– Paolo zejdź już wreszcie z tego bocianiego gniazda! Czego ty tam tak wypatrujesz? Drogi do Indii?
– Daj mi spokój! Nowatorskiego elementu mechaniki wypatruję.
– A po co ci mechanika? Masz przecież świetny temat na grę. Vasco da Gama, statki, kupcy, odkrywanie nowych lądów i tak dalej…
– Daj spokój muza czyś ty z choinki się urwała? Przecież temat odkryć jest oklepany! Muszę wymyślić jakiś nowy element mechaniki bo mnie zjedzą recenzenci przecież! Vaccarino wymyślił deck building, Chvaatil robi kooperację w czasie rzeczywistym a ja co? Mam zrobić kolejny worker placement o odkrywaniu nowych lądów? Przecież zabiją mnie śmiechem.
– Ale worker placement to świetna mechanika i dobrze pasuje do tematu…
– Nieważne! Musi być coś nowego. Inaczej powiedzą że jestem odtwórczy, że „to już było”, Don Simon napisze że „Mori się skończył”, Yosz że to dojonko, a Geko że „Vasco” to nie po polsku jest no i w ogóle…
– No nie płacz, nie płacz. Zaraz coś wymyślę. Jestem wszak twą muzą… chwila, chwila… Hmmm. O ! Już wiem. Nie wymyślaj nowej mechaniki, zmień trochę tę która już masz! Wymyśl coś nowego w worker placement.
– Ale co nowego tu można wymyśleć? Wszyscy wysyłają swoich robotników do określonych lokacji lub budynków, potem się je odpala w określonej kolejności i wykonuje akcje. Gdzie tu miejsce na coś nowego, muza?
– No zmień tę kolejność może. Niech sobie odpalają te budynki w dowolnej kolejności! Te planszówkowe świry cierpią wszak na manię decyzji. Uwielbiają w grach podejmowanie decyzji i obserwowanie ich konsekwencji. Więc niech zdecydują też o kolejności w jakich robotnicy wykonują akcje.
– Muza, muzo ty moja! Genialne! Czekaj, niech cię uściskam. Już schodzę na dóóóóóóóóóóółłłłłł!
Tak mniej więcej mogła wyglądać rozmowa Polo Moriego z jego planszówkową muzą natchniuzą. Było ona z pewnością brzemienna w skutki, bo to właśnie dzięki niej Paolo, nieznany szerszej publiczności przed Essen 2009 włoski autor, stworzył grę która zrobiła już w tym roku sporo szumu i którą mam przyjemność dla was, drodzy czytelnicy recenzować. Ta gra to Vasco da Gama, w Polsce wydana przez wydawnictwo Hobbity.
Jako muzie się rzekło
Poaolo nie przesadzał, że nowatorski element w mechanice jest w nowoczesnym projektowaniu ważny. W nawale tytułów i nowości gracze i recenzenci wypatrują czegoś co przełamuje schematy i niesie nowe wyzwania. I tu Moriemu się udało.
W Vasco da Gama gracze wcielają się w kupców którzy starają się organizować wyprawy do nowego świata. Gra składa się z pięciu tur. W każdej z nich wysyłamy swoich robotników do określonych prac. Możemy pozyskiwać projekty statków w pracowni, marynarzy i kapitanów w punkcie rekrutacji, na dworze zdobywamy gotówkę i pomoc ważnych postaci, by wreszcie wysłać nasze statki na szlak handlowy. Wszystko to byłoby całkiem sztampowe gdyby nie wspomniany wcześniej mechanizm kolejności. Centralny punkt planszy stanowią ponumerowane od 1 do 20 pola. W swoim ruchu gracz bierze jeden ze swoich dysków akcji (każdy ma ich zaledwie cztery) oraz jeden z dwudziestu numerków i układa je razem w jednym z czterech obszarów akcji. W ten sposób dowolnie planujemy w jakiej kolejności będziemy te akcje wykonywać. Diabeł tkwi w szczególe – w każdej turze któryś numer jest pierwszą darmową akcją. Dodatkowo wartość ta może się nieznacznie zmienić już po zaplanowaniu akcji ( w przedziale -3 do +3). Gdy odpalamy akcje robimy to w kolejności od 1 do 20 jednak za każdy numerek niższy od pierwszego darmowego musimy zapłacić różnicę. Czyli jeśli ułożyłem na przykład 4 w dworze, a pierwszą darmową akcją będzie 7, będę musiał zapłacić za możliwość wykonania akcji 3 reale.
Ta prosta w sumie innowacja ma daleko idące konsekwencje. Przede wszystkim gracze zyskują jeszcze jeden poziom do podejmowania decyzji (pozdrowienia dla muzy Paolo). Decydują nie tylko o tym która akcja jest dla nich kluczowa w danej turze, ale również o tym w jakiej kolejności powinni je wykonać. Potrzebuję bardzo projektu statku, ale wtedy inni wyprzedzą mnie w punkcie rekrutacji, co więc bardziej mi się opłaca? Czy odpalić w tej turze po jednej akcji w każdym obszarze akcji i wysłać jeden statek na szlak handlowy, czy też może w tej turze zdobyć sporo zasobów a w kolejnej turze wysłać więcej statków? Wyborów jest naprawdę sporo i są ciekawe.
Drugim ciekawym elementem mechaniki jest obszar ekspedycji w którym wysyłamy statki w świat i zdobywamy punkty zwycięstwa. Jeśli już zwodowaliśmy statki, wydając odpowiednią ilość marynarzy i jednego kapitana możemy wysłać je na ekspedycję. Na polu ekspedycji znajduje się kilka portów. Pierwszy z nich ma miejsce tylko na jednej mały statek, w każdym kolejnym mieści się coraz więcej statków o coraz większej ładowności. Umieszczając swój statek w danym porcie gracz zdobywa punkty zwycięstwa, jednak gdy port się wypełni umieszczone w nim statki popłyną do kolejnego, większego. Jeśli w większym nie ma już miejsca statek przepada. Celem gracza jest więc takie manewrowanie statkami aby jak najdłużej płynęły przynosząc punkty zwycięstwa i inne drobne profity różne w zależności od konkretnego projektu statku.
Wysłanie statków do odpowiednich portów i w odpowiednim momencie to prawdziwa sztuka i jeden z najważniejszych elementów gry. Tu jest też sporo miejsca na interakcję i blokowanie.
Pozostałe elementy mechaniki, których nie chcę szerzej opisywać, to również ciekawe smaczki i rozwiązania. Choć nieinnowacyjne spełniają świetnie swoje funkcje i są dopracowane.
W piękną szatę odziany
Innowacyjny jak muza Paolo przełamałem schemat recenzencki i opisałem najpierw mechanikę gry, a teraz dopiero powiem o jej wykonaniu. Tu również ciężko się do czegokolwiek przyczepić. Za niewygórowaną jak na dzisiejsze standardy cenę otrzymujemy naprawdę sporo ładnych komponentów: dużą planszę, żetony akcji i drewniane walce z numerkami akcji, zestaw różnokolorowych drewnianych marynarzy w płóciennym woreczku i malutkich drewnianych kapitanów, żetony pieniędzy, żetony postaci, żetony projektów statków i wreszcie żetony Vasco da Gamy opisujące ceny startowe akcji i wysokość dotacji. Grafiki są eleganckie i przed wszystkim bardzo funkcjonalne, system ikonek bardzo dokładnie opisuje właściwości poszczególnych pól i akcji dzięki czemu gra jest całkowicie niezależna językowo.
Nieco uciążliwa jest jedynie konieczność własnoręcznego naklejenia nalepek z numerkami na dyski przed pierwszą rozgrywką, ale w przypadku drewnianych elementów ciężko o inne rozwiązanie. Drugą nieznaczną wadą jest brak napisów z nazwiskami ważnych postaci na ich żetonach. Konieczność sprawdzania w instrukcji czy Giacomo Sernigi to kupiec, czy kapłan i jaki bonus zapewnia jest nieco irytujące, a dodanie nazwiska na żetonie rozwiązałoby problem. To mało znaczące detale i suma sumarum wykonanie Vasco da Gamy trzeba jednak uznać za niemal wzorowe.
Lekkostrawne ciężkie danie
Nietrudno się domyśleć że dobra mechanika w połączeniu z dobrym wykonaniem daje nam świetną grę. Przez dwa tygodnie rozegrałem w Vasco da Gama cztery partie i chętnie usiadłbym do piątej choćby dziś wieczór, choć nie jest to lekka gra, a wymagający tytuł. Dlaczego? Otóż dlatego że Vasco da Gama pozwala czerpać dużą satysfakcję z rozgrywki. Gra wymaga ciągłego zaangażowania, śledzenia ruchów przeciwników i zmieniającej się sytuacji na planszy. Konieczne jest rozważne planowanie i dostosowywanie swojej długofalowej strategii do aktualnej sytuacji. Element niepewności jaka będzie cena akcji dodaje grze smaczku, ale nie rujnuje decyzyjności.
Hazardziści mogą próbować ryzykować, rzetelni myśliciele mogą wszystko wyliczyć. Dla jednych i drugich sprawne pozyskanie zasobów w gąszczu akcji i specjalnych działań postaci i zwodowanie oraz wysłanie w świat flotylli statków przyniesie olbrzymią satysfakcję! W Vasco da Gama widzę konsekwencje wszystkich swoich wyborów i gdy na tym świetnie naoliwionym mechanizmie zagram piękną melodię naprawdę czuję, że jestem dobry i świetnie to wymyśliłem! Czegóż więcej oczekuje od gry prawdziwy gracz?
Co więcej, choć gra jest trudna, jeden błąd raczej nie pogrzebie moich szans na zwycięstwo bo istnieją tu mechanizmy pozwalające „odkuć się” w kolejnych turach. Nawet jeśli w tej turze nie wysłałem statków to zdobyte zasoby wykorzystam w kolejnej, a jeśli zwoduję jednocześnie kilka dużych galer mogę zdobyć na raz naprawdę sporo punktów i dogonić rywali. Oczywiście kardynalne błędy takie jak np. zaplanowanie najpierw wysyłania floty a jako późniejszej akcji pozyskiwania do tej floty marynarzy pogrzebie każdy plan. Ale jak słusznie zauważyła to na samym początku muza Paola Vasco da Gama to pozycja dla graczy, dla decyzyjnych świrów którzy uwielbiają patrzeć jak ich genialny plan zamienia się w dziesiątki punktów zwycięstwa.
Gra skaluje się świetnie w pełnym zakresie 2-4graczy i zapewnia zawsze ponad godzinę rozrywki podczas której paruje mózg. Ja zakochałem się w Vasco da Gama od pierwszego wejrzenia i mój werdykt może być tylko jeden: kupić! Oceniając grę jako pozycję dla graczy ciężko mi znaleźć w niej jakiekolwiek wady. Może jedną: ta gra może wymagać więcej niż jednej partii by w pełni docenić jej smaczki i niuanse. Możliwa jest pochopna, negatywna ocena. Wszystkim którzy ocenili Vasco po pierwszej partii jako średniaka, zwłaszcza z nie do końca dobrze wyjaśnionymi regułami zaleca się powrót do planszy!
Na mojej zapchanej półce Vasco zyskał stałe miejsce i będzie zapewne pierwszym kandydatem do pojawienia się na moim stole gdy zapragnę intelektualnej, ekonomicznej gimnastyki umysłu.
Na koniec warto podkreślić że Vasco da Gama to druga gra wydana przez Hobbity i druga ich gra (po Dixicie) która ma wszelkie szanse stać się hitem. Pozostaje pogratulować Hobbitom doboru gier i muszę przyznać że czekam już teraz na ich kolejną produkcję z niecierpliwością.
Zalety:
- nowinka mechaniczna, która odświeża worker placement
- świetnie naoliwiony mechanizm – wysoka decyzyjność i satysfakcja z udanych ruchów
- piękne wykonanie
- świetna skalowalność
- przystępna cena!
Wady:
- możliwość agresywnego blokowania przeciwników i poczucie „ciasnoty” nie każdemu się spodoba
- konieczność naklejania etykiet na komponenty
Dziękujemy wydawnictwu Hobbity za przekazanie egzemplarza gry do recenzji!
Sprintem po Vasco da Gama
yosz (5/5) – Vasco da Gama przy otwarciu powala wykonaniem. Wszystko najlepszej jakości, dużo drewnianych znaczników, bardzo ładna grafika. Po zagraniu jest jeszcze lepiej. Dwa bardzo ciekawe mechanizmy (wyboru akcji i płynięcia statków) powodują, że z prostego mechanizmu worker placement, daje się wycisnąć siódme poty i stworzyć grę inną i ciekawą. Jest ciasno, jest dynamicznie, jest miejsce na optymalizację i na ryzyko. Mój werdykt: kupić
Pancho (3/5) – solidna, prawidłowo działająca, typowa współczesna planszówka. Kilka lat temu pewnie bym się nią zachwycał, teraz wydaje mi się podobna do całego mrowia innych gier. Nie dostrzegłem w niej jakieś magii czy czegoś nowatorskiego w rozgrywce. Choć z drugiej strony nie będę Vasco da Gama unikać i dam się namówić do kolejnej partii.
Dzej (3/5)- Czekałem na Vasco da Gama, od momentu jego zapowiedzi. Uwielbiam mechanizm worker placement. Nie mniej Vasco mnie nie porwał – jest zbyt suchy . Średniak, można pograć ale są inne lepsze gry z tą mechaniką. Gwoździem do trumny dla nas był kompletnie niejasny mechanizm przepływu statków ( w grze 4 osobowej, każdy miał swoją teorię). Jestem jednak świadom, że gra znajdzie swoich fanów bo nie jest zła.
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(4/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
jak zwykle świetna recenzja.Swoje zdanie już wyraziłem. Poprawie tylko Filipa, ze Vasco to trzecia gra Hobbitow – wcześniej wydali jeszcze Mow
Mow wydali później ;-)
No nie, musiałeś ten mój kardynalny błąd tak wyciągnąć na światło dzienne? :) I bez tego do dziś boli mnie strata 23 pkt. w jednym ruchu :D, tego się nie da nadrobić.
Recenzja świetna, z oceną gry też zgadzam się w 100%.
Folko: mhmmm.. ok – zapowiedziane było chyba wcześniej? :D
Zasady plywania statkow to kluczowa czesc gry i wymaga dokladnego zrozumienia i troche obycia. Pozwalaja jednak wyciagnac z Vasco naprawde duzo – gra jest bardzo dobra :)
O co chodzi (niemal)wszystkim z tym płynięciem statków? Przecież to jest jasne i proste jak świński ogon! Zupełnie nie rozumiem skąd te wątpliwości i niejasności. Szok.
A recenzja bardzo fajna.
Fajna recenzja. W Vasco da Gama bardzo podoba mi się klimat. Grafika mnie nie powaliła na kolana, mechanika też nie. Oceniam na 4/5.
Filip, wkradł Ci się jeden błąd. Portugalczycy nie płynęli do nowego świata, ale szukali nowej drogi do starego.
I galer do takiego pływania też nie używali. Raczej galeonów :)
piękny ten wstęp fabularyzowany :)
Super gra, trochę nie mój klimat, ale chętnie do niej wracam.
Filip, recenzja świetnie napisana, czekam na następne :)