Zastanawiając się co napisać w zapowiedzi do kwietniowej gry miesiąca wymyśliło mi się przysłowie (a nawet nie wymyśliło, a sparafrazowało, bo przecież mądrość ta jest znana od wieków), że kwiecień plecień, bo przeplata, trochę gier z zimy i trochę gier z lata. Nie mam zielonego pojęcia czy jest w tym powiedzeniu choć ziarno prawdy, trzeba by pewnie zrobić poważne badania statystyczne żeby się dowiedzieć. Ale zobaczmy przynajmniej jak to było w przypadku rozgrywek części redakcji Games Fanatic.
Ja_n
W kwietniu królem liczby rozgrywek był u mnie Backgammon. W zasadzie to należałoby nominować tę grę i mieć z głowy, ale jakoś nie jestem do takiego wyboru przekonany. Wydaje mi się, że mimo wszystko tytuł gry miesiąca dwa razy z rzędu Backgammonowi nie przysługuje. W marcu nominowałem tę grę nieco na kredyt, wiedząc że będzie z nią jeszcze sporo zabawy i nie pomyliłem się. Kwiecień więc był tylko spłatą starego długu, a za oddawanie długów żadne honory się nie należą.
Najciekawszą, najbardziej zapadającą w pamięć rozgrywką była w tym miesiącu partyjka Giganten. Ta gra jest po prostu bardzo dobra, ma świetny klimat, rywalizacja wciąga jak diabli. Ale mimo wszystko to tylko jedna partyjka, troszkę mało. Tak, wiem, w przeszłości już dawałem tytuł grom w które zagrałem tylko raz, ale w tym miesiącu znajdę innego kandydata. Na placu boju zostają Karibik, Strozzi, Nottingham i Schotten-Totten. Small World nie zachwycił mnie specjalnie, mimo świetnego wykonania nie mam już do tej gry takiego serca jak kiedyś do Vinci.
Tak więc spośród powyższych czterech tytułów wygrywa… Schotten-Totten. Dlatego, że jest niedoceniana i niezauważana, przyćmiona sławą brata – niemal bliźniaka, jednak (w porównaniu) strasznego prymitywa) – Zaginionych Miast. Dlatego, że pod tę grę podszywa się inny tytuł, Battle Line do niedawna w różnych polskich sklepach reklamowany jako gra wojenna, a przecież mająca identyczną mechanikę. Wobec tych wszystkich przeciwności losu Schotten Totten zasługuje na wyróżnienie, bo jest to gra znakomita. Nie potrzebująca zupełnie udawać protezy gry wojennej, zasługująca na to by odsunąć Zaginione Miasta wraz z całą rodziną Keltis w głęboki cień.
Mst
Mój wybór gry kwietnia będzie pewnie zaskoczeniem dla wielu, a rozczarowaniem lub zdradą nieomal dla Don Simona. Nie wszyscy też pewnie uwierzą, że zawsze uważałem Agricolę za dobrą grę. Bardzo lubię gry optymalizacyjne i bardzo chciałem żeby Agricola spodobała mi się bardziej niż przy pierwszych podejściach. Pod koniec marca udało mi się zagrać z dwoma doświadczonymi miłośnikami Agricoli i wreszcie zaskoczyłem.
W kwietniu zagrałem 5 partii z różną ilością osób, z kartami i bez, przy okazji – ku rozpaczy Trzewika – zarażając Agricolą co najmniej 3 kolejnych uczestników gliwickich spotkań planszówkowych. Możliwe, że spowodowało to przekładanie mikroskopijnych znaczników podczas licznych partii Through the Ages ale nie rozumiem obecnie czemu dokładanie surowców i zwierząt wydawało mi się w Agricoli uciążliwe natomiast z punktacją, chociaż skomplikowaną, po kilku partiach rzeczywiście da się oswoić. I chociaż nadal uważam Galaxy Truckera za lepszą grę w kwietniu Agricola królowała na moim stole niepodzielnie.
Pancho
Choć liczba moich gier w kwietniu była mikroskopijna to zagrałem w tytuł, który bez większych ceregieli chcę utytułować Grą Kwietnia, jak i krótko o niej napisać. Mowa o Hab & Gut, grze spekulacyjnej, którą swego czasu na naszych łamach opisywał Rokter. Jak już wielokrotnie wspominałem bardzo cenię w grach nowatorskość rozwiązań. Szczególnie, gdy projektant wziął na warsztat popularny typ gry i wprowadził do niego coś świeżego. A tak właśnie jest w przypadku Hab & Gut.
Gier, w których gracze mają tanio kupić i drogo sprzedać jest całej mrowie. Lepszych i gorszych. Hab & Gut wyróżnia się na ich tle dwoma pomysłami – systemem regulowania cen i mechanizmem fundacji charytatywnych. Pierwszy, w którym każdy z graczy widzi tylko część nadchodzących zmian cen, sprawdza się znakomicie i wymaga od graczy czujnego obserwowania ruchów swoich przeciwników. Drugi pomysł, gdzie trzeba wyważyć datki na cele charytatywne (aby nie być najbardziej skąpym i nie odpaść automatycznie z rozgrywki) z prawdziwymi zarobkami, również sprawia dużo frajdy. Wszystko to w połączeniu z dynamiczna turą gracza powoduje, że gra wybija się wśród wielu innych tytułów. A co za tym idzie chcę ją uhonorować moją Grą Kwietnia, jednocześnie namawiając was gorąco do jej przetestowania.
kupiłem kiedyś Schotten Totten po tym jak ja_n wychwalał ją w planszostacji i zgadzam się z nim całkowicie (chociaż b.dawno już nie grałem) – gra jest naprawdę b.dobra.
Mst – gratuluję; w końcu stanąłeś po właściwej stronie barykady
a wybór Pancha – no cóż… sam mu pożyczyłem grę na długi weekend więc to chyba moja zasługa :D
Też popieram wysoką ocenę Schotten-Toten.
Niestety, to jest klasyczny przykład tego, jak bardzo sukces gry zależy od ciekawego settingu i dopracowanej oprawy graficznej.
Nie oszukujmy się – asterixopodobny design raczej sugeruje grę dla dzieci, ewentualnie lekką, odprężającą karciankę w rodzaju fasolek.
Tymczasem Zaginione Miasta to 'Fascynująca wyprawa dla dwóch graczy’, niezłe grafiki, atrakcyjne wydanie… I od razu wielki sukces :/ Choć sama gra jest gorsza od Sch-T i bynajmniej żadnej 'fascynującej wyprawy’ się podczas rozgrywki nie uświadczy.
Cóż
A ja będę bronił Zaginionych Miast (jak zawsze) ale pod zupełnie innym kątem (zarzut, że ZM są gorsze a mają taka popularnośc kiedy ST dużo lepsze ankt nie zna etc.) – Zaginione miasta, Keltis i obecnie (ostatnio nie sprawdzałem) Battle Line – da się kupić bez problemu. Schotten Totten w Polsce jest nie do kupienia za żadne pieniądze …….. hmmmm to może to też jest jakiś powód dla którego chociażby ZM są bardziej popularne od ST?
A swoją droga ZM to na prawdę świetna gra i wcale nie uważam, że jest niesprawiedliwie popularna.
gralem w S-T i podobalo m isie ale…gralem bez tyhc dodatkowych kart a moj wspolgracz powiedzial ze…to zwykla LOSOWA gra i w zasadzie żadnego myślenia strategii nie ma
jak bardzo tamte karty zmieniaja gre?
A mi się wydaje że S-T bez tych kart specjalnych jest właśnie bardziej strategiczne niż z nimi :P
Najlepsze w S-T jest kombinowanie / zarządzanie ręką i logiczne udowadnianie, że dany kamień jest mój, przed uzupełnieniem przez drugiego gracza formacji.
Ja nie pisałem o popularności tylko w Polsce. Przecież jasne, że skoro grę wydała Galakta i można ją kupić w empikach, niejako 'z automatu’ gra jest popularniejsza
To raczej kwestia popularności w całym planszówkowym świecie (na BGG 9500 ocen ZM wobec 1500 ocen Sch-T).
ZM są ok, ale Sch-T w chwytliwym settingu i atrakcyjnej oprawie zyskałyby prawdopodobnie większą popularność.
Raczej kwestia dystrybucji w usa przez RGG.
@mst: ale nadal uważasz, że Le Havre lepsze?
To trudne pytanie. Ostatnio odkrywam możliwości Agricoli, a w Le Havre dosyć dawno nie grałem. Obie gry mam aktualnie ocenione na 9 na BGG. Na pewno Agricoli nie oceniam wyżej ale przewaga Le Havre jest też minimalna. ;-)