyłem z 6 tytułów ze wspomnianego QG w cenie 5E. Mieszkając tam, na pewno można kupić sporo gier w świetnej cenie.
Reasumując, jeśli w tak małych miejscowościach jest taki wybór w tak czasami dobrych cenach, to nie wyobrażam sobie jak jest w dużych miejscowościach.
Od razu odpowiem na pytanie co kupiłem ;-) Ponieważ nie jechałem tam z myślą o zakupach, wręcz przeciwnie… nie przywiozłem zbyt dużo. Verflixxt z dodatkiem (podstawka 12E), Kuhhandel (8,9E), Thurn und Taxis (prezent dla dzieci od siostry) oraz Shogun (zamówiony wcześniej).
Ludzie
Jak napisałem wcześniej ludzie z jakimi rozmawiałem to w większości Polacy lub ich dzieci. Nie wiem jak sytuacja wygląda wśród „prawdziwych Niemców”, faktem jest że wśród Polonii to ja byłem promotorem naszego hobby. Chyba udało mi się nawet ich zarazić ;-) Siostrzeńcy dostali ode mnie Warcrafta (The Boardgame) i Wikingów (Fire & Axe). Szczególnie spodobał im się ten pierwszy tytuł (w sumie wiedziałem o tym wcześniej) i kilka razy grali w niego wraz z kumplami. Z ciekawostek napiszę tylko, że w pewnym momencie szwagier przypomniał sobie, że kupili kiedyś jedną grę… ale do dzisiaj (jakieś 13 lat) w nią nie zagrali. Ku memu zaskoczeniu było to Acquire. Ucieszyłem się, bo sam grałem tylko online, a tu taka niespodzianka. Grało się świetnie, siostra ze szwagrem ucieszyli się, że mają tak dobrą grę. Gdy wyjeżdżaliśmy do Polski ich kolekcja była powiększona o jeszcze dwie gry, Verflixxt (gra wakacji) i Origo.
Ogólnie na wakacjach zagrałem w następujące tytuły (różna liczba partii):
- 6 nimmt!
- Acquire
- Bohnanza
- Colosseum
- Coloretto
- Fire & Axe
- Flix Mix
- Ingenious
- Młynek :-)
- Origo
- Pit
- Rummikub
- TAMSK
- Verflixxt
- Verflixxt z dodatkiem
Dodatkowe informacje
Tak naprawdę granie to był element poboczny wyjazdu. Najważniejsze było zwiedzanie. Tutaj mogę się pochwalić kilkoma zdjęciami ;-) Jako ciekawostkę wspomnę, że w trakcie zwiedzania zwróciłem uwagę na gry w Rzymskiej Willi z czasów Cesarstwa Rzymskiego (wykopaliska w pobliżu Hechingen). Gry z klocków w Legolandzie (świetne szachy), czy młynek w Zoo Wilhelma.
Te kolekcja „rzymskich gier” wygląda dość podejrzanie
postaram się z domu podesłać nazwy gier… mam je na zdjęciach… chyba wszystkie…
no to jadę z tytułami ;-) (od góry)
Okrągły młynek
Młynek
tu nie jestem pewien
Ludus Latrunculorum
Ludus XII (duodecim Scriptorum)
Mogłem coś namieszać… ale wydaje mi się że dobrze mam spisane. Jakby co to mogę podesłać zdjęcia, można na nich dość dobrze odczytać zasady… oczywiście po niemiecku.
Colosseum, nie Colloseum
To teraz ja sie czepnę:
1. Knizii, po polsku Knizia należy odmieniać jak armia.
2. Badenia-Wirtembergia
3. Tubingen = Tybinga
Colosseum i Knizię poprawiłem ;-)
Tybinga? Lim-Dul by się przydał, czy tak to się po Polsku odmienia… zostawiłem nazwy oryginalne.
Zaufaj grografowi.
ja bym grografowi nie ufal :D
Jak go poznam to może zaufam ;-)
A poważnie, to Tybingen pewnie odpowiada Tübingen, ale w zdaniu: „dokładnie w Jungingen, w małej miejscowości (1500 mieszkańców) niedaleko Hechingen i Tübingen.” to chyba Tybingen a nie Tybinga…
Ech, ciężki ten nasz język…
A wszystko to i tak nie ma znaczenia…;-)
Dla każdego grografa ma znaczenie ;-)