Z okazji Świąt życzę Wam, drodzy gracze, pięknych pakunków nie tylko pod choinką, chętnego towarzystwa do grania, czasu na najdłuższe nawet partie oraz nowych rekrutacji do naszego jedynie słusznego obozu planszówkowych maniaków ;) Dzisiejsza recenzja opowie Wam o grze, dzięki której do mojego obozu trafiła kolejna para. I to bardzo zaskakująca!
Colorpop to gra, jak się okazało, idealna dla starszego pokolenia pamiętającego z jednej strony skromne gry logiczne typu „Halma” i losowe umilacze czasu pokroju „Człowieku nie irytuj się”. Kiedy przyjeżdżałam do cioci i wujka z jakąś nową grą, a to by się pochwalić, a to by pokazać młodszej części rodziny, a to po prostu przy okazji w drodze z Pionka – zawsze chętnie zerknęli do pudełka, obejrzeli, pomacali i … odłożyli. Nie przekonywały ich żadne wymyślne grafiki, zapewnienia o prostych zasadach, wątłe instrukcje, czy obietnica dobrej zabawy. „To nie dla nas, grajcie sobie…” padało nieśmiertelnie za każdym razem.
W końcu przywiozłam Colorpopa.
Nie dlatego, że lubię gry logiczne, ani gry proste – bo nie jest to mój ulubiony gatunek – ale dlatego, że wyczułam nosem, że może to przemówi do ich wyobraźni. Owa prostota, jaką pamiętają z dawnych lat, a nie hordy kolorowych bohaterów i pstrokatych plansz skąpane w fantastyczno-westernowo-urbanistycznej fabule. I udało się! Plastikowa plansza 3D, porządne ciężkawe sztony i nic poza tym. Chwyciło! Chwyciło do tego stopnia, że zażyczyli sobie własnego egzemplarza pod choinkę, aby grać we dwójkę.
Co urzeka w tej prostej grze?
Kilka banalnych reguł, konieczność myślenia, odrobina losowości, możliwość przeszkadzania, wyobraźnia przestrzenna, no i oczywiście pstrykanie (tytułowe „pop”).
Gracze losują po jednym sekretnym kolorze i wypstrykują z nachylonej planszy grupy krążków w jednym kolorze. Można wypstrykiwać swój kolor, można cudzy, dowolnie. A im mniej swojego, tym lepiej. Grupa to przynajmniej 2 krążki, przy czym jest kilka białych jokerów, którymi można się wspomóc. Pstrykanie prowadzi do tego, iż w puste miejsce zsuwają się krążki znajdujące się powyżej, więc sąsiedztwo krążków nieustannie się zmienia. Jest to jednak zmiana kontrolowana, do której potrzeba nam właśnie tej namiastki przestrzennej wizualizacji. Celem gracza jest doprowadzenie do sytuacji, gdy to krążków jego sekretnego koloru pozostanie na koniec gry na planszy najmniej. W przypadku remisu (częsta sytuacja) wygrywa gracz, który sztonów swojego koloru zebrał mniej.
Jest tu naprawdę spora dawka kombinowania przed każdym ruchem.
Po pierwsze, jak w każdej grze z sekretnym elementem, nie należy zbyt wcześnie ujawniać swojego koloru. Po drugie, każdy ruch może pomóc nam i / lub zaszkodzić innym. Czy pstryknąć jednak grupę swojego koloru zanim zostanie rozbita, czy rozbić grupę innego koloru, najlepiej odłączając pojedyncze krążki, których z zasady zbierać nie wolno? Jak ukradkiem połączyć swoje pojedyncze sztony i jak sprawić, aby to ktoś inny je wypstrykał? Jeśli zdradzimy się za wcześnie, inni będą nam z pewnością odłączali nasze krążki i pozostawiali na pastwę losu. Można też, dla odmiany, przeszkodzić zabierając celowo grupę przeciwnika, aby nie mogła wchłonąć znajdujących się nieopodal samotników. Im dalej w partię, tym prawdopodbniejsze stają się sekretne kolory poszczególnych graczy i bardziej kąśliwe zagrania. Z jednej strony, nigdy nie można zapomnieć o grupowaniu swojego koloru, ale z drugiej też za bardzo się na tym skoncentrować. Gdy bowiem któryś kolor zniknie z planszy – jego właściciel wygrywa przed czasem i zazwyczaj znienacka. W tej prostej grze niedopilnowanie jednego z kolorów może się okazać tragiczne w skutkach. Bo natychmiast pojawia się chęć rewanżu ;)
POPsumowanie
Gra skaluje się dobrze, z zaznaczeniem, że na 5 graczy (komplet) wszystkie kolory są w użyciu i każdy ruch nabiera jeszcze większego znaczenia. Na 4 i 5 graczy można również uznać większą rolę przypadku w tym, w jakim układzie zostawiliśmy nasz kolor na końcu swojej poprzedniej tury, a w jakim go zastaliśmy na początku kolejnej. W mniejszą liczbę grających możemy natomiast obstawiać, które kolory są bezpańskie i nam nie zagrażają. W skrajnej sytuacji można pobawić się też samemu starając się wypstrykać jak najbardziej wylosowany kolor.
Colorpop jest grą szybką, kolorową, świetnie wydaną (obawiam się tylko – nie wiem, czy nie na wyrost – czy plastikowe giętkie uchwyty z drugiej strony planszy wytrzymają te ciągłe pstrykania), emocjonującą i w swojej kategorii po prostu bardzo dobrą. A fakt, że przekonało do gier dwójkę dotychczas opornych osobników zasługuje na największe uznanie. Dlatego z mojej strony najwyższa ocena.
Wesołych Świąt!
PLUSY: prosta, szybka, wciągająca, wymagająca myślenia i wyobraźni, przyjemna zabawa 3D, można grać samemu
MINUSY: na więcej osób może być nieco chaotyczna i mniej podatna na kontrolę
autor: Lionel Borg
wydawca: Gigamic, w Polsce G3 (2012)
czas gry: 20 minut
liczba graczy: 1 – 5
Ogólna ocena
(5/5):
Złożoność gry
(1/5):
Oprawa wizualna
(5/5):