„Jesteś pewien swojej wiedzy – stawiaj na siebie, wierzysz w mądrość innych – stawiaj na nich”. Takie zdanie rzuca nam się w oczy gdy bierzemy do rąk pudełko z grą Gambit 7. Trzeba przyznać że idealnie oddaje ono sens i smak tej gry. Spróbuję w tym wstępie do recenzji być równie enigmatyczny i „w pigułce” jak wydawca. „Szukasz gry quizowej w której wiedza to nie wszystko, a zagrać możesz nawet w 21 osób? Jeśli tak – czytaj dalej, bo Gambit 7 może być grą dla ciebie.”
Wydany w Europie przez Days of Wonder Gambit 7 jest europejską wersją znanej za oceanem imprezowej zabawy w quiz, znanej pod nazwą Wits&Wagers. Pierwowzór miałem przyjemność poznać więc nie będę w stanie powstrzymać się od porównania. Od Witsów Gambit 7 różni się oprawą graficzną, niuansami w zasadach i – co chyba najważniejsze – zestawem pytań. Ale po kolei..
Prawie jak w kasynie…
W niedużym pudełku z grą znajdujemy składaną planszę, planszę punktacji, plastikową klepsydrę, siedem flamastrów i ekraników graczy służących do zapisywania odpowiedzi, zestaw żetonów i 100 kartoników z zestawami pytań. Wszystko to mieści się w bardzo dobrze zaplanowanej plastikowej wyprasce.
Komponenty wyglądają całkiem ładnie ale zaraz, zaraz… Kto to wydał? Ależ to Days of Wonder – wydawnictwo które całą swoją strategię sukcesu zbudowało wokół zasady – wydajemy piękne gry, które obudzą w Tobie na powrót dziecko. Firma która wydała Battlelore, Colosseum, Small World – graficzne perełki które je się oczami. Cóż, gdyby wydawcą Gambit 7 była jakakolwiek inna firma powiedziałbym – komponenty są całkiem ładne i przeszedłbym do opisu mechaniki. Jednak w tym przypadku należy powiedzieć szczerze – DoW Gambitem 7 bardzo obniżył poziom jakości wydania. Kartoniki żetonów cienkie nie są, ale przy nieuważnych graczach mogą się połamać, natomiast cieniutki karton planszy razi już zdecydowanie. Warto dodać że w Wits&Wagers planszę zastępowała materiałowa mata z zielonego sukna, która prezentowała się świetnie i pozwalała poczuć się niemal jak w kasynie.
Słyszałem że w egzemplarzach gry intensywnie eksploatowanych podczas Kaszubkonu wypisywały się też flamastry. W moim egzemplarzu użytym klikukrotnie nic takiego się co prawda nie stało, ale jeśli już po kilkunastu rozgrywkach będziemy musieli dokupować do gry flamastry to dobrze nie będzie.
Pytaniem pozostaje też czym ścierać wyniki z tabliczek? Jeśli w gronie graczy są jakieś przedstawicielki płci pięknej skończymy uzbrojeni w jednorazowe chusteczki higieniczne, ale jeśli nie mamy takowych pozostanie nam ścierać wyniki palcami, lub rękawem. Hmm… Wonder to to na pewno nie jest.
Brak ciekawych grafik uzasadnia abstrakcyjna tematyka gry ale za wykonanie Gambit 7 dostaje na dzień dobry minusa. I to głównie dlatego że wydawca sam ustawił sobie poprzeczkę tak wysoko. Ja odczytuję to jako sygnał że wydawnictwo zdecydowało się wyruszyć również na podbój rynku masowego, na którym gry muszą być tańsze, a wykonanie jest na drugim miejscu.
Co Państwo obstawiają?
Dajmy jednak spokój komponentom i przejdźmy do najważniejszego, czyli samej rozgrywki. Każdy z graczy (lub zespołów, bo przy grze w więcej niż siedem osób dzielimy się na drużyny) otrzymuje kartonowy ekranik, mazak i trzy żetony w swoim kolorze. Jeden z graczy wciela się w rolę prowadzącego i losuje jedną kartę z pytaniami i odczytuje na głos pierwsze z nich. Wszystkie pytania są sformułowane w ten sposób, że odpowiedzią na nie jest jakaś liczba. Musimy więc zastanowić się na jakiej głębokości żyje jakaś dziwaczna ryba, jaki procent wagi ludzkiego ciała stanowi waga mózgu, albo ile wydają średnio rocznie na swoje fryzury brytyjskie panie domu. Gdy pytanie zostanie odczytane prowadzący odwraca klepsydrę i wszyscy gracze zapisują na swoich ekranikach odpowiedzi.
No dobra, ale skąd do jasnej ciasnej ja mam wiedzieć ile Susan i Sarah wydają na fryzury? Przecież nawet ci łysawi panowie, którzy wygrywają wiedzowe teleturnieje w telewizji też nie wiedzą. Otóż na szczęście nie muszę tego wiedzieć! Celem nie jest bowiem podanie dokładnej odpowiedzi, a trafienie jak najbliżej właściwej wartości, ale bez przekraczania jej. Uff co za ulga! Wszyscy nie zorientują się że mam braki w wiedzy, a przecież to właśnie dlatego nie lubię Trivial Pursuit i innych głupich gier quizowych!
Gdy niezdrowo zielony piaseczek w klepsydrze się przesypie każdy z graczy powinien mieć już zapisaną na swoim ekraniku odpowiedź. Prowadzący bierze odpowiedzi i układa je na planszy od najniższej do najwyższej na odpowiednich polach. Dochodzi do drugiej rundy obstawiania/zgadywania. Klepsydra znów wykonuje fikołka a gracze mogą swoimi dwoma żetonami obstawiać która odpowiedź jest tą najbliższą prawdy. I tu właśnie kryje się smaczek Gambit 7. Nawet jeśli zbłaźniłem się w fazie zapisywania odpowiedzi szacując że przeciętna Susan wydaje pół funta rocznie na fryzjera, mogę się teraz uratować stawiając na odpowiedź… No właśnie – czyją? Jolka czytuje dużo kolorowych pisemek. Może wie? Ale nie – widzę przerażenie w jej oczach. Natomiast Romek ma kuzynkę fryzjerkę i widzę że już zaciera rączki i w dodatku sam postawił na swoją odpowiedź, musi być jej pewien. W ostatniej chwili, gdy resztki piasku przesypują się w klepsydrze rzucam swoje dwa żetony na pole z odpowiedzią Romka. Prowadzący czyta odpowiedź, Romek faktycznie był najbliższy prawdy. Zgarniam punkty choć nie znałem odpowiedzi! Hurra!
Krupier przegrał, krupier płaci!
Punkty są przyznawane zarówno za zapisanie właściwej odpowiedzi (mniejsza ilość) jak i za obstawienie jej (więcej punktów, a jeśli jako jedyny na nią postawiłem – jeszcze więcej punktów). Diabeł tkwi jednak w szczególe. Uważny czytelnik zauważył na pewno że opisując walkę o punkty za fryzury Brytyjek pisałem o dwóch żetonach do obstawiania, a w opisie komponentów była mowa o trzech! Brawo uważny czytelniku. To nie błąd – każdy z graczy (zespołów) dysponuje trzecim żetonem, który nazywa się – uwaga, uwaga – Gambit 7.
Działanie tego żetonu jest największą różnicą w zasadach gry w stosunku do oryginału i jest też chyba największą w grze kontrowersją. Otóż gra trwa siedem rund, odpowiadamy na siedem pytań i w dowolnym momencie gry mogę zamiast ciułać punkciki obstawiając zwykłymi żetonami odpowiedzi zagrać va banque i postawić na odpowiedź której jestem pewien żeton Gambit 7. Jeśli trafię moja dotychczasowa zdobycz punktowa jest mnożona przez – uwaga, uwaga – o dziwo siedem! Jeśli się jednak myliłem – tracę wszystko!
Gra Pan dalej?
Zacznijmy zatem powoli kończyć, czyli przejdźmy do posumowania odpowiadając na kluczowe pytanie. Jak się bawimy przy Gambicie? Otóż bawimy się, mimo wszystko, świetnie. To nadal niemal tak samo dobra gra jak Wits&Wagers. Skaluje się bardzo dobrze, z zastrzeżeniem że gra we trójkę będzie najmniej emocjonująca. Generalnie – im więcej osób, tym lepiej. Idealnie Gambit pasuje na sytuacje para-imprezowe, gdy już nie jest to wieczorne spotkanie na planszówki, a jeszcze nie jest to impreza, gdy jesteśmy w gronie osób które na co dzień nie bawią się przy planszy, lub po niedzielnym obiedzie z rodzinką. We wszystkich tych sytuacjach Gambit 7 sprawdzi się znakomicie. Gra daje dużo emocji i zabawy, przy stosunkowo prostych zasadach.
Porównując do pierwowzoru warto zauważyć że Gambit 7 jest też zdecydowani bardziej rodzinny. W Wits&Wagers obstawialiśmy pieniędzmi. Gracze dowolnie dzielili pule, mogli zarządzać ryzykiem. W Gambicie nie mamy tego wyboru. Możemy jedynie zagrać całkowicie va banque obstawiając żeton Gambit 7. Rozumiem oczywiście dlaczego zastosowano takie rozwiązanie – dzięki temu ktoś kto przez całą grę przegrywał i tak ma szansę na zwycięstwo w ostatniej rundzie (o ile tylko zdobył wcześniej jakiekolwiek punkty) . To kolejna cecha mass marketowej gry, jaką znajdujemy w Gambicie 7. Mi ona osobiście się nie podoba, bo w rozgrywkach w których brałem udział dochodziło do sytuacji, w której grając dobrze przez całą partię w ostatniej rundzie stawałem przed wyborem: zaryzykować wszystko i też obstawić używając żetonu Gambit 7, czy zagrać bezpiecznie licząc że nikt z wykonujących rozpaczliwy skok na punkty nie trafi. Dość kiepski to wybór, ale biorąc pod uwagę że mamy do czynienia z rodzinną grą hazardową dla 9 na 10 jej odbiorców nie będzie to miało żadnego znaczenia.
Na koniec warto zwrócić również uwagę na dobór pytań. Występuje ich w grze 700 tak więc na pewno starczy na wiele godzin zabawy. Same pytania są tworzone z myślą o Brytyjczykach, więc w wielu przypadkach są nam bliższe niż pytania z Wits&Wagers bo dotyczą Europy a nie Ameryki. Nadal jednak musimy liczyć w funtach i calach co może być nieco uciążliwe.
Tak więc Gambit 7 strzałem w dziesiątkę nie jest, ale w siódemkę z pewnością. W kategorii quizowych gier z nutką hazardu przeznaczonych na imprezy i rodzinne spotkania to na pewno bardzo ciekawa propozycja.
Zalety:
– świetna gra dla dużej liczby osób!
– gra quizowa w której wiedza nie jest najważniejsza
– przystępna cena
– żeton Gambit 7, dzięki któremu można wygrać rzutem na taśmę
Wady:
– nienajlepsze wykonanie niektórych elementów gry
– pytania korzystają z obcego nam systemu miar i wag
– żeton Gambit 7, dzięki któremu można wygrać rzutem na taśmę
Dziękujemy firmie rebel.pl za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji!
Sprintem po Gambicie:
yosz (4/5) – Wits&Wagers ma u mnie 5/5. W Gambit 7 nie podoba mi się, że muszę grać albo va banque, albo ciułać powolutku – nie mogę obstawiać. Pytania z wersji amerykańskiej też mi się bardziej podobają – ale to będzie zależeć od osoby. Wydanie W&W też jest troszeczkę lepsze. Ale co z tego – w momencie gdy siadamy do rozgrywki, śmiechu i zabawy jest co nie miara (chyba, że naprawdę grając w taką imprezową grę myślisz tylko o zwycięstwie – wtedy obstawianie z Gambit 7 będzie denerwować). Jeżeli masz możliwość kupienia Wits&Wagers, a trochę hazardu Cię nie przeraża – kup W&W, w przeciwnym wypadku nie powstrzymuję przed sięgnięciem po Gambit 7
ja_n (2/5) – Wits&Wagers bardzo mi się podobała. Rozgrywki w Gambit7 nie miały już tej magii. Pytania jakieś łatwiejsze, jakość wydania marna, flamastry wypisane, znudziłem się przed końcem pierwszej rozgrywki. Nie podoba mi się też sposób obstawiania w Gambit7, po prostu nic mi się w tej grze nie podoba. Zawsze najpierw sięgnę po Wits&Wagers.
Pancho (4/5) – Dobra gra imprezowa, do której łatwo przekonać każdego i przy której może bawić się naprawdę wiele osób. Może wersja europejska wizualnie ustępuje amerykańskiemu Wits & Wagers, ale nie ma też tragedii. Nie tęsknię za pytaniami o baseball i liczbę telewizorów w Nowym Jorku. Wolę – również zakręcone – ale miejscami jednak bardziej swojskie pytania z Gambit 7.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
Gambit7 3/5
Wits&Wagers 4/5
Combo Gambit7/W&W 5/5
Pytania w Gambit7 są znacznie, znacznie lepsze. Pozostałe elementy i mechanikę lepiej wziąć z W&W.
A ja wolę pytania o baseball, football amerykański i liczbę telewizorów w Nowym Yorku , niż o wysokość jakiejś durnej skały w Anglii.
Pamiętam, że w W&W było pytanie o ciążenie na księżycu, na które połowa z grających znała odpowiedź. Czy w Gambit7 są podobne kwiatki?
@yosz – Czy grając ze mną chciałbyś trafić na pytanie o wysokość skały w Anglii? :)
Draco: nie sądzę, żebyś akurat na to pytanie znał odpowiedź ;) To była jakaś tam kolumna skalna na północy Anglii chyba. Aż tak geekowaty chyba nie jesteś ;P
To nie żaden kwiatek z tym ciążeniem – co z tego że połowa graczy zna odpowiedź? inni ich skopiują. Przypominam, że to nie gra quizowa. To samo dotyczy skały w Anglii, draco.
said jax
na tym polega ta gra, żeby wiedzieć, kto może znać odpowiedź
Miałem okazję zagrać m.in. z Filipposem w G7 i przyznam, że bawiłem się nieźle, a to raczej zasługa towarzystwa. Wykonanie gry bardzo słabe, jak na DoW, żeton Gambit 7 strasznie spłaca grę, a najbardziej kretyńska jest zasada, że trzeba być najbliżej prawidłowej odpowiedzi, ale jej nie przekroczyć, co w praktyce mnie zirytowało. Powiedzmy, że prawidłowa odpowiedź była 35. Ktoś napisał 36, ktoś 27. I ta druga osoba punktowała, a pierwsza nie.
Ogólnie grę oceniam na 3/5.
Nie „spłaca”, tylko „spłyca” ;-]
” a najbardziej kretyńska jest zasada, że trzeba być najbliżej prawidłowej odpowiedzi, ale jej nie przekroczyć, co w praktyce mnie zirytowało” – taka po prostu jest zasada i trzeba ją mieć na pamięci. Tak samo jest w W&W.
„przyznam, że bawiłem się nieźle, a to raczej zasługa towarzystwa” – to można odnieść to każdej party game ;)
Dla mnie ta gra była tytułem Kaszubkonu. Zagrałem w nią ponad 20 razy. Strasznie lubię gry quizowe, a mało jest ich na rynku.
Gra dla mnie była bardzo zabawna. Fajnie było patrzeć jak ktoś umieszcza Einsteina w XV wieku. A idealne trafienie w odpowiedź daje dużą satysfakcję. Nie podoba mi się tylko obstawianie i dlatego w 90 % odpowiedzi stawiałem na siebie. Generalnie jak będę miał okazję to ją zakupie.