Through the Ages jest najlepszym dowodem, że wspaniały pomysł, wymagająca rozgrywka i olbrzymia ilość testów procentują tytułem wybitnym, wspaniałym, satysfakcjonującym. Takim, w którym dość przeciętna jakość komponentów jest w ogóle niezauważalna. Po pierwszej partii byłem zachwycony. Po drugiej (już rozegranej w maju)… zacząłem grać w Civilization 4 na komputerze. TtA to must-have dla każdego miłośnika komputerowej wersji. To gra, którą postaram się jak najszybciej mieć i która gdy tylko stanie się bardziej dostępna powinna trafić na listy zakupowe wszystkich miłośników bardziej skomplikowanych gier planszowych. Tymczasem zostaje moją grą miesiąca i jestem przekonany, że gdy tylko pozostali członkowie redakcji ją poznają, również ją docenią.
Ja_n
W kwietniu o tytuł gry miesiąca w moim notesie walczyły trzy gry. Hansa, którą poznałem na dziewięciodniowym wyjeździe z okazji wolnych dni na początku maja, Agricola, która na tym samym wyjeździe wreszcie mnie do siebie przekonała i Sestimesti, która bawiła mnie już wcześniej, ale także na wyjeździe zaliczyła przyjemną rozgrywkę.
Hansa w teorii nie ma szans, występuje w niej wada zazwyczaj dyskwalifikująca grę. Trzeba w swoim ruchu co nieco rozważyć, policzyć, zastanowić się. To raz. Gdy kończymy swój ruch, zostawiamy planszę w jakimś stanie i przekazujemy kolejkę przeciwnikom. Gdy kolejka do nas wróci, plansza wygląda już zupełnie inaczej niż po naszym ruchu. Planowanie na przyszłość ma bardzo małe znaczenie. Nie ma sensu przyglądać się co robią przeciwnicy czy też planować swojego ruchu – nic z tego nie będzie. Trzeba cierpliwie poczekać i pomyśleć gdy przyjdzie nasza kolej. Czyli – tzw. downtime. Robimy swój ruch, a potem mamy długą przerwę i nic do roboty. Ale akurat na tym wyjeździe była to zaleta. Zawsze kilka osób było wolnych i mogły pilnować bawiących się dzieciaków. A sama gra okazała się bardzo fajna i sympatyczna.
Agricola – co tu dużo mówić, każdy wie. Gra wychwalana przez wielu i krytykowana tylko przez nielicznych. Wprawdzie mnóstwo niemieckich napisów na kartach, napisów które trzeba zrozumieć aby grać, nadal przeszkadza i odrzuca, ale w drugiej i kolejnych rozgrywkach już wiemy o co na tych kartach chodzi i da się to przeżyć. Wtedy można skoncentrować się na przyjemności z gry i budowaniu swojej zagródki z bydlądkami albo na mozolnym obsiewaniu gruntów ornych. I przyjemnie doprawdy jest.
Jednak tytuł wędruje do Sestimesti. Wygrywa go klimat w tej grze, który bardzo mi się podoba, bo kojarzy się z husycką trylogią Sapkowskiego. Fajna, oryginalna mechanika z licytacją a la Amun-Re i kilkoma aspektami rozgrywki na które trzeba zwracać uwagę. Wygrywa to, że po kilku rozgrywkach nadal nie wiem jak trzeba grać – czy iść na dużo różnych towarów, czy iść na dużo takich samych towarów, czy iść zawsze na najszybszy zaprzęg, czy też iść raczej na zdobywanie licznej obstawy. Nie wiem i dzięki temu gra mnie intryguje i póki co nikomu nie odmówię partyjki.
Pancho
Po recenzji Stone Age na Games Fanatic, wielu z was mogło sądzić, że to będzie mój typ na zwycięzcę w kategorii gry miesiąca. Nie stało się tak jednak. Stone Age okazał się na pewno bardzo dobrą grą, która wpasowała się w mój gust. Grałem w nią wiele razy i zawsze był to miło spędzony czas, i zapewne gdyby to był przeciętny miesiąc to Stone Age sięgnąłby po trofeum.
Kwiecień nie okazał się jednak przeciętny. Szczególnie, że Stone Age napotkał konkurenta, który bezceremonialnie zepchnął go z podium i kilkoma sierpowymi pokazał gdzie jest jego miejsca. Mowa oczywiście o Ubongo. I mam tu na myśli obie części – Ubongo oraz Ubongo Extreme.
Zafascynowały mnie w tych grach dwa elementy. Po pierwsze genialne połączenie rozgrywki zręcznościowej (na szybkość), z rozgrywką umysłową sprowadzającą się do dylematów taktycznych i logicznych. Po drugie łatwość z jaką gra zaskarbia sobie serca nowych osób. Efekt, że gracze szybko odnajdują się w grze i zabawa sprawia im niesamowitą przyjemność. Oczy błyszczą, uśmiechy kwitną na twarzy, czoło porastają zmarszczki zadumania. Cała twarz takiego gracza aż krzyczy: „Tak! Bawię się znakomicie!”.
Jednym słowem obie gry naszego rodaka Grzegorza Rejchtmana Ubongo i Ubongo Extreme zdobywają zasłużenie tytuł moich gier kwietnia 2008. Nieprzypadkowo zagrałem w nie aż 34 rozgrywki.
Trzewik
W kwietniu pobiłem rekord moich notowań w BGG. Rozegrałem 78 partii różnych gier. Grałem więc dużo. I w zasadzie muszę powiedzieć, że w kwietniu grałem głównie w Witchcrafta. Prototyp Michała Oracza totalnie zdominował kwiecień – kwiecień bowiem to miesiąc, w którym zamykaliśmy prace nad grą, dokonywaliśmy ostatnich szlifów i zmian, miesiąc w którym grę po raz pierwszy pokazaliśmy komuś spoza firmy. Te cztery tygodnie bardzo, bardzo intensywnego grania w Witchcraft będę zapewne pamiętał do końca życia.
Czym jest Witchcraft? To gra dla dwóch graczy, w której każdy z nich dowodzi grupą czarodziejów walczących w ruinach antycznej katedry. Ich moc jest niezwykła, bo magiczne zaklęcia nie zabijają przeciwników, o nie. Są to moce opętania i kradzieży woli, to zaklęcia które pozwalają nam przejmować piony przeciwnika i wykorzystywać je dla swoich celów. Gracze więc w każdej turze aktywują jednego z magów, który atakuje przeciwnika, tym samym zdobywając go dla swojej sprawy. Gra kończy się, gdy przeciwna drużyna nie ma już żadnego z magów zdolnych do rzucenia zaklęcia.
Jest Witchcraft z pozoru podobny do Neuroshimy HEX. Naprawdę zaś jest dramatycznie różny. Będę o tym pisał artykuł, bowiem nie potrafię sobie odmówić napisania kilku słów na ten temat. Kto tylko spogląda na Witchcrafta mówi: „O, coś jak NS HEX!”, kiwam wtedy głową, bo NS HEX ma dobrą markę i takie kiwanie nie jest złe. W rzeczywistości mechaniki tych gier są jak ogień i woda. Będę o tym pisał.
Witchcraft jest grą miesiąca kwietnia. Rozegrałem weń kilkadziesiąt partii. Bawiłem się przy nim wyśmienicie. Będę ten czas wspominał przez wiele lat.
Bardzo jestem ciekaw trzewikowego artykułu o witchcrafcie. Skojarzenie z NsHex narzuca się niezwykle nachalnie po pierwszej rozgrywce w Witchcrafta i prawdopodobnie pomysł gry wynika z rozmyślań nad tym co jeszcze z mechaniki Hexa można wycisnąć. Gdyby Witchcrafta wymyślił ktoś inny, zapewne nie obyłoby się bez głosów wręcz o plagiacie. No ale być może ta podobna mechanika daje zupełnie inną grę – tego nie potrafię stwierdzić po jednej rozgrywce.