Profesor Jarosław Rudniański pisał, że najważniejszym warunkiem sprawnej pracy jest koncentracja. Trzeba ją jednak trenować. Sporo kłopotów z nią mają również dzieci w wieku przedszkolnym. Jako rodzic ciągle rozglądam się za narzędziami, które w przyjemny sposób, czyli przez zabawę, pomogłyby mi w pracy z moją latoroślą. Jeśli zaś narzędzie, prócz zabawy i nauki, jest źródłem nieopanowanego śmiechu (w końcu śmiech to zdrowie), to cenię je sobie jeszcze bardziej. Czy te elementy znalazłam w grze „Mali uczniowie czarnoksiężnika”?
Gra została zaprojektowana przez Thomasa Daum’a i Violettę Leitner, niemieckich autorów gier dla dzieci. Jest przeznaczona dla 2-4 graczy, od 5 roku życia. W roku 2011 została nominowana do dwóch niemieckich nagród: Kinderspiel des Jahres oraz Kinderspielexperten „5-to-9-year-olds”. Wydawnictwo Drei Magier Spiele połączyło prostotę reguł z przepięknym wykonaniem, okraszonym grafiką Ralfa Vogt’a. Do tego, po raz kolejny zastosowano w grze magnesy i zjawisko przyciągania.
Największym zainteresowaniem wśród dzieci w wieku przedszkolnym cieszą się gry, w których coś się dzieje. Nie takie zwykłe rzucanie kostką i przesuwanie pionków po planszy, z punktu do punktu, ale bardziej rozbudowane działanie. Dzieci są w bezustannym ruchu, stąd gry z akcją cieszą się naprawdę dużym zainteresowaniem. Mali uczniowie czarnoksiężnika to gra, co tu ukrywać, dla dzieci właśnie w takim wieku. Dla dzieci starszych, od 7 lat jest już zbyt prosta i szybko się nudzi. Szczęściem jest, gdy dzieci mają w domu sporo gier do wyboru lub zaczynają swoją przygodę z grami planszowymi bardzo wcześnie – wtedy gry nie nudzą się tak szybko. Z moją trzylatką już gram w Małych uczniów czarnoksiężnika i uważam, że ten wiek jest już odpowiedni, pod warunkiem stałego nadzoru (dzieci są zbyt pomysłowe i nieobliczalne) i potraktowania gry jako narzędzie do ćwiczenia precyzji i koncentracji w…. kuchni.
Witamy w kuchni.
Bohaterowie warzą mikstury w kuchni czarnoksiężnika. Kuchnia jest dość spora i bardzo atrakcyjna dla małych graczy. Jest przestrzenne palenisko na środku planszy-pudełka, 4 kociołki jako spore zagłębienia w narożach pudełka wraz z osłonkami, 16 otworów-słoików na drewniane kule, do tego po 4 drewniane i różnokolorowe kule przypadające na każdego gracza, stanowiące składniki tajemniczej mikstury, 1 ciężka szklana kula służąca do rozpalania ognia w palenisku (przy małych dzieciach trzeba zwracać uwagę na tę kulę – moja miała pecha i po kilku rozgrywkach, przelatując przez palenisko, ukruszyła się, zostawiając na planszy ostry jak igła kawałek), 4 drewniane pałeczki-różdżki do popychania pionków, oraz 4 duże drewniane pionki. Pionki są tu najważniejszym elementem. Są specjalnie wyprofilowane, w dolnej części zawierają magnes, a górna jest wyżłobiona na kształt misy/rynny do przenoszenia kul. Plansza jest również specjalnie wykonana. Posiada 8 stałych miejsc: przy kociołkach i wokół paleniska, które bardzo mocno przyciągają magnes z pionków, oraz 4 obszary po 9 wgłębień (można to zobaczyć wyciągając delikatnie planszę z pudełka), w których poprzez energiczne potrząsanie planszą przed rozgrywką, losowo umieszcza się po 1 metalowej kuli. Szkoda, że tylko jednej – gra traci na tym bardzo wiele. Każdy gracz ma za zadanie doprowadzić swój pionek z kulą do odpowiedniego kociołka (żółta do żółtego, itd.) popychając go po planszy przy pomocy pałeczki. Następnie musi umieścić kulę w kociołku. Osoba, która jako pierwsza rozniesie wszystkie kule do odpowiednich naroży, próbuje rozpalić ogień w palenisku wrzucając do niego szklaną kulę. Wygrywa osoba, której się to uda. Brzmi banalnie i nudno?
No to gotujemy.
Gotowanie nie jest takie proste i wymaga zręczności. Właśnie o tym jest ta gra. Ćwiczy zręczność, bo żadnych innych głębszych treści tu nie ma. Starsze dzieci i dorośli nie mają problemu z popychaniem pionków w odpowiednich kierunkach, młodszym dzieciom idzie już gorzej. Problemy zmniejszają się wraz z wiekiem, ale zaczyna się od przewracania pionków na zakrętach i braku precyzji w trasie bądź w stawianiu pionków przed kotłami. Wędrówkę urozmaicają ukryte pod planszą magnesy. W trakcie przesuwania pionka można się natknąć na taką pułapkę. Następuje gwałtowne przyciągnięcie do planszy dolnej części pionka i kula spada. Gracz traci kolejkę. Problemem jest również wrzucenie kuli do kotła, przy którym również jest magnes. Zbliżenie na odpowiednią odległość powoduje przechylenie pionka i automatyczne wyrzucenie kuli z misy. Kula nie zawsze wpada do środka. Drewniane kule rozbiegają się po planszy, albo co gorsza wylatują poza nią i znikają np. pod meblami, na ciemnym dywanie albo w futrze kudłatego psa. Każda strata kuli wywołuje śmiech, można nawet się popłakać ze śmiechu, jak tę samą kulę gracz próbuje wrzucić go kotła po kilka razy. Śmieją się wszyscy, od dzieci aż po dziadków. Gra byłaby wręcz idealna na swoim poziomie, gdyby nie mała ilość pułapek na trasie wędrówki pionków. Narzekam na to, ponieważ większość rozgrywek, mimo potrząsania planszą, przebiegała za prosto: na trasie nie napotykaliśmy magnetycznych przeszkód, jeśli były, to zapamiętanie 4 pozycji nie stanowiło żadnego problemu; można wypracować technikę zbliżania się do kotła, by kula zawsze wpadła do środka; można przesuwać piony po planszy na tyle wolno, że da się wyczuć zbliżanie do magnesowej pułapki (nie mówię, że zawsze i że każdy to będzie umiał). Tych umiejętności nie wypracują dzieci 3-5 letnie, starsze już tak, dlatego rozgrywki są dla nich powtarzalne. Jak gram z moim dzieckiem, to wchodzę w jego poziom, by z nim ćwiczyć i śmiać się przy tym. Jest coraz lepszym popychaczem pionków w magicznej kuchni. Bardziej precyzyjnym, bardziej skoncentrowanym, a jak coś nie wychodzi, to reaguje śmiechem. Taki sam śmiech towarzyszył jednej rozgrywce w gronie dorosłych.
Podsumowanie.
Z mojego punktu widzenia jest to najsłabsza pozycja z ostatnio recenzowanych przeze mnie gier „magnesowego szaleństwa”. Gra jest przeznaczona dla dzieci od 5 lat – dla tego wieku, w moim odczuciu, podobnie jak Smok Diego” wydawnictwa Haba, jest zbyt prostacka. Brak głębi i interakcji też przeszkadza, ale do zadań specjalnych się nadaje – jako narzędzie do nauki precyzji i koncentracji nawet od 3 roku życia. Za towarzyszący jej radosny śmiech dzieci, przestrzenną kuchnię, walory edukacyjne i ciągłe wykonywanie określonych czynności podciągam ocenę do 4. Pewnym jest, że gdy gra się znudzi, to dzieci wymyślą do niej nowe zasady, bo wykonanie pobudza wyobraźnię.
Gra zawiera kolorową instrukcję w języku polskim.
Ogólna ocena
(4/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(5/5):
Jesteś dla mnie wyrocznią :) i to w dobrym tego słowa znaczeniu. Dziękuję za ten cykl. Sam borykam się z tymi problemami wieku przedszkolnego i organizacji czasu wolnego w domu a jako miłośnik planszówek moje dzieci jeszcze nie potrafią zagrać w Eclipse albo nawet w M&M :)
Swoją drogą zarzucę jeszcze jeden ciekawy temat może coś doradzisz? napiszesz? Chodzi o gry z interakcją pomiędzy 3 i 1,5 latkami. Wiadomo w tym wieku dzieci nie bawią się z sobą a obok siebie. Masz jakąś propozycję?
Dodam że po Twoim komentarzu na jednym ze sklepów kupiłem już 3 gry :) recenzje trafne i dziękuję za nie.
Pozdrawiam z Gliwic
1,5 i 3 lata to naprawdę dwa różne światy ;-), ale przeglądnęłam półkę z grami i połączyłam te 2 światy grą Batik Kid. Młodsze będzie miało radochę wsadzania rybek do „akwarium” a starsze posegreguje i trochę pomyśli.