Jedną z moich pierwszych współczesnych eurogier jakie sobie kupiłem była Trans America – prosta gra opowiadająca o budowie kolei w USA. Kilka miesięcy później, ku zdziwieniu żony (ten sam temat?), kupiłem kolejną grę kolejową, również dziejącą się w stanach – Ticket to Ride. Oba te tytuły bardzo często lądowały na naszym stole i mimo tego, że są u nas dobrych kilku lat i muszą walczyć z prawie 200 innymi grami, dalej lubimy w nie grać. Z czasem jednak zaczęła we mnie narastać potrzeba znalezienia innej gry kolejowej, tamte jednak się przejadły… Gdy pojawił się Steam, nie zastanawiałem się długo i kupiłem go. Niestety, tytuł ten okazał się na razie zbyt ciężki na grę rodzinną, wznowiłem więc poszukiwania. Gdy w jednym ze sklepów zauważyłem On the Underground – grę Sebastiana Bleasdala, postanowiłem ją spróbować. Gra z jednej strony przypominała starą wysłużoną Trans Americę, z drugiej zdawała się wnosić coś innego, świeżego.
Miejsce i cel…
Akcja gry toczy się w Londynie, raczej w dzisiejszych czasach – na potężnej planszy przedstawiającej plan londyńskiego metra, gracze rozbudowują linie metra – i stąd to raczej… sieć linii odpowiada stanowi na dzień dzisiejszy, a gra opowiada o budowie, ale pomińmy ten element. Poszczególny gracz w zależności od liczby przeciwników, dysponuje od 2 do 4 liniami (w różnych kolorach).
Tura gracza to rozbudowa swoich linii – polega na wyłożeniu do 4 elementów – drewnianych patyczków podobnych do tych z Trans Ameryki. Poszczególna linia metra nie może się rozgałęziać, w zależności od miejsca na planszy mogą sąsiadować z sobą różne ilości linii, w różnych kolorach. Gracz w swoim ruchu może oprócz wyłożenia elementu spasować – za pojedyncze wstrzymanie się od ruchu otrzymuje żeton rozgałęzienia, dwa żetony pozwalają na rozgałęzienie danej linii. Wykładając elementy gracze zdobywają punkty, na kilka sposobów: po jednym za połączenie się z krajową stacją kolejową, 3 za połączenie ze sobą stacji oznaczonych tym samym znacznikiem, 2 za dojście do stacji końcowej, za to gracz otrzymuje dodatkowo żeton rozgałęzień.
Punkty można zdobywać również tworząc pętle – gracz zdobywa tyle punktów ile stacji znajduje się we wnętrzu pętli, oraz ze przewożenie pasażera. Ten ostatni element jest najciekawszy w mechanice, chociaż nie najistotniejszy z punktu widzenia punktacji. Po wyłożeniu elementów, gracz przemieszcza pasażera do dwóch z czterech stacji wskazanych przez wykładane karty celu. Co jest istotne, to sposób przemieszczania pasażera… ten jest bardzo leniwy więc po pierwsze: stara się jak najmniej chodzić, po drugie: jeździć tak, by nie musieć się przesiadać. Gracz którego linią jedzie pasażer otrzymuje po jednym punkcie za kolor linii jaką gość jechał.
Trudy podróży
Tu zatrzymam się na chwilę, pomysł z pasażerem ma swoje zalety i wady. Dla mnie osobiście jest bardzo ciekawy, klimatyczny – ma bardzo sensowny algorytm – i mało spotykany. Przemieszczanie pasażera jest według mnie proste, nie powinno sprawiać trudności, ale… Właśnie, jest to ale. Zauważyłem, że przemieszczanie jest dla niektórych osób – szczególnie tych spotykających się z tytułem po raz pierwszy – problemem. Nie wiem z czego to wynika, mój spaczony umysł informatyka od razu „widzi” drogę jaką ma przebyć pasażer, ale nie każdy tak ma i wolę o tym poinformować.
Jazda efektywna
W grze jak widać z opisu, można punktować na kilka sposobów. Jedne są bardziej opłacalne, drugie mniej, przy pierwszej grze czasami nie wiadomo z których kiedy korzystać. Najwięcej punktów jednorazowo zdobywa się za stworzenie obszaru – pętli. Na drugim miejscu, pod względem liczby punktów do zdobycia, znajduje się połączenie stacji z tymi samymi znacznikami. Co ważne: pierwsze i drugie wiąże się z budową linii w środkowej części planszy, z tego wynika że najlepiej tam rozpocząć budowę. Tworzenie linii na brzegach wiąże się dodatkowo z niebezpieczeństwem odcięcia (zablokowania) – co jest możliwe przy nierozsądnym planowaniu. Punkty za połączenia z stacjami końcowymi zdobywa się przeważnie pod koniec gry, za połączenie z krajowymi stacjami kolejowymi – na każdym etapie rozgrywki.
Punkty za podróż pasażerem wydają się na początku istotne, ale często bywa tak, że w trakcie gry rozkładają się, a najmniej zdobywa ich lider :-) By zdobyć ich więcej, najlepiej wybudować linię metra rozciągniętą przez całą planszę. Pasażer dociera prawie do wszystkich stacji – warto o tym pamiętać.
To co nie podoba mi się w punktacji to zakończenie. Gracz rozpoczynający jest w nieciekawej sytuacji, rozgrywka kończy się gdy wyłożona zostanie ostatnia karta celu podróży pasażera, osoba ostatnia zagrywająca to ta przed rozpoczynającą. Przy wyrównanych wynikach może decydować to o wyniku.
Wygodna podróż
On the Undeground jest ładnie wydany, duża liczba drewnianych elementów plus klimatyczna, stonowana plansza świetnie do siebie pasują, zachęcają do gry. Karty celów pasażera są czytelne, dzięki dodatkowym opisom współrzędnych na planszy, można szybko zlokalizować cel podróży. Małym problemem może być instrukcja angielska, która ma błędy – została źle złożona…
Zalety i wady podróżowania londyńskim metrem
On the Undeground to lekki tytuł, aczkolwiek cięższy od wysłużonego Wsiąść do Pociągu czy Trans Ameryki. Wydaje się być dobrą kontynuacją po tych grach. Jak wspomniałem, problemem dla niektórych może być sposób przemieszczania Pasażera, ale raczej przy pierwszej partii. Gra dość dobrze się skaluje, osobiście preferuję zabawę w mniejszym składzie, przy pełnym trzeba poczekać trochę na swój ruch. Niestety gra nie ma tej grywalności co wspomniane wcześniej tytuły, po kilku partiach dobrze zrobić sobie od niej przerwę. On the Undeground to dobry tytuł, ale moje poszukiwania nie skończyły się… ciągle mam niedosyt, ciągle szukam rodzinnej gry z tematyką kolejową, następcy Trans Ameryki i Ticket to Ride.
Zalety
- ładne wykonanie
- elegancka mechanika
- pomysł na ruch pasażera
Wady
- uciążliwy dla niektórych graczy algorytm przemieszczania pasażera
- problem pierwszego gracza
- oczekiwanie na ruch w pełnym składzie
ja_n (3/5) – grałem w On the Underground tylko raz i dość dawno. Nie pamiętam za bardzo mechaniki, pamiętam tylko wrażenia. Grało się przyjemnie, po tej rozgrywce nawet myślałem sobie że chciałbym tę grę mieć. Pamiętam że zwróciły moją uwagę eleganckie i przejrzyste zasady i ładne wykonanie. Rzeczywiście gra dość dobrze wpasowuje się w lukę pomiędzy Wsiąść do Pociągu a cięższymi tytułami typu Steam. Jednak dla mnie liderem tego segmentu nadal pozostaje Union Pacific.
Pancho (2/5) – mam za sobą jedną partię i w zupełności mi wystarczy. Pamiętam, że najbardziej przeszkadzał mi fakt, że zupełnie nie byłem w stanie stwierdzić, które decyzje doprowadzą mnie do sukcesu, a które są marnowaniem czasu. Ale może to kwestia obycia z grą i doświadczenia kilku partii. Natomiast nic mnie w tej grze nie porwało, typowy przeciętniak. Oczywiście działa, jest solidnie wykonany, nie ma żadnych błędów, mechanicznie poprawny, ale jest tyle świetnych gier, że po co na niego marnować czas? Chyba, że po prostu kochamy każdy rodzaj gier o pociągach, to wtedy przynajmniej jeżeli chodzi o klimat, w pewnym stopniu będziemy usatysfakcjonowani.
Don Simon (3/5) – podobnie jak Jacek, grałem w grę raz i dawno temu. Podobał mi się dosyć ciekawy mechanizm ruchu pasażera – niby skomplikowany, ale po pewnym czasie łatwy do ogarnięcia. Ponieważ jednak nic więcej nie utkwiło w mej pamięci tytuł musi być niczym nie wyróżniającym się przeciętniakiem. I taką ocenę wystawiam.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(4/5):
Gra jest naprawdę fajna i proponuję dać jej szansę, jako tytuł właśnie trochę cięższy od TtR, ale wciąż rodzinny. Dodatkowo o ile pamiętam jest w bardzo dobrej cenie w sklepach.
Chyba wlasnie najkorzystniej byc rozpoczynajacym. Gracz ostatni ma duze prawdopodobienstwo na to, ze nie ruszy pasazerem i zarobi te kilka punktow mniej. Dodatkowo na poczatku rozgrywki gracz pierwszy latwo zarabia na podroznym, a ostani nic az do swojej kolejnki.