Tak się złożyło, że znacząca grupa moich recenzji dotyczy dodatków i rozszerzeń (w tej chwili 1/3!). Pisząc recenzję muszę sobie stawiać pytania, dostrzegać zależności, wyszukiwać właściwości, których jako zwyczajny gracz – być może – nigdy nie musiałbym robić.
W związku z tymi recenzowanymi dodatkami powstała pewna refleksja dotycząca znaczenia rozszerzenia dla gry określonego typu.
Gry – takie jak Fasolki, czy Sabotażysta – adresowane do graczy, którzy grają w różne tytuły mogą oferować dodatek wg dwóch odmiennych filozofii. W Fasolkach rozszerzenie pozwalało pograć w nowym składzie (oryginalnie 3-5, a teraz także w 6 osób i w duecie). Ponadto pojawił się wariant zmieniający pewne właściwości/reguły (karty pań i dzieci, a także kilka innych typów) co daje graczom możliwość modułowego dołączania nowości do znanej i lubianej gry. Chwaliłem taką metodę (Fasolki: rozszerzenie – O sztuce przyprawiania) dając ją jako przykład do naśladowania. Zupełnie inaczej odebrałem rozszerzenie do Sabotażysty (Sabotażysta: rozszerzenie – Dwa grzyby w barszcz…). Nowe karty i reguły wywracają znaną grę do góry nogami, zmieniając ją w coś niemal zupełnie nowego. Dla mnie taka forma dodatku – tworząca niemal nową grę – jest nietrafiona. Oba przykłady pokazują, że rozszerzenie nie gwarantuje sukcesu. Niestety może grę podstawową zepsuć (jak to się stało, w moim odczuciu, z Sabotażystą).
Inną grupę gier stanowią gry rodzinne. Dodatek do Małych Powstańców (Mali Powstańcy: Liberator – tradycyjne dwa w jednym) czy zawarte w podstawowej grze moduły dodatkowe (Mare Balticum – niewielkie morze pełne możliwości) powinny – to moim zdaniem jedyna słuszna droga – być opcją po którą sięgać będą osoby usatysfakcjonowane grą i szukające czegoś więcej. W grach rodzinnych dodatek nie powinien przytłaczać reguł podstawowych, ani stwarzać wrażenia, że dopiero z zakupionym dodatkiem otrzymujemy pełnowartościową grę. Podobną drogą poszedł Norenberc (Norenberc) – gra zdecydowanie dla doświadczonych planszówkowiczów – do którego dodatek wydany był na targi w Essen, jako zachęta promocyjna.
Dodatek do K2 – dwa w jednym
Broad Peak – dodatek do znakomicie przyjętej gry K2 – jest przykładem jeszcze innej koncepcji. K2 to gra niełatwa. Stawia spore wyzwania graczom, zarówno w konkurencji z innymi – by wygrać! – ale też wobec naszego stylu grania – zdobycie szczytu i zachowanie wspinaczy przy życiu to nie spacerek… Grając w K2 – prócz niesamowicie oddanego klimatu zmagań z trudną górą i własnymi słabościami – nabieramy pewnego doświadczenia. Zaczynamy rozumieć dalekosiężne skutki naszych wyborów i z pewnością zyskamy przewagę nad graczami początkującymi. Oczywiście kolejne partie wciąż pełne są emocji, nadal chcemy pokazać wyższość naszego stylu gry nad innymi – jednak dla niektórych typów graczy, to już nie to… Ja gram w różne gry albo z różnymi osobami, by sprawdzić swój umysł w coraz to innych wyzwaniach. Pokazać swoją elastyczność, sprawność w rozwiązywaniu nowych problemów.
Mam wrażenie, że podobnie do gier podchodzi Adam Kałuża. Jego gry są coraz bardziej od siebie odmienne. Widać, gdy ktoś chce się dokładnie przyjrzeć, jedną rękę, styl Folko. Jednak nie są to kalki wcześniejszych pomysłów. Zatem jak zrobić dodatek do bardzo dobrej, wymagającej gry? Zmieniać jej nie wolno! Jest przecież dobra :) Nowe wyzwanie? Oczywiście, ale musi być trudniejsze! Musi spowodować, by gracz znający już K2 poczuł się niemal bezradny, gdy zasiądzie do dodatku. Bezradny, bo wyrobione nawyki nie bardzo pasują do nowej planszy (mapy nowego szczytu). Podrażniony, bo zamiast kolejnego sukcesu konieczne jest przełknięcie gorzkiej piguły niepowodzenia. Te uczucia są zwykle bardzo motywujące. Postawieni przed nowym wyzwaniem chcemy sami sobie udowodnić, że damy radę. Jeśli dobrze odczytałem intencje Folka, to zamiar swój zrealizował w pełni!
Co w pudełku?
Zawartość pudełka może być nieco rozczarowująca.
Nowa dwustronna plansza przedstawiająca Broad Peak o świcie – gotowi do biegu na szczyt! A z drugiej tenże Broad Peak w szerokiej panoramie – będziemy trawersować. I właściwie to niemal wszystko… Żetony jam śnieżnych używane przy próbie powtórzenia wyczynu Krzysztofa Wielckiego są bardzo skromne (ale oczywiście w pełni funkcjonalne). Również kafle trawersu i żetony punktowania za poszczególne wierzchołki Broad Peaku niezbyt zmieniają znany zestaw rekwizytów niezbędnych do partii K2.
Zatem czy warto było inwestować w dodatek?
Odpowiedź, jak to często przy dodatkach bywa, zależy od nastawienia graczy. Jeśli nie spodobała się gra podstawowa, to zwykle małe są szanse na zmianę opinii przez dodatek – za dużo jest gier, by tracić czas na nietrafione tytuły. Jednak osoby, a jest ich niemało, które porwał za sobą świat ekstremalnych przeżyć wśród niebotycznych szczytów na pewno będą usatysfakcjonowane.
Broad Peak stawia przed graczami nowe wyzwania. Znacznie trudniejsze! Bieg na szczyt jest szybszy (tylko 15 dni) i do tego morderczy (odrzucamy najcenniejsze karty aklimatyzacji o wartościach 2 i 3). Aby jednak nasze szanse nie stopniały do zera (bo namiotów również nie używamy!) możemy kopać jamy w śniegu. Taka jama po dwóch dniach zostaje całkowicie zawiana i zasypana, ale póki istnieje daje naszemu wspinaczowi 1 punkt aklimatyzacji. Zmiany, na pierwszy rzut oka, niemal kosmetyczne… Ale jakże zmienia to sposób rozgrywki!
Bieg na szczyt…
Nazwa świetnie oddaje ciśnienie jakie powstaje w czasie rozgrywania kolejnych etapów. Zostały nam zaledwie dwie karty aklimatyzacji (dwie skromne jedynki, a! jeszcze ta zepsuta butla – 0!), a droga na szczyt wcale nie jest łatwiejsza. Konieczne jest nie tylko perfekcyjne rozplanowanie kolejnych ruchów, ale także sporo szczęścia – do pogody, do przychodzących kart, a także ruchów oponentów. Uff! Czuje się tu presję w czasie rozgrywki. Ale jakże miłe jest uczucie ulgi, gdy nasi wspinacze przeżyją ten nieludzki wysiłek.
Bieg na szczyt jest ciekawym wyzwaniem. Krótsza rozgrywka – o trzy dni mniej – wcale nie musi trwać krócej. Ten paradoks wyjaśnia napięcie uwagi z jaką muszą grać uczestnicy, bo tu błędów nie ma jak odrobić. Nie ma na to czasu, ani kart aklimatyzacji. Jedynym chyba sposobem jest wykopanie jam śnieżnych nisko i użycie do zwiększenia wytrzymałości naszych himalaistów. Mało to klimatyczne, ale dość pewne. Nie do końca jednak, bo pogoda i układ kart na ręce mogą nam znacznie utrudnić realizację planów.
Co ważne reguły nadal są dość oczywiste i można grać z początkującymi, jak i młodszymi graczami. To cenna zaleta jeśli ktoś rozważa zakupy świąteczne ;)
Trawers Broad Peaków
Zupełnie inaczej postawione zostały wyzwania w drugiej wyprawie.
Trawers Broad Peaków zakłada przejście wzdłuż grani grzbietowej i zdobycie trzech wierzchołków. Teraz wejście na szczyt związane jest z premią punktową.
Oczywiście to oznacza, że kto pierwszy ten lepszy! Ponadto zasada mówiąca o dodatkowych punktach za zakończenie trawersu wyraźnie premiuje pełną determinacji taktykę, by choć jeden wspinacz przeszedł pełną trasę.
Nowa reguła pozwalająca rozkładać namiot tylko jednemu graczowi, a później zwinąć go i nieść dalej ciekawie rzutuje na rozgrywkę. Warto teraz iść w zespole, choć wcale to takie oczywiste nie było w rozgrywkach, które prowadziłem.
Trawers jest o tyle ciekawy, że zupełnie inaczej punktujemy. Nie ma oczywistego ograniczenia do 20 punktów jak w podstawce i Biegu na szczyt. Teraz można punktów natrzaskać znacznie więcej. Ale trzeba znać dobrze grę, by się nie znaleźć u stóp góry z nieżywym wspinaczem.
W niemal każdej rozgrywce niektórzy gracze mieli poważne problemy z osiągnięciem szczytu, który jest jakoś tak sprytnie umieszczony na mapie, że pozorna łatwość kusi, by potem zmuszać do desperackich działań ratunkowych.
Fajnie było zaobserwować, że różne style gry dawały sporo punktów na koniec. To świadczy o tym, że nie ma tu jedynej słusznej drogi. Można próbować szukać swojej metody na trawers i znalazłszy sprawdzić, czy to przypadkowy układ pogody i kart dał nam sukces, czy faktycznie jest to dobra trasa.
Także i ta wersja dodatku wydaje się podnosić wyżej poprzeczkę w stosunku do gry podstawowej. Gracze lubiący K2 nie będą zawiedzeni!
Adam Kałuża pokazał mistrzowskie podejście do zagadnienia tworzenia rozszerzeń. Znajdujemy się w znanej konfiguracji reguł gry podstawowej. Jednak subtelne modyfikacje zasad generują kolosalne zmiany w sposobie rozgrywki. Tak, znów chce się grać w K2. Po raz kolejny chcemy pokazać, że jesteśmy (nasz umysł!) silniejsi od góry, pogody i innych niesprzyjających okoliczności wplecionych w reguły. Dzięki takiemu dodatkowi możemy grać w trzy gry (podstawka ma te same reguły, ale dwie różne mapy) zamiast jednej, osadzone w tym samym klimacie i różniące się między sobą na tyle, że nie ma mowy o znudzeniu. Dla wytrawnych graczy i miłośników gier Folko to pozycja godna polecenia!
Pora nieco pomarudzić.
Bardzo kiepsko pakuje się do jednego pudełka podstawkę i dodatek. Bez podstawki grać się nie da, a dodatek to mapa i te żetony. Niestety, trzeba wywalić papierową wkładkę. A i to niewiele pomaga! Format mapy jest taki, że nie da się jej zmieścić inaczej niż jedna na drugiej, a to oznacza ścisk wśród kart i żetonów… Szkoda, że projekt pudełka został tak mało przemyślany…
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(3/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Co do pudełka się nie zgodzę: po wyjęciu planszy z K2 wszystko ładnie mi się zmieściło w pudełku od Broad Peak. Czy na ścisk? powiedziałbym że starannie ułożone dzięki czemu nie latało mi wszystko po pudełku.
Tego pomysłu nie próbowałem ;) Gratuluję konceptu!