„W kabinach oficerskich na rufie pełno było rannych. ostry zapach krwi wiercił nozdrza. Idąc do kabiny dowódcy usłyszałem wołanie: wody! Nalałem do szklanki wody destylowanej i zaniosłem rannemu. Z cienia koi spojrzały na mnie oczy zgorączkowane, błyszczące
– Dziękuję – rzekł pomimo to przytomnie marynarz – Czy widzi pan, co napisałem krwią na ścianie?
Zapaliłem ręczną lampkę elektryczną. Na białej ścianie kabiny, nad łóżkiem, widniały niezdarne, krzywe litery: „Polsko, jak słodko dla ciebie umierać”
Zgasiłem światło, a skurcz chwycił mnie za gardło. […]”
Ta historia pochodzi oczywiście ze słynnej książki Jerzego Pertka „Wielki dni małej floty”, a wydarzyła się w czasie zaciekłej bitwy powietrzno-morskiej w obronie konwoju PQ-16, transportującego sprzęt wojenny do ZSRR w ramach pomocy Lend-Lease. W bitwie tej brał udział polski niszczyciel ORP „Garland”, dzielną postawę okupując sporymi stratami i uszkodzeniami odniesionymi w walce z niemieckimi bombowcami.
Bitwy w obronie konwojów PQ (do ZSRR) i QP (powrotne do Wielkiej Brytanii) to niezwykle dramatyczny rozdział II wojny światowej. Wydawnictwo GMT umożliwi nam sprawdzenie się w roli dowódcy sił alianckich lub niemieckich w najważniejszych bitwach konwojowych mórz północnych. Gra nosi tytuł PQ-17 Arctic Naval Operations 1941-43, i – nie oszukujmy się – wydaje się diablo (albo i bardziej) skomplikowana dla przeciętnego eurogracza. Po co więc w ogóle zawracam Wam głowę PQ-17?
Ano mam wrażenie, że w planszówkowej szafie każdego – nawet najbardziej zatwardziałego eurogracza, leży sobie marszałkowska buława. Strategiczne gry wojenne mają jednak to do siebie, że są mocno czasochłonne. Najpierw przebrnięcie przez instrukcję, potem kilka rozgrywek szkoleniowych, wreszcie bardziej rozbudowane scenariusze czy całe kampanie – to wszystko zajmuje wiele godzin… Tu nie ma miejsca na – tak popularne u niektórych eurograczy – ocenianie gry po jednej rozgrywce i odkładanie jej na półkę. Jak już zainwestujemy, musimy spróbować dogłębnie rozgryźć zakupioną grę wojenną. Skoro więc już mamy ochotę na jakiś 'bitewniaczek’, może warto sięgnąć po produkcję oryginalną – przede wszystkim tematycznie? Dziś nikogo już nie porywają jakieś tam Ardeny czy inne Market-Gardeny, Rommle i Napoleony, Cezary i Hannibale… I tu właśnie pojawia się PQ-17 Arctic Naval Operations 1941-43.
Czy mi się wydaje, czy absolutnie każdy za młodu czytał książki Jerzego Pertka? Jeśli mam rację, to już wiecie, co znajdziemy w PQ-17: poszukiwania alianckich konwojów przez niemieckie lotnictwo i okręty podwodne, bitwy powietrzno-morskie, mylące zmiany kursów, zmagania z pogodą, dramatyczne decyzje o rozpraszaniu konwojów i wiszący nad alianckimi statkami jak złowrogi cień, potężny pancernik „Tirpitz”… Gra oparta będzie na systemie zakrytych dla przeciwnika bloczków, wśród których znajdą się też mylące przeciwnika 'przynęty’. Niemcy będą starali się odnaleźć i zniszczyć konwoje, natomiast dla Aliantów sprawą najwyższej wagi będzie zlokalizowanie i uniknięcie potężnego „Tirpitza” (bliźniaka „Bismarcka”). Rezultaty podejmowanych akcji odczytywane będą z tabelek na losowanych kartach (analogicznie jak w Fields of Fire). Do rozgerania będą różnorodne scenariusze (3-4 godz), nie tylko konwojowe – także potyczki ciężkich okrętów brytyjskich i niemieckich. W scenariuszu typu What if? znajdziemy ciekawą możliwość użycia niemieckiego lotniskowca „Graf Zeppelin” (w rzeczywistości nigdy nie ukończonego). Będzie także kampania obejmująca cały rok 1942.
No cóż – ja wiem, że nie popędzicie z wypiekami zamówić PQ-17, ale gra wydała mi się na tyle oryginalna, że nie mogłem się powstrzymać przed tą nazbyt przydługą i nazbyt emocjonalną notką :) Ale przyznajcie – żetony samolotów bardzo ładne, prawda? :] PQ-17 wygląda na dość skomplikowaną grę blefu i ryzyka . Ze względu na bliską mi tematykę (ach te książki Pertka…) trafia jednak zdecydowanie na mój radar
A ja własnie popędzę zamówić…
Już od dawna ostrze sobie na nią zęby.
Mało morskich gier.
Nie martw się Odi. Notka nie była ani tak długa ani tak nudna jak film o tym samym tytule :D
Obejrzałem tylko połowę tego miniserialu.
Zdążyłem już poznać uroki małomiasteczkowej Rosji, rozczulić się nad ciężkim losem małomiasteczkowych wieśniaków i zapłakać nad niedolą Wani maszerującego na front…
Tylko ataków Luftwaffe i U-bootwaffe nie uświadczyłem, bo szlag mnie wcześniej trafił.
Czy każdy rosyjski film o Wojnie Ojczyźnianej (jak sama nazwa wskazuje toczonej o ,,Matuszkę Rosję”) to musi być zaraz ,,Wojna i Pokój”?
To tak jakby ,,Kompania Braci” była kręcona na modłę ,,Północ Południe”.
Oglądałem!!!!
Paskudny był ten serial!:)Zmęczyłem go chyba gdzieś do połowy (ataki Luftwaffe były fajne), ale ostatecznie pokonał mnie ten szyper rybackiego kutra, który zatopił niemiecki okręt podwodny.
Pamiętam, że coś mnie w tej sekwencji scen rozśmieszyło do łez…:]
ALE
z dwojga złego, to wolę chyba jednak rosyjskie 'historyczne’ superprodukcje niż te amerykańskie. Jakoś tak… mniej mi się opatrzyły
„Czy mi się wydaje, czy absolutnie każdy za młodu czytał książki Jerzego Pertka?”
Wydaje Ci się. :p
Już zamówiłem. Jeżeli ktoś się waha – do 14 lipca obowiązuje jeszcze cena przedsprzedażowa, potem będzie drożej.
Oprócz blefu i bloczków, kręci mnie w PQ17 przede wszystkim mechanizm bitew i nalotów (trochę podobny do tego z Hannibala Barkasa) i kilka zasad dotyczących wywiadu.
Co do „buławy eurogracza” – też tak mam. Po przesycie ciężkimi eurosami, przerzucam się na gry historyczne. W tej działce dzieją się całkiem fajne i oryginalne rzeczy – było Fields of Fire, teraz jest PQ17, szykuje się Nightfighter – a każda z nich proponuje zupełnie inny model rozgrywki.
Tak. Naloty w Hannibalu pierwsza klasa.
Pamiętam jak dziś chmary pikujących słoni.
Teraz wiem czemu w sztukasach instalowano trąby, tylko czemu jerychońskie?
O Pertku w zyciu nie slyszalem, a jak zobaczylem zetony samolotow to czym predzej ucieklem. I teraz wrocilem, zeby to napisac ;-).
GMT w całej okazałości – NIE dla mnie, chyba, że będą dopłacać niezłe pieniądze do grania w to.
Don Simon -> ale wiesz, że sa większe akweny wodne niż Zalew Wislany, prawda?
:D
Ja to naczekam się jeszcze na inną morską z GMT „1805 Sea of Glory”.
A Pertka to czytałem i owszem w podstawówce. Nawet nauczyłem sie na pamięć charakterystyk okrętów japońskich i amerykańskich.
Teraz jednak pasjonują mnie w planszówkach okresy sprzed II wojny.
Hm, a to chyba bardziej Flisowski i Kosiarz pisali o Pacyfiku….
Pertek był historykiem PMW (o ile pamiętam)
Ale grunt, że wiesz, że jest coś takiego jak morze, okręt i II wś, a nie jak ten don simon – abnegat jeden ;P
Ze morze istnieje to wiem, bo nawet bylem i palec wlozylem. Ale takich wojennych ksiazek, tygrysow i innych takich nigdy nie czytalem. I uwazam, ze nie jest to powod, by kogos szyderczo wysmiewac…Ty szyderco :P.
Szymon, nie przejmuj się. Ważne, że oglądałeś serial „Czterej pazerni i piec” :-)
@Odi – A czy widziałeś akwen inny niż wodny?
Kolegę Draco, za uwagi natury językowej w dyskusjach marynistyczno-wojennych, przesuwamy karnie do sekcji gimnastycznej
Z akwenów niewodnych proponuję na przykład ocean CO2 na Marsie.
A gra jest dość oryginalna jak na GMT – bloczki są raczej symbolem Columbia Games, zaś samych żetonów jest stosunkowo niewiele.
Ależ ja w sekcji gimnastycznej jestem od dawna. Pajacyki to moja specjalność. :-P
Basen wypełniony wodą to akwen. Basen wypełniony dwutlenkiem węgla to carboksygen. :-)
A w karboksygenie mieszkają krewetki. I one tak w tych łapkach mają łyżeczki. I tymi łyżeczkami siuuup – nabierają kisielek. I do buzi potem je dają…
Czyzby czas bylo pomyslec nad tytulem „The most boring geek”? :D