Wstaliśmy raniutko, by dotrzeć do Wrocka raniutko. Bez śniadanka, w biegu, do samochodu i brum brum, brumbamy do Gliwic, na spotkanie z Multidejem i Salou. „Mogliśmy wziąć aparat”, mówi Merry. „Mogliśmy”, mówię ja. Jedziemy.Pod MDK jesteśmy punktualnie. Multidej jest punktualnie plus 3 minuty. Salou nie jest punktualnie. Tkwimy dwadzieścia minut pod budynkiem, w końcu macham na niego ręką. Gry wciskam pod wózek (miał je wziąć Salou do swojego fiacika), żetony do Witchcrafta wciskam za wózek (miał je wziąć Salou do swojego fiacika), planszę do Witchcrafta kładę na wózek (miał ją wziąć Salou…)… Ruszamy.
Dzwoni Salou. „Gdzie dokładnie jest Gratislavia?”, pyta. „We Wrocławiu”, odpowiadam. „No ale ulica?”, docieka. „Nie wiem, myślałem, że ty wiesz!”, odpowiadam. „Ja myślałem, że ty wiesz. Dzwonię do Mst, on wie wszystko.” Jedziemy. W ciemno. Jedziemy do Wrocławia.
Jesteśmy we Wrocławiu. Dzwonię do Ziela, by dowiedzieć się, gdzie we Wrocławiu jest Gratislavia. „Nie mogłeś tego sprawdzić w domu?”, pyta Merry. „Przypominam, że śniadania też nie zdążyłem…”, odpowiadam. Zielu nie odbiera telefonu. Brumbamy po Wrocławiu. Znowu dzwonię do Ziela. Zielu znowu nie odbiera telefonu. Wrocław jest piękny. Dzwonię do Mst. Mst odbiera. Tłumaczy. Brumbamy.
Jesteśmy na miejscu. Trafiliśmy na imprezę, choć nawet nie wiemy na jakiej jest ulicy. Trafiliśmy na imprezę, choć nawet nie wiemy co to za budowla, w której się odbywa. Jesteśmy lepsi od Winetou.
Wnoszę wózek na trzecie piętro. Na miejscu wita mnie Magma. „Tu jest winda”, pokazuje za siebie. No tak, na Pionkach nie ma windy. Gratislavia rządzi.
Rzucamy toboły gdzie bądź i rzucamy się do gry. Wiem, że długo na imprezie nie będziemy, bo prędzej czy później mała Lenka zacznie marudzić i trzeba będzie wracać do domu. Dlatego każda minuta jest cenna. Ładujemy się do salki i siadamy do Piratów. Tłumaczy Macike. Niebieska koszulka. Full profesjonalizm. Jest super.
Lena marudzi już po 15 minutach. W zasadzie nie marudzi. Wręcz przeciwnie – ma wyśmienity humor i chce biegać. Tylko że ona nie potrafi jeszcze chodzić. Więc biegam z nią po Gratislavii, reszta graczy kończy sobie grę w Piratów. Gratislavia mocno mnie szokuje – zamiast dużej auli jak na Pionku, impreza rozbita jest na bodaj 8 salek lekcyjnych. Każdej salce jest przyporządkowany zestaw gier, który leży sobie tam na stoliku. Niebieskie koszulki chodzą pomiędzy salkami i tłumaczą gry. Rozwiązanie z salkami mi się nie podoba. No ale co… Mieli organizatorzy młotami przebić ściany w salkach, by zrobić jedną dużą? No właśnie. Budynek nie ma auli i tyle.
Merry bierze Lenę i rusza na miasto. Multidej wystawia na stoisko nasz stuff – nowe numery Świata Gier Planszowych, Neuroshimę HEX i Glik. Ja w sali horroru uruchamiam Witchcrafta XXL. Tłumaczę reguły Kubkowi, który z kolei będzie je tłumaczył innym uczestnikom. Zazwyczaj tłumaczę osobom, które grają w Witchcrafta po raz pierwszy, że to trudna gra i że beginner zawsze praktycznie przegra z doświadczonym graczem. Kubkowi tego nie mówię, bo przyparł mnie do ściany i panicznie myślę jak wyjść z twarzą i jednak go ograć. Udaje się. Uff… Pokonuję go. Honor uratowany.
Sala horroru fajna. Ozdobione stoły, u sufitu czosnek, na ścianach czarna folia… Ludzie grają w Last Night on Earth i inne zombiakowe tytuły. Klimacik.
Biegnę do kolejnej sali. Gramy w Tribune. Potem czas na posiłek. Stołówka super. Czysta, przestronna, duży wybór jadła, od pierogów, przez barszczyki, hamburgery, kotlety… Wcinamy pierogi zbójnickie. Merry znowu idzie na miasto. My z Multim znowu ruszamy do gry.
Łapiemy niebieską koszulkę i gramy w King of Siam. Niebieska koszulka, czyli Zielu, zdaje test i na wesoło, ale kompetentnie tłumaczy reguły. Objadamy się cukierkami. Cała Gratislavia tonie w cukierkach. „Dostaliśmy od Odry 14 kg cukierków dla uczestników”, tłumaczy Zielu. Zarąbisty patent. Swego czasu chciałem go zastosować na konwentach Dracool, ale nie zastosowałem. Dlatego ukłon dla Wrocławia – super sprawa.
W tej sali, w której gramy w King of Siam jest masa dzieci. Na Pionkach było dużo dzieciaków, lecz tu, na Gratislavi jest ich jeszcze więcej. Atmosfera rodzinna na max. Bardzo fajnie.
Dowiadujemy się o turnieju Pitchcar. Idziemy z Multim na kwalifikacje. Multi sie kwalifikuje. Ja się kompromituję. Jak zwykle w turniejach. Potem turniej, Multi wygrywa pierwsze miejsce.
Ja jeszcze na szybko z WC w Sushi, ale już dzwoni Merry. Lena już śpiąca. Musimy spadać. Żegnamy się z organizatorami. Było króciótko, ale bombowo.
Gratislavia w faktach:
Plusy:
– dużo super pomocnych organizatorów w niebieskich koszulkach
– dużo cukierków
– dużo ludzi
– horror pokój
Minusy:
– salki nie pozwalają ogarnąć i chłonąć imprezy jako całości (ale to NIE wina orgów, że budynak nie miał auli)
– brak innych minusów!
A my dziękujemy za wizytę i przyprowadzenie krówek :) I iscie pirackie podejście do cukierków.
Grzech… jeden z niebieskich ;)
Duża ilość sal mniejszych ma także plusy. Jest po prostu ciszej i łatwiej można się skupić na grze.
Cieszę się Ignacy, że podobało Ci się u nas :) Dziękuję za wizytę, za relację i pomoc :)
Pozdrawiam, Magma ;)
Budynek ma pieć auli, ale czy w takich ( http://tnij.org/imaula ) warunkach dałoby się w coś grać?
K’woli scislosci ;) dodam, ze sal bylo znaczaco mniej niz osiem, w tym jedna nieco wieksza, bo wykladowa, z malym podium :) Auli rzeczywiscie nie ma :(
Auli Ci w tym budynku dostatek. Ale jak grać w planszówki w auli, gdzie stoły są amfiteatralne i fotele też. Pomyślcie!