Ponieważ Pancho zaniedbał tej tradycji i uciekł na Kaszubkon, skąd bandycko (wespół z Natanielem) blipuje o tym jak tam jest fajnie, ktoś musi go wyręczyć i opublikować wyniki comiesięcznego plebiscytu na GamesFanatic.
Nataniel
W tym miesiącu grałem w zasadzie tylko w dwie gry – ale za to obie dosyć intensywnie. Pierwsza z nich to Through the Ages, o której boskości nie będę się specjalnie rozpisywał (TTA rulez!), natomiast druga to Race for the Galaxy – karcianka autorstwa Toma Lehmanna rozgrywająca się w klimacie space-opery. Podbijamy w niej nowe planety, kolonizujemy je, wynajdujemy nowe technologie – wszystko to okraszone świetnymi ilustracjami i zbudowane na solidnej mechanice. Na pewno największym minusem RFTG jest tzw. krzywa uczenia się – początkujący gracz musi zagrać kilka rozgrywek zanim pozna wszystkie karty, nauczy się zależności między nimi i będzie mógł świadomie budować swoją strategię. Kilkudniowy urlop i wymagający przeciwnik pozwoliły mi rozegrać kilkanaście partyjek i rozsmakować się w tej grze – teraz chcę tylko więcej (niestety nie posiadam jeszcze własnego egzemplarza). Mam nadzieję, że Kaszubkon za kilka dni da mi okazję do pozytywnego zweryfikowania swojej opinii – póki co Race for the Galaxy zostaje moją Grą Miesiąca.
ja_n
Lipiec był kolejnym miesiącem ze średnią rozegranych partii w okolicach 1 gra/dzień. Przeglądając rozgrywki już, już byłem zdecydowany przyznać tytuł wreszcie Dixitowi, który niewątpliwie grą jest znakomitą. Już, już byłbym to zrobił, jednak mój wzrok padł na partyjkę rozegraną na samym początku miesiąca, dokładnie pierwszego lipca. Twilight Struggle. Pierwsza rozgrywka w tę grę, w której nie zbierałem już cięgów od bardziej doświadczonych graczy, ale to ja byłem górą. Zdecydowane zwycięstwo idei Stalina i Lenina przypieczętowane dominacją w środkowo-wschodniej Azji. Amerykańscy imperialiści przeoczyli kilka istotnych czynników w sytuacji geopolitycznej i zapłacili za to uczciwą cenę. A Twilight Struggle zostaje grą miesiąca. Przynajmniej do czasu gdy Przemek poirytowany tą tyradą weźmie na mnie srogi rewanż.
folko
Okres wakacyjny to przeważnie u mnie mniejsza liczba rozegranych partii. Lipiec to na razie najsłabszy miesiąc – jeśli chodzi o liczbę gier w tym roku – ale w zamian poznałem kilka ciekawych tytułów.
Na pewno warto zagrać w Kozi Hazard, który niedawno opisałem na łamach Games Fanatic, której autorem jest Günter Burkhardt. Kolejna gra również wyszła spod jego „pióra”, była na GF opisywana, od tego momentu miałem na nią ochotę i w końcu się udało. W Darjeeling grałem już 3 razy, na razie poznaję jej słabsze i mocniejsze cechy, również polecam.
Między kolejnymi dwoma grami rozegrała się walka o najwyższe podium, były to: Steam i Portrayal. Ten drugi poznałem wprawdzie w ubiegłym miesiącu, ale dopiero teraz dzięki Mst miałem okazję pobawić się nim więcej razy. Gra jest świetna, mam nadzieję że wyjdzie w Polsce, bardzo polecam. Steam, jak Steam… to cięższy, spokojny tytuł, niestety zagrałem na razie 2 razy… i właśnie te dwa zdecydowały. Czekam na kolejne, mam ogromną ochotę na kolejne rozgrywki, ta ochota zdecydowała. Grą lipca został Steam.
mst
Mało brakowało żeby moją grą miesiąca została planszówka jeszcze nie wydana, będąca w ostatniej fazie testowania. Dwie partie w Stronghold dały mi sporo do myślenia, nie tylko dlatego, że Trzewik domagał się wniosków, ocen i analiz. Po pierwszej połowie miesiąca zdecydowanym faworytem była jednak Le Havre. Gra znakomita, której każda partia sprawia mi mnóstwo frajdy. W kilku poprzednich miesiącach w ostatniej chwili decydowałem się wyróżnić inny tytuł. Podobnie stało się teraz. Na partię Die Machera umawialiśmy się już od dłuższego czasu. W lipcu wreszcie udało się zagrać. Poszliśmy nawet za ciosem i w tydzień po partii 4-osobowej sprawdziliśmy grę w pełnym składzie. Zarówno podczas obu rozgrywek jak i po nich było o czym pomyśleć i mam nadzieję, że wkrótce – może na Kaszubkonie – znowu uda się zagrać ponieważ Die Macher pomimo sporej losowości w pełni zasługuje na tytuł Gry Miesiąca.
bazik
Tym razem wybór tak prosty że nie ma zupełnie nad czym się zastanawiać. 10 partii w Memoir’44, 5 różnych rozszerzeń, mini kampania, sromotne porażki, w końcu małe przejedzenie. Z rozszerzeń które próbowałem wszystkie praktycznie można odpuścić (szczególnie rozczarował mnie Air Pack), poza East Front-em który ma fantastyczne scenariusze. Ja rozumiem że to jest durna losowa gra ani dla euro-dziewczynek ani dla męskich strategów, ale nie poradzę – zakończyć dzień grania jak prawie wszyscy się rozejdą potyczką w Memoir jest bardzo miło. A przed nami jeszcze Campaign Book…
Baziku powiesz coś więcej na temat szczególnego rozczarowania air packiem? Bardzo bym prosił :)
Bazik jest teraz na Kaszubkonie, nie liczyłbym na szybką odpowiedź ;-)