(kontynuacja artykułu o szkolnym Klubie Gier Planszowych)
(kontynuacja artykułu o szkolnym Klubie Gier Planszowych)
Praca z dziećmi nie jest łatwa, ale daje ogromną satysfakcję. Jednak zanim ktoś zdecyduje się na wprowadzanie dzieci w świat gier planszowych niech uzbroi się w cierpliwość. „Proszę Pani, czy mogę wyrzucić słonia?„, „Tak, ale musisz zapłacić dwie monety” – takie pytania nigdy się nie skończą.
Szkolne Pionki po kilku zajęciach były coraz bardziej zafascynowane grami, ilość dzieci nie malała, a inni nauczyciele do pomocy się nie garnęli. Trzewikowe pomarańczowe koszulki bardzo by się przydały – no, może raczej ludzie w tych koszulkach. „Proszę Pani, czy mogę wyrzucić słonia?„, „Tak, ale musisz zapłacić dwie monety„.
Zapytacie: to właściwie w co dzieci lubią grać? Najchętniej grają w gry mniejsze i szybkie. „Jungle speed” – kilka słów tłumaczenia i już grają, „Jenga” – chwila na pokazanie i już grają, tak samo „Pitchcar”, „Robale”, „FlixMix”, „Super Farmer”. Ale czekają też na coś więcej: „Wilki i owce” – jeden chłopak ma tę grę w domu, więc pomaga tłumaczyć i cała grupka gra. Nasz 9-cio letni wówczas syn zebrał chętnych, uczy ich grać w „Zooloretto” i kolejna zadowolona grupka gra z wielkimi emocjami na twarzy. Z jeszcze większym przejęciem syn relacjonuje mi później tę rozgrywkę: o tym, jak to jeden chłopak zbierał tylko pieniądze i na koniec miał minus 4 punkty i o tym, jak inny zdobył aż 17 punktów wyprzedzając go o 5 punktów – zaczyna się rywalizacja. Nasza córeczka też pomaga, tylko nie może pojąć dlaczego jeden chłopak uparcie dokłada w „Flix-mix” jeden kolor zamiast dwóch. I obydwoje są też bardzo „zdegustowani” widząć dziewczynki próbujące grać w Go i układające kamienie na polach zamiast na przecięciach. „Proszę Pani, a czy mogę wyrzucić słonia?„, „Tak, możesz, ale musisz zapłacić dwie monety„.
Prawdą jest, że czasem dzieci grają po prostu po swojemu. Bardzo lubią grać w „Robale” i „Time is Money”, czyli gry, w których najważniejsze jest rzucanie kostkami – i to dosłownie najważniejsze, bo czasem nie chce się im nawet zliczać punktów, byle tylko tymi kostkami rzucać. Lubią też rzucać kostkami i zbierać zwierzątka w tak prostej grze, jak „Super Farmer”. Jednego dnia czwórka dzieci siadła sobie w rogu sali, wzięli „Super Farmera” i grali przez całe zajęcia, aż do momentu, gdy skończą się wszystkie zwierzaki.
Hitem staje się też zupełnie inna gra: „Make 'n’ Break”. Kupiliśmy ją dla Klubu trochę w ciemno, nigdy wcześniej w nią nie grając, ale zawierzając przeczuciu, że dzieciom się spodoba. I przeczucie nie zawiodło. To z pewnością jedna z wielu gier, które prawdziwi planszomaniacy omijają szerokim łukiem, a która sprawia taką ogromną radość dzieciom. Proste zasady, szybka rozgrywka, dużo śmiechu w czasie gry i dodatkowy gadżet w postaci mechanicznego zegara to zdecydowanie przepis na dobrą grę dla dzieci. „Proszę Pani, a czy mogę wyrzucić słonia?„, „Tak, możesz„, „A czy wielbłąda też mogę wyrzucić?„.
Szkolne Pionki mają coraz więcej gier, współpraca z Rebel.pl jest wspaniała (wypożyczamy gry na kilka miesięcy), dodatkowo udaje nam się spotkać z Wydawnictwem Granna, które przekazuje dzieciom kilkanaście swoich tytułów (bardzo dziękujemy w imieniu dzieci), szkoła także kupuje kilka gier. Mija więc kilka miesięcy z uśmiechniętymi dziećmi. Pojawiają się nowe hity: „Zlot czarownic” (księga z kostkami zaklęć jest zamykana dosłownie w oka mgnieniu), „Hej to moja ryba”, „Pędzące żółwie” i „Wróżki” (czy ktoś z planszomaniaków zna taką grę?). Organizujemy turniej „Pitchcar”. Część dzieci bardzo chętnie grała wcześniej przygotowując się do zawodów, a cześć równie chętnie dołącza – myślę, że nie tylko dlatego, że dla zwycięzców przewidziano nagrody. Oczywiście nagrody-słodycze otrzymuje i tak każdy uczestnik turnieju. Dzieciom bardzo się podoba taka forma, więc kolejny turniej za dwa tygodnie, tym razem „FlixMix”, a później „Jenga”. „Proszę Pani, a ja wyrzucę kangura„, „Dobrze, wyrzuć.„
Ale jakie są tak naprawdę reakcje dzieci? One zupełnie inaczej reagują na gry i oczekują od nich czegoś innego niż dorośli, ale to nie żadne wielkie odkrycie. Natomiast ilość emocji wzbudzana w dzieciach przez gry przerasta wielokrotnie te obserwowane u dorosłych. Odbiór gier jest bardzo zróżnicowany – od zachwytu dzieci, które chętnie grałyby we wszystko, aż do marudzenia tych, dla których każda gra jeszcze przed rozpoczęciem „jest głupia” lub „nie jest komputerowa”. Dosyć powszechnie można zaobserwować też zjawisko chęci grania w gry, w których „można komuś dokopać” – oj, ale to chyba zupełnie tak, jak wśród dorosłych.
Żona prowadząc zajęcia wraca po nich zmęczona (wciąż sama tłumaczy i pilnuje, a dzieciaki czasem jak „robactwo” rozłażą się po całej sali), ale jest zadowolona. Kiedyś powiedziała, że niektóre dzieci na początku były bardzo zdziwione i zaskoczone przychodząc na te zajęcia pozalekcyjne – zaskoczone były tym, że mogą usiąść razem z dorosłym i razem z nim zagrać w grę planszową, bo w domu nie ma kto z nimi tego zrobić. Przykre, ale prawdziwe. „Proszę Pani, ja też wyrzuciłam słonia„.
Zbliżyła się połowa roku szkolnego, zajęcia pozalekcyjne Klubu Gier Planszowych miały chyba największą frekwencję w szkole – porównywalne było tylko Kółko Plastyczne. W kolejnym półroczu szkoła ograniczy budżet, zlikwiduje część zajęć pozalekcyjnych, ale grom planszowym to nie grozi, więc coś udało się osiągnąć – a radość grających dzieci i tak jest bezcenna.
A co się działo w drugim półroczu, o tym będzie jeszcze jeden artykuł. „Czy ktoś jeszcze wyrzuca zwierzątka?, No to policzmy, kto ma najwięcej punktów w Zoo„.
:-)
Niesamowite :) Prosimy o wiecej!
Zastanawiam się czy wyrzucić słonia, czy kangura…a może wielbłąda?
Jesteście Wielcy :)
Prezentuję dzieciakom Kosmiczną Eskadrę. Chłopczyk z przejęciem rozgrywa rundę czerwonymi. Potem prosi o zmianę na fioletowy zestaw. Potem zielony. I niebieski. Na koniec podsumowuje – Czerwony ma najlepsze statki!
Pytanie, nie myśleliście o formule, rodzic/dorosly opiekun plus dziecko?
Rodzice byli zapraszani, nauczyciele byli zapraszani, był dzień otwarty Szkoły, na którym wszyscy mogli podejść i pograć z dziećmi przy stolikach. Pomimo wyraźnego zainteresowania, prawie nikt się nie odważył przyjść na zajęcia (prawie, bo jednak znalazła się jedna nauczycielka, która później często przychodziła grać z dziećmi – ale była to nauczycielka z innej szkoły).
Taka mała uwaga co do rodziców i dzieci na spotkaniach. Przez kilka lat prowadziłem wraz z przyjaciółmi zajęcia z dziećmi z Atari Go – przeważnie w przedszkolach. Staraliśmy się by na jednym z zajęć – najczęściej końcowym w danym roku szkolnym – pojawili się rodzice, i wtedy też dzieci grały z rodzicami. Muszę napisać, że rodzice rzadko wykręcali się od tego, przeważnie dzielnie stawali w szranki… ale dużo zabawniejsze były reakcje nauczycieli w szkołach. Tu nie prowadziliśmy zajęć, tylko robiliśmy pokazy i zapraszaliśmy do domu kultury. Najgorzej wspominam zajęcia w szkole gdzie chodziły moje córki (młodsza jeszcze chodzi). Przygotowaliśmy pokaz dla dzieci – na którym również była część nauczycieli – wytłumaczyliśmy zasady i… poprosiliśmy do wspólnej zabawy dzieci i nauczycieli. I co się stało? Część z nich zaczęła delikatnie wycofywać się, podeszła do drzwi i wyszła. Ponieważ sala gimnastyczna – gdzie był pokaz – ma dwoje drzwi, myślałem że wyjdą tylnymi i wejdą przodem koło planszy pokazowej, a tu nic. Oni po prostu uciekli. Byłem zdruzgotany…
Przykre doświadczenia. Tym bardzie to wyzwanie by przekonać rodziców do wspólnego grania. Pomysł mam by prowadzić klub gier przy szkole, w soboty czy niedziele gdzie młody (dziecko) przychodzi dorosłym opiekunem. Nie chcę organizować 'ochronki’ gdzie ktoś łaskawie podrzuci mi znudzone dzieciatko na dwie godzinki… Zamysl jest by krzewić w narodzie ducha gier planszowych.