Don Simon
STARCRAFT – pokazał, że można zrobić udaną i świetnie oddającą realia pierwowzoru grę planszową na podstawie gry komputerowej; ciekawa mechanika, dobre skalowanie, niezbyt długi czas rozgrywki przy doświadczonej ekipie… Jest dokładnie taki, jaki chciałem, żeby był. No i to przecież Starcraft – inaczej być nie mogło.
Folko
Dużo kałuż się pojawiło i wyparowało od czasu, gdy po raz ostatni przedstawiałem tytuły, które dla mnie były najlepsze w danym miesiącu. W sumie trochę żałuję tej przerwy, bo nominowanie było dość miłe… na szczęście za namową Pancha wracamy do zabawy.
Pokrótce napiszę w jaki sposób wyłaniam moją grę miesiąca, żeby wszystko było jasne. Zasada jest prosta: nagradzam tytuł który poznałem w danym okresie, ewentualnie kilka dni przed zakończeniem poprzedniego. Dzięki temu daję szansę nowym tytułom, inaczej gry mogły by się powtarzać, a nie o to chodzi ;-)
Kończę zanudzanie i przechodzę do meritum.
Styczeń był bardzo owocnym miesiącem, do planszy siadałem 75 razy, aż tyle dzięki feriom które spędziliśmy z naszymi planszówkowymi partnerami. Wśród gier znalazło się sporo nowych dla mnie tytułów, między innymi: Carolus Magnus, Alchemist, Rumis i… aż wstyd się przyznać Ca$h 'n Gun$. Najwięcej razy zagrałem w Noc Magów, grę dla dzieci, przy której mimo wszystko bardzo mile się bawiłem. Rodzicom poszukującym tytułu dla swoich pociech Magów polecam. Gra w ciemnościach jest dla maluchów (starszych również) niesamowitym przeżyciem :-) Noc Magów ląduje u mnie na trzecim miejscu, a o grze będzie można więcej poczytać w piątym numerze ŚGP.
Drugie miejsce zajęły Theby, które dzieci dostały pod choinkę, ale które bardziej poznaliśmy na feriach. Moi koledzy w ostatnim odcinku podcastu narzekali na brak klimatu w eurograch. W sumie w wielu jest to problem, ale jest równie dużo ze świetną tematyką. Theby należą do tych klimatycznych i mimo sporej losowości tytuł bardzo polecam. Trochę z innej beczki, to nie zgadzam się z tym że wielkie gry amerykańskie mają tak niesamowity klimat. Dla mnie klimat to nie tylko grafika na planszy, teksty opisujące historię rozgrywki i figurki, klimat to połączenie tego wszystkiego z mechaniką oddającą rozgrywkę. Co z tego że Tannhauser jest przepięknie, klimatycznie wydany, jeśli mechanikę która użyta jest w grze można podpiąć do dowolnego tematu? Dla mnie klimat mają takie eurogry jak np. Giganten czy Colloseum. Ba, Niagara (za którą nie przepadam) ma klimatyczne połączenie wykonania z mechaniką ruchu rzeki.
Pierwsze miejsce zajął produkt pana Michaela Kieslinga – Wikinger. Gra mało klimatyczna :-D, ale z ciekawą mechaniką i możliwościami. Co mnie w niej zachwyciło, to rozgrywka dwuosobowa. Rzadko siadam do gry przeznaczonej dla większej liczby graczy w dwójkę, w większości jest to dla mnie proteza (Szymon zgadzam się z Tobą ;-) ), w tym wypadku mam inne odczucia. Chętniej zagram w 2 i 3 niż w pełnym składzie. Nie chcę się za bardzo nad tytułem rozpisywać, ponieważ w weekend chcę wrzucić recenzję Wikingera na portal gry-planszowe, dlatego już kończę.
To tyle z moje strony, dziękuję za uwagę ;-)
Ja_n
W styczniu o tytuł mogły walczyć tylko dwie gry: Tichu i Rumis. A właściwie „walczyć” to złe słowo, to raczej masakra niż walka. Trzy partie w Tichu, z których pierwsza satysfakcjonująco wygrana, potem fatalna porażka w grze z nowymi graczami i w końcu kolejna porażka (już tym razem z doświadczonymi przeciwnikami), to nie jest coś, co zasługiwałoby na tytuł gry miesiąca. Z drugiej strony wszystkie rozgrywki w Rumisa były pasjonujące, do końca walczyłem o zwycięstwo i zawsze byłem w czołówce. Gra chyba wszystkim się podoba, przynajmniej przy pierwszym kontakcie. Jest dość ładnie wydana (a nowe drewniane wydanie jest jeszcze ładniejsze), nowatorska (z pewnością jak na swoje czasy, ale nawet dzisiaj na polskim rynku gra prezentuje się ciekawie). Rumis. Gra stycznia.
Pancho
Koniec grudnia 2007 i styczeń 2008 to był w moim przypadku okres nadrabiania zaległości, przede wszystkim premier z Essen 2007. Czuję, że ten styl grania się kończy i w nowym miesiącu mam zamiar wrócić do starszych, wybitnych gier, w które dawno już nie grałem (choćby St. Petersburg, Attika czy Puerto Rico). Ale wróćmy do ubiegłego miesiąca.
Wyjątkowo miło mi się grało w nowości takie jak Hamburgum i In the Year of the Dragon. Z pierwszym doświadczyłem rewelacyjnej partii z graczami mającymi za sobą styczność z Antike i Imperial i cała rozgrywka była prawdziwym wyzwaniem. Emocje sięgały zenitu, a gdy nastąpił koniec, czułem się naprawdę zmordowany i zestresowany, ale było to i tak przyjemne uczucie. Podobnie In the Year of the Dragon w ostatniej zagranej rozgrywce pokazał lwi pazur. Cudowna partia prowadzona bardzo, ale to bardzo rozsądnie, z jasno określonym planem, z przygotowaną obroną (w pieniądzach, w doradcach) dała mi zwycięstwo jednym punktem podczas końcowego podliczania. Wielka satysfakcja i namacalny dowód, że doświadczenie i umiejętności zdobyte z partii na partię procentują w tej grze.
Walhalla pomimo bardzo obiecującego startu okazała się grą dobrą i przyjemną, ale nic ponad to. Również Amyitis, StarCraft i Canal Mania choć interesujące po jednej partii mnie nie porwały… to jak nie te wszystkie tytuły to co? Mów wreszcie!
O dziwo Grą Stycznia 2008 zostanie znany i już starszy tytuł. Który już opisywałem, na którego cenę narzekałem wielokrotnie, ale który gościł u mnie kilkakrotnie na stole w grudniu i styczniu i przy którym za każdym razem była świetna zabawa. Mianowicie [fanfary] Th
at’s Life, znany też pod nazwą Verflixxt! Wreszcie go kupiłem na własność i wreszcie mogłem się oddać bardzo sympatycznej zabawie w rzucanie kostkami. Ta inteligentna wariacja Chińczyka (sic!) posiada miejsce na decyzje, na taktyki, a jednocześnie zawiera w sobie spory ładunek losowości, ale bardziej wywołujący śmiech niż frustrację. Gra mi się tak spodobała oraz znajomym, że dzisiaj przyszła do mnie paczka z dwoma dodatkami. W pierwszy (Nochmal) już kiedyś grałem i pamiętam, że dawał jeszcze większą przyjemność z rozgrywki, a w drugi (Hoch2) nie miałem jeszcze okazji zagrać. Ale sądzę, że w weekend to nadrobię. Tak więc – może to dla wielu być zaskoczeniem znając mój stosunek do kostek i zbytniej losowości – Grą Stycznia zostaje That’s Life.
Przynieś That’s Life z dodatkami na Politechnikę. Chętnie zagram.
Co do Canal Manii, to też mnie nie zachwyca. To dobra gra, ale bez przesady. Niby sie planuje, kombinuje, ale mi przeszkadza zbyt wiele czynników losowych. Teraz widzę, że moja Żyła Złota ma podobne wady. Fajne w Canal Manii jest to, że bazik wygrał tworząc swoje kanały na południowym zachodzie zaś w następnej partii Valmont na północy.