Nie jestem wielkim fanem rugby. Ot, czasem przypadkiem natrafię w jednym z telewizyjnych kanałów sportowych na mecz, chwilkę pooglądam i przeskakuję na kolejną stację. Kahmate, czyli planszówka w której rozgrywamy mecz rugby, zainteresowała mnie jednak z tego względu, że stanowi udaną próbę przeniesienia sportu drużynowego na planszę. Brak Wam fajnej, planszowej piłki nożnej czy koszykówki? Cóż, może warto przyjrzeć się bliżej planszowemu rugby, hm?
Z tego, co udało mi się ustalić, samo słówko 'Kahmate’ pochodzi od nazwy jednej z wersji maoryskiego tańca Haka, wykonywanego przed każdym meczem przez reprezentację Nowej Zelandii, czyli słynnych 'All Blacks’. „Ka mate! Ka mate!” (Mogę umrzeć! Mogę umrzeć!) ryczą poteżnie zbudowani zawodnicy, rytmicznie wbijając stopy w murawę i groźnie potrząsając pięściami. Ach ten testosteron…. ;)
Warto podkreślić, że Kahmate to planszowy debiut Igora Davina, samodzielnie wydany przez autora. W 2008 roku gra była nominowana do francuskiej nagrody Tric Trac d’Or, i choć ostatecznie przegrała z (baczność!) Agricolą (spocznij…), to jednak sam fakt znalezienia się w towarzystwie takich gier jak Brass, Race for the Galaxy, Pandemic czy Stone Age, jest dla autora z pewnością wielkim wyróżnieniem.
Zawartość
No dobrze – co w takim razie znajdziemy w pudełku? Planszę podzieloną na kwadratowe pola (8 x 10), po sześć drewnianych krążków dla każdej z drużyn, zestaw naklejek z rugbystami na wspomniane krążki, dwa zestawy kart kondycji (o wartościach od 1 do 6) oraz instrukcję.
Tutaj od razu rzucają się w oczy pewne niedoskonałości, spowodowane zapewne koniecznością obniżania kosztów. Wspomniane karty kondycji mają jednakowe rewersy, co troszkę utrudnia operowanie nimi w trakcie gry. Natomiast właściwości poszczególnych zawodników są opisane na planszy – nie na samych naklejkach. Z pewnością nie jest to najbardziej intuicyjne rozwiązanie. Same postacie rugbystów też mogłyby być łatwiej odróżnialne. Informacje w instrukcji są porozrzucane w różnych miejscach, brak jest wyróżnień i podsumowań. Wszystko to nie ułatwia na pewno pierwszego kontaktu z grą – oczywiście po kilku rozgrywkach wspomniane niedoskonałości schodzą na dalszy plan, a gracze stopniowo dostrzegają szeroki wybór taktycznych zagrywek oferowanych przez Kahmate.
Zasady
No właśnie – jak się w to gra? Każda drużyna liczy po sześciu zawodników, z których niektórzy mają specjalne umiejętności. Np 'sprinter’ może przebiec z piłką największy dystans, ale za to jest słaby fizycznie. 'Twardziel’ lepiej niż inni przebija się przez obronę, 'mięśniak’ jest wolny, ale wielki jak stodoła i stanowi zaporę nieomal nie do przejścia itp. W czasie swojej tury gracz może poruszyć dwoma zawodnikami i wykonać w każdym momencie dowolną ilość podań (w rugby podania są TYLKO do tyłu!), kopy, próby odbioru piłki lub przebijania się przez obronę. Nie można przechodzić przez pola zajmowane przez pionek rugbysty (no, chyba że atakując zawodnikiem z piłką), dzięki czemu gracze mają możliwość wzajemnego blokowania się. Gdy dochodzi do bezpośredniego starcia rugbystów, liczy się ich bazową siłę (np wspomniany mięśniak ma siłę w obronie równą '2′, a sprinter w ataku ’-1′) i każdy z graczy wykłada po jednej zakrytej karcie kondycji. Starcie wygrywa zawodnik z większą łączną siłą. Cały mecz toczy się do jednego przyłożenia (nie ma punktów za kopy), ale trwa na tyle krótko, że można warunki zwycięstwa ustalić sobie dowolnie.
Wrażenia
Przyjemne. Cała gra przypomina mi okrojoną kniziową 'Konfrontację’. Staramy się raczej wymanewrować przeciwnika niż przebić się przez niego, a w bezpośrednich pojedynkach wykładamy karty z własnego, ograniczonego zasobu. To co w Konfrontacji osiągnęło poziom doskonały, w Kahmate sprawdza się po prostu (tylko?/aż?) dobrze. Liczba i cechy zawodników oraz wymiary planszy dobrane są optymalnie. Jeśli na jednym skrzydle jest tłok i trudno się przebić, to na drugim na pewno jest luka. Szybki przerzut da więc pewne punkty? Niekoniecznie. To jest rugby – tutaj nie ma podań na wolne pole, do wychodzącego zawodnika, jak w futbolu. Tutaj podaje się do tyłu, więc trzeba ustawić sobie odpowiedni łańcuch rugbystów, żeby 'jajo’ można było podać do innej strefy. Kopy też obwarowane są pewnymi zastrzeżeniami. Wszystko to sprawia, że przeciwnik raczej zdąży ustawić jednego-dwóch obrońców na przeszkodzie i zabawa zaczyna się od nowa… Esencją Kahmate nie jest blefowanie/zagrywanie kart (jak we wspomnianej Konfrontacji) ale manewrowanie rugbystami po boisku i szukanie luk w obronie przeciwnika.
Podsumowanie
Jak pisałem – nie jestem fanem rugby. Ale szybko załapałem specyficzny klimat tego sportu: młyn, młyn, przerzut i sprint. Jak punkty to wygraliśmy – jeśli nie, to znowu młyn, młyn.. I tak dalej. Kurczę – no całkiem fajne jest to Kahmate. Nie wybitne. Nie bardzo dobre. Całkiem fajne :) Czy powinniście kupić? Trudno powiedzieć. Na pewno każda półka planszomaniaka spokojnie obejdzie się bez tej gry. Z drugiej strony – widzę tu sporo możliwości na zdobycie przyłożenia, widzę też 'sportowy’ klimat przy jednoczesnym krótkim czasie trwania rozgrywki i klika ciekawych dylematów do rozwiązania.
Ogólna ocena
(3/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
Hmmm…
„Tutaj od razu rzucają się w oczy pewne niedoskonałości, spowodowane zapewne koniecznością obniżania kosztów. Wspomniane karty kondycji mają jednakowe rewersy, co troszkę utrudnia operowanie nimi w trakcie gry.”
Nieco niżej czytamy, że:
„(…)każdy z graczy wykłada po jednej zakrytej karcie kondycji.”
Te dwa stwierdzenia wydaja mi sie sprzeczne :)
Nie rozumiem dlaczego…
1. obaj gracze mają po 6 kart kondycji
2. wszystkie karty kondycji (obu graczy) mają jednakowe rewersy
3. w trakcie gry, dla rozstrzygnięcia poszczególnych sytuacji na boisku,każdy z graczy jednocześnie wykłada jedną zakrytą kartę kondycji (pokazując tylko ów rewers)
4. rewersy są jednakowe, więc może być tak, że się nam te karty pomieszają między sobą, np podczas zbierania ich ze stołu itp