Wyobrażam sobie małego Stefanka Felda, gdy przy bladym świetle lampki zasiada wieczorami z dziadkami do gry w kości wyrzucane na stół ze starego porcelanowego kubka. Wyobrażam sobie jak podrosły już Stefek, prezentując tzw. zimny łokieć, pędzi niemiecką autostradą z rozwianym włosem (no, tu może przesadziłam, sądząc po fotografii…) a przy przedniej szybie dyndają mu dwie białe pluszowe kości nadnaturalnej wielkości. Wyobrażam sobie jak dorosły Stefan przykłada wieczorem głowę pełną pomysłów do poduszki w kolorowe kosteczki do gry (w dzieciństwie takich nie było i teraz to sobie rekompensuje). Wyobrażam sobie wreszcie Felda jak niemal nigdy nie rozstaje się z kośćmi i jak rasowy kostkerzysta mieli je bez przerwy w dłoni, co doprowadza przy obiedzie do szału jego żonę.
Ostatnio mam fazę na Felda. To żadna tajemnica. Dodatkowo, co jakiś czas mam fazę na karcianki. I tak było ostatnio. Do tego kości, których jeszcze niedawno unikałam jak ognia (koszmarne wizje panoszącego się na stole Eurobiznesu do dziś nawiedzają mnie w snach), w rękach mistrza nabrały nowej jakości i stały się naprawdę przyjemnym narzędziem zarządzania losem. Łącząc te trzy elementy nie mogłam przejść obok Romy obojętnie. Chociaż, patrząc na rok wydania, 6 lat dosyć skutecznie przechodziłam…
Na klimatycznym filmie reklamowym (para w ruinach) para rozgrywa partyjkę w ruinach, przy malowniczym wylocie jakiejś rury. Gra, jak widać, zajmuje niewiele miejsca, składa się z niewielu elementów i zabiera niewiele czasu w przygotowaniu. Dzięki tym „niewielu” składowym stanowi dobry filerek, przystawkę lub deser growego wieczoru. Pytanie: AŻ dobry czy TYLKO dobry?
Zasady
Jak to u Felda – bardzo proste (no dobrze, może za wyjątkiem Luny, gdzie pomoc gracza przypomina menu w chińskiej restauracji). Centrum pola zmagań stanowi rząd żetonów wskazujących kolejne ścianki kostki (od 1 do 6) plus żeton „karciany” i żeton „pieniężny”. Te żetony to swoista linia frontu, po której obu stronach gracze w toku rozgrywki zagrywają i aktywują karty. Gracze na zmianę wykonują swoje tury aż nastąpi jeden z dwóch warunków końca gry: skończą się punkty w puli lub skończą się punkty jednemu z graczy. Gracze rozpoczynają bowiem grę z pewnym dorobkiem, który starają się powiększyć, a w najgorszym razie nie stracić. Tracić mogą na dwa sposoby: gdy przeciwnik aktywuje niecne karty oraz gdy na początku swojej tury nie mają obstawionych kartami wszystkich 6 pól po swojej stronie frontu. Karty wystawiamy za pieniądze, a całą resztę załatwiamy poprzez kości.
Gracz w swoim ruchu rzuca 3 kośćmi akcji i może:
- wziąć tyle pieniędzy ile wskazuje kość,
- wziąć tyle kart ze stosu ile wskazuje kość (ale zatrzymać tylko jedną!),
- aktywować kartę pod numerem wskazanym przez kość.
Zasady zatem banalne, kwintesencja tkwi w żonglowaniu tymi 3 możliwościami. Akcje możemy wykonywać w dowolnej liczbie (rozumie się, że nie większej od 3) i kolejności, co daje całkiem sympatyczne pole manewru. Jeśli dodać do tego różnorodność kart w talii to mogłoby się wydawać, iż hulaj dusza, piekła nie ma, mogę wszystko, hej!
Co mamy w sercu gry, czyli na kartach?
Karty przedstawiają budynki lub postacie. Rysunki są świetne, klimatyczne (Menzel), a ikony działania jasne i czytelne po jednokrotnym przeczytaniu opisów w instrukcji. Są karty agresywne i defensywne. Są karty, których działanie zależy od miejsca położenia, są i od tegoż miejsca niezależne. Są karty wprowadzające elastyczność w manewrowaniu innymi kartami czy nawet kośćmi, są karty zdobywające dla nas i/lub odbierające punkty przeciwnikowi. I jest wreszcie Forum… (tadadam!). Forum, o którym krążą kontrowersyjne opinie, że jest kartą przegiętą, że przez nią gra jest zepsuta i w ten deseń. Ja jednak tak nie uważam. Po niemal 30stu rozgrywkach stwierdzam, iż tylko kilka razy Forum (do tego dobrze obstawione budynkami pomocniczymi) zdecydowało o zwycięstwie.
IMHO, czyli opinia
Jeśli spodziewaliście kolejnego peanu pochwalnego na cześć Stefana Felda to troszeczkę muszę Was rozczarować. Roma ma jedną wadę, która sprawia, że możemy jednak na filerek (przystawkę lub deserek) wybrać coś innego. Jak na szybką karciankę potrafi się bowiem czasem niemiłosiernie rozciągnąć. Gracze popadają w młyn powtarzających się działań, układy kart zapętlają się w swych funkcjach, przeciwnicy na przemian zabierają sobie po kilka punktów i tak w koło macieju, aż któryś z nich nie zdecyduje się czegoś radykalnie po swojej stronie frontu zmienić. Ale też musi mieć ku temu możliwość, a nie tylko dobrą wolę. Potrafi to być męczące i sprawia, że tęsknie zerkamy na inne pudełka. Nie po to rozkładaliśmy SZYBKĄ karciankę, aby teraz ponad godzinę spędzić na przerzucaniu się żetonami punktów.
Które – w przeciwieństwie do szczególnie ostatnich gier Felda – są grube, ładne i funkcjonalne. Zarówno znaczniki punktów jak i monet powinny zadowolić wybrednych w tym względzie. Karty też nie napawają obawami, bo choć zasadniczo cienkie to jednak nie zauważyłam oznak zniszczenia. Nie międli się ich w dłoniach, więc przy kulturalnym obcowaniu pożyją długo.
Ponadto, niektóre karty mogące przynieść wiele punktów kosztują masę pieniędzy w momencie wystawienia, a mają znikomą wręcz obronność (tak tak, bo są jeszcze karty inicjujące ataki, w których rzucamy kostką…) i dość szybko z gry wypadają. Niektóre są super mocne w działaniu, inne zaś słabe i praktycznie w ogóle nie przydatne. Zapewne, w testach, rozgrywki przeszły wiele etapów ewolucji i przede wszystkim wiele stołów. W konsekwencji w różnych strategiach różne karty były doceniane. Jeśli jednak zaopatrzymy się w Romę do spędzania miłych wieczorów ciągle w tę samą dwójkę, to możemy uznać, że część talii jest nam po prostu niepotrzebna. Trudno natomiast zaprosić do gry kogoś nowego, żeby odświeżył nam spojrzenie na strategie, bo jest to ostatecznie gra stricte dwuosobowa.
Generalnie Roma to tytuł, który potrafi zauroczyć, ale jeśli trafi się rozciągnięta rozgrywka to i na trochę zniechęcić. Nie chodzi o poważne wady gry. Mechanizm jest prawie genialny i genialnie prosty, ale „prawie” robi trochę różnicy i niestety może nieść ze sobą podirytowanie. To podobnie jak z Macao. Ryzyko, które Feld chronologicznie poniósł wcześniej mnie jednak nie porwało. W Macao nie odczuwam frustracji, w partii Romy mi się zdarza. Generalnie losowość w grach mi nie przeszkadza, o tyle w tym przypadku uważam, że Feld się o tę swoją sztandarową kontrolowaną losowość najzwyczajniej w świecie potknął. W Romie nie daje się ona po prostu aż tak grzecznie ujarzmić.
Tak więc, Roma czeka aż ponownie najdzie mnie ochota na buszowanie po starożytnym Rzymie i zaangażowanie w potyczkę Senatu z Gwardią. Tymczasem zaś buszuję gęsto i często po rejonach Burgundii ;)
P.S. Istnieje Roma II – Arena, której niestety nie miałam okazji sprawdzić, szczególnie pod kątem poprawek do pierwowzoru.
PLUSY:
– kolejny patent Felda na ciekawe wykorzystanie kości
– piękne wydanie
– najczęściej szybki przyjemny chwilerek
MINUSY:
– losowość potrafi być irytująca
– dwuosobowe partie w stałym składzie „eliminują” zasadnośc zagrywania niektórych kart
– zdarzają się długaśne partie, co chwilerkowi nie przystoi…
rok: 2005
liczba graczy: 2
czas trwania: (wbrew opisowi na pudełku) od 30 do 75 minut (!)
Ogólna ocena
(3/5):
Złożoność gry
(2/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Czy można prosić o włączenie jakiegoś systemu dawania kciuków/plusów choć na tę jedną recenzję? Nie, nie, Feld nie obchodzi mnie ani trochę, ale Veridianę mogę czytać nawet w raportach z sesji w Żółwiki…
Ach, Wenecja…
@Victor, może kliknij w to Lubię to :-) Monice faktycznie się należy :)
Sprawdziłem w kilku konfiguracjach, jednak gra nie nadaje się dla początkujących graczy mimo że na taką wygląda.
Generalnie bardzo interesujące zastosowanie kości, prawie za każdym rzutem można coś zyskać choć czasami przeciwnik zyskuje więcej (jak w Zamkach Burgundii).
Polecam dla fanów Felda i kości.
Dziękuję za miłe słowa :))
Na Gratislavii zaskakująco wiele osób grało w Romę i przyglądając im się odniosłam wrażenie, że to wyłącznie „początkujący”. czyli coś tam liznęli, ale nic za bardzo skomplikowanego. i bawili się dobrze :)
Może problemem jest jak początkujący gra z nie początkującym. Kostki mogą być mylące :)