Lubię „Blef”. Lubię blefowanie. Lubię kłamać w żywe oczy i iść na całość. Dlatego czułem, że „Chicago poker” – produkcja dwóch Brunonów: Cathali i Faiduttiego – trafi w mój gust idealnie. Fabuła gry zakłada rozgrywkę między bossami mafijnymi, którzy starają się zdobyć przewagę w różnych gałęziach rozrywkowych Chicago w latach 20. poprzedniego wieku. Robią to, rekrutując lub wysyłając swoich ludzi w odpowiednie dzielnice. Praktycznie rozgrywka przypomina pokera o nieco zmodyfikowanych zasadach.
Co boss dostaje
Pudełko, jak na karciankę, jest duże. Oprócz 75 kart (o wartości od 1 do 15) w pięciu kolorach i sześciu kart specjalnych, w doskonale zaprojektowanej wyprasce znajdują się również heksagonalne lokacje (po pięć w czterech kolorach) oraz cztery pociski. Wszystko razem robi bardzo estetyczne wrażenie, co można zobaczyć na zdjęciu.
Grać może od 2 do 6 graczy – w zależności od ich liczby wykłada się odpowiednią ilość lokacji z potasowanego stosu na stół. Każdy otrzymuje też 5 kart do ręki i to za ich pomocą będzie się starał zdobywać przewagę w danej części miasta (lokacji). Dużym ułatwieniem są karty pomocy, o których szerzej za chwilę.
Wykorzystać szansę
Zasady gry są bardzo proste. Gracz musi wykonać w swojej turze trzy akcje w dowolnej kombinacji z dwóch dostępnych: zdobycie wpływu (położenie karty przy lokacji) lub zarekrutowanie typka spod ciemnej gwiazdy (dociągnięcie karty ze stosu). Ciekawym ograniczeniem jest liczba kart na ręce – nie może ich być więcej niż 7 na końcu tury danego gracza, co znaczy, że w swoich szeregach w każdym momencie gry posiada się maksymalnie tylu zbirów. Nie odrzuca się kart na koniec tury, a więc mając ich 7 jeszcze w jej trakcie trzeba najpierw wyłożyć jedną z nich (w ramach akcji), zanim ewentualnie dociągnie się kolejną (w ramach następnej akcji). Bandyci oczywiście są lepsi i gorsi – stąd każdy posiada pewną wartość liczbową (od 1 do 15) oraz kolor, dodatkowo zaznaczony przez zakazaną gębę na ilustracji. Z posiadanych kart na ręce kombinuje się układy typowe dla pokera, choć pojawiają się dwa nowe. Pierwszy z nich to tytułowy „Chicago poker”, który jest po prostu pięcioma kartami o tej samej wartości.
Drugi to „Rainbow Straight”, czyli strit złożony ze wszystkich 5 kolorów w grze. Może to być nieco problematyczne dla graczy pokerowych – nie gramy czterema kolorami, lecz pięcioma. Do wszystkiego można się jednak przyzwyczaić, tym bardziej, że wszystkie układy według wartości są rozpisane na kartach pomocy. Na takiej karcie, z drugiej jej strony, znajduje się opis kart specjalnych (o których jeszcze wspomnę) oraz nazwisko gangstera w przypisanym do niego kolorze (oznaczenie dla niepiśmiennych – kolor ten nic wspólnego z kolorami w grze). Gangster nie posiada specjalnej zdolności (jak to było np. w „Bang!”); jego kolor i nazwisko przydają się gdzie indziej – przy zajmowaniu dzielnicy, czyli po prostu wykładaniu kart obok interesującej nas lokacji.
Idziemy w miasto
Wykładanie kart przy lokacji to jedno ze sprytniejszych rozwiązań w grze. Lokacje są w kształcie heksów, a na każdym boku znajduje się nazwisko w kolorze jednej z postaci – tu też dany gracz (wcielający się w odpowiedniego gangstera) powinien dokładać karty. Pozwala to uniknąć chaosu i powoduje, że labirynt kart, jaki powstaje na stole, jest dość logicznie zorganizowany – ciężko się pomylić, kto gdzie wyłożył karty.
Ciekawym rozwiązaniem są typy lokacji, których kolor odnosi się do odpowiedniej gałęzi rozrywki. Przy każdej krawędzi heksagonalnej lokacji można wyłożyć maksymalnie 5 kart, choć są różne sposoby tego wyłożenia. W grze występują cztery typy biznesów (każda lokacja stanowi jeden typ biznesu), a więc i cztery sposoby wykładania kart: nielegalne bary (pierwsze 2 zakryte), kasyna (co druga zakryta), kluby jazzowe (ostatnie 2 zakryte) oraz browary (wszystkie odkryte). Trzeba się szybko decydować, w co wchodzić, bo przeciwnicy nie śpią, a poza tym istnieje kilka sposobów wygranej. Gracz musi spełnić jeden z poniższych warunków: niepodzielnie rządzić w jednej z gałęzi rozrywkowej (zdobyć 3 lokacje tego samego koloru), posiadać udziały w każdej z nich (zdobyć 4 lokacje w różnych kolorach), albo pójść na całość (zdobyć 5 lokacji w dowolnych kolorach).
Gadżety gangstera
Kiedy przy którejś krawędzi lokacji pojawi się piąta karta, gracz wykładający ją ustawia na swoim stosiku pocisk. Oznacza to, że pozostali gracze mają ostatnią kolejkę, by poprawić tam swoje układy. W momencie, gdy kolejka wraca do gracza (o czym doskonale wiadomo, bo pocisk stoi na stosiku jakiegoś gangstera, a dzięki kartom pomocy wiadomo, kto jest kto), rozpoczyna się strzelanina. Pojedynek ten polega obróceniu wszystkich kart, po czym porównaniu siły ich układów.
Gracz z najmocniejszym otrzymuje lokację, o którą walczył; na jej miejsce wykłada się następną, a wszystkie zużyte przy walce karty trafiają na stos kart odrzuconych. Będą one do wykorzystania po raz kolejny, gdy skończy się możliwość dociągania ze stosu.
Tu warto wspomnieć o użyciu kart specjalnych, które znajdują się w talii w liczbie 6. Mają one następujące zastosowania: pozwalają podejrzeć karty wyłożone przez przeciwnika (Policja, 2 karty w talii), przenieść swoje karty z jednej lokacji do drugiej (Limuzyna), wykonać dodatkowe akcje (Rewolwer), wziąć kartę ze stosu odrzuconych (Łapówka), czy odrzucić kartę właśnie dołożoną przez kogoś (Grób). Tu pojawia się pierwszy minus – w instrukcji jest sprecyzowane, że karty te wykorzystuje się w swojej turze, jako akcję, co wydaje się momentami mocno nielogiczne. Sprawa jest o tyle ważna, że w trakcie gry ma to często kluczowe znaczenie, a np. Grób nie może zniszczyć skończonego, pięciokartowego układu.
Na podstawie doświadczenia mogę powiedzieć, że najwygodniejszym rozwiązaniem jest zagrywanie Grobu i Łapówki poza turą, zaś pozostałych kart – w turze, bez zużywania na to akcji. Nie są to żadne „home rules”, lecz logika rozgrywki. Próbowałem zgodnie z zasadami – wtedy karty specjalne są raczej kulą u nogi, niż ułatwieniem. Łatwo można to ominąć, stosując wariant gry, który mnie służył raczej do tłumaczenia zasad: bez kart specjalnych.
Wrażenia anty
Gra nieco chaotycznie wygląda na stole, tworząc przedziwne układy – szczególnie przy dużej liczbie graczy. Da się to, owszem, rozwiązać przez bardzo precyzyjne rozkładanie kart lokacji, tym niemniej wtedy całość gry traci na uroku przez czas stracony na układaniu.
Zasady mogłyby być też nieco lepiej opracowane, szczególnie, jeśli chodzi o wykorzystanie kart specjalnych.
Problematyczne jest także skalowanie gry. Nie chodzi tu nawet o to, jak „Chicago poker” sprawdza się na 2, 4 czy 6 osób, ale o przestoje, których czas zwiększa się wraz z liczbą graczy. Jeśli trafimy na gracza nazbyt decyzyjnego, może się okazać, że tura trwa tak długo, że zdążymy zapalić, zamówić piwo i wrócić z toalety, a wciąż nie nadeszła nasza kolejka. Dzieje się tak nawet przy graczach wykładających karty w dość sensownym czasie. Oczywiście, można zająć się tasowaniem kart, przekładaniem stosu kart odrzuconych, podglądaniem swoich wyłożonych kombinacji (dozwolone), czy innym równie pożytecznym zajęciem, lecz gra wydaje się być stworzoną dla 4 graczy – wszystko dzieje się wtedy płynnie, szybko i ostro. Oprócz tego zaproponowane dodatkowe układy pokerowe są tym trudniejsze do skompletowania, im więcej osób gra.
Wspomniałem na początku, że jestem fanem gry „Blef” i podobnie jak tam „Chicago poker” posiada istotną wadę dla graczy, którzy lubią gry taktyczne czy strategiczne. Mianowicie, jeśli zaproponujecie partyjkę „Chicago pokera” takiemu graczowi – istnieje prawdopodobieństwo, że wyjdzie niepocieszony, nie mogąc się odnaleźć, bo tu trzeba mieć żyłkę pokerzysty, hazardzisty pełną gębą. Wtedy dopiero zaczyna się zabawa płynąca z rozgrywki.
Wbrew pozorom, szczególnie dla doświadczonych w „zwykłym” pokerze graczy, problematyczne okazuje się wykorzystanie 5 kolorów, czyli o jeden kolor więcej, niż w standardowej talii kart. Chwileczkę, ale panowie kupili grę Faiduttiego i Cathali, czy zwykłą talię?
Denerwuje także fakt, że planujemy tym, co mamy na ręce. Kart można mieć tylko siedem (w jednym przypadku 8), więc nie da się – na dobrą sprawę – ułożyć poważniejszego układu. Nikomu z grających podczas partii ze mną nie udało się stworzyć „Chicago pokera”. Wydaje się więc, że układy dodatkowe są dodane niejako „na siłę”, ponieważ musiały się pojawić jako nowość. Oprócz tego przedziwne jest rozstrzyganie sporów, gdy dwóch graczy wyłoży taki sam układ. Wtedy dokładają oni po prostu karty, co przypomina grę w wojnę. Na szczęście taka sytuacja pojawia się rzadko, ponieważ wcześniej trzeba rozstrzygnąć spór według wysokości układów, zgodnie z doskonale sprecyzowanymi zasadami.
Plusy
Gra niewątpliwie ma klimat. Dodają go karty, czego przykład na zdjęciach. Czuć gangsterskie porachunki, choć nie kończą się one strzelaniną (realną). Boli wykorzystanie przez przeciwników kart specjalnych, które tak pasują właśnie nam. Niniejszym nasi gangsterzy, próbujący dopiero się nachapać, dorosnąć do poziomu bohaterów gry, umierają stojąc. To też boli.
„Chicago poker” spodoba się graczom preferującym gry z odrobiną losowości, oparte na blefie. Mogą oni nigdy w życiu nie grać w pokera, ale kochają kłamstwa, obietnice znaczące nic, ogromną interakcję, tu obecną pośrednio: w mgnieniu powieki przeciwnika, grymasie przy dociągnięciu karty i uśmiechu zwycięstwa. Rozgrywka cały czas iskrzy i czeka, by wybuchnąć porachunkiem. Jeśli ktoś poczuje się zawiedziony, że zamiast pokera (tu zwanym „Straight Flush”) zobaczył ledwie najwyższą kartę – jego problem. Trzeba było wiedzieć, że przeciwnik blefuje, a nie dokładać karty gdzie indziej.
Wbrew pozorom, gra oczekuje wielu decyzji. Ogromnej ich części żałuje się zaraz po otrzymaniu nowej karty. Wydawałoby się – głupia, losowa gra. Poker, czyż nie? A jednak pewien profesor matematyki już wygrał w zawodach Texas Hold’em ponad 5 milionów dolarów. Miał szczęście?
Co ciekawe, „Chicago poker” lepiej działa przy „nieprofesjonalnych” graczach. Ci dużo szybciej chwytają zasady i układy w grze, szczególnie, jeśli zagrali np. w „Gang of Four”.
Doskonałym pomysłem jest kilka różnych wariantów zwycięstwa – daje to ogromne możliwości kombinowania i powoduje, że w grze nie ma niepotrzebnych dla gracza lokacji – nawet mając dwa browary i trzeci wyłożony na stole warto uczestniczyć w walce o klub jazzowy – tym bardziej, gdy nie ma się na ręce dobrych kart do zagrania.
Podsumowanie
Grałem w „Chicago poker” z różnymi ludźmi. Mam za sobą wiele partii i gra na pewno nie jest schematyczna – poza tym, że na początku zawsze jest faza poznawania przeciwnika, stołu, układów. Na początku (przy grających pierwszy raz) również nie do końca wiadomo, o co chodzi z pociskami. Tym niemniej gra bardzo szybko staje się świetną zabawą – jednak pod warunkiem, że gramy z ludźmi, którzy lubią rozrywkę nieco hazardową, a adrenalina jest ich ulubionym hormonem.
Mnie się w każdym razie „Chicago poker” podoba. Cena nie jest wyśrubowana, a za takie wykonanie – warto.
Natomiast nie polecam gry osobom ukierunkowanym na kombinowanie strategiczne i długofalowe planowanie. Miałem okazję grać z nieszczęśnikiem, który zupełnie nie mógł się odnaleźć w gierkach, jakie działy się na stole i przy nim. Nie obserwował nas, będąc przyzwyczajonym do planowania na podstawie tego, co widoczne na stole. Sam nie jestem za podziałem: gracze strategiczni i inni – lubię różne gry i uważam, że dzięki tej różnorodności, szybko się nie nudzą.
A „Chicago poker” na szczęście okazał się na tyle inny od „Blefu”, że będę do niego wracał. Nieraz. Mam nadzieję. Dlaczego?
Wybierzcie sami: strategia na 1,5 godziny, czy „Blef” na 4 planszach (gramy w 6 osób) przez godzinę? Ja wybiorę zależnie od humoru.
Plusy:
+ wykonanie+ rozwiązanie dokładania kart+ klimat
Minusy:
– przestoje- nieprzemyślane wykorzystanie kart specjalnych
Ten artykuł został pierwotnie opublikowany w serwisie Gry-Planszowe.pl.
Dzieki serdeczne Andrzeju za swietna recenzje – niestety nie udalo nam sie zagrac na Pionku w Chicago Poker – ale dzieki temu tekstowi mam juz pewne pojecie o tej grze i prawdopodobnie w niedalekiej przyszlosci sie na nia skusze…