Jakiś czas temu na łamach GamesFanatic.pl opublikowałem recenzję gry karcianej – Kozice (Cliffhanger) autorstwa Güntera Burkhardta. Tytuł ten bardzo mi się podobał, a w dołączonej do gry reklamie wydawnictwa Amigo można było przeczytać, że wkrótce pojawi się kolejna karcianka tego autora, której bohaterami podobnie jak we wspomnianym Cliffhangerze są kozice. Kozi Hazard (Nur die Ziege zählt) – bo o nim mowa – od razu trafił na moją wish-listę, po przeszło pół roku pojawił się u mnie w domu, a dzisiaj chciałbym przedstawić go bliżej czytelnikom naszego portalu.
Amigo jakie jest, każdy widzi…
Jeśli chodzi o jakość wydania, to mógłbym przepisać cały akapit opisujący wydanie Cliffhangera. Kozi Hazard jest równie dobrze wydany, zresztą jak wszystkie gry karciane wydawnictwa Amigo. Podobnie jak starszy brat jest świetnie zilustrowany przez Michaela Menzela – równie humorystycznie – inaczej niż w grach typu Thurn und Taxis czy Stone Age. Do gry poza 50 kartami dołączona jest mała plansza oraz 6 zestawów w kolorach graczy w których skład wchodzą: drewniana kozica, mały znaczniki z rysunkiem kozicy oraz żeton obstawiania. To wszystko mieści się w malutkim pudełku wielkości Fasolek czy 6 bierze… jeśli chodzi o wydanie, gra zbiera same plusy. Mały minus otrzymuje za instrukcję, która jest nie do końca czytelna.
Punkty za punkty…
Partia składa się z kilku rozgrywek (tylu ilu graczy bierze udział w zabawie) i w przeciwieństwie do innych gier, tu należ tyle rozegrać, a najlepiej ich wielokrotność. Na początku rozgrywki każdy z graczy otrzymuje po 8 kart, na których poza wspominanymi ilustracjami znajduje się liczba od 1 do 50, oraz głowy kóz w liczbie 1 do 5. Gracze po kolei zagrywają kartami, ten kto wyłoży o największym nominale – zbiera lewe – za które otrzymuje punkty rozgrywki. Ile? Dokładnie tyle ile jest głów kóz na zdobytych kartach plus wartość najniższej z kart! Nim jednak zaczniemy zdobywać punkty, gracze na planszy obstawiają ile ich zdobędą na koniec rozgrywki. Mechanizm jest bardzo prosty, na planszy znajduje się tabela punktacji o wartościach 0 – do 61. Każdy z graczy ma żeton obstawiania w kształcie trapezu, o różnej długości bokach. Żeton przykłada się do planszy, wskazując ile chce zdobyć punktów rozgrywki – dokładnie z jakiego zakresu – a dzięki nim punktów zwycięstwa na koniec gry. Im bok dłuższy – im większy zasięg punktów rozgrywki wskaże – tym mniej punktów można zdobyć… odpowiednio 2, 3 lub 4. Gdy gracz zadeklaruje że zdobędzie 0 lub więcej niż 60 punktów rozgrywki i dokona tego, otrzyma 5 punktów zwycięstwa. Osoba która na koniec gry ma najwięcej punktów zwycięstwa – wygrywa.
Obstawianie w akcji…
Jak widać z powyższego, najważniejsze w grze jest obstawienie odpowiedniej liczby punktów rozgrywki, a ile obstawimy zależy od kart. Początkujący gracz ma z tym ogromny problem, nie wie jak i ile obstawiać. Najprostsze wydaje się pójście na całość, czyli zadeklarowanie zdobycia więcej niż 60 punktów lub zera, tylko czy współgracze pozwolą nam na to…?
Kozi Hazard to dziwna gra, rozegrałem w nią kilka partii (kilkadziesiąt rozgrywek) i do końca nie wiem co o niej sądzić. Gra ma wydawało by się sporo wad, które pokrótce opiszę.
Nie pełna wiedza o kartach – kart jest 50, w grze uczestniczy od 3 do 6 osób, z tego wynika że na rękach graczy znajduje się od 24 do 48 kart. Nigdy do końca nie wiemy co mają przeciwnicy, nie można zaplanować posunięć, oszacować co uda nam się zdobyć. Im więcej graczy tym szacowanie dokładniejsze, ale nigdy do końca.
Początkujący ma przewagę – gracz który rozpoczyna rozgrywkę, jako pierwszy deklaruje zakres punktów jakie zamierza zdobyć. Pozostali nie mogą zadeklarować tego samego – o ile jest to więcej niż 61 lub 0; ewentualnie mogą zadeklarować taki sam dwie osoby. Na szczęście przewaga jest niwelowana faktem, że pełna gra to n rozgrywek, dokładnie tyle ilu graczy bierze w zabawie i każdy z nich ma szansę być rozpoczynającym. Brak możliwość zadeklarowania tego samego obszaru jest szczególnie dotkliwy przy większej liczbie graczy.
Negatywna interakcja – kozi Hazard to walka nie tyle o swoje punkty co o punkty współgraczy, a dokładnie o to by nasi przeciwnicy nie zdobyli tego co sobie założyli. Nie można skupić się tu na swoich zamierzeniach, trzeba grać przeciwko innym, co prowadzi do negatywnej interakcji. Taka gra nie zawsze się podoba, często nie podoba się dzieciom, Kozi Hazard to nie jest gra rodzinna.
Bijmy lidera – konsekwencja powyższego. Są gry w których bardzo istotna jest walka przeciwko liderowi, przykładem takiego tytułu jest zdobywca Gry Roku – Drakon. Podobna sytuacja jest w Kozim Hazardzie, tu trzeba bić lidera, nie można tworzyć sojuszy dwu trzy osobowych, tu musi być sojusz przeciwko najlepszemu… wtedy rozgrywka staje się emocjonująca…
Kingmaking – negatywna interakcja, bicie lidera, w konsekwencji wskazywanie pośrednie zwycięzcy, czy to nie jest kingmaking? Nie koniecznie. Gra która ma takie założenia, która jasno pokazuje że tak należy grać, to nie gra w której występuje to zjawisko, to gra która takowe wykorzystuje.
Świńskie kozice…
Wypisałem wady… ale czy to są wady? Kozi Hazard – jak sam tytuł mówi – to gra w której trzeba ryzykować. Trzeba zadeklarować a następnie próbować zdobyć punkty z danego zakresu. Jeśli się to uda – gracz zdobywa punkty zwycięstwa, jeśli nie… trudno, taka gra. Ostra bezpardonowa rozgrywka, podkładanie świń współgraczom… to cechy tej gry, nie dajcie się zwieść grafice, miłe śliczne kozice potrafią być zabójcze, potrafią korzystać z rogów. Kozi Hazard to raczej nie jest gra rodzinna, to również nie jest tytuł dla geeków którzy pragną mieć możliwość zapanowania nad rozgrywką, przeliczenia swoich możliwości. To gra dla ostrych graczy, takich którzy poświęcą jej więcej czasu, którzy nie skończą na jednej partii. Tą grę poznaje się rozgrywka po rozgrywce, im więcej tym lepiej.
Podsumowanie?
To już trzecie spotkanie z kozicami* pana Güntera Burkhardta, drugie w postaci karcianki. Poprzedni tytuł Cliffhanger jak wspomniałem wcześniej bardzo mi się spodobał. To była gra lekka, bardziej rodzinna, ale jednocześnie można było przy niej „pomóżdżyć”. Biorąc do rąk Kozi Hazard, myślałem że będę miał do czynienia z kontynuacją Kozic. Zdziwiłem się, po pierwszej partii byłem zaskoczony, ale kolejne… przekonały mnie. To jak napisałem świńska gra, ale w tym cały jej urok. Rozegranie kilku partii pod rząd nie jest dla mnie problemem, z wielką przyjemnością siadam do kolejnej rozgrywki, poznaję niuanse gry. W trakcie gry można zauważyć, że im więcej osób w nią gra, tym bardziej staje się agresywna, cechy które opisałem stają się bardziej widoczne. Czy polecam? Jeśli nie przeszkadza Ci drogi czytelniku bezpardonowa rozgrywka to jak najbardziej. Jeśli brzydzisz się takim podejściem do gry, wolisz bez interakcyjne budowanie kolejnych zamków, omijaj Kozi Hazard z daleka. Ja zdecydowanie grę polecam.
Zalety
- mocna interakcja
- ładne wydanie
Wady
- mocna interakcja
- chaos w trakcie rozgrywki – szczególnie przy pierwszych partiach
* 2 z nich traktują o kozicach, jedna o kozach… ale to takie podobne zwierzaki ;-)
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Przyznam, że generalnie nie lubię karcianek liczbowych. zbyt, jak dla mnie, „banalne” i nawiązujące do standardu. a jednak ta gra wyciągnęła z banalnego motywu ciekawe myki. podobało mi się, na rozgrzewkę zagrałabym chętnie jeszcze raz. a jak już jesteśmy przy rozgrzewkach i wolnobiegających zwierzątkach… zagrałabym w końcu ponownie w Bisona!!! (sorry, prywata ;P)