Czytając recenzje K2 (szczególnie zagraniczne) dowiedziałem się, że jestem alpinistą, wręcz himalaistą. Fajnie, szkoda tylko że o tym nie wiedziałem ;-) Niestety nie jestem ani jednym, ani drugim. Z alpinizmem owszem, mam coś wspólnego, wspinałem i czasami dalej się wspinam, ale w skałkach. Był okres, że robiłem to dość dobrze (dla znających temat dochodziłem do VI.4, w czasach gdzie maksymalne było VI.6+ – VI.7), ale nigdy nie wspinałem się w wyższych górach. Dlaczego, to nie jest teraz istotne, ważniejsze jest to, dlaczego zainteresowałem się wspinaczką.
Wszystko zaczęło się w czasach liceum, gdy jeden z moich znajomych zaproponował mi wyjazd w… jaskinie. Nim pojechałem ćwiczyliśmy wspinanie na starej, rozwalającej się baszcie, zjazdy na wiadukcie itp. W końcu pojechałem zwiedzić pierwszą dziurę i zaczęło się. Wpadłem po uszy. Kolejny wyjazd prowadziłem już ja, podziemny świat mnie zauroczył. Z jednej strony cuda jakie można tam zobaczyć potrafią zadziwiać za każdym razem, z drugiej to miejsce gdzie można się sprawdzić, pokonać strach, pokonać swoje słabości, przeżyć przygodę.
Jeździliśmy ze znajomymi na Jurę, nie taką jak obecnie, ale dziką. Dwadzieścia kilka lat temu na Jurze nie było miejsc noclegowych, nie było setek ludzi, to był pusty, cichy teren. Pod jaskiniami zostawialiśmy na godziny sprzęt, który po powrocie był w tym samym miejscu, nie naruszony (czasami trochę przez myszy ;-) ). Sprzęt jaki używaliśmy był tragiczny, liny nadawały się na wieszanie prania a nie do zjazdów, ósemki były robione przez znajomych, uprzęże szyło się samemu. Do wychodzenia używaliśmy węzłów, o „małpach” słyszeliśmy, ale nie było nas na nie stać. To był piękny czas, Bogu dziękuję że nikomu z nas nic się nie stało, a było czasami blisko…
Po kilku latach zabawy w chodzenie po dziurach, zacząłem pracować na kopalni. Wtedy zrezygnowałem z Jaskiń na rzecz skałek… w końcu za dużo dziur to nie zdrowo ;-) Obecnie znowu jeżdżę na Jurę w jaskinie, już nie tak często jak kiedyś, bardziej turystycznie z żoną, dziećmi i czasami znajomymi. Często przy okazji zwiedzania jaskiń śpimy tam… ten świat jest naprawdę piękny.
Pomysł na grę o Jaskini powstał dawno, ale nie tak dawno jak K2. W sumie powstał kilka lat temu, gdy poznałem już w świat gier planszowych. Chciałem w grze opowiedzieć o tym co miałem możliwość przeżyć. Chciałem opowiedzieć o zaciskach, o wspinaczce w podziemnym świecie. Pierwsza wersja gry powstała dość szybko. Oparłem ją o mechanizm kafelek, tak jak w Carcassonne, które już znałem i lubiłem. Gra działała, byłem z niej dumny (szczególnie z mechanizmu sprawdzania jak dużą część jaskini udało mi się wyeksplorować). Co ważne, była mi bardzo bliska, czułem że jest w niej część mojego doświadczenia. Zależało mi na dobrym wydaniu, zależało, żeby gra była nie tylko dobra ale i ładna. W tym czasie rozpocząłem współpracę z Granną – wydali moją pierwszą grę Hooop, więc postanowiłem podzielić się tytułem z nimi.
Granna (dokładnie pani Ewa Falkowska) podeszła do tematu z entuzjazmem. Pamiętam jej słowa, że widzi jak ta gra jest dla mnie ważna. To prawda. Wstępnie uzgodniliśmy że będą wydawcami, podesłałem im materiały i… pojechałem na Folkon. Folkon to spotkania które organizuję dla znajomych, przyjaciół, w górach, w Istebnej. Co roku jesienią zapraszam osoby, które poznałem przy planszówkach, tam wspólnie gramy, tam pokazuję swoje prototypy w różnym stadium rozwoju. To był pierwszy Folkon (jeszcze tak się nie nazywał, pierwszy nazwał go tak chyba Uiek), pokazałem wtedy między innymi dwie moje gry: Jaskinię i Kraby. Gry spotkały się z bardzo różnym przyjęciem. Jaskinia niestety nie wzbudziła emocji, osoby grały w nią, ale nie czuły klimatu, krytykowały abstrakcyjność zasad… nie było na ich twarzy widać tego znaku zachwytu. Przeciwnie wypadły Kraby, tu były emocje, radość. To był dla mnie cios. Zrozumiałem, że gra na takim etapie nie może zostać wydana. Napisałem do pani Ewy, że według mnie Jaskinia nie powinna zostać wydana. Zrozumcie, początkujący autor ma możliwość wydania gry, która jest mu tak bliska i co robi? Pisze, że nie, że nie powinna ujrzeć światła dziennego. Pani Ewa zrozumiała mnie, podziękowała za szczerość, Granna wydała Kraby, Jaskinie poszły w odstawkę. Wielokrotnie do nich wracałem w myślach, ale pudełko z elementami stało i czekało na swój czas. Po jakimś czasie dogadałem się z Granną, że ten projekt wraca do mnie, że jeśli będę chciał go wydać to mam wolną rękę.
Dwa lata temu premierę miała moja gra K2. Gra w której udało mi się pokazać, że potrafię zrobić grę klimatyczną. Gra, która wiele mnie nauczyła, między innymi cierpliwości. Powoli nadchodził czas na wyjęcie Jaskini z pudełka, zacząłem zdawać sobie sprawę, że Jaskinia też może się zmienić, że mogę ponownie spróbować się z nią zmierzyć… chociaż nie wydawało się to łatwe. Wiedziałem że słowami kluczami będą tu: klimat i emocje. C.D.N.
Hehe, ciekawe czy przed publikacją Ojca Chrzestnego napiszesz, że żaden z Ciebie grotołaz, a od dziecka byłeś żołnierzem mafii wodzisławskiej i tylko to Cię interesuje :P.
:D No Jacku uważaj, bo macki Wodzisławskiej mafii sięgają daleko :D
Czy zdjęcie nr 2, to jaskinia Kalesonowa? :)
Śpiąca ;-)