Muszę przyznać, że jestem niezwykle zaskoczona. Otóż, gdy co jakiś czas wśród graczy pada nazwa „Cuba” słyszę argument pokroju „Aaa, to ta gra co ma takie słabe opinie?”. Jestem tym zaskoczona wręcz podwójnie. Raz, że zarówno Rzut Oka jak i oceny w sklepach internetowych są jak najbardziej pozytywne. Po drugie – i co ważniejsze – jest to gra genialna :) Dobrze, niech będzie, że WEDŁUG MNIE jest to gra genialna. I także wyłącznie WEDŁUG MNIE z niewiadomych względów kojarzy mi się z „Puerto Rico”. Ale to tylko takie babskie fanaberie ;)
Cuba to gra sklejona z różnych znanych elementów i pod tym względem może się na pierwszy rzut oka wydawać niespójna i może nawet sztucznie skomponowana. Na siłę wręcz? Rozgrywka na szczęście rozwiewa te wątpliwości. Wszystkie składowe mechaniki świetnie wpasowują się w działania, których wachlarz staramy się rozwinąć i mocno też zazębiają. W każdej rundzie mamy więc zarówno zarządzanie indywidualną planszą, zagrywanie kart ról jak i licytację w ciemno.
W telegraficznym skrócie owo zupełnie bezpodstawne porównanie do klasyka okupującego – za przeproszeniem – stolec BGG przedstawia się następująco:
Podobieństwa:
– Cuba to gra o rozwoju gospodarki. Stop. Uruchamiamy produkcję na plantacjach i ładujemy jej owoce (żeby była jasność, wśród owoców nie ma owoców) na statki, co przynosi nam punkty.
– Cuba to gra ról. Stop. Robotnik zbiera plony, handlarka… (hm, co może robić handlarka?), architekt jak to architekt dużo myśli i rysuje, zarządca aktywuje budynki, a burmistrz wysyła produkty i towary na statki (dlaczego akurat burmistrz?).
– Cuba to gra o budowaniu. Stop.
– Cuba to w końcu gra o ekonomii. Stop.
Różnice (odrobinę więcej niż podobieństw):
– Cuba jest duuuuuuuuuuuuużo ładniejsza od Puerto Rico. Wszystko jest także proporcjonalnie większe: kolorowe walce symbolizujące produkty, kafle budynków, monety, plansze, w końcu całe pudełko. Nie wspominając o samej Kubie większej od samego Portoryko.
– Cuba składa się z 6 rund, każda runda z kilku faz, z których zagrywanie kart ról jest tylko jedną, acz zasadniczą.
– Karty ról zagrywamy indywidualnie, tylko dla siebie, a nie dla wszystkich graczy (ale także raz użyta musi poczekać do następnej rundy). Poza tym, niektóre role dają nam wybór akcji alternatywnych obok podstawowych.
– O ile w PR plantacje tworzymy i z czasem ich przybywa, o tyle w Cubie następuje proces odwrotny. Zaczynamy grę z indywidualną planszą pełną pól produkcyjnych, które musimy stety/niestety (niepotrzebne skreślić) z rundy na rundę coraz bardziej zabudowywać.
– Same budynki stawiamy nie za pieniądze ale za surowce, które możemy także zebrać z własnej planszy. Cuba to nieliczna gra, w której mechanizm pt. zapłać 1 drewno i 2x kamień przypadł mi do wiadomo czego. Budynki służą natomiast przede wszystkim do zamiany czegoś w coś lepszego, np. produktów w towary, towarów w punkty, produktów na pieniądze, pieniędzy na… itd.
– Punkty w Cubie zbiera się na bieżąco, kilka razy w trakcie rundy:
* akcją Zarządcy, gdy aktywujemy budynki produkcyjne przynoszące pośrednio lub bezpośrednio punkty,
* zagrywając Burmistrza ładującego towary na statki (przykład dla ludu pracującego?) przy różnie punktowanych nabrzeżach,
* opłacając podatki i cło,
* oraz czerpiąc korzyści z subwencji.
Dwa ostatnie źródła punktów należą do fazy parlamentu. Bardzo dobrej i ciekawie działającej części każdej rundy. Otóż, po fazie zagrywania ról odpalamy walkę o przeforsowanie intratnych dla nas ustaw lub zniesieniu obowiązujących. Zwycięzca decyduje o prawach podatkowych, celnych, subwencjach (a z tego wszystkiego jest dużo punktów) oraz zmianach reguł gry na kolejną rundę. A któż nie kocha władzy?
Co mi się w Cubie podoba a co nie.
W skrócie mogłabym powiedzieć, że podoba mi się wszystko, a nie podoba tylko jedna rzecz. I to też nie do końca „nie podoba”. No, ale może się jednak trochę rozwinę.
Cuba jest grą złożoną, z którą jednak dosyć szybko się zaprzyjaźniamy. Kluczem do sukcesu i przyjemności z rozgrywki jest poznanie 25 budynków, z których tylko 2 się powtarzają, reszta występuje w liczbie sztuk raz. Działanie budynków (przejrzyste ikonki) szeroko się zazębia, możliwe jest budowanie różnorodnych kombosów, których efektywność w dużej mierze zależy od naszej umiejętności obserwacji i przewidywania ruchów przeciwników, gdyż nierzadko ktoś podkupi budynek niezbędny nam do realizacji naszego własnego eldorado. I wtedy łagodnie mówiąc dupa.
Niezwykle udana jest faza parlamentu, dzięki której pieniądze nabywają znaczenia, zarówno jako środek pomocniczy w forsowaniu własnego zdania (klimatyczne przekupstwo w czystej postaci) jak i niezbędnego myta podatkowego. A nieoddanie cesarzowi tego co cesarskie w tej grze raczej nie popłaca. Przepychanki do parlamentarnej mównicy są bardzo emocjonujące i można się poczuć jak prawdziwy poseł Sekuła czy inny Kalisz.
To, co osobiście uwielbiam najbardziej to indywidualna plansza. Zaczynamy, jak wspomniałam, z pełnym zapleczem produkcyjnym. Budynki jednak mieć trzeba. Poza tym, po tym naszym poletku biega sobie kurcgalopkiem jeden pionek, który robi zarówno za Robotnika jak i za Zarządcę (zależy od zagranej karty). Szkopuł w tym, że uaktywnia tylko wszystkie pola w rzędzie i kolumnie, na przecięciu których stoi. Drugi szkopuł w tym, że przestawiać można go jedynie gdy wciela się w ogorzałego umięśnionego robotnika… Ech, rozmarzyłam się… Wszystko to sprawia, że po postawieniu nowego budynku następuje ciekawy syndrom, pt. „Jak ja to źle postawiłem!” gdy nagle okazuje się, że nie da rady równocześnie wszystkiego co byśmy chcieli zebrać jak i aktywować. Po prostu bajka :D
Ta jedyna rzecz, którą można by zmienić to ilość rund. Bo ta gra to trochę za krótka jest. Nie mówię tu o czasie, bo wbrew pozorom na 4-5 amatorów cygar z 2,5h trzeba liczyć. Ale mając w perspektywie postawienie tylko 6 budynków (istnieje znane ograniczenie do budowy 1 na rundę) to trzeba naprawdę się namęczyć, żeby zmaksymalizować punkty i rozwinąć skrzydła. Z drugiej strony, stanowi to dodatkowe wyzwanie i zmusza do większej ostrożności przy wyborze drogi. Nie ma aż takiego problemu przy grze z dodatkiem „El Presidente” gdzie dochodzą nowe akcje i można się umówić „nawet” na 8 rund. Więc tak naprawdę minus jest, ale jakoby go nie było…
Słów kilka jeszcze o interakcji.
Ograniczona liczba budynków na pewno zwiększa rywalizację. Ponadto, zagrywając karty ról w Cubie planujemy dwuwymiarowo: po kolei realizujemy swoje działania starając się te kluczowe wykonać przed innymi graczami. W PR wybieramy natomiast akcję dla wszystkich starając się nie zrobić innym lepiej niż sobie. Osobiście uważam to rozwiązanie za ciekawsze, niemniej w Cubie dochodzi walka o parlamentarne zwycięstwo gdzie tenże aspekt „innym dobrze, ale sobie najlepiej” również się pojawia, więc po prostu gra obfituje w wiele okazji aby powalczyć ze współgraczami na różne wredne sposoby.
Podsumowując.
Cuba to mój osobisty numero duo, którego uwielbiam bezkrytycznie i którego ciągle mi mało. W ostatecznym porównaniu Puerto Rico wydaje mi się grą mało wymagającą (ałaaa! tylko nie w oko!). Oczywiście znajdzie się wielu graczy, którzy uznają, że PR jest bardziej spójne, przejrzyste i przyjazne. Ja w Cubie cenię – oprócz boskiego wykonania – większą mózgożerność, większą interakcję, większe ograniczenia – tutaj nie da się rozbuchać prężnego gospodarstwa – i jak dla mnie po prostu większą radochę z gry. W Cubie – abstrahując już od słynniejszej siostry przyrodniej (którą nota bene też bardzo lubię) – nie zauważyłam słabych punktów, nie zauważyłam dłużyzn (choć myśli się nad ruchem na pewno intensywniej niż w PR), nie zauważyłam wad. Więc albo po prostu niedowidzę albo tej grze trzeba jednak dać szansę zamiast powtarzać plotki jakoby byłaby słaba. Goździkowa najzwyczajniej w świecie plecie bzdury ;P
Konkurs nie-smsowy: na powyższym zdjęciu stojące pudełko Cuby zasłania 2 stosiki gier. Jakie to gry? Konkurs wyszedł przypadkowo, więc kilka pudełek jest banalnie prostych do rozpoznania.
Plusy:
– wykonanie
– przemyślana mechanika
– duża doza interakcji pośredniej
– trzeba główkować
Minusy:
– nie mam z kim grać
Autorzy: Michael Rieneck, Stefan Stadler
Grafiki: Michael Menzel, Yvon-Cheryl Scholten (nareszcie grafiki Menzela, które mi się podobają ;))
Liczba graczy: 2-5
Czas: 2,5h
folko (4/5) Cuba to jedna z tych gier, które wydają mi się bardzo dobre, które są ładnie wydane, dają sporo możliwości, a w które nie przepadam grać ;-) Dlaczego? No właśnie, do końca nie wiem. Tu raczej nie ma pojedynczych elementów, które źle nastawiają mnie do tego tytułu, po prostu szereg małych „ale” powodują, że gram w nią bez większego entuzjazmu. Cuba mimo różnic, przypomina Puerto Rico i zdecydowanie bardziej wolę właśnie zagrać w ten tytuł. Puerto jest dla mnie pełniejsze, ciekawsze, po prostu lepsze :)
yosz (4/5; z dodatkiem 5/5) Nie wiem co mnie w Cubie tak pociąga. W odróżnieniu od Folka ja właśnie wolę zagrać w Cubę niż Puerto Rico i to nie tylko dlatego że graficznie gra stoi na poziomie nieosiągalnym dla swojego starszego brata. Podoba mi się kombinowanie przy budowie budynków i zbieranie surowców z mini planszy. Drobnym minusem jest konieczność wymyślenia strategii już na samym początku gry i konieczności się jej trzymania – nie ma za wiele okazji na zmianę kierunku rozwoju. Dodatek do Cuby daje nowe możliwości i dodatkowe strategie do dyspozycji dla graczy – bez niego pewnie już nie będę chciał grać w Cubę.
ja_n (5/5) Cuba od początku przypadła mi do gustu. Niestety, podobnie jak Veridiana, uważam że jest niedoceniana, a winna temu jest plotka, jaka rozeszła się bezpośrednio po targach w Essen 2007 – wszyscy zaczęli powtarzać, że wtórna, że schematyczna, że przekombinowana. To pierwsze wrażenie niestety utrwaliło się i nawet pierwsze rozgrywki nie każdego przekonały – tak bywa gdy do gry podchodzi się z uprzedzeniami. Dla mnie Cuba jest niezwykle przyjemną grą, w której gracze mają do dyspozycji sporo możliwości rozwoju i każda może prowadzić do wygranej. Jeśli już jesteśmy przy porównaniach do Puerto Rico, to w moim przypadku wybrałbym jednak Cubę – brak tu charakterystycznego dla Puerto Rico syndromu podkładania się niedoświadczonego gracza, który ułatwia bardzo grę temu kto siedzi po jego prawej, Cuba jest mniej ograna, świeższa, ciekawsza. No i ładniejsza.
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(3/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Dzięki wielkie za recenzję i komentarze do recenzji. Gdy wychodziła Cuba pierwsza reakcja była taka, że musimy ją kupić, gdyż uwielbiamy Puerto Rico. Później zaczęły się pojawiać jakieś głosy, że jednak coś z tą grą nie jest tak. Nie chciało mi się zgłębiać tematu i tak została na uboczu. Teraz na nowo trzeba będzie przemyśleć zakup :).
Hmm… Ur, Kraby, El Grande, Cash & Guns, Wikingowie, TTA PL, Puerto – tyle na pewno.
To coś leżące na C&G też mi się kojarzy, ale nijak nie wiem, z czym.
Nie wierzę, że jeszcze nie było recenzji Cuby… To dopiero pokazuje jakie było do niej uprzedzenie w narodzie…
Mamy tę grę od kiedy tylko pojawiła się w sklepach i od razu ogromnie mi się spodobała. Tak bardzo, że nasz egzemplarz Puerto Rico szybko poszedł na handel ;)
Nie zgodzę się z Veridianą że gra jest za krótka ;) – przy grze na 5 osób rozgrywka staje się wręcz torturą i raczej nigdy na piątego się do niej nie dosiądę. Na 3-4 osoby gra pokazuje swój „pazur”. Niektórzy za jej największą wadę wskazują system aktywowania budynków na plantacji, ale mi – podobnie jak Veridianie – bardzo się podoba :)
Ok, to czerwone na C&G to Salamanca chyba.
To czarne – Beowulf?
Ink, na razie wszystko się zgadza. zostały jeszcze dwa pudełka :)
Z tego co widzę niewiele w tej recenzji informacji o skalowaniu do 2 osób.
Rzut Oka był pisany po rozgrywce na 2 osoby. Ja nie grałam. „DO 2 osób” sugeruje też 1 osobę, a tego chyba nie podejrzewasz po info, że gra jest przeznaczona dla 2-5 graczy ;) Osobiście niemal we wszystkie gry gra mi się tym przyjemniej im więcej jest graczy, ale już pojawił się komentarz, że dla niektórych pełny skład w Cubę to za długo.
Dla mnie też granie w Cubę w 5 to lekka męczarnia – nawet po jednej z takich partii myslałem że po prostu Cuba mi się już nie podoba i będzie trzeba sprzedać. A potem zagrałem w 4 – było super :)
W dwie osoby działa i tyle mogę powiedzieć – jest za luźno jak na moje gusta, ale dla samej przyjemności pogrania jest ok.
naturalnie chodziło mi właśnie o to jak działa wariant 2 osobowy.
Przedostatnie pudełko to chyba Bison, ale z ostatnim się poddaję – za mało danych.
Na moje oko, to żółte pudełko, to Przez Pustynię ;)
Brawo! No i mamy komplet :)) Ink wygrywa egzemplarz Cuby (jeśli znajdzie się jakiś sponsor ;) a kisio uścisk dłoni prezesa (do wyboru). Niniejszym KONKURS UWAŻAM ZA ROSTRZYGNIĘTY
Cuba Cubą, ale przede wszystkim sam tekst jest świetny. Veridiana powinna zostać Recenzentem Naczelnym:) Nie przynudza, nie skupia się jedynie na opisie mechaniki, ma naprawdę dobre poczucie humoru.Potrafi pisać ciekawie, a nie tylko po prostu pisać.
Dałabym Ci „+1”, ale od razu byłoby wiadomo, że to ode mnie ;) DZIĘKI WIELKIE!
Dawno temu pojawiłem się na Pionku, nie pamiętam która to była edycja, ale jedną z rzeczy jaką zapamiętałem z tej imprezy był stolik przy którym WC grał właśnie w Cubę. To niesamowite co ludzie zapamiętują :) . Dodam że nie znałem nikogo na tej imprezie poza Trzewikiem i jeszcze kilkoma ludźmi z Gliwic, zwyczajnie grałem sobie w zaciszu swojego domu do tej pory i czasami pojawiałem się na spotkaniach w MDK-u. A tu nagle PIONEK masa ludzi i WC przy grze Cuba, wizualnie gra momentalnie rzuca się w oczy, piękna plansza i reszta komponentów, skoro dojrzały facet gra sobie w Cubę to na pewno jest to ciekawa gra, a ja właśnie do tego czasu przeczytałem gdzieś że gra jest nie warta uwagi że wtórna mechanika i całkowicie zdarta z gry w którą grałem nagminnie w domu z przyjaciółmi. A tutaj WC i KLEMA grają sobie w Cubę byłem pod wrażeniem. :):) To takie wspomnienie z przed kilku lat. Pozdrowienia dla WC i Klemy :)
Niniejszym chciałem poprzeć stwierdzenie kolegi, że towarzyszka Veridiana świetnie pisze. Nawet mógłbym przeczytać recenzję Keltis :-)
Świetnie, tylko szkoda, że Veridiana pisze tak niewiele i ciężko ją do tego namówić. Załóż bloga, załóż bloga……
Co do Cuby to solidna pozycja, nic że wtórna i takie tam. Kto grał ten ma wyrobione własne zdanie.
No właśnie mnie odpycha od spróbowania tej gry ta wtórność. Czytając różne recenzje i opinie odniosłem wrażenie, że ta gra jest tak naprawdę sklecona z kilku innych. Trochę z Puerto, trochę z Caylusa, ten parlament być może jest czymś nowym a być może też z jakiejś innej gry itd… Jednym słowem mając Puerto i Caylusa nie mam ochoty na grę, która jest jakimś tam zszyciem/mixem powyższych, z doszytymi mniejszymi łatami z jeszcze innych gier. W sumie podpisałbym się pod tym co Ja_n napisał kiedyś (chyba dotyczyło to Shipyard), że dla niego gra, która nie jest zwartym konceptem tylko właśnie połączeniem kilku małych gierek w jedną nie jest interesująca, a dodawanie większej liczby mechanizmów wcale nie powoduje, że jest przez to lepsza.
Z innej beczki – dziwna ta ocena Folko – gra bardzo dobra, ale nie mam ochoty w nią grać z uwagi na szereg małych „ale”, dużo bardziej wolę PR, po czym ocena 4/5. Czy przypadkiem oceny nie powinny jednak być subiektywne i być miernikiem przyjemności jaką recenzent miał z gry? Bo jeśli nie przyjmiemy takiego kryterium (przyjemności z gry) to nie wiem czy te oceny będą dla czytających jakąkolwiek wskazówką. Zresztą to nie pierwszy raz, w numerze ŚGP w recenzji Palce w Pralce recenzent napisał coś w stylu: nie cierpię tej gry, nigdy do niej nie usiądę, ale musi być dobra bo widzę, że innym się podoba, daję 8/10.
@Bartek:
Doświadczony recenzent jest w stanie w pewnym stopniu rozgraniczyć swoją (nadal subiektywną) ocenę jakości gry od tego, czy gra mu się podoba/chce w nią grać. Oczywiście masz rację, że oceny recenzenckie powinny być subiektywne (zresztą muszą takie być, bo nie istnieją obiektywne, naukowe kryteria takowych ocen), ale to nie znaczy, że muszą opierać się jedynie na lubieniu/nielubieniu.
Dla przykładu – absolutnie nie znoszę mechanizmu otwartych negocjacji-handlu. Unikam gier z tym mechanizmem. Co nie znaczy, że recenzując dajmy na to Chinatown automatycznie dałbym mu ocenę 1, mimo że zgodnie z moimi preferencjami nigdy więcej do niego nie usiądę.
No ja zdaję sobie sprawę, że recenzent jest w stanie rozgraniczyć swoją ocenę gry od tego czy gra mu się podoba. Właśnie w tym widzę problem. Taka ocena jest jakimś sztucznym tworem. Jeśli recenzent zamiast ocenić „uczciwie” jak mu się gra podobała kombinuje jak by tu grę ocenić „obiektywnie” to dla mnie taka ocena jest nic nie warta.
Jeśli chodzi o Twój przykład – jeśli recenzent nie znosi jakiegoś typu gier to najlepszym rozwiązaniem jest żeby się nie zabierał za ich recenzowanie.
Wszystkim obawiającym się „wtórności”, „eklektyzmu”, „sklecania” itp. dedykuję myśl (odnoszącą się co prawda do literatury, ale pasującą i tutaj): „Książki pisze się tylko na temat innych książek”.
Nie pamiętam kto to powiedział, ale coś w tym jest.
A z naszego, planszówkowego podwórka: David Dockter, pracując nad „Triumph of Chaos”, zwrócił się do Teda Raicera, autora „Ścieżek chwały”, z prośbą o zgodę na wykorzystanie części mechanizmów tej wybitnej gry. Ted się zgodził i dodał (cytuję z pamięci i w moim tłumaczeniu): „Kiepski autor gier wymyśla. Dobry autor gier kradnie”.
A poza tym: „Wszystko już było – rzekł Ben Akiba”.
:)
@Bartek napisał:
„Jeśli chodzi o Twój przykład – jeśli recenzent nie znosi jakiegoś typu gier to najlepszym rozwiązaniem jest żeby się nie zabierał za ich recenzowanie.”
Dlatego ja recenzji Cuby nie pisałem :D
4/5 to ocena dobra, bo Cuba to dobra gra. Nie przepadam za nią, ale nie znalazłem w niej takich wad które powodowałyby że ocena miała by być niższa. Tak to czasami jest, że coś widzisz i od razu Ci spasuje, a coś… pozostaje jakaś awersja której nie jesteś w stanie określić. U mnie jest tak z Cubą, niby wszystko jest ok, ale… jedna gra na rok, wystarczy :-)
Jedyna wada którą mogę określić to wtórność, ale znam przecież tyle „wtórnych” gier które mi nie przeszkadzają, a tu tak…
Ciekawe byłoby poznanie opinii na temat Cuby kogoś, kto zna się dobrze na grach ale NIE GRAŁ w Puerto Rico. Jego wypowiedź nie będzie wtedy „obciążona” nawet podświadomym doszukiwaniem sie wtórności. Tylko czy uda się taką osobę znaleźć?
Ja może byłbym niezłym kandydatem, ale musiałbym zagrać w Cubę ;)
Michał: poniekąd ja i Aga byliśmy takimi osobami. Kupiliśmy Puerto i Cubę jednocześnie… tyle że najpierw zagraliśmy w Puerto a 3 dni później w Cubę ;)
Ale Cuba się ostała a Puerto nie
Wczoraj zagrałem w Cubę i jak dla mnie Puerto bije ją na wszystkich polach. Cuba jest dużo lżejsza, mało strategiczna i emocji w niej mało. Słodkie grafiki Menzla w tej grze to za mało, żeby odciągnąć mnie od Puerto, która jest po prostu grą-arcydziełęm. Nie to, żebym odradzał granie w Cubę, bo to dobra gra (ale nic więcej), ale dla mnie to gry zupełnie innej klasy. Cubę określiłbym jako takie rodzinne Puerto. Każdy sobie coś kombinuje, ale za bardzo sobie nie przeszkadzamy i nie ma większego stresu.