Naturalnie, chcę pobić rekord wszech czasów i przekręcić licznik. Niestety, w grze nie ma licznika. Próbuję więc przekręcić zakres liczb naturalnych. A zrobię to z Bożą pomocą i dlatego wyjątkowo często inwestuję w budynki klasztorne.
Poczytaj mi, krasnoludzie
– Propozycje na dziś: Portal2, Ora et labora albo film – proponuję Gośce.
– Bardzo smutny film?
– No, tak jakby. Opłakiwanie utraty dziecka.
Uwielbiamy spędzać wesołe wieczory na opłakiwaniu utraty dziecka.
– To może Sapkowski?
Od jakiegoś czasu czytamy książki na głos, po dwie strony na zmianę. Audiobooki bez prądu. Powrót do dzieciństwa, poczytaj mi mamo, poczytaj mi krasnoludzie. Przy okazji Sapkowskiego wyszło na jaw, że Gośka to krasnolud. Dialogom tej rasy nadaje intonację upartą i prostolinijną, wczuwa się bez granic i wydaje się przerażająco autentyczna.
Ale rezygnujemy z Wiedźmina, bo zniechęcił nas fragment „Miecza przeznaczenia”. Powtórzyliśmy go 8 razy, zastanawiając się nad sensem i rozłożeniem akcentów. Podkreślam akcenty ustalone ostatecznie:
[Wiedźmin] Nagle wiedział, że fałsz, kłamstwo, udawanie i brawura powiodą go prosto na trzęsawisko, na którym między nim a otchłanią będą już tylko sprężynujące, zbite w cienki kożuch trawy i mchy, gotowe w każdej chwili ustąpić, pęknąć, zerwać się.
Pełny Francuz
Ora et labora (łac. módl się i pracuj) to bezpośrednia kontynuacja Agricoli i Le Havre. W tej serii występują niezmiennie: worker placement (tutaj z 3 pracownikami), żetony towarów (tutaj dwustronne jak w Le Havre) i karty budynków.
Wizualnie grę wyróżnia tzw. kierat, czyli koło towarów z liczbami. Ten na zdjęciu oznacza, że otrzymam 5 sztuk zboża, o ile zdecyduję się poświęcić na to ruch (po czym znacznik zboża należy przenieść na pole o wartości zero). W następnej turze pierścień przesuwa się tak, że towarów przybywa. Kierat upraszcza dokładanie dóbr. Pozwala też na zróżnicowanie tempa ich dokładania. Im więcej zboża, tym wolniej przyrasta jego liczba.
Gramy pierwszy raz. Podobnie jak u Pancho (wspomina o tym na Gamesfanatic), to nasz świąteczny prezent. Przed rozpoczęciem należy wybrać wariant – francuski lub irlandzki – oraz wersję pełną lub skróconą. Wybieramy pełnego Francuza. I gdzieś przeoczyliśmy informację, że taki Francuz trwa trzy godziny.
Przekręcić licznik
Naturalnie, chcę pobić rekord wszech czasów i przekręcić licznik. Niestety, w grze nie ma licznika. Próbuję więc przekręcić zakres liczb naturalnych. A zrobię to z Bożą pomocą i dlatego wyjątkowo często inwestuję w budynki klasztorne (na złotym tle). Po pewnym czasie moja plansza wygląda następująco:
Przerwijmy program, aby nadać kilka liczb. Jeśli teraz nastąpiłby koniec gry, to zsumuję punkty zwycięstwa budynków: 5 za ogród klasztorny, 2 za kapitularz, 7 za warsztat klasztorny… Doliczę też wartości specjalne osad. Zależą one od otoczenia osad, np. osada handlowa przynosi dodatkowe 2 pkt. (liczba na czerwonym tle) plus 8 za targowisko, 3 za gliniane wzgórze i 4 za wirydarza. Wartościowa karta targowiska sąsiaduje z dwoma osadami, więc jego wartość specjalna zostanie policzona dwukrotnie.
Licznik liczb naturalnych jest już blisko przekręcenia, a ja – nagrody nobla w matematyce. W tym samym momencie sytuacja krasnoludzka wyglądała tak:
Wnikliwi zauważą, że Gosia zwycięża w każdy możliwy sposób. Jej budynki są o wiele cenniejsze i lepiej rozmieszczone. Ma zgrabniejsze ręce. Jej akcje są pożyteczniejsze, szczególnie skład kamieni i skład budowlany, z obydwu wiele razy skorzystam, płacąc za ich pożyczenie. Mój wróg nr. 1 posiada też większą „płynność finansową” żetonów (z lewej strony) oraz lepsze samopoczucie, bo ostatnio znalazł pracę.
Na szczęście, nie mam najmniejszego pojęcia, że przegrywam. Otacza mnie tyle kart, że ledwo pamiętam swoje. Upływa 2 godzina.
Patrzę w otchłań zrelaksowany
Po energicznym początku nadchodzi moment zawieszenia. Błądzę. Gromadzę żetony, ale przytłacza mnie ich różnorodność. Nagle wiem, że od otchłani dzieli mnie trzęsawisko mchów, gotowych w każdej chwili połamać się. Wśród 12 typów nie widzę surowca szczególnie ważnego. Z większością wiąże się ciekawa propozycja poprowadzenia gry. Zbieram te propozycje i właściwie z żadnej nie korzystam, bo co chwilę pojawia się nowa i lepsza.
Choć mchy są gotowe w każdej chwili połamać się, to patrzę w otchłań zrelaksowany. Nie występuje już konieczność opłacania żywności raz na pewien czas, znana z poprzednich gier. Ten element od zawsze straszył graczy, bo za brak jedzenia ponosiło się dotkliwą karę. W nowej odsłonie nic nie straszy, i chyba dlatego partia wydaje się spokojna, nawet zbyt spokojna.
Po kilku bezcelowych rundach w końcu wybieram temat mojej rozgrywki. Przyciąga mnie wariant liturgiczny: chleb i wino. Skupiam się na kościele klasztornym, dzięki któremu mogę zmieniać żetony chleba i wina w relikwie. Ten budynek widać w prawym górnym narożniku pierwszego zdjęcia. Zaczynam więc gromadzić i przerabiać towary zgodnie z planem produkcji:
(zboże -> mąka -> chleb) + (winogrono -> wino) = relikwia
Podobnie jak w Le Havre kalkuluję efektywność planu. Wychodzi mi 48 pkt. / 8 ruchów. Więcej bym uzyskał z budowania, ale mimo wszystko postanawiam spróbować.
Koniecznie hospitalizujcie znajomych
Nadchodzi faza D, ostatni rozdział gry, w którym przychodzą najsilniejsze budynki. Wśród nich jeden jakby zaprojektowany dla mnie, człowieka głęboko wierzącego: dom zakonny. Premiuje on posiadane budynki klasztorne. A ja, w odróżnieniu od bezbożnego krasnoluda siedzącego naprzeciw, zdobyłem prawie wszystkie, w nadziei, że ta gorliwość jakoś zrównoważy moje słabsze uwarunkowania umysłowe. Każda aktywacja przynosi mi 15 pkt. w jednym ruchu. Alleluja! Powtarzam ten ruch tak często, jak jest to możliwe, czyli około raz na trzy akcje (istnieją sposoby na zagęszczenie korzystnych akcji, ale zapomniałem o nich w trakcie gry).
Tutaj mała uwaga. Grając na dwie osoby polecam usiąść razem po jednej stronie stołu, w ten sposób lepiej widoczne będą wszystkie karty.
Czuję też, jak narasta we mnie jedno pragnienie. Po czterech godzinach nagle wiem, że chcę skończyć partię za wszelką cenę i między moim szczęściem a wyczerpaniem stoi tylko kilka budynków, które wystarczy wybudować, wznieść, kupić a cierpienia skończą się. Zaczynam panikować, że dobrze korzystając z domu zakonnego nigdy nie wstanę od stołu. Do końca życia będę zdobywał 15 pkt. zwycięstwa, fizycznie wstąpię do zakonu tej gry. Pełny Francuz wymaga od uczestników dobrej woli, bo reguły pozwalają grać w nieskończoność.
I tak właśnie można przekręcić licznik liczb naturalnych.
Jeśli część z waszych znajomych ostatnio przestała się odzywać, to być może dlatego, bo wciąż tkwią w partii dwuosobowego Ora et labora. Koniecznie ich odwiedźcie. I nastawcie się na konieczność natychmiastowej hospitalizacji. Będą głodni, wychłodzeni i zgromadzą tryliony punktów.
W agonalnej części gry Gosia próbuje jeszcze myśleć. Kończy się to kwadransowymi przestojami (w moim odczuciu), ale w sumie lepsza taka zabawa, niż oglądanie filmu o utracie dziecka.
Jej ostatnią wolą jest wykorzystanie resztek. Idealnie służy do tego kunstkamera (na zdjęciu w dolnym lewym narożniku), która pozwala zamienić 13 różnych żetonów na 30 pkt. Na tę okazję Gosia zbiera tęczowe stosiki różnych towarów i korzysta z kunstkamery dwukrotnie.
Podliczenie
– Boże, zmiłuj się. Ja tego nie chcę liczyć – krasnolud buntuje się na koniec gry.
Ja, 345 pkt.
Z czego:
120 w towarach
104 w budynkach
121 za osady (czerwone punkty specjalne)
Gosia 416 pkt.
Z czego:
94 w towarach
151 w budynkach
171 za osady (czerwone punkty specjalne)
Pierwsze wrażenia w skrócie:
– wyjątkowo wiele sposobów grania,
– bez szczególnie ważnych towarów,
– wariant „pełny Francuz dla 2 os.” trwa bardzo długo,
– duże znaczenie przestrzennego rozmieszczania kart na planszy,
– losowość wyłącznie ze strony nieprzewidywalnych decyzji graczy,
– nie prowadzi graczy za rękę i wymaga kreatywności.
A gdzie kot w historii?
Załozyłem konto na stronie specjalnie zeby Ci odpisać (na forum mam od lat, tutaj jakoś byłem biernym czytaczem). Fajna, klimatyczna recenzja a Twoje spostrzeżenia niewiele się różnią od moich, gra trochę przydługa, sporo możliwości nawiązanie do agri i le havre wali po oczach. To co mi się bardzo nie podoba (chyba że o czymś nie wiem) to fakt że znaczek na ilu graczy jest dane koło jest pod kieratem i muszę to rozmontować aby sprawdzić :)
Dzięki. To bardzo miłe, że założyłeś konto z tej okazji. Mi by się nie chciało :).
Opisałem tylko pierwsze wrażenia. W miarę kolejnych partii kierunki stają się wyraźniejsze. Choć wciąż czekam, aż Ora przestanie się wydawać „logicznie rzecz biorąc fascynująca” i faktycznie mnie porwie.
Tylko mały off top,ale ,,nawiązujący”.
Wiedźmina słuchamy z żoną na prawdziwym audiobooku, ale GoT-a sam czytam Jej do kąpieli w wannie od ponad pół roku, prawie co dzień. Wiem że nie ładnie się chwalić, ale zauważcie że dopiero Kapustka mnie ,,sprowokował”. Dodam że jesteśmy na drugim tomie ,,Uczty dla Wron”, żeby ktoś nie myślał że czytam 1 stronę dziennie ;)
Sprostowanie. Drugim tomie ,,Nawałnicy”.
,,Wrony” ostatnio kupiłem, stąd pomyłka.
Ale zwierzenia sprowokowałem. Czytać książkę żonie do kąpieli to przecież genialne :) I nigdy bym nie pomyślał, że w czasach audiobooków ktoś może czytać na głos.
Choć może audiobooki wręcz zachęcają do takiego czytania?
spóźniałam się na lekcje do szkoły przez Fronczewskiego, który czytał Tożsamość Bourne’a w III programie Polskiego Radia …
sorry za off top, to z sentymentu ;)
a nawiązujac do tej i innych recenzji Maćka to tkwię w nieustannym podziwie dla jego niespotykanego pisarskiego talentu