Don Simon
W czerwcu rozegrałem dużo mniej partii, choć nie powiem bym czuł jakikolwiek niedosyt. Wszystko to przez niesamowite Through the Ages, które mimo kolejnych rozgrywek na koncie wcale nie traci swojego uroku. Z każdym tygodniem utwierdzam się w przekonaniu, jak wyjątkowa to gra, a fakt, iż ciągle chcę grać w ten 3-4 godzinny tytuł (rezygnując przy tym z kilku innych, które mógłbym w tym czasie zaliczyć), jest najlepszym dowodem na to, iż każdy powinien tę grę mieć. Jak najszybciej. Za wszelką cenę.
Nie widzę na horyzoncie żadnego tytułu, który by zagroził dominacji TtA, więc do odwołania przyjmijmy, iż to właśnie produkcja Czechów zdobywa moją „Grę Miesiąca”. Chcąc uniknąć monotonii postanowiłem jednak tym razem oficjalnie przyznać to trofeum innej pozycji. Nie miałem wprawdzie zbyt wiele czasu na testy nowości (w związku z czasochłonnością TtA), ale trzy gry udało mi się poznać.
Pandemic mnie niestety dosyć rozczarował. Skuszony dobrą ceną kupiłem go bez wcześniejszych testów i po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, iż mam już zbyt dużo gier, by kupować nowe bez partii próbnej. Niby klimat jest, mechanika też całkiem dobra, ale cała rozgrywka przeradza się w wieloosobowy pasjans z jednym kierownikiem. Bardzo brakuje tutaj gracza, który by był przeciwnikiem i w jakiś sposób kierował wirusami. Jest poprawnie i na razie gry nie sprzedam, ale wkrótce może się to zmienić (po jednej partii bez przykrości pożyczyłem ją znajomemu).
Glory to Rome jest bardzo ciekawa, ale chciałbym ją bardziej poznać zanim wyrobie sobie o niej opinię. Dużo zależy od poznania kart, ale sama mechanika gry i wielowymiarowość kart są bardzo obiecujące i dają nadzieję na coś lepszego niż Race for the Galaxy.
Tytuł „Gry Miesiąca” otrzymuje Age of Empires III. Dużo czasu minęło od premiery, a ja dopiero teraz miałem okazję się z nią zapoznać. Jedna rozgrywka wystarczyła jednak, by w pełni docenić jej walory. Zapewne ma szereg wad, a pojawiające się tu i ówdzie sugestie mówiące o pewnych optymalnych zagraniach napawają niepokojem, ale mimo wszystko sądzę, że zarówno ja, jak i moi współgracze z przyjemnością zasiądą do kolejnych partii. Jestem przekonany, że zanim rozpoznany te domniemane optymalne strategie gra da nam dużo radości.
A na marginesie – wszystkie w/w gry kupiłem w ciemno i w przynajmniej dwóch przypadkach jestem bardzo z decyzji zadowolony. Chyba to postanowienie grania partii testowych przed kupnem nie jest takie mądre…
P.S. Do Twilight Struggle bardzo pasuje Martini ;-).
Folko
Stone Age, Quads, Terra Nova i Blox (jak zwykle przypominam że ja wybieram grę z pośród tytułów nowo poznanych). Kilka słów o powyższych.
Stone Age to znana gra, nominowana do SDJ, kilkukrotnie można było o niej przeczytać na naszym blogu. W końcu trafiła do mnie i mile mnie zaskoczyła. Rozegrałem w nią już kilka partii i nie podzielam krytycznych ocen na temat braku zrównoważenia. Owszem, nie jest to gra idealna, jest w niej losowość, ale to taki gatunek. Niby niektóre karty są mocniejsze… ale mam wrażenie że niby. Tak naprawdę nie ważne czy ktoś zdobędzie kartę 3xbudynek… ważne jest żeby zdobyć taką jaka mu jest potrzebna. Ogólnie nie chcę teraz zastanawiać się nad strategią gry, faktem jest że jest to tytuł miły, ładny i przyjemny.
Quads – to gra Krisa Bruma znanego autora projektu GIPF. Gra została wydana przez Gigamic i jak zwykle w przypadku tego wydawnictwa jest to wydanie na bardzo wysokim poziomie. Zasady są banalne – gra polega na tym by przeciwnik nie potrafił wykonać ruchu w trakcie wspólnego układania mozaiki – a sama rozgrywka bardzo szybka i przyjemna.
Terra Nova – to gra nawiązująca do Go, Fiordów, Przez Pustynię. Jeśli komuś podobają się te tytuły, to powinien zainteresować się TN. Zagrałem raz na Pionku i z przyjemnością zagrałbym jeszcze kilka razy… po jednej rozgrywce nie chciałbym jej jednak dawać nagrody.
Blox – kolejny nominowany tytuł do SDJ, w Polsce ciągle bardzo mało znany, a szkoda. Gra należy do gatunku gier logiczno-losowych, a nie jak to często jest opisywane – logicznych. Na razie zagrałem tylko dwa razy w dwie osoby, więc nie chcę jej do końca oceniać, ale zapowiada się dobrze. Mam wrażenie że będzie chodzić lepiej dla 3-4 osób. Gra jest świetnie wydana, ma bardzo dobrze zaprojektowaną wypraskę. Ona, podobnie jak Terra Nova nie zdobędzie tytułu nagrody miesiąca, z tego samego powodu – małej liczby partii.
A więc Quads czy Stone Age? Mimo wszystko większą zabawę miałem jednak przy Stone Age i to ona zdobywa miano gry miesiąca wg folka ;-)
Ja_n
Carrom – 5 gier. Turniej na Pionku.
Pandemic – 5 gier. Ciężko tę grę rozgryźć.
Agricola – 4 gry. Fascynacja.
Blokus – 3 gry. Druga młodość. Gry.
Ale żadna z tych pozycji nie dostanie ode mnie tytułu gry czerwca. Dostanie go gra, w którą zagrałem w tym miesiącu tylko raz. Gra, którą uwielbiam ale rzadko mam okazję zagrać. Nie powinno więc dziwić, że gdy już taka okazja się trafia, jest to dla mnie prawdziwa uczta. Całkiem przypadkowo tytuł gry czerwca uhonoruje też wielki sukces autora tej gry – pierwszą nagrodę Spiel des Jahres dla Reinera Knizii. Grą czerwca w moim notesie zostaje Lord of the Rings.
Mst
Pionkowy czerwiec to w moim przypadku ok. 75 rozgrywek w ok. 40 różnych gier, w tym w ok. 20 tytułów zagrałem w czerwcu po raz pierwszy. Ponieważ czerwcowy wybór jest moim pierwszym na Games Fanatic musiałem zastanowić się nad kryteriami wyboru, które będę chciał stosować także w przyszłości. Zdecydowałem się na kryterium mocno subiektywne ale jak sądzę idealne dla planszówkowego fanatyka. Mianowicie moją grą miesiąca będę ogłaszał tą, która w ciągu ostatnich 30 dni zajmowała najwięcej miejsca w moich myślach.
Zwykle gdy czytam o nowym tytule, przed planowaną rozgrywką i zawsze po partii gra znajduje dla siebie trochę miejsca w mojej głowie. Zastanawiam się nad interpretacją reguł i przygotowuję do wytłumaczenia ich przeciwnikom, rozważam jakie korzyści z rozgrywki mógłby wyciągnąć mój syn i szukam sposobów wyrównania naszych szans na zwycięstwo, wybieram strategie i planuję sprawdzenie różnych możliwości, zachwycam się mechaniką i delektuję wykonaniem, oceniam chęć zagrania ponownie i myślę co mógłbym poprawić w swoich zagraniach w przyszłości, opisuję partie na forum gry-planszowe.pl i tworzę zarys recenzji, pozwalam sobie na wymyślanie ulepszeń i bawię porównaniami z innymi, znanymi mi planszówkami. Tak więc mój wybór będzie prosty. Nie będzie miała znaczenia ilość partii ani to czy udało mi się wygrywać, nie liczyć się będzie moja ocena na BGG ani to jak dobrze bawiłem się podczas rozgrywki – jeśli gra nie pozwala mi o sobie zapomnieć, jeśli atakuje mnie podczas posiłków i jazdy samochodem, jeśli zajmuje czas przeznaczony na wymyślanie sposobów zarobienia na kolejne planszówki warta jest abym utrwalił ją w swojej pamięci oraz polecił Wam, drodzy Czytelnicy GF jako moją grę miesiąca.
Gdy opisaną wyżej metodą przeanalizowałem ubiegłomiesięczne planszówkowanie wybór okazał się łatwy. Moją grą czerwca została Utopia. Gra, która dawno temu zdobyła moje zainteresowanie ze względu na swoje wykonanie, bogactwo kolorów i elementów. Gra, której poświęciłem więcej niż zwykle czasu z przekory, chcąc udowodnić, że prowadzące do niepochlebnych ocen tezy stawiane po jednej rozgrywce są błędne. Gra, która chociaż nie jest idealna (jak wszystko, idealna planszówka to przecież utopia ;-)) na pewno zasługuje na zainteresowanie i wypróbowanie.
Pancho
Pomimo pozornie sezonu ogórkowego lato jest zawsze dla mnie obfite w planszówkowe granie. Dużo wyjeżdżamy ze znajomymi w tym czasie poza miasto i bawimy się między innymi przy grach bez prądu. Podobnie było z tegorocznym czerwcem, który kilka dni temu się skończył. Gier udało się poznać nieprzebraną miarę, również dlatego, że na początku czerwca odbył się gliwicki konwent planszówkowy Pionek, w którym miałem szczęście uczestniczyć.
Wybór teoretycznie wydawał się trudny. Poznałem bardzo dobre gry takie jak Kingsburg, 1960: The Making of the President czy Le Passe-trappe. Spodobał mi się Pandemic, Marrakech, The Red Dragon Inn, Looping Louie czy Visionary. Wreszcie od połowy miesiąca zaczął się kreować faworyt do zdobycia gry miesiąca. Był to Keltis Reinera Knizii, tegoroczny zwycięzca Spiel des Jahres 2008. Rozegrałem 20 partii w najróżniejszych konfiguracjach i te odświeżone Zaginione Miasta w swoim gatunku pokazały lwi pazur. Były godnym pretendentem do gry miesiąca.
Traf jednak chciał, że pod koniec czerwca odbyła się długo oczekiwana premiera Agricoli w Polsce. U mnie wyglądało to tak: dwudziesty siódmy czerwca partia Agricoli, dwudziesty ósmy Agricola, dwudziesty dziewiąty Agricola, trzydziesty Agricola. Polska edycja tej gry zarządziła zdecydowanie w moim czerwcowym rankingu. Wersja rodzinna, wersja z talią podstawową i z talią interakcyjną już sprawiła mi kupę godzin dobrej zabawy, a to dopiero początek. Bez odrobiny wątpliwości najnowsza gra wydawnictwa Lacerta zgarnia tytuł Gry Czerwca.
Trzewik
Nie wiem jak czytelnicy Games Fanatic, ale ja mam wrażenie, że w ostatnich miesiącach czyniłem uniki podczas wyboru Gry Miesiąca. A to przyznałem tytuł grze Rummikub, która jest kotletem wyśmienitym, ale jednak starym jak świat, reliktem wręcz gier towarzyskich. A to przyznałem tytuł grze Dedektyw Kroko i to nawet nie dlatego, że to świetna gra, a dlatego tylko, że zagrały weń moje dzieciaki. Też mi wybór, phi.
Czas na poprawę. W tym miesiącu grałem w grę stosunkowo nową. Grę generalnie jeszcze w Polsce niezbyt znaną. Grę, która po wakacjach trafi na sklepowe półki dzięki wydawnictwu Egmont. Grę, którą z czystym sumieniem mogę wybrać grą miesiąca. Otóż moją grą czerwca są Żółwiki.
Sympatyczna planszówka o wyścigu żółwi stała się moim odkryciem Pionka, dostałem ją tam w prezencie dla dzieciaków od Jarka z Egmontu i po chwili byłem już w niej zakochany. W jej przepięknych komponentach, w jej cudownych ilustracjach, w jej obłędnie prostych regułach.
W grze – która jest wyścigiem – bierze udział pięć żółwi. Każdy z graczy w tajemnicy kibicuje jednemu z nich. Wygrywa gracz, którego żółwik jako pierwszy dopadnie mety. Całość jest tak zaprojektowana, że jak żółwik żółty siedzi na żółwiku zielonym, a my zagramy kartę żółtą, to żółty idzie do przodu, wraz z siedzącym na nim zielonym kumplem. Dzięki tej mechanice, po planszy łażą całe stosy żółwi, a gracze jak pasożyty podpinają się pod cudze zwierzaki, by przesuwać się do przodu. A to dwa żółwie idą do przodu, a to trzy cofają się do tyłu i tak żmudnie, do przodu, przy kupie śmiechu i radości.
Polecam wam żółwiki – gdy tylko ukażą się w Polsce, kupujcie. A póki co, zapraszam do zabawy na Pionku – gra trafiła do naszej Pomarańczowej 50tki i będziemy ja prezentować na wrześniowej edycji imprezy.