Z Eclipse wszystko zaczęło się od Nataniela i wątku na naszym forum nakręcającego hype na grę. Perspektywa trzygodzinnej gry 4X (eXplore, eXpand, eXploit and eXterminate) dla 2-6 graczy, z możliwością projektowania statków jak w Master of Orion, stała się dla wielu osób zwieńczeniem marzeń na planszówkę w kosmosie. Następnie Victor Strogow przeprowadził wyśmienitą analizę gry na podstawie instrukcji do gry, zdjęć i poradników projektanta. Wreszcie w ostatnim czasie kilka samoróbek gry pojawiło się na Avangardzie i na planszówkowych wakacjach na Grajdołku i na Bieszczadkonie. Na tej ostatniej imprezie udało się rozegrać 4 rozgrywki, tak więc złapałem za wirtualny mikrofon i spytałem kilku przypadkowych uczestników o ich wrażenia po grze. Wiadomo dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Czy Eclipse to się udało?
Agata Cieślikowska (Acik)
Ostatnio w ogóle mało gram i moja opinia raczej nie będzie miała żadnej merytorycznej wartości dla planszówkowych geeków. Eclipse ma u mnie dużego plusa za sam fakt, że do niego usiadłam i zagrałam do końca… a potem jeszcze i jeszcze… i nadal mam ochotę :). Ucieszyło mnie niezmiernie, że nie muszę zamieniać się w agresora-faszystę, co wydawało mi się nieodzowną częścią tego typu gier (patrz Twilight Imperium), a pokojowe opanowywanie wszechświata rasą „glonów – mchu ” też może być wyzwaniem. Szkoda, że każda rozgrywka musi kręcić się wokół „centrum sterowania wszechświatem” – to sprawia, że kolejne partie niestety są do siebie podobne. Niezbyt długi czas gry – duży plus i czytelność. Podobało mi się, jeszcze zagram.
Marcin Cieślikowski (Cieślik)
Najfajniejszym elementem jest zróżnicowanie ras. W innych grach tego typu często są to kosmetyczne różnice. W Eclipsie do różnych cywilizacji stosujemy inne zasady gry, jak i strategię. Można zawsze zagrać ludźmi (którzy są uniwersalni) i spokojnie realizować dowolne ścieżki zdobywania punktów prestiżu. Aby wygrać rozgrywkę trzeba wyciągnąć maksa punktów co najmniej z 2 dziedzin (walka, eksploracja, nauka, artefakty, monolity). Bardzo ważną sprawą jest rozbudowa naszych statków i uzbrajanie ich w nowe technologie, co mechanicznie jest rozwiązane świetnie. Do wielkich zalet można dodać czas gry. Przy doświadczonych graczach 6 osobowym partię można rozegrać do 3 godzin.
Jakub Jaszczyński (Kubek)
Eclipse jest skazane na porównania z TI. Duża gra z planszą układaną z hexów przedstawiających układy planetarne (z najlepszym układem na środku planszy) polegająca podboju kosmosu i rozwijaniu własnej rasy oraz walce ze współgraczami z założenia rzuca wyzwanie produktowi FFG.
I rzeczywiście Eclipse jest podobne do TI. Jest prawie tak samo rozbudowane (tutaj prawie nie robi wcale tak dużej różnicy) ale za to dwa razy krótsze. W 6 osób – w tym dwóch nowicjuszy zagraliśmy w 4h całą partię (i nie odliczam tu przerw na papierosa czy pójście do pokoju po piwko).
Dość długi setup początkowy (ale i tak krótszy niż w TI) ujawnia swoje zalety później. Układ i obsługa karty każdej rasy jest tak dopracowany, że podliczenie każdej tury trwa niesamowicie szybko jak na taką grę. Podliczenie każdej rasy trwa kilka sekund. Potem trzeba jeszcze wyłożyć 8 żetonów technologii i gotowe. Można zaczynać nową kolejkę. W TI trwa to jednak dużo dłużej.
Wynika to z tego że w Eclipse – niewątpliwie wzorowanym na TI – zrezygnowano z polityki i wszelkiego rodzaju kart. W TI zagrywanie kart polityki, głosowanie, zarządzanie i zdobywanie kart akcji, a także wypełnianie celów ogólnych i tych ukrytych stanowiło bardzo istotny element rozgrywki (punkty zdobywa się głównie za cele). W Eclipse sytuacja jest klarowna niczym przysłowiowa kawa na ławie. Gracze nie mają kart akcji znanych tylko im, którymi mogliby zaskoczyć przeciwnika ani tajnych celów, które skrycie próbują zrealizować. Punkty zdobywaj się za walki, zdobyte układy planetarne i wybudowane lub przejęte monumenty. Być może gra jest przez to bardziej sucha i powtarzalna ale potrzeba by więcej rozegranych partii by to ocenić.
Osobnym tematem jest budowa floty. W Eclipse można budować tylko 3 statki kosmiczne i 1 bazę dodatkowo ich ilość ograniczona jest niewielką liczbą dostępnych dla każdej rasy figurek. Na pierwszy rzut oka wygląda więc, że Ti ma tu zdecydowana przewagę – rodzajów okrętów ma ponad dwa razy więcej, a do tego doki produkcyjne, piechota i PDSy (systemy obrony planetarnej). Jednak Eclipse daje tyle możliwości modyfikacji swoich jednostek, że nic takiego się nie odczuwa. Modyfikowanie okrętów w Eclipse to właściwie taki mini Galaxy Trucker na karcie rasy. A daje tyle frajdy, że w trzeciej rozgrywce wszyscy gracze poświęcali temu dużą ilość czasu (zresztą technologie służą głównie do tego), a mimo to w grze nie było dwóch identycznych okrętów.
Podsumowując: Eclipse zrobił na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Tytuł nieco mniej rozbudowany niż TI oddający jednak całkowicie klimat podboju kosmosu z czasem rozgrywki dwa razy krótszym – to musi się podobać. No i zabawa z modyfikacją okrętów – majstersztyk.
Jedyne czego mi brakuje (porównując do TI) to brak celów jawnych i ukrytych. Zrealizowanie trudnego, tajnego celu i zaskoczenie nim innych graczy na końcu kolejki (a przy okazji zdobycie dwóch punktów zwycięstwa) daje w TI dużo satysfakcji.
Łukasz Łazarecki
Rewelacja! Chciałem zacząć od tego, co mi się nie podoba, ale po dłuższym namyśle wciąż nic nie przychodzi mi do głowy. Może, trochę na siłę, takim pół-minusem można nazwać (jednak) dość długi czas rozgrywki. Co prawda w sześć osób grę można skończyć w 3-4 godziny, ale wcale nie oznacza to, że dwóch graczy skończy podbijać wszechświat w 1.5 godziny. Im mniej graczy, tym więcej układów do podbicia per gracz i krótszy czas rozwijania gospodarki, przez co w jednej turze podejmujemy więcej akcji (bo kto bogatemu zabroni). Efekt jest taki, że przy stole, niezależnie od liczby graczy, siedzimy w okolicach 3 godzin. Ale, jak już wspomniałem, jest to co najwyżej pół-minus, bo trudno zaliczyć 3 godziny świetnej zabawy do wad! Reszta to już tylko stuprocentowe plusy, dodatkowo genialne w swej prostocie.
Pierwszym, który od razu rzuca się w oczy, jest obliczanie bilansu przychodów i kosztów, z którym poradzą sobie nawet zdający maturę z historii. W tej grze (uwaga!) umiejętność dodawania czy odejmowania jest zbędna! Wystarczy wiedzieć, że np. 15 jest większe niż 13 i możemy zarządzać kosmicznym imperium! A to wszystko za sprawą sprytnego mechanizmu, gdzie kolonizując kolejne planety, produkujące jeden z trzech surowców – pieniądze, naukę lub materiały, przenosimy drewnianą kosteczkę ze swojej planszy postaci na heks z planetą, odsłaniając tym samym kolejny poziom generowanych zysków, który był ukryty pod kosteczką. Podobnie wygląda obliczanie kosztów – wykonując akcję, zdejmujemy jeden drewniany drops i odkrywany nowy poziom kosztu utrzymania. Na koniec musimy tylko porównać przychód i koszty – dwa najwyższe widoczne numerki. Prościej chyba się nie da.
Dalej, eksploracja nowych układów – proste dokładanie losowo wybranych kafelków tak, żeby pasowały. Jednak odpowiednio dopasowując wylosowane heksy, mamy wpływ na końcowy kształt najbliższego nam wszechświata (który w Eclipse okazuje się niekoniecznie nie mieć granic) i rozbudowę naszego imperium tak, żeby utrudnić przeciwnikowi ewentualny atak w przyszłości – przez ograniczenie liczby tzw. „łormholi”, za pomocą których przeskakujemy z heksa na sąsiedni heks.
Bardzo prosto i fajnie jest też pomyślany mechanizm walki. Przede wszystkim – nie jest do końca deterministyczny (rzucamy kośćmi), co niewątpliwie jest plusem, bo przed walką nie powinno być możliwe stwierdzenie: „Zniszczę ci twoją flotę tracąc tylko 3.78 Myśliwca!”. Za to prawie zawsze możemy powiedzieć czy w walce stracimy jakieś statki i czy ją wygramy, czy też nie. Dodatkowo, możemy konstruować naszą flotę tak, żeby była zoptymalizowana pod konkretne statki przeciwnika (trochę na zasadzie papier-nożyce-kamień), więc nie jest to proste „lewelowanie” statku, gdzie możemy tylko podbić pancerz i dorzucić mocniejsze działo. Na przykład, nasz przeciwnik ma jeden Pancernik z dwoma prawie zawsze trafiającymi działami, co gwarantuje, że co turę walki zestrzeli nam jakiś statek. Fajnie, ale wcale nie oznacza to, że jest niezniszczalny, bo możemy zaatakować go większą grupą szybkich i tanich Myśliwców, z których co turę będziemy tracić jeden, ale będziemy też co turę strzelać do pancernika z 10 dział jednocześnie.
Eclipse ma jeszcze sporo ciekawych patentów, ale chyba nie ma sensu omawiać tu wszystkich. Co jest istotne, to że każdy mechanizm jest pomyślany tak, żeby stanowił esencję grania – bez niepotrzebnych, dodawanych na siłę „pogłębiaczy”, które niewiele wnoszą, a zjadają czas i „rozwadniają” zabawę. Eclipse to taka strategia, taktyka, ekonomia i dyplomacja w bardzo łatwej do połknięcia pigułce.
Łukasz Respondek (zara2stra)
O Eclipse usłyszałem na kilka dni przed pierwszą rozgrywką – znajomi gracze Twilight Imperium zachęcali wizją szybszego i bardziej eleganckiego TI. Z uwagi na to siadałem do rozgrywki z dość krytycznym nastawieniem, a pierwsze tury wywołały lekkie zdziwienie; ta gra to nie jest Twilight Imperium w dwie/trzy godziny – to bardzo przyjemne Euro, solidnie osadzone w klimacie Space Opery, z bardzo dobrze zrealizowanymi elementami rozwoju technologicznego i eksploracji kosmosu.
To, czego brakuje mi w Eclipse, co mogło by spowodować bym ostatecznie odłożył pudło od FFG na półkę, to interakcja z pozostałymi graczami od samego początku gry, ciągłe negocjacje i zagrywki polityczne. Z drugiej strony, to właśnie one wydłużają grę w Imperium Zmierzchu, więc tym chętniej zakupię Eclipse po premierze. Gdy nie ma czasu na rozegranie spokojnej partii w TI, Eclipse powinien znakomicie sprawdzić się – może nie jako zamiennik, różnice między tymi grami są jednak dość mocne – lecz jako ambitna gra o podboju kosmosu, do rozegrania w czasie kilka razy krótszym niż jej starszy brat.
Adam Sikorski (adikom5777)
Gra bardzo mi się spodobała, zawiera mechanizmy, które lubię: pozyskiwanie dóbr, rozwój nauki, ekonomia. Bardzo mi się podoba mechanizm wyboru akcji: im więcej chcemy zrobić, tym więcej płacimy za utrzymanie kosmicznej cywilizacji oraz im więcej zasiedlamy planet, tym droższe jest ich utrzymanie. Kolejnym bardzo fajnym pomysłem jest rozbudowa floty. Każdy zaczyna z takimi samymi typami statków i w miarę upływu czasu pozyskując różne technologie można te statki usprawniać. Kolejny plus to system walk. Bardzo dobry pomysł z inicjatywą, a losowość rzutów podczas walki można ograniczyć poprzez modyfikację statków. I na koniec wielka zaleta dla zaganianych graczy – czas rozgrywki: 30 minut na gracza.
Kilka słów o paru rzeczach, które podobały mi się najmniej:
– duża losowość na początku gry przy eksploracji kosmosu. Jeden gracz może wyciągać fajne systemy do zasiedlenia, a drugi cały czas obcych. Przez co ciężko jest odrobić straty.
– nie podoba mi się losowanie żetonów dających PZ po walce. Żetony dają od 1 do 4 PZ w zależności od fartu. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem byłoby dobieranie żetonów, które po odrzuceniu umożliwiają przerzut kości w czasie walki.
– brak ograniczenia liczby floty na jednym heksie.
Dziękuję wszystkim za ich opinie.
Ja oparłem się tylko dlatego, że „jedna z samoróbek” była bardzo surowa :) Tym bardziej cenne są powyższe, pozytywne opinie, bo pochodzą z gry domowym prototypem. Tutaj widać jak mniej więcej gra będzie się prezentować:
http://www.boardgamegeek.com/video/8914/eclipse/whats-inside-the-box
A ja nie oparłem się pomimo… :-p
A ja na Grajdołku wycinałem elementy żeby potem zagrać (Nataniel nie mógł bo jak sam powiedział „przestał widzieć w 3D”) – to jest poświęcenie, a nie jakieś tam granie w marnie wykonany prototyp ;)
Niedobry rednacz nawet nie poprosił o moje zdanie dlatego krótko – super gra :)
prototyp Rebela wyglądał jednak sporo lepiej, figurki ze Starcraft’a są lepsze niż z Bootlegers ;)
@yosz
Nie prosiłem, bo przyjąłem formułę „przechodniów” zaczepianych przez namolnego dziennikarza :) Dlatego swojej opinii też nie zamieściłem.
No dobra ;)