Są gry, których sława idzie przed nimi. Których legenda przewyższa rzeczywistość. Gry, które zaistniały, spotkały się z dobrym przyjęciem, które trafiły na swój czas. Gry, które się bardzo dobrze sprzedawały, które się wyprzedały, a potem… zostało tylko oczekiwanie, na wznowienie, na ponowną szansę i wspomnienie. A gdy w końcu przychodzi ten czas, pojawia się pytanie, co zostało z legendy, czy tylko legenda, czy ta gra po latach dalej będzie się bronić.
Dzisiaj zmierzę się z taką legendą, grą, która miała bardzo dobry odbiór, sprzedaż, która przez lata była niedostępna, z grą o tytule Goa.
W pudełku znajdujemy sporo elementów. Jest plansza główna, są plansze graczy (po dwie na osobę), są żetony, wiele żetonów, karty, i znowu wiele kart, drewniane elementy i oczywiście instrukcja. Całość charakteryzuje się dobrą jakością komponentów oraz skromną szatą graficzną. Ta bardziej przypomina gry sprzed dziesięciu lat, niż współczesne. Wszystkie elementy są czytelne, przejrzyste, ale lekko schematyczne. Dodając do tego słabe powiązanie tematyki z mechaniką, otrzymujemy słabo klimatyczne wykonanie. W pudełku znajduje się również wypraska, plastikowa, w starym stylu, gdzie na każdy element czeka jego miejsce. No właśnie czy czeka? Miałem kiedyś do czynienia z wydaniem angielskim, polskie jest dużo lepsze, ale… Żetony mieszczą się w swoich „kieszonkach” podobnie karty i drewniane znaczniki. Niestety projektant wypraski nie zwrócił uwagi na dwa szczegóły. Pierwszy – dodatkowe żetony, które znajdują się w nowym wydaniu, na które nie ma miejsca, oraz planszę, która nie mieści się w wyprasce. O ile pierwsze nie przeszkadza, bo można je położyć obok drewna, to drugie irytuje.
Przyjrzeliśmy się wykonaniu, a jak wygląda mechanika? Tura składa się z następujących po sobie czynności: wyłożenia wskaźników aukcji, licytacji i rozegrania akcji. Nim opiszę pierwsze, małe wyjaśnienie co do planszy. Ta składa się z 25 pól (5×5), na których losowo wykładane są żetony. Gracz rozpoczynający ma znacznik gracza rozpoczynającego, czyli flagę. Kładzie ją przy jednym z dostępnych żetonów (początkowo są to te zewnętrzne, a później również miejsca po kupionych żetonach), a na niej swój znacznik z numerem 1. Gracz kolejny bierze swój znacznik z numerem 2 i kładzie na jednym z żetonów sąsiadujących z flagą (również po skosie). Po nim następny, aż kolejka wróci do gracza rozpoczynającego. Ten wykonuje taką samą czynność i na tym kończy się wykładanie wskaźników akcji. Drugą czynnością jest zakup żetonów na których leżą wyłożone przez graczy wskaźniki. Zaczynamy od flagi (na której przecież też jest znacznik), potem żeton ze znacznikiem 2 itd.
Licytację zawsze zaczyna gracz siedzący po lewej od właściciela obecnie licytowanego znacznika. Każdy (zgodnie z ruchem wskazówek zegara) ma jedną możliwość powiedzenia ceny, gdy przyjdzie kolej na gracza rozpoczynającego, ten albo nie podbija ceny i dostaje pieniądze od gracza kupującego, albo kupuje żeton za kwotę o jeden niższą od najwyższej powiedzianej, a pieniądze oddaje do banku. Trzecia czynność to wykonanie 3 akcji. Gracze wykonują kolejno po jednej, aż wszyscy wykonają swoje. Napisałem 3 akcje, ale może być ich więcej. Gracz który zdobył flagę ma dodatkową, część żetonów – o które trwała licytacja – daje również dodatkowe, można je zdobyć jeszcze w inny sposób, o którym nie będę już wspominał. Akcje pozwalają na rozwój naszego przedsiębiorstwa, na zdobywanie punktów itd.
Przedsiębiorstwa? Jakiego przedsiębiorstwa? Tu wypadałoby zacytować fragment wstępu do instrukcji: „W grze Goa gracze wcielają się w rolę portugalskich handlarzy przyprawami […] Każdy będzie podejmował kroki w kierunku rozszerzenia swojej działalności w obszarach takich jak budowa statków, uprawa przypraw, zbieranie podatków, organizowanie kolejnych wypraw czy zakładanie i rozwój nowych kolonii”.
Tak to wygląda w instrukcji, a w rzeczywistości gracze mają dwie plansze, na jednej mają tabelę rozwoju: budowy statków, upraw przypraw, zbierania podatków, organizowania wypraw i możliwości zakładania kolonii. Druga plansza to miejsce na plantacje i kolonie, na których będziemy produkować przyprawy. Te są bardzo istotne, one pozwalają na rozwój parametrów z pierwszej planszy, one i statki, dzięki którym przyprawy będziemy wysyłać w świat. Plantacje zbieramy na planszy, kolonie zdobywamy w dużej mierze dzięki poziomowi możliwości ich zakładania. Pieniądze potrzebne są nam przy licytacji, a organizowanie wypraw… to jeden z dwóch elementów losowych, to bonusy jakie możemy zdobyć.
Dokładne opisywanie zasad nie ma sensu, wspomnę tylko, że powyższe zależności między rozwojem parametrów są bardzo istotne. Im bardziej parametr jest rozwinięty, tym więcej nam w danej dziedzinie daje oraz więcej punktów zwycięstwa na koniec. Warto by jeszcze wspomnieć o premii za równomierne zdobywanie wyższego poziomu w parametrach, za osiągnięcie wysokiego poziomu itd, itp. Chciałoby się wszystko opowiedzieć, ale… po to jest instrukcja.
Wiemy czym gramy, wiemy jak. Pytanie następne, to czy autorowi Rudigerowi Dorn udało się dobrze powyższe parametry pożenić, czy mechanizmy jakie są w grze dobrze się sprawdzają. Nie będę owijał w bawełnę, według mnie tak. Gra się wyśmienicie. Słaby klimat, suchość rozgrywki – jakkolwiek to brzmi i dla niektórych jest pojęciem obcym – mi nie przeszkadza. Goa mnie porwała, porwała wielu graczy. Wspomnę tylko, że u nas w klubie raczej nie gramy w tą samą grę co tydzień (jest jeden wyjątek, ale pominę go), z Goa jest inaczej. To gra w którą graliśmy kilka razy pod rząd, w którą sporo osób zagrałoby ponownie. Dlaczego?
Powody według mnie są następujące: emocje przy licytacji, planowanie co obstawić, żeby zdobyć pieniądze/nastawić się na kupowanie/dobrze kupić. Rozbudowa przedsiębiorstwa, z jednej strony równomierna z drugiej zaspokajająca nasze potrzeby. W końcu brak czasu, czasu na rozwój wspomnianego przedsiębiorstwa. Cała gra to 8 rund. W każdej mamy do wykonania co najmniej 3 akcje, czyli w sumie 24. Z dodatkowymi wychodzi około 30. Na wszystko brakuje czasu, akcji jest zawsze mniej niż by się chciało, planowanie w Goa jest bardzo istotne. Gra dodatkowo jest dynamiczna, wykonywanie po jednej akcji nie powoduje większych przestojów, co jest oczywiście zaletą.
Goa grą idealną? Nie. Prawie idealną? Tak ;-) Co mi w tej grze przeszkadza, co irytuje. Zacznę od skalowalności. Gra przeznaczona jest dla 2-4 graczy. Wspomniałem, że w mechanice ujęta jest licytacja, a tak jak wiadomo lepiej działa przy większej liczbie graczy, przy dwóch mówi się że licytacja nie działa. W Goa licytacja jest specyficzna i przy dwóch działa, ale to nie to samo co przy 3 czy 4. Dlatego mały minus za wariant 2 osobowy. Jest, można grać, ale skrzydła gra dostaje w większym składzie.
Losowość. Ta występuje w grze w dwóch miejscach (pomijam przygotowanie rozgrywki). Przy zakładaniu koloni i wyprawach. Pierwsza jest delikatna, można na nią się przygotować, osobiście uważam, że ma niewielki wpływ na wynik. Oczywiście, można grać licząc na szczęście, ale prawdziwy geek tak nie robi ;-) Losowość przy kartach wypraw jest bardziej problematyczna. Tu małe wyjaśnienie o co w tej akcji chodzi. W jej trakcie gracz losuje kartę(y). Może ją później wykorzystać na dwa sposoby, wykorzystać jej możliwości lub zostawić do końca gry. To drugie przynosi punkty zwycięstwa. Każda karta warta jest 1 punkt zwycięstwa, chyba że uda nam się wylosować kilka o takim samym oznaczeniu. Przykładowo dwie takie same dają już 3 punkty zwycięstwa, a 4 – 10 PZ. To dużo. To dla mnie najmniej ciekawy element gry. Goa to gra optymalizacyjna, przeliczeniowa, a ten mechanizm jest taki… nie fajny. Koresponduje z nim dodatkowo żeton Wyprawy, który daje graczowi po jednej karcie wyprawy co rundę, co czasami irytuje.
Jak widać jakieś minusy w grze znalazłem, ale jak mówi klasyk, minusy nie przysłoniły mi plusów, te rozbijają małe niedociągnięcia, Goa to świetna gra i koniec.
Na koniec kilka zdań o nowej wersji gry. Goa została wizualnie wydana podobnie jak stare wydanie, zmiany jakie są to: 4 nowe żetony, wariant bonanza – miły dodatek który wprowadza pewną losowość w trakcie licytacji, naklejki na drewniane znaczniki przypraw (ciągle nie udało mi się ich nakleić, nie przepadam za naklejkami :-D ) i zmiany w instrukcji. Za mało grałem w starą wersję, by porównywać zmiany z pełną świadomością. Wydaje mi się, że zmiana w licytacji jest ciekawsza, ale żeby to faktycznie ocenić, musiałbym mieć rozegrane po kilkadziesiąt partii w obu wariantach.
Zacząłem od legendy i na niej skończę. Goa dla mnie nie jest i nie była legendą :-) Znałem ją od dawna, miałem możliwość zakupu, ale cieszę się, że poczekałem na wersję polską. Napisy na żetonach w języku ojczystym, są na pewno lepsze, niż w innych barbarzyńskich ;-) Goa nie jest też starą grą, została pierwotnie wydana w 2004 roku… więc co to za legenda ;-). Mimo wszystko jednak nią jest. 8 lat w świecie gier planszowych to sporo, a brak dostępności, wspomnienia i dobre opinie powodowały, że stała się takim legendarnym tytułem.
Goa to bardzo dobra gra, dobra dla Geeków, ale nie tylko. Mechanika jest bardzo schludna, klarowna, prosta do wytłumaczenia. Rodziny ze starszymi dziećmi powinny sobie z nią radzić. Jedynie suchość, abstrakcyjność może odrzucać młodszych graczy – tak było u nas kilka lat temu, gdy chcieliśmy nią zarazić 11-12 letnią córkę. Czy grę polecam? Jak najbardziej. To jeden z lepszych tytułów jakie poznałem, plasuje się bardzo wysoko, gdzieś w okolicy 10 tego miejsca. To gra, która ciągle jest aktualna, na którą warto było czekać.
Veridiana (4.5/5) – Dawno dawno temu grałam w Goa pierwszy raz. I nic. Nie zaiskrzyło. Całkiem niedawno zagrałam drugi raz i BUM – gra mnie zauroczyła. Coż, gusta się zmieniają. Co prawda, pozostało wrażenie, że mechanizm wyboru kafelków do licytacji (czyli dreptanie okrągłymi żetonami) jest co najmniej dziwny, ale cała reszta nabrała pięknego sensu. Do tego stopnia, że szybko wyszukałam wersję online i już miesiąc rozgrywam pierwszą partię! ;)
ja_n (4/5) – Goa to oczywiście klasyk i świetna gra. Uwielbiam nietypowy mechanizm licytacji, takie zgrabne i pomysłowe mechaniki w grach zawsze wygrywają u mnie kilka punktów. Reszta mechanizmów też bardzo dobrze działa. Dlaczego więc nie dałem noty maksymalnej? Okazuje się, że mimo sympatii do gry i ciepłych myśli na jej temat, nie udaje się zbyt często położyć gry na stole. Do tego stopnia, że słysząc pogłoski o ponownym wydaniu, sprzedałem swój egzemplarz już dość dawno temu (za bezcen zresztą). Wygląda na to, że przyszła pora spróbować ponownie.
yosz (-/5) – może to i klasyk i mechanicznie nie mam tu nic do zarzucenia. Grałem raz jakiś czas temu (stąd powstrzymam się od oceny) – ot kwintesencja eurogry. Suche, mechaniczne, bez tematu. Wszystko działa sprawnie, tylko nie mam ochoty na kolejną partię
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(3/5):
Oprawa wizualna
(3/5):
Po pierwszych dwóch kontaktach z Goa (co ważne, oba były dawno temu i w dużych odstępach czasu), miałem poczucie, że to dobra gra, ale nie do końca mnie porywała. Po niedawnym zakupieniu polskiej edycji i zagraniu zdecydowanie się przekonałem (to też pewnie kwestia, że mam trochę inne spojrzenie na gry niż kilka lat temu, powiedziałbym bardziej dojrzałe). Świetna pozycja, zdecydowany klasyk gier ekonomicznych. Wszystko jest jak w idealnej eurogrze ekonomicznej – mało akcji, dużo główkowania, różne strategie, trudne wybory, duże emocje. Warto podkreślić, że dziś już mało poznawanych gier wzbudza we mnie duże emocje i chęć gry, a Goa to ma. Co do klimatu w mechanice – to fakt, za bardzo go nie ma, ale zupełnie mi to nie przeszkadza (zresztą, klimat to w eurograch zawsze kwestia umowna). Co do wykonania, to dla mnie akurat jest bardzo klimatyczne (choćby te drewniane przyprawy z naklejkami, no i oprawa graficzna). Ale ja właśnie wolę oprawę po części schematyczną, zostawiającą pole dla wyobraźni, niż przepych i dosłowność a la Age of Empires III.
Czy w nowej wersji jest zmiana w regułach czy to pomyłka w recenzji?
W mojej instrukcji właściciel znacznika musi przebić najwyższą ofertę a nie „kupuje żeton za kwotę o jeden niższą od najwyższej powiedzianej”
To nie pomyłka. W nowej wersji jest zmiana w regułach.