Uwe Rosenberg zarządził w tym roku. Jego Agricola była jedną z najczęściej omawianych i najwyżej ocenianych gier przez maniaków planszówek. Prawdziwą sensacją było też zdetronizowanie Puerto Rico na pierwszym miejscu rankingu BGG, które przez lata nosiło żółtą koszulkę lidera. Nic więc dziwnego, że następna gra Uwe Rosenberga Le Havre od razu spotkała się z gigantycznymi zainteresowaniem fanów. Hype w tej sytuacji był czymś naturalnym.
Na targach w Essen z samym Le Havre była dość dziwaczna sytuacja. Z jednej strony stoisku Lookout Games cieszyło się gigantycznym zainteresowaniem i prawie żadne miejsce nie mogło dorównać jej popularnością. Tworzyły się ogromne, podwójne kolejki ludzi oczekujących na zakup Le Havre i gadżetów do Agricoli. Jeden z naszej esseńskiej paczki – Jax – twardo stanął w tej kolejce i dopiero po około półtorej godzinie doczekał się gier. Z drugiej strony na targach nikt w Le Havre nie grał. Nie było go na stołach, w sklepach, na chwilkę pojawił się na samym dole rankingu Fairplay, a i tu następnego dnia zniknął. Dziwacznie.
Ja ostatecznie grę zakupiłem i po dwóch rozegranych partiach – jedna w Essen, druga na Politechnice – pozwolę sobie rzucić trochę światła na ten tytuł. Dodam jeszcze, że obie partie były rozgrywane przy skróconej wersji, która nota bene i tak trwała od 2 do 2,5 godziny.
W Le Havre przenosimy się do tytułowego portu we Francji i wcielamy się w przedsiębiorczego mieszkańca. Będziemy zajmować się skupem najróżniejszych surowców, przerabianiem ich do różnych postaci (np. krowy w steki, żelazo w stal itp.), a także budowaniem i kupowaniem budynków oraz statków. Podobnie jak w Agricoli na koniec rundy musimy się wyżywić, czyli odrzucić pewną liczbę żywności, stopniowo z rundy na rundę wzrastającą. Celem całej gry jest dorobić się jak największej fortuny.
Mechanizm rozgrywki jest dość prosty. Co turę gracze ustawiają swój okręt na pierwszym wolnym polu portu i automatycznie umieszczają w zasobach miasta surowce, które zostały do miasta przez okręt przywiezione. Teraz mają do wyboru albo pobranie z miasta wszystkich surowców jednego typu lub odwiedzenie któregoś z budynków i wykonanie związanej z nim akcji. Budynków jest bardzo dużo rodzajów. Zaczynając od takich, które służą do stawiania nowych budynków, przez takie, które przerabiają jedne surowce w inne (np., wędzarnia, przerabia zwykłe ryby w wędzone, co daje więcej żywności), kończąc na portach służących do budowania okrętów i rynku służącego do sprzedaży produktów.
W Le Havre jest bardzo istotne, aby odróżniać kupowanie od budowania, bo obie te czynności można zrobić przy okrętach i budynkach. Kupowanie nie zajmuje nam akcji, jest kosztowne, ale często bardzo wygodne. Budowanie wymaga tylko odpowiednich surowców, natomiast zajmuje akcje. Warto dodać, że z naszych własnych budynków mogą korzystać inni gracze i podobnie jak w Caylusie za użycie muszą zapłacić odpowiednią opłatę. Fajnym motywem jest też to, że co pewien czas miasto samo z siebie buduje poszczególne budynki i wtedy możemy z nich korzystać, a nawet odkupić na własność.
Tak, więc gracze z tury na turę zbierają surowce, budują budynki i starają się na koniec rundy wyżywić swoich podopiecznych. Unikalność poszczególnych partii oparta jest na tym, że na każdą rozgrywkę umieszczamy podstawowe budynki w różnej kolejności oraz wybieramy z grubej talii budynków specjalnych tylko 6 losowych. Budynki specjalne dostarczają różnych nowych możliwości.
Le Havre w kilku punktach, w sumie drobnych, jest podobna do Agricoli. Jak na przykład wyżywianie, powiększanie stada krów i zbieranie plonów zbóż na koniec rundy. Ale to prawie wszystko, co te dwie gry łączy. Le Havre niestety trwa trochę dłużej niż Agricola, ale jest za to bardziej dynamiczne w pojedynczych turach. Wydaje się też odrobinę lżejszy, więcej wybacza i mniej męczy umysł. Natomiast ma bardziej stresujący mechanizm blokowania. W Agricoli zawsze można próbować zdobyć znacznik pierwszego gracza i w następnej turze wybrać potrzebne nam pole, w Le Havre jak inny gracz się uprze to może nam zablokować dany budynek na kilka kluczowych tur i nic w tym temacie nie zrobimy.
Należy też zwrócić uwagę, że przy pierwszym kontakcie Le Havre wydaje się strasznie skomplikowany. Plansza zdaje się nieczytelna, występuje na niej mnóstwo żetonów i kart, efekt początkowy jest odstraszający. Jest to bardzo złudne, bo same zasady są bardziej intuicyjne niż w Agricoli, a instrukcja o wiele lepiej napisana.
Słowem podsumowania. Nie ma co się łudzić, że Le Havre powtórzy niesamowity sukces Agricoli. Ta gra nie posiada tego błysku geniuszu co jej poprzednik. Co nie oznacza, że jest słaba. Co to, to nie. Ma swoje dobre strony i osobiście przypadła mi do gustu. Nie jest to może wielkie odkrycie tego roku, ale nadal ciekawa i wciągająca pozycja. Może odrobinę zbyt długa, nie mniej lubię gry z mechanizmem przerabiania surowców jeden w drugi i korzystaniu z moich budynków przez różnych graczy a la Caylus . Jednym słowem zagrajcie u kolegi, bo gra nie jest na tyle genialna, żebym mógł ryzykować stwierdzenie, abyście kupowali ją w ciemno.
Zaskakujaca wywazona (jak na Pancho :-) ) opinia. Mam podobne wrazenia. To znaczy ja zagralem u kolegi i po dwoch partiach (w wariant uproszczony/podstawowy/czy jak to sie tam zwie) gry NIE KUPIE. Nie jest zla, ale rzeczywiscie brakuje jakiegos blysku. Przekladamy te zetoniki, budujemy jakies budynki, ale to wszystko wydaje mi sie bardzo wtorne. Tutaj dopiero Trzewik by poznal; co to znaczy zamiana jednych zetonikow na inne :-). Tury tocza sie generalnie szybko, choc pod koniec tempo moze bardzo siadac, jak zaczyna sie przeliczanie. No i jak gracie z Bazikiem to za wiele z nim nie pogadacie – wgapia sie w plansze i koduje cyferki (pewnie ma obraz jak w Matriksie) :-).
He he, Pancho to ma wyważone opinie, w przeciwieństwie do innych ;p
A ja trochę przekornie, co jest genialnego w Agricoli? Gra jest w porządku, ale genialna??
Jeśli ktoś decyduje się blokować jeden budynek przez kilka rund to przy okazji najbardziej blokuje siebie. :-)
No właśnie nie do końca Mst. Akurat może być nam na rękę, w ciągu dwóch kolejnych tur, zbieranie surowców + kupowanie budynków. Pionek sobie leży na jakimś tam budynku i blokuje, a jakiś gracz przechodzi właśnie z etapu gróźb do próśb. Które dodajmy na niewiele mu się zdają :)
Poza tym jeden budynek może być równocześnie atrakcyjny dla kilku graczy. Decyduje wtedy kolejność siedzenia przy stole, a nie, że na przykład jeden gracz poświęci swoją akcję, aby być pierwszym, jak w Agricoli.
Nie wiem Folko co jest genialnego w Agricoli. Już się nad tym kiedyś zastanawialiśmy. Nie ma jednego superoryginalnego elementu, jest mnóstwo sprawnie działających mechanizmów, które spowodowały, że w krótkim czasie rozegrałem z przyjemnością kilkanaście partii :) To duży sukces :)
Tak, z tym się mogę zgodzić, zapytałem co jest genialnego w A. bo często opisuje się ją jako genialną, z genialną mechaniką, z błyskiem geniusz itp. ;-)
Ależ wymaga błysku geniuszu, tak dopracować znane mechanizmy, żeby tak świetnie ze sobą współgrały. Nie wycofuję się w żaden sposób z tamtego zwrotu.
Tylko takich świetnie współgrających gier jest na pęczki ;p
Dobra, nie będę już robił zamętu. W najbliższych dniach po raz trzeci dam się spróbować oczarować A. może jej się uda… ach bardzo bym chciał…
Świetnie współgrających gier jest faktycznie dużo. Ale rzecz w tym, że niektóre nie mają tego „czegoś” a inne mają. I to „coś” sprawia, że chcesz w tę grę grać i ją poznawać a nie stwierdzasz „niezłe a nie czuję potrzeby w to grać”. Oczywiście to kwestia w dużej mierze gustu. Np. mnie raczej żadna gra logiczna tak nie oczaruje.
Proszę o recenzję Ja_Na. Jego gust (znany zeświata gier planszowych) jest w 99% zgodny z moim, szkoda że go już w ŚGP nie ma:(
@Tomker – :) już piszę. Grałem w Le Havre tylko dwa razy. Pierwszy raz nie był zbyt sprzyjający – było to na spotkaniu planszowym na Politechnice, dużo ludzi, hałas. Grę przedstawiał bazik, który grał już wcześniej parę razy, wszystko miał obcykane, wiedział jak to działa. Tłumaczył szybko i nie wszystko przy tym tłumaczeniu mogłem ogarnąć – przez prawie całą grę nie wiedziałem do końca jak działają statki i po co się je kupuje. W takich skomplikowanych grach, w które gram pierwszy raz zazwyczaj jeśli czegoś nie do końca czuję, to zakładam że musi istnieć wiele dróg do wygranej i musi być też sposób żeby grać ignorując jakiś jeden element – no i wtedy zagrałem w Le Havre zakładając że będę ignorował statki i zobaczymy co z tego wyjdzie.
Gra okazała się bardzo skomplikowana, mnóstwo rzeczy trzeba było ogarnąć. Kontrolować kto jakie bierze budynki, jakie budynki będą dostępne, kto do jakich budynków wchodzi i jaką ma strategię, jakie surowce zbiera i jakich będzie potrzebował (żeby mu przyblokować albo wykupić odpowiedni budynek), planować kiedy ile trzeba (ew. warto, bo w Le Havre głodzenie jest na porządku dziennym) mieć jedzenia, planować żeby wszystkie surowce jakie mam na koniec coś tam dały w takiej czy innej formie (do tego przydają się statki) – to wszytko było stanowczo za dużo dla mnie wtedy, w tamtych warunkach i w tamtej rozgrywce. Grałem wtedy od początku z poczuciem porażki – nie było szans znaleźć się w tej grze z osobami które już ją znały. Z tego powodu odpuściłem Le Havre, uznałem że gra nie jest dla mnie.
Drugi raz dałem się namówić u Pancha, któregoś wieczoru, dość długo po tamtej pierwszej rozgrywce. Coś tam pamiętałem, ale niedużo. Jednak warunki były dużo, dużo lepsze, cisza, spokój, jeszcze raz tłumaczenie gry, na wszystko można było zwrócić uwagę. Chociaż graliśmy przerażająco długo, niecałe 4h, to tamta gra bardzo mi się spodobała. Grałem też z innym nastawieniem, wiedziałem czego się spodziewać i rozumiałem jak ta gra działa. Druga rozgrywka zmieniła moje nastawienie do Le Havre o 180 stopni.
To gra skomplikowana i długa, jestem absolutnie przekonany, że pierwsza rozgrywka tylko pozwoli mniej więcej zorientować się jak Le Havre działa. Od drugiej rozgrywki można zacząć naprawdę wyrabiać sobie opinię. Teraz, mając w pamięci tamtą drugą grę, nawet chciałbym Le Havre mieć. Gdyby była okazja się wymienić na coś czego chcę się pozbyć, to chętnie bym się wymienił (może nie trzeba było sprzedawać Goa, pewnie ktoś zaoferowałby za tamtą grę Le Havre). Pewnie nie miałoby to wielkiego sensu, bo w domu nie pogram w taką długą grę, a na spotkaniach i tak ktoś Le Havre zawsze może przynieść, ale i tak chciałbym mieć tę grę na półce.
Jeśli nie boisz się czterech godzin nad planszą, nie boisz się skomplikowanych gier takich jak Twilight Struggle czy Stronghold, masz z kim grać w takie duże tytuły wymagające kilku gier żeby je poczuć, to Le Havre polecam. Jeśli wolisz zagrać w 3 inne gry zamiast w jedną kobyłę, lubisz skakać od pudełka do pudełka i nieczęsto trzeci raz wracasz do tego samego tytułu – nie ma sensu przyglądać się Le Havre. To gra dużo więcej wymagająca od graczy niż Agricola.
Zgadzam się z Ja_nem w 100%. Pierwsza gra to takie liźnięcie – za dużo tego wszystkiego żeby się dało ogarnąć. Zawsze coś tam się przegapi, albo zrobi o turę za późno i trzeba ciułać ;) Z tym że ja od pierwszej rozgrywki pokochałam tę grę. Ale też i warunki były idealne, 3 osoby, spokojny wieczór, a yosz wytłumaczył zasady bardzo dobrze. Teraz jak mam wybierać między Agricolą a Le Havre wybieram Le Havre. I dlatego gra od wczoraj stoi u nas na półce ;)