Pamiętacie taką grę „Master Mind – Mistrz Intelektu”? Ten klasyk z lat 70-tych podbijał serca i intrygował umysły polskich rodzin, oszałamiał rewelacyjną jakością wydania, pudełkiem zrobionym z plastiku jakiego w życiu jeszcze nie widzieliśmy, prześliczne kolory dużych i małych pionków, pasujące do siebie pomimo różnych rozmiarów i (to już graniczy z cudem) idealnie pasujące rozmiarami do wielkości dziurek w planszy – to był powiew kapitalizmu. A do tego ta rozgrywka, odkrywająca przed przeciętnym Polakiem uroki i tajemnice dedukcji… Na owe czasy to była gra niemal doskonała. Dodatkowo w naszej rodzinie Master Mind miał drugie życie – na bazie pudełka i kolorowych pionków wymyślałem własne gry, począwszy od wyścigowej, w której starałem się zawrzeć takie zjawisko jak tunel aerodynamiczny za poprzedzającym pojazdem, a skończywszy na wczesnym protoplaście właśnie wydawanego K2 (Adam jakimś cudem wykradł mój pomysł, choć nikomu go nie zdradzałem).
Nic dziwnego, że darzę tę grę wielkim sentymentem, choć dzisiaj już bym w nią raczej nie zagrał. Jednak gdy wpadła mi w ręce produkcja LEGO oparta częściowo na pomyśle z Master Minda, zaciekawiło mnie czy z gry promującej bądź co bądź logiczne myślenie można zrobić sensowną grę dla pierwszoklasistów. (Zresztą to właśnie logiczne myślenie mogło być gwoździem do trumny Master Minda, może dlatego wyparły ją z rynku Chińczyki, Twistery, Scrabble i Monopole).
Przyjrzyjmy się zatem kolejnemu tytułowi LEGO, nazwanemu Pirate Code – czyli Piracki Kod. Jak zwykle zanim zaczniemy grać, trzeba oddać pokłon filozofii LEGO, streszczonej maksymą „Buduj – Graj – Zmieniaj” i zbudować sobie planszę z klocków, postępując krok w krok za precyzyjną instrukcją. W tym przypadku to znacznie bardziej pasjonujące zajęcie niż w przypadku poprzednio recenzowanego Magikusa – jeśli macie Pirate Code, to cieszcie się tą chwilą i delektujcie. To najfajniejsza część zabawy.
Plansza ma kształt krzyża, na końcu każdego z ramion jest miejsce na kryształki którymi inni gracze będą próbowali rozszyfrować nasz kod, a za tym obszarem są przemyślne, otwierane skrzynie z wysuwaną szufladą, w których schowamy to, co inni będą usiłowali wydedukować (ekhm). Jakby tego było mało, w pudełku jest jeszcze wielka skrzynia z otwieranym wiekiem, w której mieszczą się wszystkie kolorowe kryształki, odpowiedniki kolorowych pionków z Master Minda. No i wisienka na torcie – wspaniały kościotrup stojący na środku planszy, z piracką czapką i szablą w dłoni. Mówię wam – wspaniała plansza.
Zaczynamy grę – w każdej rundzie jeden z graczy rzuca kością (znowu ta fantastyczna kostka LEGO) i wyciąga z wielkiej skrzyni kryształ w wylosowanym kolorze. Do niego dobiera drugi, w kolorze jaki sam wybierze i te dwa kryształy wykorzystuje do wytypowania kodów innych graczy. Oba może umieścić na polach służących do zgadywania. Następnie adresaci tych insynuacji muszą albo potwierdzić, że strzał był celny – przesunąć kryształ na pole z odgadniętymi fragmentami kodu, albo zdementować sugestię – przesunąć kryształ na obszar zarezerwowany dla kompletnie nietrafionych pomysłów kolorystycznych, albo pozostawić kryształ w sferze niedopowiedzeń (czyli tam gdzie został umieszczony) – gdy kolor może się i zgadza, ale miejsce zupełnie nie. Takie niedoodgadnięte kryształy inni gracze będą mogli doodgadnąć w swoim ruchu w miejsce dobierania drugiego kryształu ze skrzyni.
Reszta jest już prosta jak nawigacja piracką krypą po pijaku – kto do końca utrzyma swój kod w tajemnicy, wygra grę. Tak, macie rację, w tym wariancie gry efektowny kościotrup z szablą (i czapką) jest kompletnie zbędny. Ale od czego mamy „Zmieniaj” – sugestia jego wykorzystania jest w proponowanych w instrukcji sposobach urozmaicenia (?) rozgrywki. Może on na przykład trzymać kryształ w wolnej ręce (tej bez szabli). Ten kryształ gracze będą mogli czasem (zależy od kostki) wykorzystać do zgadywania i podmienić na inny.
Jak widać z powyższego, sposób na wyłonienie Mistrza Intelektu spośród młodych uczniów wybrano dość prosty. Aby gra nadawała się dla szczyli, wystarczy logiczne myślenie zastąpić zgadywaniem. A żeby wyrównać nieco szanse i sprawić, że inteligentne zgadywanie (ang. educated guess) nie prowadzi zbyt często do zwycięstwa, trzeba dodatkowo ograniczyć wolność graczy w tym zgadywaniu – zmusić ich, żeby z własnej woli zgadywali tylko jeden kolor, drugi narzuci im rzut kością (pisałem już, że kostka jest rewelacyjna?). Dorzucamy do tego szczyptę pamięci krótkotrwałej (aby pamiętać które kolory były już przymierzane do których pól) i mamy Pirate Code.
Czy to dobra gra? Cóż, powyżej próbuję na siłę wcisnąć Pirate Code w pogrzebowy garnitur po dziadku Master Mindzie. Nijak nie pasuje, ale przecież nikt nie twierdził, że powinien. Podobieństwo do starego klasyka jest przypadkowe i niezamierzone. Pirate Code to gra efektowna, lekka i losowa, żeby nie powiedzieć bezmyślna. Taka też zapewne miała być, w końcu jest przeznaczona dla dzieci ;-). Bez wątpienia jakość wykonania jej komponentów jest fantastyczna, instrukcja jasna, przejrzysta i szczegółowa, a że coś tak abstrakcyjnego jak mechanika nie może się raczej spodobać czytelnikom GamesFanatic? Czytelniku, jeśli uważasz, że tak łatwo wymyślić dobrą grę, to proszę bardzo: wymyśl sobie. Pamiętaj, „Buduj – Graj – Zmieniaj” . Albo odłóż na półkę.
Dziękujemy firmie LEGO Polska za przekazanie gry do recenzji.
Ogólna ocena
(2/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Z gier lego to jedyne co mi sie widzi to recenzowane juz „kalambury” – wykorzystuja najwieksza zalete klockow czyli mozliwosc budowania :)
I choc jestem AFOLem to kupie najtansza gre z serii tylko dla … kostki (bo ponoc taka fantastyczna :P ).
Chyba, ze sama kostka jakos wpadnie w lapy…